2. Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez to, że Scorpionsi i policja zablokowali nam główne wyjście musieliśmy wyjechać na trasę wyścigu, a przez to nałożyliśmy trochę drogi. Mimo wszystko, po niecałych trzydziestu minutach szybkiej jazdy, zatrzymaliśmy się przed naszym domem.

- Jesteś ranna. - zauważył Nick, gdy zdjęłam kask, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę, nie wiedząc o co chodzi.

Chłopak, przejechał dłonią po moim czole, a po chwili pokazał mi swoje palce, na których znajdował się krew. Moja ręka odruchowo przejechała po tym samym miejscu, gdzie jego, a gdy na niej też pojawiła się szkarłatna ciecz, wzruszyłam ramionami.

- Musiałam się pociąć, przechodząc przez to okno. Nic mi nie będzie.

Szatyn pokiwał głową, a po chwili całą gromadą skierowaliśmy się do domu.

- Że też ci idioci musieli wpaść akurat wtedy. - warknął Junior. - Chciałem się dzisiaj pościgać.

- Ja w sumie też, ale z drugiej strony miałam chociaż okazję trochę postrzelać. - odparłam z uśmiechem, wywołując śmiech przyjaciół.

- To skoro już się wyżyłaś, to chociaż Samantha trochę dłużej pożyje. - oznajmił Jones ze śmiechem.

- Kto? - zdziwiłam się, siadając razem z resztą w salonie.

- No ta dziwka, która cię wkurwiła przed wyścigami. 

- Szczerze, to o niej zapomniałam. - przyznałam, zrywając się z miejsca. - Ale z chęcią się nią zajmę. - mogę się założyć, że w tej chwili psychopatyczny uśmiech wykrzywił moją twarz.

- Mogę z tobą? - zapytała Ri. - Przez to całe strzelanie, mam ochotę się pobawić.

- Jasne. - zaśmiałam się. - To my idziemy, po potrzebne rzeczy i widzimy się za... jakiś czas.

- Ila, ale oszczędź ją trochę. - zaśmiał się Junior

- Odpuść. Przecież oszpeconej i tak nikt nie tknie, więc prędzej, czy później, ktoś by jej strzelił w głowę. - zauważył Nick

- Też racja. - mruknął chłopak. - Ale kurwa. Nikt nie robił takich lodów, jak ona.

- Powiedziałabym ci, że masz ostatnią szansę, na zabawę z nią, ale przecież masz miesięczny celibat. - chamsko zaśmiała się Ri, a Junior, jęknął wkurzony. - Do później chłopcy.

Zaczekałam, aż zniknęłyśmy z zasięgu ich słuchu i weszłyśmy na piętro, gdzie były nasze sypialnie, a dopiero później odezwałam się do przyjaciółki z uśmiechem.

- Podoba ci się Junior. - zauważyłam, a ona spojrzała na mnie jak na idiotkę.

- Pojebało?

- Przecież widzę. - zaśmiałam się. - Jesteś o niego tak cholernie zazdrosna. Stąd ten szlaban na pieprzenie się? Przecież mogliście założyć się o wszystko, a ty wybrałaś akurat to.

- No może trochę. - przyznała, oblewając się purpurą.

- I to dla tego chcesz ze mną iść do tej Sabine czy jak jej tam? Bo powiedział, że robi najlepsze laski?

- Po części. - przyznała, a ja się zaśmiałam, kiwając głową.

- Już jej współczuję. - zaśmiałam się

- Ty nikomu nie współczujesz. - zauważyła rozbawiona, a ja wzruszyłam ramionami.

- Dałabyś chociaż poudawać. - moje słowa jedynie powiększyły śmiech szatynki, do którego po chwili dołączyłam. 

Kilka minut później wzięłyśmy ze swoich pokoi wszystko co potrzebowałyśmy, a to czego zabrakło zabraliśmy z, jak ja to mówię, zbrojowni, dzięki czemu z pełnym uzbrojeniem weszłyśmy do miejsca, gdzie znajdowała się dziewczyna.

Piwnica w której siedziała nasza koleżanka, tak na prawdę nią nie byłą, a raczej czymś w rodzaju zewnętrznego budynku. W sumie niewielki betonowy magazyn, ale wystarczający, żeby przykuć z dwadzieścia osób, a miejsca spokojnie wystarczy jeszcze na zabawę na środku.

Mimo, że siedziała tutaj dopiero jakieś półtorej godziny, to wystarczyło, żeby była kompletnie przerażona, w końcu nie była gangsterką i nie przywykła do niebezpieczeństwa, a teraz przez jakiś czas (dla nas krótki, ale dla niej niekoniecznie) była zamknięta w piwnicy ze świadomością, że będzie cierpieć. Jej makijaż był rozmazany na całej twarzy, a ciemne smugi od tuszu i eyelinera sięgały, aż do brody, z przykutych do ściany nadgarstków ciekła krew, a ubrania były pomięte, co oznaczało, że dziewczyna, próbowała się uwolnić. 

Widząc nas, zaczęła mocniej podciągać nosem, a jej oczy zaczęły o wiele szybciej produkować łzy.

- Stęskniłaś się? - zapytałam ze śmiechem, a ona przerażona mocniej wcisnęła się w ścianę.

- Ja prze..praszam. - jąkała się dziewczyna. - Pro...oszę, już więcej nie będę, daruj mi.

- Co ty sobie myślałaś, próbując mnie obrazić? - prychnęłam, odpinając jej ręce i praktycznie siłą, przenosząc na środek pomieszczenia, gdzie z sufity zwisały dwa łańcuchy, do których ją przypięła.

- Obie należymy do Twenty. - załkała. - Przepraszam.

- Obie należymy do Twenty. - przyznałam. - Ale między nami jest znacząca różnica. Ty jesteś tylko i wyłącznie dziwką.

- Ale jaka jest między nami różnica. Przecież jesteśmy w jednym gangu.

- Poza tym, że do moich obowiązków nie należy dawanie dupy, każdemu kto ma kutasa? - prychnęłam - A powiem ci, że gorliwie pilnujesz wykonywania swoich obowiązków, ale mogę cię zapewnić, że nie należy do nic obrażanie mnie, ani zarywanie do mojego faceta. - warknęłam, waląc ją z pięści w twarz. 

W całym pomieszczeniu rozszedł się pisk dziewczyny, co tylko wprawiło mnie w zirytowanie.

- Och przymknij się. - jęknęła Ericka, więc tylko nie mi działała na nerwy. - Czeka cię dużo o wiele gorszych rzeczy niż podbite oko. Zachowaj krzyki na później.

Zaśmiałam się głośno, słysząc słowa przyjaciółki widząc przerażenie rudej. Z kieszeni wyjęłam fajki i zapalniczkę którą odpaliłam papierosa, odwracając paczkę w stronę szatynki.

- Chcesz? - zapytałam

 - Nie, ale zapalniczkę możesz dać. - odpowiedziała z przebiegłym uśmiechem, a ja ciekawa co wymyśliła, podałam jej wspomniany przedmiot. - Nie myślałaś o tym, żeby skrócić włosy? - zapytała naszej nowej koleżanki, kierując zapalniczkę w stronę jej włosów.

Samantha zaczęła piszczeć i wierzgać na łańcuchach, ale nic jej to nie dało, bo po chwili jej włosy zajęły się ogniem, lecz nim płomień doszedł do skóry, moja przyjaciółka wylała na nią wiadro wody. Po tym zabiegu włosy rudej były w opłakanym stanie. Nie dość, że na pewno były cholernie zniszczone od wewnątrz, to ich wygląd także pozostawiał wiele do życzenia. Kosmyki były różnej długości, w zależności od tego, w jakiej odległości od źródła ciepła się znajdowały. 

Dziewczyna głośno łkała, piszcząc coś o biednych włosach i o tym, że teraz nikt jej nie będzie chciał. Rozbawiła mnie tym na tyle, że przez dobre pięć minut nie mogłam się uspokoić.

- Ale ty wiesz, że brak włosów, będzie twoim najmniejszym problemem? - zapytałam. - Jeśli wyjdziesz stąd żywa, w co wątpię, to jedynie jako strach na wróble będziesz się mogła zatrudnić.

Moje słowa jedynie powiększyły płacz i lamenty dziewczyny, co mnie cholernie rozbawiło.

- Wiesz co zawsze chciałam zrobić? - zapytała mnie Eri

- Jakiś kolczyk? - zgadywałam

- To też, ale przede wszystkim zawsze chciałam komuś wyrwać kolczyk ze skóry, a jakoś nigdy nie miałam okazji. - powiedziała smutna

- Teraz masz okazję. - zawuażyłam

- No niby tak, ale z ucha to nie to samo. Chciałam wyrwać z wargi, albo brwi, czy coś w tym rodzaju. - wyjawiła

- Nie patrz na mnie. - zaśmiałam się. - Ja ci moich do wyrwania nie dam. Ale ona ma w pępku, a jej możesz. - słysząc tą nowinę szatynka się rozpromieniła patrząc na brzuch więźniarki, aby się upewnić, a gdy faktycznie zauważyła tam metalową ozdobę, myślałam, że zaraz zacznie skakać z radości. - Ale ja też coś chciałam zrobić, a do tego na razie jest mi potrzebny kolczyk.

- Ale później będę go mogła wyrwać? - upewniła się, a ja ze śmiechem pokiwałam głową. - To rób co chcesz. A tak w sumie to co chcesz zrobić?

- Pamiętasz jak Mike się kiedyś oparzył nożem przy oznaczaniu?

- No. - potwierdziła. - Idiota nie pomyślał, że jak nie ma rączki to sobie spali rękę.

- Dokładnie. A co by się stało, gdyby tak podgrzać komuś kolczyk? - zapytałam

- Przypaliłabyś skórę na około i może... aaa! - mruknęła z entuzjazmem, gdy w końcu zrozumiała co chcę sprawdzić. - To może być ciekawe.

Nic więcej nie mówiąc podeszłam do rudej z zapalniczką, którą po rozpaleni zbliżyłam do jej kolczyka w kształcie kotwicy, dziewczyna zaczęła się szamotać i piszczeć, przez co poza kolczykiem poparzyła sobie także brzuch na około. Pisk jednak przerodził się w koszmarnie głośny wrzask, gdy metalowa ozdoba rozgrzała się do czerwoności. Dopiero wtedy wyłączyłam zapalniczkę chowając ją do kieszeni i przyglądając się ryczącej i próbującej zerwać łańcuchy, dziewczynie.

- W sumie fajny sposób, jak nie możesz zbyt długo się bawić, bo musisz gdzieś wyskoczyć. - zauważyłam. - Najpierw porobić komuś metalowe kolczyki, rozpalić je najmocniej jak się da, a później zostawić tą osobę. Jeszcze przez jakiś czas, będzie cierpieć.

- Czyli masz nowy sposób. - zaśmiała się, a ja pokiwałam głową.

- Wiesz co mnie najbardziej wkurwiło z jej tyrady? - zapytałam

- Temat blizn? 

- Dokładnie. - przyznałam. Przez głośny wrzask dziewczyny, my także musiałyśmy rozmawiać głośniej, ale nie przeszkadzało mi to. Każdy krzyk jaki wychodził z jej ust, był jak trofeum dla mnie. Niech cierpi.

- Co chcesz zrobić? - zaciekawiła się.

- Pobawimy się nią, tyle ile chcemy, a jak nam się znudzi, a ona jeszcze będzie żyła, to ją wypuszczę. Ciekawe, jak jej się będzie podobało paradowanie z bliznami. - zaśmiałam się.

- Wierzysz w to, że wytrzyma chociaż do połowy?

- Wątpię. - przyznałam ze śmiechem, który szatynka odwzajemniła. - Ale propo blizn. - z uda odwinęłam bat, z haczykowatym zakończeniem, jedynie powiększając śmiech przyjaciółki. - Kurwa, jak ja to kocham.

Zadałam pierwszy cios, a wrzask jaki się po nim rozszedł był muzyką dla moich uszu. Uśmiech na mojej twarzy momentalnie się powiększył, a rozbawienie Ericki było jeszcze głośniejsze. 

Kilka sekund później leciał następny cios, po nim jeszcze jeden i kolejny, aż do momentu w którym mnie zaczęła boleć ręka od ciągłych zamachnięć.  Wtedy oczyściłam haczyki z zanieczyszczeń w postaci kawałków skóry rudej i z niesmakiem wywaliłam je na ziemię. Ericka w tym czasie polała rany dziewczyny kwasem mrówkowym. Nie jest on jakoś szczególnie mocno żrący, ale wystarczający, żeby sprawić dziewczynie trochę bólu. Po skończonym czyszczeniu ponownie zawinęłam go wokół uda, przyglądając się swojemu dziełu.

Podczas serii ciosów, którą sprezentowałam dziewczynie nie zwracałam uwagi w co celuję, a dzięki temu teraz miałam sporo do podziwiania. Przez fakt, że i tak po domu łaziła prawie całkowicie rozebrana, teraz nie miałam problemu z przyjrzeniem jej się. Zarówno jej twarz, klatka, brzuch, ręce, jak i nogi były obdrapane, a skóra w wielu miejscach naderwana, lub całkowicie zerwana. Obszar w okół ran był zaczerwieniony, dzięki kwasowi mrówkowemu. Ale i tak w najgorszym stanie był brzuch dziewczyny, który dodatkowo był także poparzony za pomocą zapalniczki i rozgrzanego kolczyka.

Krótko mówiąc była w opłakanym stanie, a to sprawiało zarówno Erice, jak i mi sporo radości.

- Za chwilę nie będziesz miała siły się wyrywać. - zaśmiała się szatynka, widząc daremne próby dziewczyny. Szybko przeszła za jej plecy, a następnie z całej siły przypieprzyła jej metalową pałą w prawe udo.

Wrzask, jaki teraz wydobył się z ust dziewczyny był kwintesencją, wszystkich pisków jakie dzisiaj słyszałam z jej ust. Ilość decybeli po prostu rozsadzała bębenki, a dodatkowo wysoka tonacja, przypominała śpiew operowy, przez które pękają szklanki.

- Nieźle. - przyznałam głośno, patrząc na nogę dziewczyny z mojej strony. - Kość przebiła skórę.

- Serio?! - ucieszyła się Ericka, obchodząc ją dookoła. - W końcu się udało.

Jednak szatynka nie spoczęła na laurach, a dopilnowała, żeby większość kości w ciele rudej było połamanych. Gdy tylko moja przyjaciółka skończyła miażdżyć jej kości udowe, odczepiłam ją od łańcuchów, pozwalając spokojnie, w akompaniamencie jęków i okrzyków bólu, upaść na betonową podłogę. 

Po skończonym zabiegu dziwka była ledwo żywa. Może kiedyś i w innych okolicznościach, wywołałoby to we mnie inne uczucia, niż zirytowane, ale obecnie czułam tylko i wyłącznie to.

Jeszcze nie skończyłam się odgrywać na rudej i za całą pewnością nie miałam dość, a ona już wymiękała. Jej oczy były na półprzymknięte, klatka piersiowa ledwo się unosiła, a wszędzie obecna krew i wystające gdzieniegdzie kości, tylko dopełniały wizerunku.

- Jaka ona jest słaba. - mruknęłam - To już z Lilith się mogłam dłużej pobawić.

- Ja tam nie narzekam. - zaśmiała się Eri - Pobiłam swój rekord z łamaniem kości, ale jednego nie zdążyłam zrobił

Nic więcej nie mówiąc podeszła do rudej i z całej siły pociągnęła za kolczyk w jej pępku, momentalnie go wyrywając. Dziwka nie mając już siły na okrzyki bólu, tylko wykrzywiła twarz w potwornym grymasie i jęknęła.

- I co?

- Fajne uczucie. - zaśmiała się, wyrzucając metal gdzieś za siebie. - Ale jeszcze jedno.

Przewróciła zakrwawiona Samanthę na plecy i przy pomocy noża wycięła arabską dwudziestkę z jej prawej łopatki.

- Co robisz?

- Szmata nie zasługuje, zęby móc powiedzieć, że jest od nas. Zostawmy ją. Jeśli przeżyje do jutra, to zrobimy jak chciałaś, a jeśli nie, to jutro spalimy zwłoki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro