2. Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całą walkę Ri, Jones i ja, spoglądaliśmy na zmianę to na Lott, to na zegarek, odliczając czas do końca próby. Pół godziny czasu, to naprawdę wystarczająco, aby śmiertelnie oberwać, ale jak na razie dziewczynie szło bardzo dobrze, zważając na to, że jej szanse na wygraną były w zasadzie równe zera. Co prawda gołym okiem było widać, że Harry i Junior dają jej fory, a to cholernie wpieniało Nicka.

Gdy do końca próby zostało niecałe pięć minut, a Lott się jeszcze świetnie trzymała Nick się wkurwił.

- Nie za to wam kurwa płace - syknął. - Jak jej nie przyjebiecie tak jak należy, to ja wam przyjebie.

Junior posłał nam przepraszające spojrzenie, a następnie z całej siły przyjebał Lotte w twarz. Z nosa dziewczyny w szybkim tempie polała się krew, ale ona to kompletnie olała, również oddając cios chłopakowi, tylko że w krocze. Junior momentalnie się skulił na ziemi, a szatynka mruknęła tylko ciche wybacz po czym w podobny sposób znokautowała szamoczącego się Harrego. Teraz walka była wyrównana, bo jeden na jeden, a szanse, że w trzy i pół minuty dwóch kości potraktowanych z kolana w krocze się podniesie, była zerowa.

Rick widząc, co planuje Lott, bardziej pilnował nóg nastolatki, nie rezygnując jednak z walki z nią. Jednak z całą pewnością nie podejrzewał, że młodsza Jones najzwyczajniej w świecie ściśnie go za krocze, sprowadzając go na parter, syczącego z bólu. Nie czekając na nic kopnęła go z kolana w twarz, pozbawiając przytomności.

- Wygrałam? - zapytała Nicka z krzywym uśmiechem, a on jedynie syknął pod nosem, że jutro wyścigi, po czym wyszedł.

Ri i ja szybko podbiegłyśmy do Lott, mocno ją przytulając.

- Zajebię cię - syknął Junior.

- A ja pomogę - dodał Harry, na co zaczęliśmy się śmiać.

- Przepraszam - oznajmiła dziewczyna, a chwilę później nasz trójka i Jones opuściliśmy magazyn kierując się do domu, aby móc w spokoju ją opatrzyć, a przy okazji porozmawiać.

- Żyjesz? - zapytał Jones.

- Tak łatwo się mnie nie da pozbyć - prychnęła jego siostra, na co nasza trójka zaczęła się śmiać.

Kilka minut później weszliśmy do starego pokoju Max'a, który na czas prób Lotte zajmowałyśmy we dwie.

Sprawnie zaszyłyśmy łuk brwiowy dziewczyny i założyłyśmy kilka mniejszych opatrunków.

- Jesteś na próbach, więc nie radzę ci wychodzić w opatrunkach do reszty. Szwy okey, ale jak chcesz iść do kuchni czy coś, to zdejmij plastry - podpowiedział Jones.

Dziewczyna ze zrozumieniem pokiwała głową, a chwilę później całą czwórkę siedzieliśmy na łóżku.

- Lott mam pytanie - powiedziałam, a gdy spojrzała na mnie z zainteresowaniem kontynuowałam. - Co się działo w Interpolu po naszej ucieczce?

- Długa historia.

- Mamy czas - oznajmił Jones.

- I whisky - dodała Ri machając butelką, na co zaczęliśmy się śmiać.

- No to w takim razie mogę opowiadać, ale liczę, że się odwdzięczycie.

- Jasne - zgodziłam się.

- No to od czego tu zacząć - zastanowiła się chwilę. - Jak wasza trójka pojechała ratować sytuację, to dowództwo zaczęło się nabijać, że gówniara w akcji. Wkurwiali się, gdy tam wpadłaś z tekstem, iż przejmujesz dowodzenie, ale, gdy zabiłaś gliniarza byli w szoku. Całe dowództwo oprócz Simpsona, Clemarka i Browna zostało wysłane tam, żeby uratować sytuację, ale było za późno, bo większość z naszych już nie żyła, a wasi dobijali nas jak muchy. W sumie zginęło około tysiąca naszych ludzi, a większość policjantów obwinia o to waszą trójkę. Dlatego tak się uparli, żeby was zamknąć. Później wszystko się na jakiś czas zatrzymało, bo wielu naszych leżało w szpitalu, w sumie niektórzy  dalszym ciągu tam są. Ja do Interpolu wróciłam chyba miesiąc po tej akcji, bo leczyłam pęknięcie nadgarstka, więc miałam zwolnienie.

- Ale już wszystko dobrze? - wtrąciła Ri.

- Jak widać - zaśmiała się Lott. - No, ale w każdym razie, jak wróciłam to wszyscy dalej byli wściekli i nabuzowani. Alex zmieniła się w pierdoloną służbistkę, David jest taką samą pierdołą użalającą się nad sobą, jak był, a Alex postanowiła go obronić za wszelką cenę. Cały Interpol stanął na głowie i teraz w sumie wasza trójka jest poszukiwana bardziej, niż Inkster. Powstał specjalny oddział do szukania was, a w nim oczywiście jest cała nasza trójka, bo sądzono, że będziemy się chcieli na was zemścić i was wsadzić.

- A co u reszty? - zapytał Jones. - George i Nath nienawidzą nas tak jak Alex?

- Właśnie co z Nathem, jak do nas dołączysz? Będziesz go oszukiwać? 

- Nie. George zginął na tamtej akcji, dostał kulkę między oczy, a Nath oberwał z czegoś ciężkiego w głowę i stracił sporo krwi. Jest w śpiączce. Od tamtego momentu się nie obudził, a przy życiu utrzymują go tylko maszyny. Szanse, że przeżyję są minimalne, a nawet jak się obudzi, to doznał takiego urazu mózgu, że nie będzie nic pamiętał.

- Kurwa - zaklęłam cicho. - Nie mieliśmy pojęcia. Jak się trzymasz?

- Jakoś leci - oznajmiła. - Na początku było gorzej, ale teraz daję sobie radę. Rodzice Natha są prawie cały czas u niego, a mnie obwiniają o to co się stało, bo Alex powiedziała im, że to ja namówiłam ich syna do pozostania w Interpolu. Zdecydowanie bym wolała, żeby na jego miejscu, leżała ta suka Alex. Sama bym wtedy kurwa odłączyła te rurki, żeby zdechła.

- Serio jej nienawidzisz - zauważyłam.

- Nienawidzę - potwierdziła. - Mam ochotę zajebać tą pierdoloną szmatę. Wszystkim działa na nerwy. 

- To czemu Simpson jej nie wypierdoli na zbity pysk?

- Nie może, przez jakieś tam niedopatrzenia w umowie musi nas trzymać do końca nauki w State, chyba, że sami się zwolnimy, ale ona tego nie zrobi.

- A czemu Simpsona tak wkurwia? Powinien lubić pracowitych ludzi - zauważyła Ri.

- No tak, ale nie dość, że on się stara wszystkie wasze zbrodnie przypisywać komuś innemu, a ona to uniemożliwia, to...

- Czekaj, co? - przerwał jej Jones. - Jak to przypisuje nasze zbrodnie komuś innemu? Czemu?

- Normalnie, ale nie mam pojęcia czemu. On zawsze był jebnięty, ale dobrze mu idzie, bo wasze kartoteki są praktycznie puste. U Ili jest jakiś Taylor, czy coś takiego, a u was też po jednej osobie, jak nagraliście się na monitoringu, a Alex do niego dotarła przed Simpsonem.

- Czyli w sumie jak by nas złapali, to za długo nie posiedzimy - zauważyłam, a cała trójka pokiwała głowami. - Ciekawe dlaczego to robi.

- Też się zastanawiałam, ale w końcu uznałam, że to przez sympatię do was - oznajmiła Lott.

- Jaką sympatię?- prychnęła Ri. - Raczej nikt nie lubi, jak się go robi w chuja.

- No on najwidoczniej lubi.

- Zawsze był pojebany - przypomniał Jones, przez co zaczęliśmy się śmiać.

- Też racja - potwierdziłam, biorąc łyka Danielsa. 

- A co w tym czasie działo się u was? - zapytała Lotte.

- W sumie wszystko i nic - oznajmiła Ri, po krótkim zastanowieniu.

Tak, to z pewnością jest idealne podsumowanie. Działo się tyle, że w sumie ciężko za wszystkim nadążyć, ale jednocześnie nic tak ważnego, żeby trzeba było to długo opowiadać. Streściliśmy przyjaciółce wydarzenia z ostatnich dziewięciu miesięcy naszego życia. Powiedzieliśmy o większości naszych akcji, łącznie z pamiętnym napadem na bank, wyjaśniliśmy dlaczego tymczasowo Ri i ja mieszkamy w NE i oplotkowaliśmy większość gangsterów, których Lotte znała, ignorując kpinę Jonesa przy tym.

Koło piątej nad ranem dziewczyna zaczęła ziewać, co skomentowaliśmy śmiechem, tłumacząc, że nasz dzień trwa w najlepsze. Chwilę pogadaliśmy na temat godzin w jakich zazwyczaj funkcjonujemy i o niedogodnościach godziny policyjnej. Całą czwórką nabijałyśmy się z naszych zakupów, czyli kradzieży ciężarówki i razem z Ri obiecałyśmy, że na następną taką akcję wkręcimy Lott, pod warunkiem, że zda próby.

Z rozmowy z siostrą Jonesa, mogłam spokojnie wywnioskować także, że jest pewna decyzji o dołączeniu do Twenty, a doszła do tego już kilka dni po naszej ucieczce, gdy skumała, że nie jest na nas zła o to, że uciekliśmy, a o to, że nic nie wiedziała o naszych zamiarach. Jakiś czas później, jak już przetrawiła tą informację, to skumała, że gdyby wtedy o tym wiedziała najprawdopodobniej odeszła by z nami, bo jedynym co ją trzymało był Nath. Teraz już nie miała takiego dylematu, bo jej chłopak w sumie nie żyje, a nawet jeśli jakimś cudem obudzi się ze śpiączki, to nie będzie nic pamiętał, a jego rodzice już z całą pewnością dopilnują, żeby ona mu o niczym nie przypomniała.

Nie mam pojęcia jakim cudem Lott, tak spokojnie mówi o śmierci przyjaciela i niewielkiej szansie na przeżycie u swojego chłopaka. Wiedziałam, że ona od zawsze miała silny charakter, ale nie sądziłam, że aż tak, iż podejdzie do tego z takim spokojem. Później nam się jeszcze zwierzyła, że przez pierwszy miesiąc praktycznie nie wychodziła z sali Nathana, wykorzystując to, że nie musiała pracować. Później jak minęło jej zwolnienie, to po każdej zmianie przychodziła siedząc tam przez kilka godzin, ale w końcu zaczęło to przeszkadzać Alex, więc uznała, że to wina Lott, iż Nath był dalej w Interpolu. Jego rodzice się wkurwili, więc dostała zakaz wchodzenia do jego sali, a go przeniesiono do innego pokoju. Kilka razy udało się jej wejść na legitymację Interpolu, jako przełożonemu, ale to po pewnym czasie też przestało skutkować, więc się zakradała. Z czasem pogodziła się z myślą, że chłopak umrze. Odwiedzała go coraz rzadziej, pożegnała się z nim, aż w końcu całkowicie przestała go odwiedzać. Teraz nie ma pojęcia co się z nim dzieje, czy jeszcze chociażby żyje. 

W całym tym zamieszaniu po naszej ucieczce było tylu rannych i zabitych, że pod tym względem postanowiono osądzić całe Twenty, a jak się okazało w wypadku Natha i Georga to nie gang ich pozbawiło życia, a Interpol. Tak przynajmniej sądzi Lotte, która to podobno widziała. Jakiś gangster złapał Natha od tyłu i kazał gliniarzowi opuścić broń, a ten zamiast to zrobić, jak każą protokoły, postrzelił gangstera, a tym samym Natha. Z samego postrzelenia chłopak by wyszedł, gdyby szybko uzyskał pomoc, ale miał na tyle pecha, że zamiast pomocy dostał z przewracającego się motocyklu w głowę. Nikt nie potraktował tego serio, gdy Lott powiedziała o tym dowództwu, a jego uszczerbek na zdrowiu dopisano do kartoteki Twenty. Dziewczyna uznała to za cholernie nie sprawiedliwe, tak samo jak fakt, że gliniarz, który zamiast stosować się do protokołu, postrzelił Natha, nie dostał nawet nagany.

- I chcesz osiągnąć sprawiedliwość mszcząc się na nim? - upewniłam się, a nastolatka pokiwała głową.

- Pomożecie mi?

- Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po dołączeniu do gangu była właśnie zemsta, więc pomogę. Postaram się, żeby to on trafił do magazynu, gdy będziesz miała próbę.

- Dzięki - powiedziała szczerze Lott, a ja skinęłam głową z uśmiechem.

Nawet nie wiem, jakim cudem przegadaliśmy prawie cały dzień, a pewnie gdyby nie fakt, że zgłodnieliśmy, nawet do kuchni by żadne z nas nie wyszło, ale tak to trzeba było się chociaż trochę ruszyć.   

Zasnęliśmy jakoś pięć butelek whisky później, gdy słońce było już wysoko na niebie, w sumie w takiej samej pozycji, jak wtedy gdy gadaliśmy. Na nogach Ri spała Lott, a głowa szatynki znajdowała się na udach Jonesa, który swoimi włosami łaskotał mnie w brzuch, a czerwonowłosej i moje nogi były ze sobą poplątane w naprawdę dziwny sposób.

O dziwo da się tak zasnąć, a nawet wyspać, bo gdy obudziliśmy się następnego dnia, po za bólem karku, nic nam nie było. Chociaż w sumie obudziliśmy się, to za lekko powiedziane. Kogo by nie obudziło wiadro wody na łbie.

- Kurwa! - wrzasnęłam podnosząc się do pozycji siedzącej, a tym samym zwalając Jonesa, który zrywając się obudził Ri, a ta z kolei Lotte. Wszystko potoczyło się jak domino. - Pojebało cię? - syknęłam na stojącego nad nami Nicka.

- Nie. Za chwilę druga próba młodej, więc lepiej wstawać.

- A nie mogłeś nas jakoś normalniej obudzić?

- Po co? Zawsze lubiłem patrzeć jak się wkurwiasz. Zawsze zaciskasz wtedy pięści.

- Zajebiście kurwa, ale po co mnie oblewać wodą skoro wkurwia mnie sama twoja obecność?

- Pasuje ci bycie mokrą - oznajmił puszczając oczko, na co jedynie przewróciłam oczami. - Auto, czy ścigacz? - zapytał Lott, która jeszcze nie do końca ogarniała co się dzieje.

- Ścigacz - oznajmiła.

- Dobra. Ścigasz się z Ri, Pay, Juniorem, Harrym, Rickiem, Ilą i mną. Masz nie być ostatnia - dziewczyna pokiwała głową, a Nick przeniósł swoje spojrzenie na mnie. - Chodź do mnie do biura.

- Pod jednym warunkiem.

- Nie, nie będę obiecywać, że nie skończymy w łóżku, albo, że wyjdziesz w jednym kawałku.

- Nie o to mi chodzi - prychnęłam.

- A o co?

- Przesuńmy ten wyścig chociaż o trzy godziny.

- Dlaczego?

- Daj nam kaca wyleczyć - mruknęłam, a on chyba dopiero wtedy ogarnął ilość opróżnionych butelek, walających się na podłodze.

- Zobaczymy. Najpierw chodź ze mną - oznajmił.

- A mogę się najpierw przebrać? - zakpiłam, wstając, na co chłopak zlustrował mnie wzrokiem.

- Nie, zdecydowanie nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro