2. Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dokąd tak właściwie jedziemy? - zapytała Lotte po chwili ciszy.

- Przed siebie - zaśmiała się Ri. - Musimy mieć pewność, że nie mamy ogona.

- Ach to życie gangsterów - zakpiła.

- Uwierz mi, ma swoje plusy - zauważyłam, wywołując śmiech Ri, której chyba na myśl przyszły te same zalety co mi.

- Musisz wiedzieć siostrzyczko, że te dwie wyrosły na całkowite sadystki, które jara zabawa nożami - prychnął jedyny chłopak w naszym gronie.

- I czemu kłamiesz? - zapytałam. - Dobrze wiesz, że Ri woli rury, a ja baty.

Moje słowa wywołały głośny śmiech szatyna i zdziwiony wzrok Lotte, która po chwili pokręciła głową.

- Chyba wolę nie znać szczegółów.

- Bardzo prawdopodobne. - Z ust siedzącej obok mnie szatynki wyrwał się lekki śmiech.

- Ale się nie obrażę, jeśli zajęłybyście się Alex. Wtedy z przyjemnością poznałabym szczegóły - dodała Lot tym razem, to nas wprawiając w osłupienie.

- Co masz na myśli? - zaciekawiłam się.

- Wkurwia mnie ta mała szmata - syknęła dziewczyna. - Za swój życiowy cel postawiła pokazanie, że jest tysiąc razy lepsza od was i wsadzenie was do pierdla. Stała się typową służbistką, która wkurwia wszystkich, nawet Simpsona.

- No, on nigdy nie lubił lizusów - zaśmiałam się.

- Dokładnie, ale ona tego nie potrafi pojąć. Na każde zebranie przychodzi z tym swoim pierdolonym notesikiem, notując każde jedno słowo, a na każdym kroku, podkreśla, jacy to wy jesteście okropni i że nie wyobraża sobie co wam siedziało w głowach. Zaczęła nam mamkować... w sumie to się dziwię, że jeszcze do mnie nie dzwoniła gdzie jestem, bo nie stawiłam się punktualnie w domku. Jest tak wkurwiająca, że głowa mała. A David jest teraz dla niej oczkiem w głowie. Wszystko musi być tak jak David chce, bo zła Camilla złamała mu pierdolone serduszko.

- Dom wariatów - prychnęła Ri.

- Mówi gangsterka, mieszkająca z osiemdziesięciu typa w domu - zakpił Jones, wywołując śmiech całej naszej czwórki.

Zdecydowanie brakowało mi takich normalnych rozmów między naszą czwórką. Jasne dalej mogłam rozmawiać z Ri i Jonesem, ale brakowało mi nieowijającej w bawełnę Lotte. A dodatkowo ciekawiło mnie to, co się dzieje w Interpolu, bo nie oszukujmy się, najbardziej żałowałam, że nie mogłam zobaczyć miny Simpsona, gdy jego ulubienica uciekła z wrogiem.

- Ale propo telefonu od królowej Alexy. Niedługo będę musiała wracać do domu, więc może przejdźmy do konkretów co? - zaproponowała Lott.

- Jasne - zgodziłam się, a chwilę później w dłoni Ri pojawiła się potrzebna nam teczka. - jeszcze raz dzięki Lott. 

- Nie ma za co. Jak będziecie czegoś potrzebować to dzwoń.

- Wiesz, że ja to zapamiętam, a ty przez to pośrednio wkręcisz się we wspieranie przestępczości? - zauważyłam.

- Nie złapią mnie, a nawet jeśli, to zwalę na ciebie, więc mniej mi się oberwie, a tobie szantaż wiele nie zmieni w kartotece - zaśmiała się, a my wraz z nią.

- Co prawda, to prawda.

- Jak coś nie ma o nim zbyt wiele informacji, a nie miałam czasu, żeby sprawdzić monitoring.

- A skąd wiesz, skąd i z kiedy sprawdzać? - zdziwiła się Ri.

- Mamy zajebisty nowy program. Wychwytuje charakterystyczne rysy twarzy ze zdjęcia i przeszukuje wszystkie zintegrowane monitoringi z całych Stanów, ale niestety trochę to trwa.

- Dasz radę to zrobić? - zainteresowałam się.

- Wątpię - przyznała. - Za często z tego korzystamy na co dzień, a nie da się szukać na raz kilku osób.

- Kurwa - zaklęłam.

- Ale - zaczęła - przez to ten program zainstalowany jest na wszystkich możliwych urządzeniach, w tym na moim prywatnym laptopie.

- Damy radę go zwinąć na jeden dzień?

- Wydaje mi się, że nie będzie takiej potrzeby. Mam jutro wolne, a reszta jest w pracy. Będę wam mogła chyba nawet pomóc.

- Mówiłam ci już, że jesteś najlepsza? - zapytałam, a dziewczyna się zaśmiała.

- Wątpię, ale zostaw na później te czułości. Teraz muszę spadać. Widzimy się jutro.

- Dziękuję.

- Wisisz mi przysługę.

- Jak będziesz chciała się kogoś pozbyć, albo przesłuchać w mniej sanitarnych i cywilizowanych warunkach daj znać.

- Zapamiętam - zaśmiała się - ale nie miałabym nic przeciwko gdybyście trochę postraszyli księżną.

- Masz to jak w banku - obiecałam ze śmiechem. - Zadzwoń jutro, jak pojadą do pracy i wyślij adres. Jeszcze zobaczymy, czy przyjedziemy do ciebie, czy ktoś pojedzie po ciebie, ale raczej to drugie. Możesz mieć w domu jakieś podsłuchy.

- Nie ma problemu.

Chwilę później Lotte opuściła pojazd, a my ruszyliśmy w dalszą drogę, a konkretniej do China, gdzie zgodnie z obietnicą spędziłyśmy dwie godziny. W sumie dopiero po telefonie od Killera, że jak zaraz nie wrócimy to nam dupy skopie, ruszyłyśmy w drogę powrotną.

Jak się okazało Killer kazał nam już wracać, bo miałyśmy kilka ran do zszycia, a przy okazji był trochę niecierpliwy za swoim hajsem. Szybko przekazałyśmy mu, wszystko co musiałyśmy, opatrzyłyśmy czterech gangsterów od Cox'a, których ten wysłał z informacją, że w końcu mam u niego dług za te informacje, które mi dał. Od razu zrozumiałam, że żartował, ale dla jego pachołków nie było to takie oczywiste.

Po powrocie do pokoju miałam jeszcze w planach przejrzeć papiery, które dostałam od przyjaciółki, jednak gdy tylko usiadłam na łóżku, to momentalnie zachciało mi się spać, a po spojrzeniu na zegarek, który wskazywał południe, wcale mnie to nie zdziwiło. Papierki zostawiłam sobie na jutro, a sama jedynie rozebrałam się do bielizny i rzuciłam na łóżko, momentalnie odpływając w objęcia Morfeusza.

***

Następnego dnia obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, który z ogromnym wkurwieniem przystawiłam do ucha.

- Czego? - warknęłam.

- Spokojnie ranny ptaszku - zaśmiał się znajomy głos, lekko zniekształcony przez odległość jaka nas dzieliła.

- Co jest? - zapytałam.

- Miałam do ciebie dzwonić, jak suki wyjdą, więc dzwonię, ale z tego co słyszę, to ty jeszcze sobie smacznie spałaś.

- Tak - jęknęłam. - Która to w ogóle jest godzina?

- Szósta po południu.

- Zajebiście - mruknęłam. - Dobra lecę ogarnąć wszystko co muszę i do ciebie oddzwonię.

- Czekam - zaśmiała się, a po chwili mogłam usłyszeć dźwięk przerwanego połączenia.

Z głośnym westchnięciem przetarłam oczy, a następnie wstałam z łóżka i zabierając jeszcze tylko rzeczy z szafy udałam się do przyległej łazienki. 

Po porannej, a w moim wypadku raczej wieczornej toalecie, zeszłam na dół, gdzie w pokoju przerobionym na olbrzymią kuchnię przygotowałam sobie płatki i kawę.

- Hej Ila - przywitał się Sam.

- Hejka. Wiesz może czy Killer już wstał?

- Z tego co wiem, to jest na siłowni, bo dzisiaj cała sportowa część jest zarezerwowana dla niego.

- W życiu się nie przyzwyczaję do tych dni sportu - jęknęłam wywołując śmiech chłopaka.

- Dasz radę. Nie masz wyjścia - pocieszył, na co jedynie prychnęłam.

- Coś się wymyśli.

- Dobra ja spadam. Praca wzywa, a tobie życzę powodzenia. Killer jest drażliwy, jak mu się przerywa ćwiczenia.

- On całe życie jest drażliwy - zauważyłam.

- To swoją drogą - zaśmiał się, po chwili zostawiając mnie samą, żebym mogła w spokoju dokończyć śniadanie.

Po skończonym posiłku umyłam miseczkę, następnie układając ją na odpowiednie miejsce, a już po chwili kierowałam się do siłowni. Nie zajęło mi dużo czas, aby zobaczyć czarnoskórego mężczyznę w samych spodenkach bokserskich okładającego pięściami worek treningowy.

- Wskakuj na ring - mruknął Killer, nawet na mnie nie patrząc. - W rogu są bandaże.

Bez zawahania spełniłam jego polecenie, po chwili już kończąc obwiązywać swoje pięści.

Ledwo skończyłam zawijać kawałek elastycznego materiału, a już Killer rzucił się z pięściami, błyskawicznie zadając mi cios w policzek, przez który moja głowa odskoczyła w bok. Szybko się zreflektowałam, podnosząc pięści w górę, aby móc blokować i kontratakować. Pomimo nieporównywalnej siły Killera, miałam drobną przewagę w postaci tego, że kiedyś trenowałam boks. Jednak między tamtymi walkami, a tymi były diametralne różnice. Po pierwsze, tutaj nikt się nie ograniczał do czystych zagrań, bo chodziło o wykończenie przeciwnika, a nie tylko pokonanie go. Po drugie, tam były wyrównane szanse pod względem siłowym. Jasne, fakt że jestem dziewczyną nie jest żadnym wytłumaczeniem, ale nie jest tajemnicą, że faceci są silniejsi, a w czarnym półświatku nie ma szans, żeby ktoś zadawał lżejsze ciosy tylko dlatego, że ty jesteś słabsza. Tutaj gra się va bank. Wszystko, albo nic.

Sprawnie zablokowałam cios Killera wymierzony w mój nos, ale zdecydowanie odczuło to moje lewe ramię, które przyjęło całą siłę ciosu. Odbiłam się z miejsca sprzedając kopnięcie w potylicę mężczyzny, szybko zabierając nogę, bo podkładanie kończyn, które przeciwnik łatwo może złamać, jest niewyobrażalną głupotą. Zamroczonego mężczyznę uderzyłam jeszcze z pięści w nos, a następnie kilkoma szybkimi ciosami w brzuch. Widząc, że odzyskał już ostrość widzenia i trzeźwość umysłu, ponownie uniosłam pięści, przechodząc do ofensywy. Jednak nie mogłam być przygotowana na kopnięcie, które niby uniknęłam, ale tak na prawdę chyba o to chodziło, bo jak noga Killera wracała na ziemię obok niego, otrzymałam nią kopnięcie w tył kolana, co momentalnie spowodowało zgięcie się nogi, a tym samym upadek na ziemię. Kilka szybkich ciosów i leżałam jak długa.

- Dobra! Starczy! - krzyknęłam spluwając krwią i odsuwając się na drugi koniec ringu, gdy Killer zamachnął się do kopnięcia.

Po chwili  moją stronę została wystawiona dłoń, którą z wdzięcznością przyjęłam. Stając na równe nogi, lekko rozmasowałam swoje kolano, a następnie zajęłam bandaże.

- Umiesz się bić - zauważył zdyszany - ale zapominasz, że my nie gramy czysto. Musisz się przestawić też na mniej typowe zagrania.

- Zapamiętam - mruknęłam wycierając ręką, spływającą z mojej rozciętej wargi krew.

- A co w ogóle było tak ważnego, że postanowiłaś mi przerwać?

- Ta moja znajoma z Interpolu zdobyła dla mnie policyjne informacje o Foxie - zaczęłam.

- I co w związku z tym? 

- Mają jakiś nowy program, który przeszukuje monitoring z całych Stanów jednocześnie w poszukiwaniu osoby, której zdjęcie wprowadzi się do systemu. 

- I zgodziła się go udostępnić, ale?

- Ale nie chcę jechać do niej na chatę, bo nie ufam jej współlokatorom, że nie ma tam żadnego podsłuchu.

- To jedźcie do jakiegoś magazynu. W K2 jest gabinet, który jak chcesz możesz zająć na czas poszukiwań.

- Serio? - zdziwiłam się.

- Jasne. Jak będziesz potrzebowała ludzi daj znać - oznajmił. - Dodatkowe szkolenie na O.G.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę mieć ludzi pod sobą?

- Powtarzaj ile chcesz - zaśmiał się - ale to nie znaczy, że coś z tym zrobię.

- Dzięki - prychnęłam.

- Nie dziękuj - zaśmiał się - a teraz spierdalaj zanim zmienię zdanie.

- Już się tak nie męcz z grożeniem mi. Lecę i jeszcze raz dzięki Killer.

- Spierdalaj - mruknął.

- Jasne, ale kradnę ci Ri i Pay! 

- Spierdalaj póki możesz - warknął, a ja ze śmiechem spełniłam jego polecenie.

Od razu popędziłam do skrzydła szpitalnego, aby przekazać Pay, że ma się zbierać. Do pomieszczenia dotarłam szybko, a tam na moje szczęście spotkałam zarówno brunetkę, jak i Ri.

- Co ci się do cholery znowu stało?! - krzyknęła szatynka, gdy tylko wpadłam do pomieszczenia.

- Co? - zdziwiłam się, a ona bez słowa wskazała na moją twarz.

- A to - mruknęłam - walczyłam na ringu z Killerem.

- Jesteś niepoważna - jęknęła. - Masz łuk brwiowy do szycia i pękniętą wargę, o siniakach już nie wspominając.

- Zagoi się - zaśmiałam się. 

- Siadaj założę ci szwy - mruknęła Ri, kręcąc głową na boki.

- Weź ten spray ściągający, to chociaż opatrunku nie będę musiała nosić - poprosiłam. Dziewczyna pokiwała głową, a kilka chwil później moja rana była już sklejona. - A tak w ogóle nie po to tutaj jestem. Killer pozwolił mi w K2 zrobić sobie tymczasowe miejsce wypadowe i powiedzmy, że pozwolił, żebym wzięła was do pomocy. Jedziecie?

- Jasne - zgodziła się Ri, a Pay pokiwała głową.

- Zajebiście - ucieszyłam się. - To idę jeszcze tylko zmyć tą krew, i wziąć potrzebne rzeczy i lecimy.

- Jeden problem - mruknęła Pay.

- Jaki?

- Nie żeby coś, ale ja z całą pewnością nie pojadę z kroplówką, ani w tym - oznajmiła, wskazując na swoje ciuchy - bo raczej byłoby mi trochę zimno.

- To się przebierz - odpowiedziała Ri, nie widząc problemu.

- Jasne. W piżamę, czy kolejne krótkie spodenki? - zakpiła.

- Nie było tematu - zaśmiała się dziewczyna, a ja wraz z nią.

- Dobra chodź ze mną, to dam ci jakieś moje ciuchy. 

Pół godziny później wyjeżdżaliśmy z terenu N.E. kierując się pod adres jaki podała nam Lotte, a w zasadzie w pobliże tego adresu, bo jak sama dziewczyna oznajmiła: jej sąsiedzi, to pojeby, które od razu doniosą glinom, lub Alex, że jakieś podejrzane typki się kręcą pod domem.

Nie ma co sąsiadów to Alex na pewno specjalnie dobrała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro