2. Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Camilla opamiętaj się. - poprosił cicho David, patrząc na mnie z takim bólem, że prawie mnie to zaczęło boleć. Prawie, bo ja nie mam serca, ani uczuć. - Jeszcze nie jest za późno. Jeśli wrócisz z nami, będziesz mogła żyć normalnie, może jeśli zostaniesz światkiem koronnym, to nawet uda ci się wrócić do policji. Brown, Clemark i Simpson, ci wybaczą. Ja ci wybaczę. Znów będziemy mogli być razem, jak kiedyś. Wystarczy twoje jedno słowo, a we wszystkim ci pomogę. Wróć ze mną. Wróć do mnie.

- Chyba cię popierdoliło koleś. - warknął Nick, wstając z miejsca, przez co i ja byłam zmuszona to zrobić.

Mimo wszystko dalej byłam w szoku wyznaniem chłopaka. Powiedzenie, że się tego nie spodziewałam byłoby niedopowiedzeniem roku. To jest przecież David, chłopak którego zdradziłam po pijaku z Nickiem, a później olewając go uciekłam z Twenty. Powinien być wściekły, nienawidzić mnie, a nie kurwa pierdolić o wybaczaniu. Lubię patrzeć, jak on cierpi, a nie do cholery próbuje mnie nawrócić.

- Nie wtrącaj się. - powiedział odważnie David, a ja spojrzałam na niego, jak na idiotę.

- Pojebało cię, jeśli myślisz, że do ciebie wrócę. - zaśmiałam się, widząc w jego oczach ból. - Myślisz, że mając do wyboru Nicka i ciebie, jest chociaż cień szansy, że będę z tobą? Wolałabym już się chyba lizać z jakąś męską dziwką, niż z tobą. Nie znaczysz dla mnie nic, a czasu spędzonego z tobą nie żałuję tylko z jednego powodu. Mogłam się pośmiać z tego jaką ciotą jesteś.

Po moich ostatnich słowach ból w oczach chłopaka był prawie tak samo namacalny, jak nienawiść w tych należących do blondynki. Oba te uczucia były prawie na wyciągnięcie ręki i w sumie w podobnym stopniu sprawiały mi radość. Jestem suką, ale mi to nie przeszkadza. Uczucia sprawiają ból, najlepiej jest je wyłączyć.

- Zastanów się. Nie jesteś taka. Chciałaś zmiany, okey, ale to się nie sprawdzi na dłuższą metę. Cale życie chcesz uciekać przed odpowiedzialnością? W końcu się potkniesz, a wtedy może być za późno. Ze mną ci nic nie grozi. Nikt nie będzie czyhał na twoje życie. Będziesz bezpieczna.

- Zaryzykuję. - prychnęłam - Nie potrzebuję opieki, a już na pewno nie... - urwałam, lustrując go wzrokiem. - Twojej.

- Pamiętaj, że zawsze będę na ciebie czekać. - powiedział cicho, wywołując mój śmiech.

- Uwierz mi, że nie musisz.

- Ale i tak będę.

- Dobra skończ pierdolić. - mruknął, wkurwiony Nick. - Pay dzwoniła. Idziemy.

Pokiwałam głową i całą siódemką skierowaliśmy się do wyjścia dla pracowników, po drodze jeszcze chłopacy złapali dwójkę ludzi, związanych pod przeciwległą ścianą i tak podeszliśmy do drzwi.

- Wy przodem. - Junior wskazał dwójce policjantom i cywilom drzwi, które szybko otworzył w czasie, gdy reszta z nas przyciskała spluwy do skroni zakładników.

- Nie strzelać. - warknął Nick, do siedmiu policjantów, którzy momentalnie wycelowali w naszym kierunku bronie. - No chyba, że chcecie żeby z nich powstał durszlak.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, a następnie na dwójkę stojących przy nas gliniarzy.

- Oni nie żartują. - powiedział głośno David. - Słyszeliście co robić.

Wszyscy niepewnie opuścili broń, ale dalej trzymali ją w pogotowiu, tak jakby nam nie ufali. W sumie mieli rację, bo nie minęła minuta, a każdy z nich leżał martwy u stóp Pay, Le, Max'a i czterech innych ludzi od nas.

Nie czekając na nic więcej wrzuciliśmy torby z hajsem do auta, a chwilę później sami do niego wskakiwaliśmy.

- Camilla! - krzyknął David, gdy wsiadałam do samochodu, zatrzymując mnie w pół kroku. - Mogę ci dać wszystko co on ci daje, a nawet więcej. Wystarczy, że nie wsiądziesz z nimi do auta. Wiem, że nie chcesz całego życia ryzykować. Teraz się wyszalejesz, ale co będzie później? Do końca życia będziesz mordować? Wróć ze mną. Proszę.

- Wsiadaj Ila! - krzyknął Nick, widząc, że w dalszym ciągu jestem jedynie jedną nogą w środku. - Ila to cholery!

Spojrzałam raz na niego, a nas na bruneta, w głowię jeszcze raz analizując wszystkie za i przeciw, ale w końcu odepchnęłam się, robiąc to co powinnam.

Decyzję podjęłam już jakiś czas temu i zdecydowanie byłam jej pewna w stu procentach. Owszem kiedyś mi zależało na Davidzie, ale to była przeszłość. Tamto życie było monotoniczne, spokojne i najzwyczajniej w świecie nudne. Praca w policji nie sprawiała mi radości, a gotowanie obiadków, nawet dla przyjaciół, zdecydowanie nie było dla mnie. Gang pomimo tego jakie ryzyko za sobą niesie, pomimo tego, że w każdej chwili może mi się nie udać uciec przed kulką, a każdy następny dzień stoi pod znakiem zapytania, skutkowało tym, że moja twarz wykrzywiała się w uśmiechu. Lubiłam to co robiłam, kochałam adrenalinę, niebezpieczeństwo oraz ryzyko i nie wyobrażałam sobie żeby teraz tego zabrakło. Mimo tego ile żyć powinnam mieć na sumieniu, nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną.

Gdy tylko wsiadłam do samochodu, Nick ruszył z piskiem opon, pokrywając kurzem wszystko co znajdowało się za nami. Kątem oka w lusterku widziałam, że był wkurwiony i to solidnie. Z doświadczenia wiedziałam, że skończy się to kłótnią, a jej wolałam nie prowadzić w towarzystwie osób trzecich. Nick był chyba tego samego zdania, bo pomimo swojej porywczości, zagryzł zęby i z zawrotną prędkością prowadził do naszej kryjówki.

Droga mimo, że nie była najkrótsza, a dodatkowo zmuszeni byliśmy jeździć różnymi objazdami, aby zgubić psi ogon, to i tak zajęła nam niecałe trzydzieści minut. Wkurwiony kierowca, to jednak niebezpieczny kierowca. Driftom i jazdom pod prąd nie było końca, ale nie bałam się.

Dzięki takiemu stylowi jazdy po naprawdę krótkim czasie znajdowaliśmy się przed budynkiem, a mój wkurwiony chłopak momentalnie wyszedł z auta, a następnie spiorunował mnie wzrokiem.

- Ty idziesz ze mną. - warknął, po czym zniknął za drzwiami budynku.

Westchnęłam głośno, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, jaką głupotą byłoby się z nim kłócić... A przynajmniej teraz I tutaj.

- Weź moje torby. - poprosiłam Eri, a gdy ta pokiwała głową z westchnięciem ruszyłam do budynku.

Nie musiałam się długo zastanawiać, gdzie on jest, bo najzwyczajniej w świecie to wiedziałam. Nie są to żadne magiczne umiejętności, ani nic w tym stylu, a po prostu dobrze go znałam. Skierowałam się do jego gabinetu i tak, jak myślałam Nick siedział już na swoim fotelu.

Gdyby nie fakt, że miał na sobie bojówki, top, skórzaną kurtkę oraz glany, a to wszystko w czarnym kolorze, a w "gabinecie" zamiast tony papierów, piętrzyła się broń, można by pomylić to pomieszczenie z biurem jakiegoś biznesmena. Stonowane kolory, olbrzymie biurko, a przy nim dwa fotele. Szatyn siedział na obrotowym krześle, przodem do drzwi, a z jego oczu zionęła czysta wściekłość.

- Siadaj. - warknął, więc posłusznie zajęłam miejsce na cholernie niewygodnym fotelu na przeciwko. Zaczęłam się wiercić, aby znaleźć wygodną pozycję, ale bez rezultatu. Jakby się nie obrócić i tak coś uwierało. - Ręce na podłokietniki. - syknął przerywając moje kombinacje.

- Chyba żartujesz. - prychnęłam. - Wiem co to za fotel.

- Ręce na podłokietniki. - powtórzył wkurzony, więc westchnęłam i posłusznie oparłam przedramiona na wskazanej części krzesła, a metalowe kajdany automatycznie się zatrzasnęły na moich nadgarstkach.

Szczerze nie miałam pojęcia ile zabezpieczeń ma ten fotel, ale wolałam nawet nie próbować się tego dowiadywać. Jedyne czego byłam pewna, to metalowe ograniczniki ruchu dla rąk i nóg. Nie było to szczególnie uciążliwe, ale mimo wszystko niekomfortowe.

Chłopak bez słowa przysiadł na biurku, przez co musiałam solidnie zadrzeć głowę do góry, aby móc mu spojrzeć w oczy.

- Co to do cholery było? Kto to w ogóle był?

Zastanowiłam się chwilę przed odpowiedzią, ale koniec końców nie widziałam sensu w kłamaniu, ani zatajaniu prawdy.

- Mój były. Ten, którego zdradziłam, gdy przespałam się z tobą po pijaku. - wyjawiłam, a szczęka chłopaka jeszcze mocniej się zacisnęła.

Kurwa, jakie zęby są jednak wytrzymałe... Od takiego nacisku, już dawno powinny się połamać, a jednak dalej są w całości.

- Czyli chciałaś uciec ze swoim byłym?! - krzyknął wkurwiony do granic możliwości. Gdyby to było możliwe to dym wyleciałby mu uszami.

- Nie chciałam z nim uciekać. - zaprzeczyłam zgodnie z prawdą

- Wahałaś się. - zauważył. - Chyba nie chcesz, żebym zademonstrował ci co się dzieje, gdy jakiś gangster okaże nam brak lojalności?

- Kwestionujesz moją lojalność?

- Wahałaś się! - wrzasnął. - Zastanawiałaś się czy nie odjechać z tym jebanym lalusiem! I się jeszcze pytasz, czy kwestionuję twoją wierność?! Z tego co wiem, to nie masz obiekcji przed zdradzaniem.

Dopiero po tych słowach, w jego oczach oprócz samej wściekłości, udało mi się zauważyć także zazdrość. I dopiero wtedy zrozumiałam, że nie chodzi tylko o lojalność wobec gangu, ale także kieruje nim najzwyczajniejsza w świecie zawiść.

- Mówisz teraz o Twenty, czy o nas? - zapytałam spokojnie

- Nie wkurwiaj mnie bardziej, niż jestem. - warknął

- Jestem wierna Twenty i tobie. - zapewniłam, równie cicho, co wcześniej

- Skąd mam mieć pewność, że nie będziesz za naszymi plecami spiskować z policją? Już raz tak zrobiłaś, tylko odwrotnie. Wątpię, żebyś potrafiła być wierna komuś dłużej, niż rok.

- Mam ci przypomnieć, że początkowo działałam, pod twoim przymusem? - zauważyłam

- Ale później już z własnej woli. Odeszłaś od policji, zdradzając ją. Kazałem ci zdecydować, ale mogłaś to zrobić w dowolnym momencie, a wykorzystałaś ich słabość. Lubisz zdradzać, przyznaj się.

- Nie zdradzę ciebie, ani Twenty. - mruknęłam zirytowana tym, ile razy muszę powtarzać to jedno zdanie.

- Nie zaprzeczasz, że lubisz zdradzać. - zauważył. - Skąd mam mieć pewność, że akurat teraz zaczniesz się powstrzymywać?

- Dokładnie wiesz w którym kurwa momencie podjęłam decyzję i co wybrałam! Mojej lojalności wobec Twenty nikt i nic, nigdy nie podważy. - odpowiedziałam pewnie.

- Dlaczego mam ci wierzyć?

- Udowodnię ci to.

- Jak?

- Zrobię wszystko. Nie ma rzeczy, ani osoby, która by mnie ograniczyła, albo sprawiła, że tego nie zrobię. - nigdy nie byłam tak pewna swoich słów, jak w tym momencie, ale następne słowa chłopaka lekko ostudziły mój zapał i zmusiły do przeanalizowania wszystkiego.

- Nic? Nawet gdybym kazał ci zabić tego lalusia? Zrobiłabyś to? - zapytał, a ja zamyśliłam się na chwilę.

David był moim przyjacielem, a później także chłopakiem. Zależało mi na nim i to bardzo. Ale wtedy zależało mi także na wielu innych osobach i rzeczach. Teraz już nie jestem tą samą dziewczyną. Rzeczy na których mi zależy jest bardzo mało, a te za których mogłabym się poświęcić są jeszcze mniej liczne. A jedną z takich rzeczy był właśnie gang. Dla czego, jak dla czego, ale moja lojalność wobec Twenty naprawdę była niepodważalna.

- Tak. - odparłam z pewnością w głosie. Chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam tylko brak wiary w moje słowa, co mnie naprawdę zirytowało. - Nie wierzysz mi, to mnie uwolnij i daj mi broń. Za maksymalnie godzinę wrócę tu z jego głową i to dosłownie.

Po mojej obietnicy zapanowała cisza, a przez ten czas Nick mi się dokładnie przyglądał.

- Ufam ci. - powiedział w końcu. - Ale jeśli jeszcze raz okażesz brak lojalności wobec Twenty, albo wobec mnie, to z całą pewnością mogę ci zagwarantować co cię czeka i nie spodoba ci się to. Najpierw dam ci nauczkę, taką samą jak każdemu, kto chociaż w najmniejszym stopniu pokazuje brak stuprocentowej lojalności, a następnie karzę ci zamordować podczas tortur te cioty. Rozumiesz?

- Tak. - potwierdziłam cicho, a chłopak szybko podszedł i na moich ustach złożył mocny pocałunek.

To nie był wyraz uczucia, miłości, przywiązania, czy nawet namiętności, lub pożądania. To było najzwyklejsze w świecie zaznaczenie swojego terenu. Brutalne, pierwotne i zwierzęce pokazanie kto tutaj rządzi. I mimo, że jestem zdecydowanie za równouprawnieniem i przeciwko powierzchownemu traktowaniu, musiałam przyznać, że to mi się cholernie podobało i było naprawdę gorące.

- Jesteś moja. Powiedz to. - syknął na chwilę odrywając się od moich ust.

- Jestem twoja. - potwierdziłam, a on ponownie zamknął moje usta pocałunkiem, który ze zwierzęcego zmienił się w gorący i namiętny.

Nawet nie wiem kiedy i jak uwolnił moje nadgarstki, lecz po tym jak je trzymał przez najbliższy czas i tak będę miała siniaki, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało, a uwaga jaką poświęcał przy tym reszcie mojego ciała, z całą pewnością mi to wynagradzała.

- Nigdy, ale to nigdy, o tym nie zapominaj. - warknął, po czym ponownie przywarł do moich ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro