53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2. Gniew

- Gdybyś tam była, może to ty byś teraz była na tym czarnym worku..

Usłyszałam z ust mojej matki. Nie wiedziałam co myśleć. Nie wierzyłam, że ona to powiedziała. Czy ona naprawdę powiedziała, że wolałaby, abym to ja nie żyła?

- Pogrzeb jest jutro. Może się ogarniecie z tatą i zjawicie się. Bo w końcu chcieliście go bardziej niż mnie...

Wróciłam do mieszkania, gdzie zastałam William'a i Harry'ego. Nie wiedziałam, że Will tu będzie, przecież on nic nie wiedział.
- William?
- Tak mi przykro...! - podszedł do mnie i mocno mnie uścisnął.

3. Targowanie się.

Siedziałam w naszym domu z Rose próbując coś tu ogarnąć i przygotować. Stypa będzie tu, więc porządek musi być.
- Rose? Możesz iść do jego pokoju.
- Nie chce... - pokręciła smutno głową. - Może gdybym poprosiła go, żeby poszedł ze mną, nic by się mu nie stało...? Prawda?

Może i tak, ale Riley... Nie wiem co by się stało. Nie mógł tego przewidzieć, a jasnowidza z nimi nie było. Jay ledwo porusza się w swoim mieszkaniu, jednak Olivia przyleciała i mu pomaga. Chociaż coś...
- Albo gdyby... - zaczęła ponownie.
- Rose! - walnęłam rękoma w blat kuchenny. - Go już nie ma! - spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. - Odszedł. Wyprzedził nas wszystkich! On odszedł. Na zawsze... - patrzalam na nią. - Nie ma nic... Nic co możemy zrobić, żeby go przywrócić. Bo on nie żyje!

Patrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, a ona walczyła ze łzami. Wzięłam swoją kurtkę i wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

*
Siedziałam w czarnej sukience i wpatrywałam się w czarną trumnę, którą zaczęto powoli spuszczać. Rodzice siedzieli obok zostawiając między nami krzesełko wolne.
Obok mnie siedział Will, który trzymał moją rękę, próbował mnie ogrzać, po tym jak dotykałam lodowate ciało brata. Pogoda nas rozpieściła, może dlatego, że Riley był wesołym człowiekiem?
Nawet nie zwracałam uwagi na słowa pastora, mówił coś o prochach... Trzęsłam się. Will to czuł, a na moim ramieniu co chwile spoczywała dłoń przyjaciół.

Przyszła prawie cała szkoła. Drużyna z Londynu i Kalifornii. Chłopcy ze zespołu. Dziadek Stanley. Ciocia Em i Tess, a nawet James. Możliwe, że dopatrzyłam się kilku nauczycieli z obu szkół... Ale kogo brakowało.
- Chodź - mężczyzna szepnął mi na ucho. - Wszyscy wsypali pasek, teraz ty...
- Nie chce... - zamknęłam oczy i przełknęłam gule w gardle.

Po skończonej ceremonii wszyscy się rozjechali. Zostałam sama na krzesełkach i wpatrywałam się w dziurę. Nie podeszłam wcześniej, bo nie jestem w stanie określić co bym zrobiła? Wsypała piasek czy może rzuciłabym się do trumny i ostatni raz przytuliłabym mojego braciszka.

- Wiedziałam... - jęknęłam nad dołkiem. - Mieliśmy wyjechać od razu...

Trzymając w ręce czerwoną różę, wrzuciłam ją, po chwili spuszczając z ręki mokry piasek.

William objął mnie i pokierował do auta. Po chwili napotkałam kogoś stojącego pod drzewem. Obciętego na krótko, w mundurze z symbolicznymi oznakami.
- Witaj, Di...
- Ric... - nie mogłam uwierzyć. - Jak mogłeś? Zostawiłeś nas. Mnie. Złamałeś obietnice, a teraz straciliśmy naszego brata. Spóźniłeś się! Była drużyna z Kalifornii i Londynu. Ciocia Em i Tess, James. Dziadek Stanley... To pogrzeb twojego najmłodszego i jedynego brata... - obejrzała się, a po chwili patrzałam w głąb jego oczu. - Przynajmniej odsłuchałeś wiadomość - prychnęłam z uśmiechem. - Idź wrzucić piach... Może poczujesz ulgę.

4. Depresja.

Podpierałam się o ścianę i upijałam duże łyki Whisky. Po co mi szkoło, jeśli mogę mieć całą butelkę.

Wyszłam z domu i zmierzyłam ku drodze. Zatrzymałam się chwiejącym krokiem dopiero na jakimś moście. Wyjrzałam za niego i spuściłam wódkę. Poczekałam jak spadnie i usłyszę rozbijające się szkoło. Kiedy tak było z szerokim uśmiechem klasnęłam w dłonie.

Przeszłam przez wzmocnienia i odwróciłam się twarzą do ulicy. Nic mnie nie trzymało, a cichy głos w mojej głowie powtarzał mi "Skacz!".
- Co ty robisz?! - usłyszałam zachrypnięty głos.
- Skaczę z bungee - wydukałam, po chwili śmiejąc się. - Takiego hardcorowego, bez zabezpieczeń.
- Skończ. Jesteś pijana... Podaj mi rękę.
- Tą? - puściłam się jedną ręką. - A może... - Harry złapał mnie i trzymał. - Puść - szepnęłam.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- Nic mnie tu nie trzyma. Riley odszedł. Ty mnie krzywdzisz. Rodzice powiedzieli mi, że woleli widzieć mnie w tym worku. A Ric... Sama nie wiem? - powiedziałam cicho. - Więc puść mnie - kazałam łamiącym się głosem. - Nikt mnie nie potrzebuje.
- Daisy. Ja cię potrzebuje. Proszę złap się mnie... - jęknął.
- Nie powiedziałam mu tego... - popłakałam się.
- Czego, Daisy?! - jęknął głośniej.
- Że go kocham... - spojrzałam w oczy Harry'ego.
- On o tym wie! Daisy, jeśli ty skoczysz ja skocze za tobą, bo szaleje za tobą. I bardzo cię kocham, więc błagam...! Złap się mnie!

Kocha mnie? Szaleje za mną?

5. Akceptacja.

- On nie żyje, ale ty tak! Więc proszę cię... Daisy nie umieraj!

Objęłam go mocno, a po chwili Harry mnie wciągnął. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Ugięłam się padając na kolana, kędzierzawy złapał mnie i ścisnął.

- On nie żyje. Harry on odszedł!
- Tak, kochanie. Riley nie żyje.
- Taak... Bardzo go kochałam...

~•~

Teraz tak tych 5 Stanów, oczywiście są prawdziwe są opisane w książce "5 etapów żałoby - Elisabeth Kübler-Ross ". Oczywiście nie są tak od razu, po prostu chciałam pokazać tu takie nawiązanie, choć nie wiem czy mi się udało :/

Komentarze i ★ mile widziane. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro