2. Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ila! - po całym domu rozniósł się wkurwiony głos Nicolasa, który wybudził mnie z krainy marzeń sennych. 

Przykryłam głowę poduszką z nadzieją, że to uciszy tego idiotę, a przy okazji pozwoli mi z powrotem odpłynąć w sen, ale bez skutecznie. Gdy krzyk chłopaka, po raz kolejny rozszedł się po mieszkaniu, przeklęłam cicho.

- Nie ma mnie, kurwa! - odkrzyknęłam, mając nadzieję, że się odwali, ale wtedy życie byłoby za proste.

Wkurwiony gangster wpadł do mojego pokoju, a widząc moją zaspaną twarz i zakopane w łóżku ciało, zaczął się śmiać.

- Chciałem być na ciebie wkurwiony, ale przy tobie się nie da.

- Ty wkurwiony na mnie? Niby za co? To nie ja ciebie budzę. - jęknęłam, nawet nie podnosząc głowy z poduszki.

- O co mam być wkurwiony?! - warknął, jakby nagle sobie przypominając, że nie przyszedł tutaj się ze mnie pośmiać. - Dlaczego nie posłuchałaś mojego rozkazu? - pod powiekami, przewróciłam oczami, czego chłopak nie mógł zauważyć, ale nic nie powiedziałam. - Dlaczego do cholery pojechałaś na te wyścigi?!

- Nie dasz mi się wyspać co? - zapytałam wkurzona, siadając. - Pojechałam, bo chciałam. Coś się nie podoba?

- Tak, kurwa. - krzyknął. - Mówiłem ci, że będą tam Scorpionsi! 

- No i byli. Gratuluję, miałeś rację. - prychnęłam - Mogę już iść spać?

- Nie wkurwiaj mnie bardziej niż jestem. Mówiłem, że będą tam, a tam gdzie oni, tam problemy.

- Nie boję się ich. - warknęłam. - Mogą mi skoczyć.

- Mogli cię tam kurwa zabić!

- Złego diabli nie biorą. - zacytowałam go z chamskim uśmiechem. - Nie panikuj, przecież nic wielkiego się nie stało.

- Strzelali ci w opony przy trzech stówach na liczniku!

- Ale w przeciwieństwie do mnie nie mieli cela. - oznajmiłam dumna z siebie. - Wyluzuj, jestem przecież cała. Nie musisz się tak o mnie martwić.

- Jesteś moja, więc będę się o ciebie martwił. - powiedział. - Jeśli któryś chociaż odważy się tobie grozić...

- To dostanie ode mnie kulkę między oczy. - dokończyłam za niego, wywracając oczami.

- Stworzyłem potwora. - zaśmiał się.

- Na swoje podobieństwo.

- Dobra idź spać mała. Widzimy się później. - obiecał odwracając się w stronę drzwi, ale nim zdążył opuścić mój pokój, stałam już przy nim trzymając go za ramię i odwracając w swoją stronę.

Połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, reagując uśmiechem jedynie na to, że ręce chłopaka momentalnie znalazły się na moim tyłku.

- Wszystkiego najlepszego. - powiedziałam, odrywając się od niego na chwilę, a później powróciliśmy do pocałunku.

***

- W końcu jesteś. - zaśmiała się Ri, gdy dobrą godzinę później zeszliśmy do salonu.

- Aż tak za mną tęskniłaś?  - zapytałam z krzywym uśmiechem

- Pewnie. - prychnęła - Ale w sumie to mam sprawę do Nicka, a nie do ciebie. - zaśmiała się - Przyjechał Chris.

- I trzeba rozwieść towar. - domyślił się Nick. - Zajmiesz się tym razem z Ilą. - zadecydował. - A później jedziemy do klubu, w końcu trzeba świętować moje dwudzieste pierwsze urodziny.

- Jaki ty stary jesteś. - zaśmiał się Junior - Zaczynam się martwić, że już niedługo nie będziesz dawał rady w łóżku.

- Póki co Ila nie narzeka. - prychnął Nick

- A może ze względu na twój wiek nic nie mówię? - zapytałam unosząc jedną brew do góry - Przy tobie udaję, że wszystko jest fajnie, a jak wychodzisz to muszę się zadowalać sama?

- Trzeba było do mnie przyjść!

 Już moje słowa wywołały głośny śmiech wśród zebranych i wkurzony wzrok Nicolasa, ale jego spojrzenie po tym zdaniu Maxa, po prostu mogło zabijać.

- Nie jesteś w moim typie. - oznajmiłam, jedynie pogłębiając śmiech reszty, ale nim ktokolwiek zdążył mi coś odpowiedzieć Nick odciągnął mnie za rękę na bok.

- Nie zadowalam cię, tak? - zapytał praktycznie szeptem z przebiegłym uśmiechem. 

- Aż tak w siebie nie wierzysz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie - Myślałam, że z twoim ego nie grozi ci somokrytycyzm.

- Ty o moje ego się nie martw, a odpowiedz na moje pytanie.

- Które? - udawałam głupią, żeby jak najbardziej go zirytować. Od pewnego czasu to było jedno z najlepszych hobby, jakie mogłabym sobie wymarzyć.

- Dobrze wiesz o czym mówię. - syknął. - Z przyjemnością ci pokażę na co mnie stać, a Junior się na pewno z chęcią dołączy.

- Grozisz mi? - zapytałam z przekąsem

- Ostrzegam słońce. - mruknął przybliżając się do mnie na tyle, że przy każdym słowie lekko muskał moje usta, a ja nie miałam zamiaru się odsuwać i dać mu wygrać.

- Jest jeden problem skarbie. Nie boję się ani ciebie, ani Juniora, a o wybaczenie wszystkiego co mi zrobisz będziesz błagał na kolanach.

- Jesteś zbyt podobna do mnie. - stwierdził, a jego twarz wykrzywiła się w łobuzerskim uśmiechu.

- Uczeń już dawno przerósł mistrza. - oznajmiłam i stając lekko na palcach, cmoknęłam jego usta. 

- Chodź na górę. - mruknął, jego dłonie złapały mnie pod boki, przyciągając bliżej do siebie.

- Mam robotę do zrobienia. - zauważyłam, nie odsuwając się jednak.

- Pay za ciebie pojedzie. - zaproponował. - A my będziemy świętować moje urodziny.

- Nie ma szans. - zaśmiałam się. - Poświętujemy później.

Nie czekając na odpowiedz Nicka, wyplątałam się z jego ramion i kierując w stronę garażu opuściłam mieszkanie.

Przy autach czekała już na mnie całkowicie rozbawiona zaistniałą przed chwilą sytuacją Eri.

- Nic nie mów. - poprosiłam ze śmiechem, a dziewczyna tylko pokiwała głową.

Chwilę później już jechałyśmy Veyronem na miasto. Było trochę po siódmej po południu, a przez fakt, że był już luty powoli się ściemniało. Nie dziwiło mnie to, że mijaliśmy grupki ludzi, które podróżowały w ciszy uważnie się rozglądając po wszystkich zaułkach. Za niecałe sześćdziesiąt minut rozpoczyna się godzina policyjna, którą jakieś dwa miesiące temu ustanowiły władze federalne. Większość amerykanów przestrzegała jej bez mrugnięcia okiem, bo srali po nocach, że jakiś gangster coś im zrobi, a ci odważniejsi, albo naiwniejsi którzy mimo wszystko miedzy ósmą wieczorem, a piątą rano, krążyli po Chicago mało kiedy dobrze kończyli. Prawie wszystkie jeśli nie wszystkie firmy zmieniły godziny pracy, tak aby w czasie godzin policyjnych wszyscy bezpiecznie siedzieli w domach. Nawet dziewięćdziesiąt procent klubów nocnych zostało zamkniętych, a te które działały prowadzone były przez osoby zamieszane w nasz świat. Normalni ludzie już nie imprezowali za strachu o własne życie. Jakby to miało im zapewnić jakiekolwiek bezpieczeństwo... Ale i tak najgorzej mieli klawisze na nocnych zmianach. Praktycznie co noc odbywał się jakiś atak na któreś z więzień, a tym sposobem większość zatrzymanych gangsterów była już na wolności i nie zapowiadało się, żeby policja w najbliższym czasie coś z tym zrobiła, bo najzwyczajniej w świecie srała tak jak inni.

Mimo, że została jeszcze godzina, to każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że już teraz należy zachować szczególną ostrożność, bo czarny półświatek budzi się do życia. Dlatego nie dziwił mnie fakt, że jadąc główną ulicą ze sporą prędkością, większość ludzi odwracała szybko wzrok, albo spierdalała, jak szybko mogą.

- Do kogo jedziemy najpierw? - zapytałam

- W sumie mamy działki tylko dla trzech ludzi. Resztę Chris przywiezie za tydzień. - wyjawiła szatynka

- Czyli jedziemy do najlepszych, bo pewnie mają już braki. - domyśliłam się, a dziewczyna przytaknęła.

Wyjęłam telefon, wybierając najpierw numer do Kinga.

- Powiedz Nickowi, że jutro naprawdę przyjadę z tym hajsem. - oznajmił szybko dziewiętnastolatek zamiast powitania. - Nie okradam go, więc niech nie nasyła na mnie swoich ludzi.

- Oj przymknij się. - jęknęłam, przewracając oczami. - Mam dostawę. Za pół godziny tam gdzie zawsze.

Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączyłam się, a następnie przeprowadziłam podobną rozmowę z dwójką pozostałych dilerów Mią i Devilem, aby też w tym samym czasie pojawili się we wskazanym miejscu.

Jasne, że mogłabym zażądać wcześniejszej godziny, a to jakim cudem oni by zdążyli byłoby już ich problemem, ale wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że handlować lepiej po zapadnięciu godziny policyjnej. Wtedy nie było prawie w ogóle ludzi, więc cywile znajdujący się w nieodpowiednim miejscu i czasie nie byli narażeni, a co za tym idzie, mniejsze prawdopodobieństwo, że znajdzie się tam policja, bo nie będzie miał kto po nią zadzwonić.

- Mamy jeszcze dwadzieścia minut. - zauważyła Eri - Idziemy się przejść?

- W sumie już dawno nie byłam na tak późnym spacerze. - oznajmiłam kpiąco, wywołując śmiech przyjaciółki. Dla nas dzień się dopiero rozpoczyna. - Z buta idziemy na miejsce? - upewniłam się, 

Nastolatka pokiwała głową, więc założyłam wyjęty bagażnika plecak i zabierając uprzednio broń ze schowka, opuściłyśmy pojazd kierując się powolnym krokiem przed siebie. Śmiesznie było mijać tych wszystkich ludzi, którzy prawie sprintem wracali do domów, byle tylko nie ryzykować. 

W ich oczach musiałyśmy wyglądać co najmniej na wariatki. Dwie osiemnastolatki ubrane w skórzane spodnie, kurtki z tego samego materiału, topy i botki na lekkim obcasie, szły przez miasto, w pełnym uzbrojeniu. Normalnie na jakiekolwiek akcje nie ubierałyśmy wysokich butów, ale dzisiaj od razu po niej idziemy na imprezę, a czego się nie robi żeby dobrze wyglądać.

Razem z przyjaciółką nie ograniczałyśmy się do chodzenia jedynie oświetlonymi ulicami, a szłyśmy tam, gdzie nas nogi poniosą. Nie zachowywałyśmy się także jak spanikowane króliki, czego nie można było powiedzieć o innych. Szłyśmy spokojnie przez miasto, plotkując i żartując.

- Nie wchodźcie tam! - krzyknęła jakaś kobieta, przerażona wybiegając z parku. Przewróciłam jedynie oczami i kompletnie ignorując jej osobę, weszłam na miejsce.

Nie oglądając się za siebie, szłyśmy pewnie na ustalone miejsce spotkania.

- Czasem trzeba schować dumę do kieszeni i posłuchać dobrej rady, nawet nieznajomego. - usłyszałam za sobą, czyjś głos, ale nim zdążyłam się odwrócić, moje plecy były przyciśnięte do czyjejś klatki.

- A innym razem trzeba się zastanowić komu się grozi Devil. - warknęłam

- Kurwa. - zaklął cicho chłopak, odsuwając się ode mnie. - Wybacz Ila nie poznałem.

- Cokolwiek. - mruknęłam, odwracając się do niego twarzą. - Jak idą interesy?

- Nie jest źle. - odpowiedziała Mia, która była jedyną dealerką jaką znałam. - Jutro wpadniemy do was z kasą dla Nicka

- Jasne. Nie ma dzisiaj zbyt wiele towaru, resztę dostaniecie za tydzień. - powiedziałam, podając im plecak. Szybko przejrzeli jego zawartości i pokiwali głowami.

- Dobre i to. - stwierdził King.

 - My spadamy. - oznajmiłam - Nie przyjeżdżajcie jutro zbyt wcześnie, bo mało co załatwicie. - wyjawiłam. - A ty lepiej miej całą kasę. - warknęłam jeszcze w stronę Kinga, a następnie, odwracając się na pięcie ruszyłyśmy w stronę bramy wejściowej do parku.

- Zapytałbym, czy was odprowadzić, ale...

- Poradzimy sobie. - odpowiedziałam Devilowi nawet się nie odwracając

Drogę do auta, ponownie szłyśmy spacerowym tempem, mając gdzieś, że jest w pół do dziewiątej, więc już trzydzieści minut temu była godzina policyjna. Auto zaparkowałyśmy w takim miejscu, że musiałyśmy teraz przejść kilkanaście ciemnych uliczek, które normalnie osaczone były przez wszystkich pseudo ulicznych gangsterów, którzy grozili tępymi nożami, ale teraz nawet oni bali się wyjść. Szłyśmy spokojnym tempem, bo obie wiedziałyśmy, że to my jesteśmy jednymi z tych potworów czających się w ciemności, a swój swemu nic nie zrobi. No chyba, że w grę wchodzili Scorpionsi, z którymi wojna była już rozpoczęta na dobre, ale o to się nie martwiłam.

- A co dwie piękne panie robią tak późno, w tak brzydkim miejscu? - zapytał, jakiś facet stojący w cieniu budynku

- Widoki kurwa podziwiają. - syknęłam.

- Spierdalaj zanim będziesz najnowszą ozdobą tego krajobrazu. - dodała Eri.

- Nie tak ostro. - zaśmiał się kolejny gość. 

Nie czekając na nic wyjęłam spluwę przystawiając ją do głowy stojącego bliżej mnie gościa, a Eri postąpiła tak samo z tym drugim. Nie zastanawiając się wiele, wolną ręką podciągnęłam jego koszulkę, ukazując tatuaż skorpiona na prawym biodrze.

- Scorpions. - powiedziałam Erice, a ta już wiedząc co robić, wbiła nóż w brzuch stojącego przed nią mężczyzny, powodując jego krzyk i upadek na kolana. Kopiując jej ruchy po chwili też drugi gangster klęczał w zaułku. - Gdzie jest Victor?

- Szmata Twenty. - splunął mi pod nogi, jeden z Scorpionsów, nie wahając się ani sekundy strzeliłam mu w prawe udo, pogłębiając jego okrzyk bólu.

- Masz kilka minut zanim się wykrwawisz, a tylko ja mogę obecnie ci jakoś pomóc. - syknęłam. - Ale coś za coś. Gdzie jest Victor?!

- Nawet gdybym wiedział, to bym ci nie powiedział. - warknął, walcząc z bólem, a ja nie mając zamiaru mi nic ułatwiać, walnęłam go w twarz powodując jego upadek. - Do zobaczenie w piekle.

- Ty masz więcej do powiedzenia? - warknęłam do drugiego gościa, ale on jedynie splunął nam pod nogi. Eri bez wahania pociągnęła za spust, a ledwo żywy mężczyzna upadł na ziemię. - Nawet jednego dnie nie mogą mi nie brudzić ubrań. - jęknęłam, wywołując śmiech dziewczyny.

- Stać! Policja! Wyjdźcie z podniesionymi rękami! - usłyszałam, aż za dobrze znajomy nam głos, a po chwili jego właściciela.

- Kurwa. - zaklęła Ericka, widząc aż za dobrze znaną nam postać.

~~~

Od teraz rozdziały tradycyjnie w poniedziałki i czwartki 😉 Kocham was ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro