2. Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co się tam wydarzyło? - zapytałam przyjaciół, gdy dobre półtorej godziny później skończyłyśmy opatrywać całą czwórkę.

Obecnie pełną grupą, razem z przytomnym już, ale lekko otumanionym środkami przeciwbólowymi, Maxem, siedzieliśmy w głównej szpitalnej sali. Było tu pięć łóżek, więc akurat tyle ile potrzeba. Jedno z nich tymczasowo było własnością Pay, a kolejne należało do Max'a, ale w najbliższym czasie blondyn, najprawdopodobniej zostanie tutaj sam. Pozostałe trzy łóżka obecnie zajmowała nasza jedenastka, siedząc w sumie wszędzie gdzie się tylko da. Nie było to zbyt wygodne, ale na pewno lepsze, niż stanie.

- Nic nie miało się stać - oznajmił Junior. - Zwykłe doręczenie towaru. Ale jebani Scorpions się o tym dowiedzieli i zaatakowali.

Przez czas spędzony z nimi starałam się zrozumieć męską logikę, ale dalej mi to nie wychodzi. Ogarniam nienawiść do Scorpions, co prawda nie znam jej powodu, ale nie jest mi do niczego potrzebna. Jednak nigdy nie zrozumiem tego fenomenu, że jak któryś obrazi przeciwnika, rywala, czy wroga, to reszta odkrzykuje coś w stylu "dowalimy im". Nie jest to tylko w Twenty, bo nawet zwykli piłkarze, czy kibice tak mają. "Hiszpania pokona Francję w Pucharze Świata!", "Tak, niech lamusy, spierdalają do domu!". Oczywiście był to tylko przykład, bo nawet nie wiem o co chodzi w Pucharze Świata i kto w nim uczestniczy, ale to nie jest najważniejsze.

W tej chwili byłą jednakowa sytuacja. Junior obraził Scorpions, to od razu reszta zaczęła swoją gadkę, pt. "odegramy się".

Wymieniłam się rozbawionym spojrzeniem z Eri, z którą podczas naszego ostatniego maratonu plotkowania, poświęciłyśmy pół godziny na zrozumienie tego fenomenu. Bez rezultatu.

- A co tam w ogóle robił Harry? - zmieniła temat szatynka

- Pewnie rozwoził towar - zakpił Junior, w odpowiedzi otrzymując kopnięcie w udo od Ericki.

- Wiesz, że nie o to pytam, kretynie - syknęła.

- Wiesz co skarbie? - zapytał Jones. - Chyba potrzebujesz ostrego pierdolenia, bo jesteś strasznie spięta.

- Z przyjemnością pomogę ci się rozluźnić kochanie - zaśmiał się Junior.

- Chyba cię coś jebło - warknęła Ri

- No, ty, jeszcze kilka dni temu.

- Przymknij się lepiej, zanim ci pierdolnę w łeb.

- Dobra skończcie ten temat, bo naprawdę nie chce mieć przed oczami swojej kuzynki, skaczącej na twoim małym fiucie - mruknął Nick. - Ohyda.

- Ja miałam jechać na tą akcję, ale nie dałam rady, przez gips - wyjaśniła Pay, powracając do pierwotnego tematu.

- Ale przyjechał Har i zgodził się pojechać za nią - dodał Nick, szybko podchwytując zmianę tematu.

- Ale, bez urazy Har, ale przecież nie jesteś przyzwyczajony do walki wręcz - zauważyła Ri. - Jesteś snajperem.

- I pewnie dlatego miałam oberwać kulką, którą ostatecznie oberwał Max - mruknął rudowłosy, w sumie zaskakując nas wszystkich. 

To nie tak, że zapomnieliśmy o jego obecności, ale po prostu nie spodziewaliśmy się, że on coś powie. Każdy z nas wiedział, jak chłopak przeżywa swoją żałobę, a dzisiaj już drugi raz usłyszeliśmy, jak on z własnej woli coś mówi. Szczerze miałam nadzieję, że jest to znak, że wszystko wróci do normy. Naprawdę tęskniłam za tym co było i nie tylko ja.

- Co masz na myśli? - zdziwiłam się, skupiając się w końcu na słowach chłopaka, a nie jedynie na tym, że coś powiedział.

- Kulka byłą wymierzona we mnie, ale on mnie odepchnął i sam oberwał - oznajmił spokojnie.

- Nie rozumiem - przyznała Ri.

- Czego tu nie rozumieć? - syknął Harry, zrywając się z miejsca. - Ja miałem oberwać, ale ten idiota mnie odepchnął! Miałbym chociaż święty spokój, ale nie, bo temu pierdolonemu aniołkowi zachciało się pobawić w stróża.

- Czyli teraz dowiadujemy się, że chcesz umrzeć?

- Nie - westchnął chłopak, ponownie siadając - nie o to chodzi.

- To o co? - zapytała szatynka.

- To wszystko przez Le - warknął waląc pięścią w ścianę, w pobliżu łóżka. - Idiotka obiecała, że nie da się zabić! To była kurwa moja mała siostrzyczka!

Po słowach rudowłosego zapadła cisza, bo wiedzieliśmy, że nasze słowa nic nie dadzą. Każdy z nas w jakimś stopniu i na swój sposób tęsknił za Al, ale z całą pewnością było to nie porównywalne ze stratą siostry, tym bardziej, że Le i Harry byli bardo zgranym rodzeństwem. Nie kłócili się tak jak normalnie brat z siostrą, ale zawsze byli dla siebie. Zazdrościłam mu tej relacji, ale jednocześnie cholernie współczułam straty. Nie wiem, czy ja bym ją zniosła.

- Kurwa mać, to wszystko moja wina - załkała Pay, wyrywając nas z zamyślenia, przez co każdy z nas spojrzał na nią, jak na kompletną idiotkę.

- Co? Czemu? - zdziwił się Jones.

- Najpierw ta sprawa w siedzibie Scorpions. Ja miałam iść z wami do tego biura, ale wolałam czystą walkę, więc Le poszła za mnie. Gdybym ja się nie sprzeciwiała ona by dalej żyła!

- Ale ty byś nie żyła - zauważyła rezolutnie Ri.

- A gdybym nie miała tego jebanego wypadku, pojechałabym na akcję zamiast Harrego, a Max nie oberwałby kulki, odpychając go. - Kompletnie nas zignorowała, dokańczając swoją wersję wydarzeń.

- To najbardziej pojebany punkt widzenia jaki słyszałem - oznajmił Brad, a my pokiwaliśmy głowami.

- Równie dobrze można powiedzieć, że jest to moja wina - powiedział Junior. - Le zginęła, bo dołączyła to Twenty, po tym, jak mnie poznała, a gdybym nie był takim kutasem, to pojechałbym na to dostarczenia zamiast Harrego.

- Albo moja - odezwałam się. - W sumie, jestem współwinna śmierci Le - zauważyłam

- Ale to nie ty pociągnęłaś za spust - zauważyła Ri.

- Ale to przeze mnie on pociągnął za spust. Nie chciał mi czegoś powiedzieć, więc zastrzeliłam jego człowieka, a on w odpowiedzi Le. To jest moja wina - powiedziałam, nie patrząc nikomu w twarz, do momentu, gdy usłyszałam trzaśnięcie, a po podniesieniu wzroku zrozumiałam, że to Harry walnął ponownie w ścianę. 

- To nie twoja wina - skinął.

- Kogo chcesz oszukać? Wiem, jaka jest prawda.

- A ja wiem, jaką zjebaną suką jesteś - syknął. - Wiem, że jesteś pozbawioną uczuć szmatą, która zabija z przyjemnością i nic jej nie rusza, ale nie przypisuj sobie do zasług śmierci Le.

- Myślisz, że się będę szczycić tym, że z mojej winy zginęła moja przyjaciółka?! Jestem szmatą, ale nie aż taką.

- Przestańcie się kłócić! - krzyknęła Pay. - Nawet to, że teraz się kłócicie jest moją winą, bo zaczęłam ten temat.

- Przecież nie twoja wina, że miałaś wypadek, tak? - syknął dalej zirytowany rozmową ze mną Harry.

- Jesteś pewny? - zapytała, a on pokiwał głową. - A właśnie, że moja! Gdybym nie była wtedy, tak cholernie napruta, a przed wyścigiem nie prowokowała, tego kutasa, to nic by się nie stało.

- Nie byłaś wtedy naćpana - zaoponował Nick.

- Ale byłam na głodzie, więc kłóciłam się ze wszystkimi i o wszystko. Z nim też. Przed wyścigiem, go sprowokowałam, a on w zemście kopnął motocykl.

- Jesteś niepoważna - mruknął zirytowany Junior. - Narażać się i jechać na głodzie, tylko po to, żeby coś udowodnić?!

- Nie chciałam nic udowodnić - zaoponowała cicho.

- To po co to było?

- Bo nie radzę sobie ze stratą przyjaciółki, okey?! - wybuchła, ale po chwili szybko spuściła wzrok. - To wszystko moja wina - dodała ciszej. - Przepraszam Harry, ciebie też Max, Teraz przeze mnie będziesz unieruchomiony przez kilka miesięcy.

Nim się spostrzegliśmy, dziewczyna zerwała się z łóżka i olewając kompletnie kule, wybiegła z pokoju.

- Dlaczego ona kurwa obwinia siebie o wszystko? - zapytał zdziwiony Harry

- A dlaczego my to robimy? - zapytałam.

- Bo ma zjazd i jest na głodzie - odpowiedziała Ericka, kompletnie ignorując moje wtrącenie.

- Znowu się zaczyna - mruknął Mike.

- Co się zaczyna? - zdziwił się Jones.

- Humorki Pay - odpowiedział Junior. - Znowu zaczęła brać, teraz będzie miała pierdolone huśtawki nastroju, dopóki się nie ogarnie, a to nigdy nie jest zbyt szybkie i bezbolesne.

- Zajebiście kurwa - mruknęła Ri. - Nie wiem, jak wy, ale ja idę jej szukać, zanim nie zrobi czegoś głupiego.

Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami, a później ci co byli w stanie chodzić bez kul udali się na poszukiwania brunetki.

Każde z nas się rozdzieliło idąc w inną stronę, aby jak najszybciej znaleźć dziewczynę. Szybko ogarnęły mnie złe przeczucia, więc czym prędzej zaczęłam sprawdzać mijane pomieszczenia, ale po przyjaciółce nie było żadnych śladów.

- ILA! - usłyszałam wrzask zza pleców, więc szybko za nim podążyłam, wpadając do sali sąsiadującej z OIOM'em, gdzie zebrała się już większość osób.

- Co jest?

- Znalazłam ją - odpowiedziała szatynka.

Błyskawicznie przedarłam się do przodu, zatrzymując się na widok jaki zastałam. Ericka klęczała na ziemi obok nieprzytomnej Pay, przy której leżała strzykawka i buteleczka z bupiwakainą. Przyjrzałam się plastikowi i odetchnęłam z ulgą.

- Dziesięć mililitrów max - wyjaśniłam. - Stężenie dwadzieścia miligram na mililitr, więc maksymalnie dwieście miligramów zażyła. Gdzie jest adrenalina?

- W trzeciej szufladzie - odpowiedziała Eri, więc czym szybciej tam podeszłam i zabrałam z szafeczki odpowiedni pojemniczek, po czym wbiłam igłę w ramię przyjaciółki, wpompowując w nią hormon.

- Nic więcej nie wzięła?

- Raczej nie - odpowiedziała Ri, a ja z westchnięciem ulgi oparłam się o szafkę.

- Wpierdolę jej, jak się obudzi - obiecałam, a przyjaciółka pokiwała głową.

- Pomogę.

- Mam nadzieję - mruknęłam.

- Dziewczyny, co z nią? - zapytał Nick.

- Próbowała się zabić środkiem znieczulającym, ale nie przekroczyła dozwolonej dawki, a maksymalnie taką, do której trzeba podać adrenalinę, więc jej ją podałyśmy - wyjaśniła spokojnie Ri.

- Co jej kurwa odwaliło? - jęknął Jones.

- Miała zejście. Przedwczoraj wzięła chyba wszystkie środki usypiające jakie mieliśmy i chuj wie co jeszcze i od jak dawna brała. Dzisiaj nie dała rady nic wziąć, więc była na głodzie - oznajmiłam spokojnie.

- Jak długo będzie nieprzytomna?

- Chwilę - stwierdziła Eri i jak na potwierdzenie jej słów, brunetka zaczęła się wybudzać.

Wzrok wszystkich spoczął na przyjaciółce, a jedynie ja patrzałam wszędzie, tylko nie na nią. Przyglądałam się reakcjom znajomych. Jedni z nich, byli w szoku, że dziewczyna zdecydowała się na taki ruch, drudzy się martwili, a trzeci najzwyczajniej w świecie wkurwieni. Do tej ostatniej grupy zaliczali się wszyscy moi najbliżsi przyjaciele. Pięści większości z nich byli zaciśnięte, podobnie jak szczęki.

- Co... - usłyszałam pytający głos Pay, a moja szczęka momentalnie się zacisnęła.

- Nie udało ci się. Za mała dawka. Przy tej ilości bupiwakainy, wystarczy podać odpowiednią dawkę adrenaliny. Następnym razem jak będziesz próbowała się zabić wbij sobie dwie strzykawki, albo przynajmniej się gdzieś lepiej ukryj, żebyśmy nie musieli cię odratowywać - syknęła Ri. - Po co mamy ratować kogoś kto nie chce żyć?

- To dlaczego teraz mnie uratowałyście? - zapytała płaczliwie.

- Bo ta dawka by cię nie zabiła, a jedynie sparaliżowała - powiedziała zimno.

- W sumie mogły ci nie podawać tej adrenaliny. Nie byłoby obawy, że się ruszysz z łóżka, żeby znowu się naćpać, albo próbować zabić - warknął Junior.

- Miałabyś sporo czasu na przemyślenia, jak okropne jest twoje życie, jeśli nie mogłabyś się ruszać - mruknął Jones, a z oczu brunetki, na którą dopiero teraz spojrzałam pociekły łzy.

- Nie rozumiecie, że mam dość?! Nie chcę tego!

- Teraz to kurwa ja mam dość! Zachowujesz się jak pierdolona nastolatka! Dwa tygodnie temu był zbiorowy pogrzeb, na prawdę myślisz, że komukolwiek z nas brakuje w tej chwili śmierci?! - wrzeszczał Nick. - Myślisz, że kurwa tylko ty straciłaś na tej akcji ważne dla ciebie osoby? Uwierz mi, że nie, ale my jakoś żyjemy dalej. Nie ćpamy i nie próbujemy się zabić, bo nie jesteśmy tchórzami.

- Ja też nie jestem tchórzem - oburzyła się dziewczyna.

- Nie widać - syknął mój chłopak

- Dajcie spokój - mruknęłam cicho. - I tak jej nie przegadacie. Jak będzie chciała brać, to i tak to zrobi, a wy się tylko bezsensownie produkujecie. - Przeniosłam swój zmęczony całym dniem, a w sumie dwoma dniami zajmowania się Pay i opatrywania rannych, wzrok w końcu na ciemnowłosą przyjaciółkę. - Następnym razem, jak będziesz chciała się zabić, to weź większą dawkę. Zginiesz na miejscu. A jak chcesz ćpać, to w ostatniej szufladzie na końcu, jest morfina, strzykawki już wiesz, gdzie są. A teraz wybacz, ale mam dość na dzisiaj.

Nie patrząc na nikogo wstałam z ziemi i ruszyłam do wyjścia.

- Ila, czekaj! - krzyknął za mną Nick. - Idę z tobą.

Nie zatrzymałam się, ani nie zwolniłam, ale chłopak tego nie potrzebował, żeby znaleźć się obok mnie. Nijak nie zareagowałam na jego obecność, a jedynie szłam dalej przed siebie.

Byłam zmęczona nie tyle fizycznie, co psychicznie, zła, ale przedewszystkim przerażona. Nie byłam świadoma, że Pay może się zdecydować na taki ruch. Jeśli teraz była w stanie spróbować odebrać sobie życie, to będzie próbować dalej. Tak długo, aż nie uda nam się jej znaleźć na czas. Nie jestem psychologiem, ba nie jestem nawet pielęgniarką! Jestem pierdoloną osiemnastolatką, która nawet nie skończyła szkoły średniej! Jak ja mam jej do cholery pomóc?! Kiedy jedyne czym się unoszę, to moja zjebana duma? Już z samym jej uzależnieniem byłoby nam ciężko sobie poradzić, ale jak do tego dochodzą jeszcze myśli samobójcze, to ja kompletnie wymiękam. Nie umiem pomóc, ani nawet rozmawiać z ludźmi, którzy nie chcą żyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro