2. Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przy popełnianiu przestępstw, czy nawet obrażeniu kogoś wcale nie powstrzymuje nas strach przed konsekwencjami. Zwykle chodzi o sumienie, które u każdego jest inne, bo kształtuje je czas, otoczenie i my sami. Nie każdego będzie dręczyć przez to, że powie znienawidzonej koleżance co o niej myśli. U niektórych do obudzenia sumienia wystarczy mały pstryczek, ale u innych musi spłonąć cały las, żeby chociaż trochę źle się poczuł z tym co zrobił. U każdego też wyrzuty sumienia przejawiają się inaczej. Nie którzy nie potrafią zapomnieć o tym co zrobili, drugich będą dręczyć koszmary, kolejni zastanawialiby się "co by było gdyby...", inni czują fizyczny ucisk w brzuchu, a pozbycie się ich może trwać od kilku minut, do końca życia. Jednak do wszystkiego da się z czasem przyzwyczaić. Przypomina to trochę osoby uzależnione od narkotyków. Za pierwszym razem jest odlot, bez konsekwencji, ale później każde zejście jest coraz silniejsze, a każdy następny raz przynosi mniej euforii. Z wyrzutami jest podobnie, każdy następny raz, coraz mocniej zmniejsza siłę wyrzutów, aż w końcu one zanikają, a my zatracamy uczucia. Przy pierwszej zbrodni jednak sumienie może nas przerosnąć, ale jest jeden wyjątek. Zemsta. Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie chciał się zemścić. Nie ma takich ludzi. A wśród tych, którzy dokonali zemsty, ile jest tych którzy żałują? Garstka. Minimalna ilość. 

"W obliczu zemsty nie ma miejsca na sumienie"

  C.J Roberts "Dotyk ciemności"  

~~~

- Skąd wiedziałaś, że tam jestem? - zapytałam przyjaciółki, wychodząc z ukrycia.

- Nie znam cię od wczoraj, nie jestem idiotką, pracuję w policji - zaczęła wymieniać, a ja pokiwałam głową, na znak zrozumienia.

- Po chuja gadałaś z Nickiem?

- Sam do mnie przyszedł - oznajmiła - żeby powiedzieć, że dzisiejszą akcję zaliczy mi jako próbę morderstwa, bo zastrzeliłam kilku Scorpionsów.

- Nie o tym mówię - zauważyłam, a dziewczyna westchnęła. 

- Wiem, ale na ten temat nie mam ci nic do powiedzenia, więc po co go zaczynać? Lepiej mi powiedz o ostatniej próbie - poprosiła. - Kogo dostanę?

Mimo, że jej głos był pewny siebie, po oczach widziałam, że nie była przekonana. Zastrzelenie Scorpionsa nie budziło takich kontrowersji, bo praca w Interpolu przyzwyczaiła do myśli o zabiciu gangstera w obronie własnej. Ostatnią sytuację można uznać za takie okoliczności, bo Scorpions zaatakowali nas na naszym terenie, a w takich okolicznościach nawet pociągnięcie za spust w świetle prawa jest legalne. Teraz jednak nie chodziło o szybką i łatwą śmierć, a o cierpienie umierającego. Dla nas po takim czasie jest to po prostu normalne, ale nie każdy byłby w stanie to zrobić. Większość osób, nawet w obronie własnej nie potrafiłoby pociągnąć za spust, a my robimy to bez powodu, więcej razy niż da się zliczyć. 

Mimo wszystko nawet wśród Twenty są ludzie, którzy nie licząc próby nigdy nie torturują, bo najzwyczajniej w świecie mają w sobie za dużo człowieczeństwa, ale są też tacy, którym sprawia to najwięcej przyjemności i mogli by to robić na okrągło. Największą część stanowiła jednak grupa neutralna do której należała większość moich przyjaciół: ludzie, którzy torturują, ale nie jest to ich hobby. Nie mogłam na razie stwierdzić do jakiej z tych grup będzie należała Lott, bo to się dopiero okaże po tym jak sobie będzie radziła z wyrzutami sumienia.

Nim zdążyłam odpowiedzieć dziewczynie mój telefon się rozdzwonił.

- Zaczekaj chwilę - poprosiłam odbierając połączenie.

- Namierzyłem jego adres - usłyszałam znajomy głos Petera. - 193Rd Street 19810.

- Dzięki Peter. Jestem twoją dłużniczką.

- Już od dłuższego czasu - zaśmiał się chłopak, po czym rozłączył.

- Co jest? - zapytała Lott.

- Pogadamy później, ok? Muszę jechać.

Dziewczyna nie mówiąc, ani słowa więcej pokiwała głową, a ja szybko ruszyłam na górę, po drodze zabierając jeszcze tylko nie wielką buteleczkę z chloroformem. 

W salonie spotkałam Ri i Pay, więc szybko powiedziałam im o co chodzi, a one zaoferowały się jechać ze mną, podobnie, jak i Jones.

- Dobra. Weźcie z pokoju Max'a moją broń, a ja idę zameldować Nickowi, że jedziemy.

- Nie chcesz kolejnej awantury? - zaśmiała się Pay.

- Raczej próbuję się przyzwyczaić do normalnego traktowania - zakpiłam, wywołując śmiech przyjaciół. - Dobra, nie mamy czasu. Ruchy, ruchy.

Chwilę później wskakiwałam już co trzy stopnie, aby jak najszybciej znaleźć się w gabinecie Nicka i mieć z głowy tą rozmowę. Z przyzwyczajenie wpadłam do środka bez pukania, ale widok jaki zastałam, szybko mnie zatrzymał. 

W chwili obecnej Nick posuwał jedną z kurewek na biurku.

Nawet nie wiem, czemu poczułam się dotknięta tym co zastałam, bo nie miałam do niego żadnych praw, ale i tak mnie to zabolało. Szybko się pocieszył, nie ma co. 

- Puka się! Nie widzisz, że jestem zajęty?! - syknął nie odrywając się od swojego zajęcia.

- Widzę - odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam, że czyjś głos może być aż tak wyprany z uczuć, jak mój obecnie.

Na dźwięk mojego głosu, chłopak momentalnie przeniósł swój wzrok na mnie i mogłabym się założyć, że przez ułamek sekundy w jego oczach błysnęło poczucie winy, ale szybko ponownie przybrał maskę obojętności.

- Nie przestawaj Nickuś - pisnęła dziewczyna, mocniej obejmując go nogami w biodrach, ale żadne z nas nie zwróciło na niej najmniejszej uwagi. Zbyt pochłonięci gapieniem się na siebie nawzajem.

Jego puste oczy wpatrzone w moje, wyrażające dokładnie tyle samo uczuć, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Miałam nadzieję, że moje oczy pokazują tyle samo uczuć, co było w moim głosie.

Jęk dziewczyny jednak spowodował moje odwrócenie wzroku, dzięki czemu powróciło mi trzeźwe myślenie.

- Nie chciałam ci przeszkadzać - przyznałam szczerze z ulgą stwierdzając, że mój głos jest dalej tak samo pusty jak był. - Przyszłam tylko powiedzieć, że dzwonił do mnie Peter z informacją o tym gliniarzu co ci mówiłam i Ri, Pay, Jones i ja jedziemy po niego. Także ten... cześć.

Szybko odwróciłam się na pięcie i opuściłam pomieszczenie. To było dla mnie za dużo. Okey, żyjąc z ludźmi z którymi żyłam, z których znaczna większość była facetami, byłam przyzwyczajona do przyłapywania ich podczas pierdolenia i nigdy mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, ale nie Nicka. Nie byliśmy już razem, to prawda, ale to nie znaczy, że chciałam go widzieć, gdy pierdoli inną. Kolejne zaskoczenie: znowu suka bez uczuć ma uczucia.

Nie czkając na nic, ruszyłam do garażu gdzie w SUV'ie siedzieli już wszyscy. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi przy miejscu pasażera, Pay siedząca za kółkiem ruszyła z piskiem opon. Bez zawahania podałam jej adres, a następnie przypięłam sobie broń przyniesioną przez przyjaciół.

- Co jest? - zapytała Ri.

- Nic, a co ma być?

- Widzę, że się nad czymś zastanawiasz - powiedziała.

- Martwię się tym, czy Lott sobie poradzi z ostatnią próbą - skłamałam, bo mimo tego, że nad tym myślałam, to nie w chwili obecnej, a naprawdę nie chciałam ich mieszać w swoje problemy.

Przyjaciele bez zastrzeżeń przyjęli moje wytłumaczenie i rozpoczęliśmy temat naszych pierwszych tortur i śmiania się z tego, że inicjację, to ja w większości przeszłam nawet bez mojej wiedzy, a co tu mówić o aprobacie. Później poruszyliśmy temat, tego co będzie, gdy Lott już zda próby (bo wyjątkowo postanowiliśmy być optymistami) i wspólnie zastanawialiśmy się co zrobimy, bo Ri i ja z całą pewnością musimy wrócić na jakiś czas do NE, a Jones musi zostać w China. Killer powiedział, że chciałby, żeby Lott dołączyła z nami do NE, ale nie mieliśmy pojęcia czy dziewczyna będzie chciała zostawić swojego brata i dołączyć do kliki Killera, nawet jeśli to tylko tymczasowe, dość dużo czasu już spędzili z dala od siebie, bez jakiegokolwiek kontaktu.

Nim się obejrzeliśmy wjechaliśmy na odpowiednią ulicę. Na zewnątrz było jeszcze jasno, bo dochodziła dopiero trzecia po południu, ale szczerze padałam już na pysk. Nie spałam od ponad dwudziestu czterech godzin i ledwo co kontaktuję, ale jest akcja do zrobienia, więc trzeba działać.

Ignorując, że jest dzień, a co za tym idzie, powinno być względnie bezpiecznie, bo nas nie powinno być, Jones, Ri i ja opuściliśmy pojazd, zostawiając tylko Pay za kółkiem, gotową w każdej sekundzie ruszyć. Ludzie na nasz widok szybko zmieniali kierunek, w którym zmierzali, ale żadnego z nas to nie dziwiło. Każdy normalny człowiek, nawet jeśli zagrożenie by nie było tak ogromne, jak w dzisiejszych czasach, na widok trójki uzbrojonych ludzi, za którymi listy gończe były wszędzie, uciekłby ile sił w nogach. Nam strach tych ludzi dał jedynie wskazówkę, że powinniśmy się pośpieszyć, bo w nie tak odległej przyszłości zjawi się tu dziewięćdziesiąt procent nowojorskiej policji.

Drzwi do domu, do którego zmierzaliśmy były zamknięte, więc Jones bez wahania wybił okno, dzięki czemu Ri i ja mogłyśmy przeskoczyć do środka, otwierając drewnianą barierę szatynowi. Przez ciszę jaka panowała w domu, mogłam się założyć, że nowy pupilek Interpolu odsypia swoją ciężką zmianę, podczas której nic nie zrobił.

Bez słowa ruszyliśmy schodami na piętro naturalnie z wyciągniętą bronią, jakby się przypadkiem okazało, że facet się obudził i czekał, aż wejdziemy dalej.

Nie przewidzieliśmy jednego, a mianowicie, że mężczyzna nie będzie w domu sam. 

Na schodach wpadliśmy na ubraną w garsonkę kobietę z siniakiem na pół twarzy, która na nasz widok otworzyła usta, ale wydostał się z nich tylko niemy krzyk.

Szybko doskoczyłam do kobiety przykładając jej spluwę do skroni.

- Kim jesteście?

- Domyśl się - syknął Jones.

- Przyszliście po Jamesa? - zapytała.

- Gdzie on jest? 

- Śpi w swojej sypialni - oznajmiła kobieta, ku naszemu zdziwieniu, które tylko się pogłębiło po jej następnych słowach. - Zaprowadzę was tam, a policji skłamię jeśli chodzi o rysopisy, jeśli tylko obiecacie, że nigdy już tu nie wróci.

Po raz kolejny zerknęłam na kobietę, a mój wzrok zatrzymał się na jej policzku.

- Tak - odpowiedziała na moje nieme pytanie. - To jak? Pomożecie mi się od niego wyrwać?

- Wiesz, że mogłabym po prostu nacisnąć na spust? W końcu byśmy go znaleźli i to raczej szybciej, niż później, a dalej byśmy mieli pewność, że policja nie będzie wiedziała, że to my - zauważyłam.

- To strzelaj. To też pomoże mi się uwolnić od tego skurwiela.

Chwilę później staliśmy już w odpowiednim pomieszczeniu, spoglądając na śpiącego gliniarza. Moja spluwa w dalszym ciągu była przyciśnięta do skroni kobiety, Ri celowała do mężczyzny, nad którym stał Jones, który czekał na mój rozkaz, żeby go obudzić.

- Co z nim zrobicie? - zapytała cicho kobieta.

- Nie chcesz wiedzieć - prychnął Jones.

- Ale z całą pewnością nigdy więcej nie zobaczysz go żywego, a jego śmierć będzie mało przyjemna - oznajmiłam. - Nic ci nie zrobię, ale ty nas nie kojarzysz. Jak ci pokarzą nasze zdjęcia, to masz zaprzeczyć, że to byliśmy my, a te siniaki możesz zwalić na nas, bo nikt ci nie uwierzy, że policjant był damskim bokserem.

Kobieta pokiwała głową, a ja dałam znać Jonesowi, że zaczynamy. Sprawnie przywalił gliniarzowi w twarz, budząc go w ułamku sekundy. Kiedy tylko ogarnął co się dzieje sięgnął po broń.

- Nie tak szybko, albo twoja żonka, straci głowę - powiedziałam spokojnie, przypominając sobie jedną z lekcji psychologii z Clemarkiem. 

Osoby stosujące przemoc domową, miały dziwną psychikę. Mimo braku jakichkolwiek obiekcji przed pobiciem własnej rodziny, w dziwnym stopniu ich chronili, nie pozwalając żeby ktokolwiek inny zrobił im krzywdę. Wtedy uznałam, że ta lekcja do niczego mi się nie przyda, ale jak widać myliłam się, teraz była ogromnie przydatna.

- Thomson - syknął, a moją twarz wykrzywił uśmiech.

- Jak tam James? - zapytałam. - Chociaż wiesz co? Zwisa mi to, ale mam dla ciebie propozycję. Grzecznie pojedziesz z nami, a twojej żonce i pięcioletniej córeczce z mojej strony włos z głowy nie spadnie. Co ty na to?

- Spędzicie długie lata w pierdlu - syknął, ale podniósł się z łóżka.

- Dobra decyzja - powiedziała Ri.

- Nie mogę się już doczekać - odpowiedziałam mężczyźnie zanim opuściliśmy jego dom.

***

- Pękasz? - prychnął Nick obserwując jak Lott się waha przed zadaniem pierwszego ciosu.

- Pierdolona szmata - syknął James w jej kierunku. - Twój chłopak jest w śpiączce, to już dajesz dupy gangsterom? Oni go nie uratują. Może lepiej prześpij się z lekarzem, to lepiej się nim zajmą.

- Nie waż się o nim wspominać, bo to przez ciebie jest w takim stanie! - wrzasnęła.

- I to dlatego przyłączyłaś się do nich? Żeby sprawiedliwości stała się zadość?

- Morda kutasie, bo za chwilę moją obietnicę chuj strzeli i na oczach twojej rodzinki, będziesz cierpiał tak, jak twoja żonka - oznajmiłam poważnie.

- Grozisz mi? Wiesz, że za to mogą ci dać większy wyrok suko? - oznajmił, wywołując kpiący śmiech wszystkich zebranych.

- A kto im o tym doniesie? Ty? Za dużo Paranormal Activity - prychnęłam. - Nie wyjdziesz stąd żywy - zapewniłam - a po za tym, słoneczko, i tak mnie czeka kara śmierci. Lott, weź mu zdrowo przyjeb zanim ja to zrobię, a z największą przyjemnością odcięłabym mu kutasa.

- Wyjątkowo się z tobą zgodzę - odezwał się Jones. - Taka pizda nie zasługuje na to, by móc się nazywać facetem.

- O czym wy gadacie? - zapytała Lott.

- James jest damskim bokserem. Bił swoją żonę - wyjaśniła Ri.

- To dlaczego nie poszła na policję? - zdziwił się Junior.

- Bo James jest gliniarzem? - zakpiłam. - Uwierz mi najwięcej damskich bokserów jest wśród policjantów, a ofiary przemocy domowej z rąk gliniarza nie mają co szukać pomocy na policji, bo pies psa będzie krył.

- Pierdolona sekta. My chociaż nie udajemy, że nie jesteśmy skurwielami - syknął Nick.

- Nie dość, że napierdalasz swoją żonkę, to jeszcze ją zdradzasz szantażując praktykantki - syknęła Lott wpadając w furię.

W końcu mogłam zobaczyć, jak furia wygląda oczami obserwatora, a nie kata. Większość moich przyjaciół patrzała na to co się dzieje z nieskrywanym zaskoczeniem, a chyba tylko ja domyślałam się co obecnie się dzieje w głowie czerwonowłosej. 

Długo nie potrwało zanim mężczyzna stracił przytomność i więcej już jej nie odzyskał. 

- Witamy w China - odezwał się Nick, gdy zmachana dziewczyna patrzała na swoją pierwszą ofiarę. - Przeszłaś wszystkie próby, gratulacje.

- Gratulujesz mi tego, że stałam się potworem, takim jak ty? - syknęła, odwracając się na pięcie. - Idę na fajkę.

***

Hej kochani! Mam do was pytanie. Jak wam się podobają takie początki rozdziałów? Typowe przemyślenie nawiązujące do fabuły, ale nie mające z nią więcej wspólnego, niż temat? Jeśli wam się spodoba, mogę je dodawać. Może nie do każdego rozdziału, ale czasem na pewno. Jak wrażenia?

Buziaki

Vera__18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro