2. Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA! WATTPADOWI ODWALA. SPRAWDŹ NUMER ROZDZIAŁU, KTÓRY OSTATNIO PRZECZYTAŁEŚ/PRZECZYTAŁAŚ I SPRAWDŹ CZY CZYTASZ W DOBREJ KOLEJNOŚCI!

Jeszcze raz najlepszego Tośka! Tosiek_18

Następnego dnia, po obudzeniu, wszystko było tak, jakbyśmy nigdy nie jechali do NY z Chicago, a w sumie jakby nigdy nas tam nawet nie było, bo nie zostawiliśmy po sobie żadnych śladów. Tak samo nie było żadnych oznak, wczorajszego naćpania się Pay, a jedyny dowód, że Nick wyżywał się na Mike'u był w postacie ran i siniaków na twarzy blondyna. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak po wejściu do sypialni pomogłam rozładować tą całą agresję Nickowi, ale nie jest tajemnicą, że prysznic, który chciałam wziąć wczoraj, brałam dopiero po obudzeniu się i sprawdzeniu godziny.

Nick jeszcze obok mnie spał, a ja nie miałam zamiaru go budzić, więc jedynie wyplątałam się z jego wszędobylskich-nawet-przez-sen-dłoni, a następnie ruszyłam do łazienki. W sumie dopiero teraz miałam okazję się jej przyjrzeć, a gdy do mojego jeszcze przyćmionego snem umysłu, dotarła, że poza prysznicem jest tu też wanna, w szybkim tempie (a przynajmniej teoretycznie) podeszłam do niej, napuszczając do środka ciepłej wody. Na blacie obok umywalki stała moja kosmetyczka, z której wyjęłam płyn do kąpieli, żel pod prysznic i klamrę do włosów.

Moje czarne kłaki szybko i byle jak upięłam na czubku głowy, a po rozebraniu się i puszczeniu cicho muzyki na telefonie, weszłam do gorącej wody, uprzednio nalewając jeszcze do niej cytrynowego płynu.

Nie wiem, kto normalny montuje wannę na środku łazienki, ale w chwili obecnej ona mogła być zamontowana nawet na suficie, a o ile dało by się w niej poleżeć ja bym nie narzekała.

Szybko się umyłam, a gdy byłam już czysta i opłukana, wygodnie położyłam się w wannie.

Westchnęłam błogo, gdy oparłam głowę na zwiniętym ręczniku, a ciepła woda otuliła moje ciało. Dla takich chwil warto żyć. Do moich uszu docierały utwory z albumu Meteora Linkin Park, brakowało tylko lampki wina i świeczek, chociaż w moim świcie bardziej whisky i koktajli Mołotowa, no ale co zrobić, nie można mieć wszystkiego.

Przymknęłam oczy, koncentrując się na odczuciach: muzyce, zapachu cytryn, ciepłej wodzie, a moim myślom pozwoliłam dryfować na wszystkie strony. Od czasów, gdy nie wiedziałam o State, a co dopiero o Twenty, przez pracę w Interpolu, aż do mojej przyszłości. Ten ostatni temat jednak szybko porzuciłam, bo zdecydowanie nie miałam na tyle bujnej wyobraźni, żeby przewidzieć co mnie czeka, bo pozostawia to zbyt wiele niewiadomych. Ostatecznie swoje myśli zawiesiłam na State, a później Interpolu.

Gdy się dowiedziałam, że Simpson chce naszą całą ósemkę zatrudnić na stałe, myślałam, że wygrałam życie. Kurwa, jaka ja głupia wtedy byłam, a i tak o niebo mądrzejsza od mojej Chicagowskiej wersji, jeszcze za nim dowiedziałam się o istnieniu State. Ten mój okres buntu, gdy chciałam pokazać rodzicom, że nic dla mnie nie znaczą, a jednocześnie łudziłam się, że mnie zauważą, gdy będę sprawiała problemy. Prawda była jednak taka, że czym więcej problemów sprawiałam, tym bardziej oni mieli na mnie wylane, a ja coraz bardziej się wkręcałam. Podobno "złe towarzystwo" kryje się za każdym rogiem, a wkręcenie się w nie jest dziecinnie proste... Fajnie by było i prawdą jest, że jeśli w zasadzie wychowała cię ulica, to nawet nie orientujesz się, kiedy w nie wpadłeś, ale jeśli jesteś ze stereotypowego dobrego domu, to sprawa się komplikuje. Chcąc nie chcąc, chociaż nie wiadomo jak byś się tego wypierał, masz jakieś zachowania typowe dla otoczenia, nie da się ich tak łatwo pozbyć. Masz jakieś ograniczenia, bo tak nie wypada, bo nie tak zostałeś wychowany. Potrzeba czasu, aby nauczyć się, że trzeba się uczyć na swoich błędach, żeby olać konsekwencje. Ale próbę masz tylko jedną. Jeśli raz pokażesz, jak to dobrze wychowany jesteś, to możesz nie dostać drugiej szansy, na pokazanie, że we wnętrzu masz buntownika.

Mi się to na szczęście udało, ale w moim wypadku wyglądało to kompletnie inaczej. Nie miałam jakiś wtyk wśród przyjaciół, bo nie miałam przyjaciół. Na mojej ulicy nie grasował żaden bandzior, a syn sąsiadki nie był dilerem, ale przede wszystkim moim zamiarem nie było wpadnięcie w złe towarzystwo, ani nawet zawieranie nowych znajomości. Poszłam do klubu, aby najzwyczajniej w świecie się najebać. Ciul z tym, że nie miałam dwudziestu jeden lat, podrobionego dowodu tym bardziej nie posiadałam, ale zawsze wyglądałam na starszą niż w rzeczywistości. Mocniejszy makijaż, odrobina flirtu i fart, a bramkarz, a później barman nie wymagali dowodu. Później też nie było stereotypowo. Nie podszedł do mnie żaden przystojniak zapytać "czemu, taka ślicznotka samotnie topi smutki w alkoholu", nie zaprzyjaźniłam się z sąsiadem ze stołka obok, nie poderwałam nikogo moją parodią tańca po pijaku, ani też nie zrzygałam się na niczyje buty. To by było zbyt proste, a moje życie zawsze musi się komplikować. Wylałam wódkę na właściciela klubu, z którym zaczęłam się kłócić. Zagroził, że zadzwoni po policję, a głupia ja mu wtedy uświadomiłam, że dostanie po dupie za sprzedawanie alkoholu nieletnim. Jak się później okazało był wkurwiony, bo kelnerka i tancerka się zwolniła i to jeszcze przez telefon. W końcu udało nam się dogadać, że obejdzie się bez policji, a nawet zawarliśmy umowę, że ja będę przychodziła na zastępstwa, jako kelnerka, a w zamian będę miała możliwość picia w jego klubach. Trochę później zaczęłam też tańczyć, a dzięki temu miałam darmowe alko. Tak też poznałam Tylera i resztę, a wtedy już poszło z górki. Prowadziłam podwójne życie i o dziwo lubiłam to. To ryzyko, że jeden świat się spotka z drugim. Ale ostatecznie sama popełniłam błąd, zapraszając ludzi z jednego świata do drugiego.

- Trzeba było mnie obudzić. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Nicka, ale zamiast się przestraszyć, szeroko otworzyć oczy, próbować się zasłaniać, czy cokolwiek, ja się jedynie uśmiechnęłam, dalej nie otwierając oczu.

- Nie potrzebowałam twojej pomocy, więc nie widziałam sensu w budzeniu cię. - powiedziałam szczerze.

- Gdy w grę wchodzisz ty bez ubrań, to zawsze jest potrzebna moja pomoc. - oznajmił poważnie, a ja się zaśmiałam. - Długo tu siedzisz?

- Nie mam pojęcia. - przyznałam, w końcu otwierając oczy. Dopiero teraz dotarło do mnie, jaka chłodna woda się już zrobiła - Ale chyba tak.

Podniosłam głowę, która przez nietypową pozycję lekko zdrętwiała, więc zaczęłam nią kręcić na boki, dłońmi lekko masując kark. Gdy wszystko wróciło względnie do normy, podniosłam się i zaczęłam wycierać.

- Masz siniaki na udach i nadgarstkach. - zauważył Nick.

- Do wczorajszego przyjazdu ich nie miałam, a sama też ich sobie nie zrobiłam. - zaśmiałam się. - A i tak wyglądają lepiej niż mój tyłek.

Chłopak szybko mnie odwrócił plecami do siebie, a gdy spojrzał na moje pośladki jęknął.

- Kurwa, nie wiem, czy mam przepraszać, bo z jednej strony głupio mi, że tak się na tobie wyżyłem, ale z drugiej widok mojej dłoni odciśniętej na twoim tyłku, jest cholernie gorący. - oznajmił, a ja się jedynie zaczęłam śmiać.

- Nie masz za co przepraszać, bo sama ci zaproponowałam, żebyś inaczej spożytkował te emocje, ale nie licz, że więcej ci na takie coś pozwolę. Wiesz jak niewygodnie się siedzi z siną dupą?

- Domyślam się. - oznajmił rozbawiony, a następnie znowu mnie odwracając, mocno do siebie przycisnął.

- Do czego to doszło, że wielki Nicolas Johanson się przytula i to z własnej woli? - zakpiłam.

- Więc uważasz, że mam wielkiego?

- A podobno to dziewczyny rozumieją wszystko tak jak chcą. - zaśmiałam się.

- Ale wracając do twojego pytania. Ja nie mam koszulki, a ty w ogóle ciuchów, więc właśnie przyciskasz swoje cy...

- Dobra, skończ. - przewróciłam oczami. - Lepiej mi powiedz, że dzisiaj mamy wolne.

- Nie do końca. Jedziemy z Killerem do klubu. - oznajmił - Przedstawi nam ważniejszych ludzi stąd.

- A ja będę mogła potańczyć i popić. Wchodzę w to.

- Tobie zależy tylko na piciu. - prychnął.

- Tak, jak tobie tylko na seksie. - zakpiłam, po czym cmoknęłam go w policzek, wymijając i wracając do sypialni, gdzie na szczęście miałam już wypakowane rzeczy, za co będę musiała podziękować Pay. - O której jedziemy? - zapytałam

- Za cztery godziny mamy się z nimi spotkać, ale godzina na dojazd.

- Ej, to która jest godzina? - zdziwiłam się

- Czwarta po południu.

- Co? - zdziwiłam się. - Byliśmy tu o czwartej po południu wczoraj.

- Dokładnie. Ale poszliśmy spać koło dziesiątej wieczorem...

- A ja o wpół do trzeciej poszłam się kąpać. - dokończyłam za niego. Nie dość, że spałam ponad piętnaście godzin, to jeszcze kąpałam się przez dwie i pół. - Marnowanie czasu level ekspert. - prychnęłam, wywołując śmiech szatyna.

- Pojedziesz jeszcze z Ri i Juniorem na zakupy spożywcze? - zapytał

- Zakupy, jako zakupy, czy kradzież tira?

- Pomiędzy. Za godzinę chłopcy mają zatrzymać tiry pięćdziesiąt kilometrów od nas i potrzeba ludzi z autami, żeby przewieźli. - wyjaśnił, a ja pokiwałam głową na zgodę. - Dobra, to idę powiedzieć im, że jedziecie, a ty się szykuj.

***

Półtorej godziny później parkowaliśmy już w podziemnym garażu, gdzie czekały osoby, które miały przenieść łup do lodówki i spiżarni. Taka robota była dla nas już normalna. Szczerze to za pierwszym razem wydawało się to o wiele bardziej ekscytujące, ale to może, też dlatego, że wtedy brałam udział w samym porwaniu tira, a nie tylko jako dostawca. Ale w każdym razie wyglądało to tak. Piętnaście osób od nas w sportowych autach, jeszcze po dodatkowym tuningu, atakowało tiry, które jechały z magazyny do supermarketu. Zawsze jechały w pseudo konwojach, ale nasi byli wcześniej poinformowani ile, kiedy, gdzie i z czym, więc pozostało jedynie zabicie lub ogłuszenie kierowcy i dostanie się do środka. Zresztą chyba każdy oglądał "Szybkich i Wściekłych"... No to akcja wyglądała podobnie, tylko zamiast sprzętów elektronicznych, kradliśmy jedzenie. Później zjeżdżaliśmy w jakąś ślepą uliczkę, i towar z tirów, przekładaliśmy do aut, zdobywając jedzenie w sumie na około dwa tygodnie. Bo prawda jest taka, że trochę nas było, a bogaci są skąpi. Po co wydawać tysiące na żarcie, skoro możemy je mieć za darmo.

Szybka, łatwa i przyjemna akcja.

Po powrocie do domu zaczęłam szykować się na imprezę, a ponieważ już od dawna nie miałam okazji wyszaleć się w klubie, więc byłam bardziej, niż zwykle podjarana. Obcisła krwistoczerwona sukienka do połowy uda, zapinana na zamek, ciągnący się przez całą jej długość z przodu kreacji, wysokie szpilki z paskami na kostce i mocny makijaż. Z brwi i nosa zniknęły moje kolczyki, zostawiłam tylko ten w języku, pępku i wardze. Rozpuszczone włosy opadały, jak chciały na moje ramiona, ale oczywiście nie byłabym sobą, gdyby na moim udzie nie zagościł bat i opaska na broń. Przez krój sukienki nie mogłam włożyć stanika, a co za tym idzie, nie miałam gdzie schować telefonu, więc dzisiejszą noc musiał spędzić na szafce w sypialni.

- Chyba cię pojebało, jeśli myślisz, że w tym pójdziesz. - syknął Nick, gdy tylko mnie zobaczył.

- Niby czemu?

- Ta sukienka więcej odkrywa, niż zakrywa.

- Mam ci wypomnieć, jaki strój dla mnie wybrałeś na naszą pierwszą imprezę? - zaśmiałam się przypominając sobie tamten outfit.

- Ale wtedy nie byłaś moja. - warknął.

- No to teraz tym bardziej nic mi się nie stanie. Nie dość, że ja bym spuściła wpierdol osobie, która by się do mnie przyczepiła, to jeszcze ty byś go zabił. Wyluzuj Nick.

- Dobra. - mruknął, przez zaciśnięte zęby. - Ale masz nigdzie beze mnie nie chodzić, jasne?

Przewróciłam oczami, ale pokiwałam głową, a dzięki temu, już po dziesięciu minutach jechaliśmy na miejsce. Oczywiście Nick wybrał auto, bo uznał, że w takim stroju przyciągnę za dużo uwagi, a poza tym wszystko mi będzie widać, jeśli pojedziemy motocyklem.

Droga faktycznie nie należała do najkrótszych, bo z jednych przedmieści, musieliśmy dojechać na drugą stronę miasta. Na ulicach już powoli pustoszało, bo za niecałe sześćdziesiąt minut, rozpoczyna się godzina policyjna.

Klub, jak to klub. Z zewnątrz zwykły budynek, a wewnątrz miejsce demoralizacji młodych ludzi. No, ale czy gangstera można jeszcze bardziej zdemoralizować? Raczej wątpliwe, dlatego bez wahania opuściłam pojazd, a następnie z ręką Nicka, owijającą mnie w pasie, przekroczyłam próg klubu.

Mimo, że teraz imprezował tylko półświatek, a normalni ludzie, przychodzący na imprezy musieli być cholernie odważni, albo naprawdę tępi, ale mimo wszystko imprezy pozostały niezmienione. Głośna muzyka, dudniąca w uszach, hektolitry alkoholu, narkotyki, tańce i seks. Tak właśnie wyglądały typowe imprezy w których brali udział najróżniejsi dilerzy.

- Gdzie mamy się z nimi spotkać? - krzyknęłam do ucha szatyna, a on ruchem głowy wskazał na bar, więc udaliśmy się w tamtym kierunku. Miejsce barmana na całe szczęście było w sąsiedniej sali, a co za tym idzie, muzyka była o wiele cichsza.

- Camilla. - odezwał się Killer, a na jego twarzy pojawił się typowy dla niego lekko psychiczny uśmiech. - Wyglądasz oszałamiająco. Do twarzy ci z bronią.

- Cześć Killer. - zaśmiałam się. - Myślałam, że to już ustaliliśmy.

- Podać coś? - przerwał nam barman, za co otrzymał zabójczy wzrok O.G. NE Waszyngton.

- Cztery razy podwójna whisky z lodem. - warknął, a następnie powrócił spojrzeniem do mnie. - Bo ustaliliśmy, ale musiałam ci to powtórzyć.

- To dziękuję za komplement i wiedzę, że dalej nie zapomniałeś co najbardziej lubię pić. - powiedziałam rozbawiona.

- Jakżebym śmiał? - ironizował, ale po chwili naszą rozmowę przerwało chrząknięcie dwójki towarzyszących nam mężczyzn. - Oj widzę, że ktoś tu nie ma cierpliwości. - zaśmiał się. -No już dobrze, przejdźmy do konkretów. To jest Cox, O.G. NYC, a to Nick boss Chinatown z Waszyngtonu. - przedstawił ich sobie Killer.

- A ona? - zapytał Cox, pokazując głową na mnie. - Nie mam zamiaru gadać przy osobistej dziwce tego tu.

- Ona, to Camilla Thomson, pseudonim Ila, była policjantka, która wykiwała Interpol, dowodząc akcją zatrzymania Twenty w całych Stanach, a potem uciekła razem z China. - streścił mój życiorys mężczyzna, a ten cały Cox gwizdnął.

- A jak z kartoteką?

- Kilkadziesiąt morderstw z wyjątkowym okrucieństwem, wyścigi, handel narkotykami i bronią, zastraszenia i oczywiście udział w zorganizowanej grupie przestępczej. - odpowiedziałam za niego. - Udowodnione osiem morderstw. Cztery listy gończe i groźba kary śmierci za zdradę Stanu. Wystarczająca na rozmowę z tobą? - zakpiłam, wywołując śmiech Killera.

- I jak tu jej nie lubić. - zaśmiał się

- Wystarczająca. - potwierdził Cox, ignorując wtrącenie Killer. - To ty kogoś szukasz, nie?

- Tak. - potwierdziłam. - Szukam Fox'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro