2. Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzięki, że przyjechałeś - oznajmiłam, wsiadając do auta barczystego bruneta.

- Obiecałem ci pomoc przy tych poszukiwaniach, więc jestem. Gdzie jedziemy i po co? - zapytał, a ja podałam mu adres, wyjaśniając jednocześnie całą sytuację. - I rozumiem, że twój chłoptaś ma o tym nie wiedzieć, bo odstrzeli mi jaja, tak?

- Prędzej ja bym mu coś odstrzeliła, niż on wyjąłby spluwę - oznajmiłam w akompaniamencie śmiechu chłopaka.

- Czyżby jakaś spina? - zaciekawił się.

- Chyba nie powinno cię to interesować, nie? - zauważyłam, a on się zaśmiał.

- Już wiem czumu Killer tak cię lubi - powiedział, a widząc moje pytające spojrzenie wyjaśnił. - Jesteś uparta, odważna, lojalna dla przyjaciół, spontaniczna i lekkomyślna.

- Nie żeby coś, ale w sumie większość tych cech to wady - stwierdziłam, wywołując śmiech chłopaka.

- Zależy, jak na to spojrzeć, ale dobra koniec tematu, bo zwariuję. Kiedy dołączyłaś do Twenty i jak ci się to udało? Bez urazy, ale raczej zauważyłaś, że nie ma u nas zbyt wiele dziewczyn.

- Rok temu i tak, zauważyłam, ale w sumie to zaczynałam tu nie do końca z własnej woli - widząc pytające spojrzenie wyjaśniłam. - Pracowałam w Interpolu, zresztą to wiesz, Nicka, Juniora, Longorie i resztę poznałam na jednej z policyjnych akcji. Szpiegowałam na wyścigach. Wtedy w sumie pierwszy raz się ścigałam i wygrałam - zaśmiałam się na to wspomnienie. - Skumali, że coś jest nie tak, porwali mnie i kilka mało przyjemnych godzin spędziłam w magazynie, a później nie do końca z własnej woli musiałam im donosić o policyjnych akcjach. Wkręciłam się i o to jestem.

- A Ri?

- U niej historia jest inna. Znamy się jeszcze ze szkoły i razem byłyśmy na praktykach w stolicy, a później zaczęłyśmy razem pracować. Z Twenty była związana w sumie od zawsze, bo jest kuzynką Nicka, ale nigdy o niczym im nie donosiła. W sumie przez przypadek dowiedziałyśmy się nawzajem o swoich znajomościach z Twenty, ale razem zaczęłyśmy się angażować i razem uciekłyśmy z Interpolu.

- No to ciekawie - oznajmił.

- A jaka jest twoja historia? - zapytałam, a w tym samym czasie Cox zaparkował.

- Tam jest ten budynek. Mogę zadzwonić po swoich ludzi, aby dostarczyli ci go do K2, a tam ci pomogę - oznajmił, a ja pokiwałam głową na zgodę. Kilka telefonów później czekaliśmy już na ludzi Cox'a, którzy mieli się tu pojawić w ciągu kilku minut. - Moja historia nie jest w ogóle ciekawa - oznajmił, nawiązując do mojego wcześniejszego pytania. - Od zawsze w tym siedzę i w sumie nie pamiętam nawet życia bez Twenty. 

- Do dupy - mruknęłam, a on się zaśmiał.

- Takie życie, kochanie. Dobra, chłopcy zaraz będą wiedzą co mają robić, więc możemy jechać do K2 wszystko przygotować - zaproponował.
***

Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się już w K2, a ja z uśmiechem weszłam do tego magazynu. Co prawda ten uśmiech był tylko połowicznie szczery, bo z jednej strony cieszyłam się, że najprawdopodobniej dzisiaj się to rozwiąże, bo nawet jeśli nigdy nie zabiję Fox'a, to chociaż poznam prawdę, ale z drugiej strony byłam bardziej, niż pewna, że ta prawda mi się nie spodoba.

- Będę miał okazję zobaczyć jedyną i niepowtarzalną Ilę w akcji? - zagadał Cox, gdy rozkładaliśmy wszystkie, zgarnięte przed chwilę z siedziby Killera, bronie. 

Wpadliśmy tam w sumie nie tylko po narzędzia, a chciałam też wziąć ze sobą Ri i Pay, ale jak się okazało obie były zajęte obowiązkami od Killera, zadzwoniłam także do Nicka, ale nie dał rady odebrać. No cóż. Będę musiała poradzić sobie sama.

- Dlaczego tak w ogóle mi pomagasz? - zapytałam teraz.

- Bo teraz ja mogę ci pomóc, a nie wiadomo kiedy to ja będę potrzebował pomocy.

- A w czym ja ci mogę pomóc - prychnęłam.

- Pytasz poważnie? Masz jebane dziewiętnaście lat, w gangu jesteś niecały rok, a już sam Inkster się tobą zainteresował. W tydzień dotarłaś do ludzi najbardziej poszukiwanego człowieka w naszym świecie, a mogę się założyć, że nawet jego znajdziesz. Masz tak głębokie kontakty w policji i nie tylko, że pomimo listów gończych jesteś niezauważalna dla policji. Zabijasz bez wahania, nie boisz się ubrudzić sobie rąk krwią, ścigasz się jak zawodowiec, masz zdolności hakerskie i takie możliwości, że głowa pęka. Wolę żebyś już teraz miała u mnie jakiś dług, bo wtedy nie będziesz mogła odmówić mi pomocy - oznajmił przekonany co do słuszności swoich słów.

- Wiesz, że nie ma we mnie nic wyjątkowego, a większość z tego co mówisz to w dziewięćdziesięciu procentach szczęście?

- No to szczerze ci zazdroszczę takiego szczęścia - stwierdził, ale nim zdążyłam mu odpowiedzieć usłyszeliśmy kilka aut podjeżdżających na miejsce. - To pewnie chłopaki.

- Domyślam się.

- Powiem to teraz póki ten pierdolony Scorpion nie słyszy. Powodzenia, kochanie.

- Co ty masz z tym kochaniem? - zaśmiałam się, opierając o ścianę.

- Tak jakoś do ciebie pasuje - oznajmił wzruszając ramionami.

Chwilę później trzech muskularnych mężczyzn wniosło jednego ledwo przytomnego mięśniaka.

- O kurwa - zaklęłam, widząc go.

Ten facet miał większy obwód w bicepsie, niż ja w talii. Nawet teraz gdy był przygarbiony przewyższał mnie o dobre czterdzieści centymetrów. Ciemna karnacja, łysa głowa i te mięśnie, które nawet przy rozluźnieniu były porażające. Jeden jebany cios, a ja już bym zdychała. Twarz poorana bliznami, zresztą, jak  i trzy czwarte ciała. Tatuaż na tatuażu i nie trzeba być ekspertem, żeby dostrzec w nich więzienną robotę.

- To będzie ciekawe - mruknął Cox. - Ila przedstawiam ci Petersona. Chłopaki przywiążcie go zanim się ocknie, bo będzie ciężko.

- Mam przejebane - jęknęłam.

- Nie do końca. Pojeb jest silny i inteligentny, ale odporność na ból u niego leży.

- To jakim cudem jest w gangu? - zdziwiłam się, pamiętając, że jednym z najważniejszych czynników jest właśnie wytrzymałość.

- Mało kto potrafi go w ogóle powalić, o torturowaniu już nie wspominając - oznajmił - ale i tak musisz uważać, bo jak zerwie łańcuchy, to nie żyjesz.

- Pocieszyłeś mnie kurwa - mruknęłam.

- Wyluzuj. W razie czego ci pomożemy - obiecał.

- Spróbowałbyś nie - warknęłam, chowając strach i obawę głęboko w sobie, a na twarz przybierając maskę pewności siebie.

- Zakuliście go?! - wrzasnął Cox, do swoich ludzi.

 - Potrójnie - odpowiedział Nathan, którego miałam okazję poznać tej samej nocy co Cox'a - ale dalej nie wydaje mi się dobrym pomysłem, żeby to ona, go torturowała. Przecież on ją rozniesie na drobny pył.

- Dokładnie - potwierdził ktoś. - Lepiej spierdalaj mała, dalej się bawić lalkami, czy wydawać hajs swojego fagasa.

- Słuchaj słońce - warknęłam podchodząc do niego - jeśli coś ci nie pasuje w mojej obecności tutaj, to spierdalaj. Nie potrzebuję twojej obstawy.

- A ja tu nie jestem dla ciebie, a dlatego, że Cox mi kazał - syknął. - To, że on ci nic nie powie, ani nie zrobi nie znaczy, że ja też będę cię bronił. Jeśli Peterson się uwolni, to mogę ci obiecać, że ty będziesz moją żywą tarczą. Leć dalej pierdolić się z swoim alfonsem, a sprawy gangu zostaw facetom, którzy nie rozpaczają, że spluwa połamała im paznokcie. Nie wpierdalaj się tam, gdzie nikt cię nie chce i skumaj, że rola kobiet jest w kuchni, czekając na faceta, aż wróci z pracy. Wtedy podajesz mu obiad i piwo, a gdy skończy jeść i oglądać mecz, grzecznie rozkładasz przed nim nogi, czekając, aż cię wypierdoli, kompletnie ignorując fakt, że wiesz ile dziwek ruchał wcześniej. To nawet od ciebie by nie zależało, czy to on będzie cię ruchał, jakiś jego kumpel, czy bezdomny. Robiłabyś wszystko, czego oczekiwałby twój facet. W końcu tylko do tego się nadajecie - oznajmił i splunął mi pod nogi.

Te słowa podziałały na mnie, jak czerwona płachta na byka. W moich oczach zapłonęła czysta furia, dzięki czemu strach przed tym co mnie czeka odszedł w zapomnienie. Cox, który stał za chłopakiem, z którym obecnie się kłóciłam, widząc mój wzrok szybko zainterweniował.

- Odsuń się, PJ - ostrzegł, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił, a ja kompletnie straciłam nad sobą panowanie.

Popchnęłam chłopaka na przeciwległą ścianę, z taką siłą, że aż sama bym się zdziwiła, gdybym zaczęła o tym myśleć. W błyskawicznym tempie doskoczyłam do niego, bez większego zastanowienie, wbijając mu nóż w najważniejszą dla faceta część ciała.

Chłopak wrzasnął z bólu, a ja nie wyciągając z jego ciała ostrego narzędzia, jedynie je przekręciłam, wywołując u faceta, jeszcze większy krzyk.

- Niech ktoś ją złapie - krzyknął Cox, ale z tego co widziałam nikt nie pałał się do powstrzymania mnie.

- Życzę ci teraz powodzenia w ruchaniu tej twojej przykładnej żonki - syknęłam, wyciągając nóż i odsuwając się od mężczyzny, który momentalnie opadł na ziemię, łapiąc się za zranione miejsce i próbując powstrzymać krwawienie.

Kątem oko zauważyłam jak dwóch ludzi Cox'a zbliża się do mnie od tyłu.

- Nie radzę - warknęłam w ich stronę, a oni momentalnie zaprzestali prób zbliżenia się do mnie. - Proponuję zawieść go do kogoś kto zaszyje mu kutasa, bo się wykrwawi, ale nie licznie na to, że ktoś z NE to zrobi, bo ja jestem tu, a Ri pozna moją robotę i mu nie pomoże. 

- To co niby mamy zrobić? - zapytał cicho jeden z nich.

- Wisi mi to. Możecie go tu zostawić, aż się wykrwawi, albo mu pomóc. Wasza wola.

- No no no - usłyszałam lekko zachrypnięty głos. - Jestem pod wrażeniem. Jeszcze nie widziałem tak żadnej krwi i mściwej laski - zaśmiał się Peterson.

- Będziesz miał okazję poznać ją bliżej, bo to była rozgrzewka, a resztę dnia zdecydowanie poświęcę tobie - syknęłam zbliżając się do niego. - Słyszałam, że nie jesteś zbyt odporny na ból, a szkoda, bo teraz zdecydowanie mam ochotę się pobawić. Sprawa wygląda tak. Ja szukam Fox'a, a ty masz z nim kontakt, będę się bawiła ostrymi narzędziami na twoim ciele, aż do momentu w którym poderżnę ci gardło. Od ciebie zależy czy będzie to za godzinę, czy za tydzień. Powiesz mi co chcę wiedzieć, a będziesz mniej cierpiał.

- Słabe perspektywy - zaśmiał się sztucznie, ale w jego oczach pojawiła się nutka strachu, a mi to wystarczyło. - I wątpię księżniczko, że będę w stanie ci pomóc.

- A to niby dlaczego? - zapytałam, rozcinając nożem jego koszulkę. Chyba coś w tym jest, że lubię widzieć swoje dzieło.

- Bo nie wiem gdzie jest Fox.

- Ale ja mam twój telefon i mogę z niego zadzwonić. Może tobie powie gdzie jest. Zobaczymy jak bardzo mu na tobie zależy.

- Nic ci nie powie - oznajmił, a ja wykonałam jedno podłużne nacięcie przez mięśnie jego brzucha, obserwując jak one się spinają, a następnie rysa wypełnia krwią.

- A to niby dlaczego?

- Bo nie ma sensu ryzykować, jeśli to ja znam informacje, których jesteś ciekawa Thomson - oznajmił, a ja na moment się zatrzymałam.

Nie jestem pewna, czy to dlatego, że nie spodziewałam się, iż moje odpowiedzi są tak blisko, czy dlatego, że pierwszy raz od dłuższego czasu usłyszałam swoje nazwisko.

- No to robi się coraz ciekawiej. Nie pytam nawet skąd znasz moje nazwisko, bo się domyślam. Mów co wiesz.

Chłopak zacmokał z uśmiechem i zaczął się szarpać.

- Chyba nie myślisz, że będzie tak łatwo, maleńka.

- Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy ta odpowiedź - oznajmiłam, ledwo rejestrując fakt, że psychiczny uśmiech wykrzywił moje wargi, a mężczyzna głośno przełknął ślinę.

Podeszłam do stołu, który przyciągnęłam bliżej środka sali. Wzrok dalej przysłaniała mi mgiełka wściekłości, ale zdawałam sobie sprawę, że póki się nie ogarnę, nie dowiem się niczego wartościowego. Za szybko bym go zabiła.

- Ma ktoś fajki? - zapytałam, a po chwili w moją stronę została rzucona paczka. Odpaliłam jednego, zaciągając się kilkukrotnie trującym dymem i powoli go wydychając. Zdecydowanie to w jakiś sposób uspokaja. - Dobra. Zaczynamy zabawę - mruknęłam, gasząc końcówkę szluga na piersi Petersona.

***

- Twój ojciec wisiał nam sporo kasy - warknął mężczyzna, spluwając krwią na beton.

- Już zaczynasz gadać? - zdziwiłam się, przecież dopiero zaczynamy.

Przyjrzałam się swojemu dziełu i może faktycznie krwi było sporo, ale winne tu są poobcinane palce u prawej ręki, które aktualnie leżały w kałuży krwi na podłodze.

- Jesteś psychiczna - mruknął Peterson, a ja chyba pierwszy raz potraktowałam te słowa jako  komplement.

- Możliwe, a teraz gadaj.

- To może być cios dla takiej rozpieszczonej księżniczki, jak ty - zaśmiał się w odpowiedzi otrzymując cios w twarz. Facet bez słowa splunął krwią, a następnie posłał mi krzywy uśmiech.

- Nic o mnie nie wiesz - syknęłam.

- Czego nie wiem? Że twój ojciec tak na prawdę był hazardzistą, a wy byliście spłukani? A no racja. To ty tego nie wiesz - zaśmiał się. - Ale i tak najlepsze jest to jak bardzo ciebie nienawidził. Byłaś dla niego zwykłą dziwką, wiesz o tym? Oznajmił, że gdyby to ciebie postawił w kasynie, to specjalnie by przegrał byleby się ciebie pozbyć. Naiwny. Fox zgodził się, żebyś była częścią zapłaty, z tego co wiem to było wtedy jak wróciłaś na weekend do domku ze szkoły. Dureń nie wiedział co podpisuje, a ty mu to przypomniałaś. Domyślił się jak zareagują Fox i Wallace, gdy się dowiedzą, że jednak cię nie dostaną, więc zaczął się ukrywać, ale coś mu chyba nie wyszło, biorąc pod uwagę, że leży kilka metrów pod ziemią. Wiesz jakie były jego ostatnie słowa? Że ma nadzieję, że ktoś cię w końcu rozjebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro