2. Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kochani! 31.12 i 1.01 to praktycznie jeden dzień, dlatego rozdział pojawia się dzisiaj. Wszystkiego najlepszego kochani! Życzę wam żeby rok 2018 był tysiąckrotnie lepszy od mijającego właśnie 2017. Spełnienia wszystkich marzeń w tym nowym roku i pamiętajcie, że jego powodzenie zależy tylko od was! Jak to mówi polski przysłowie "Jesteś kowalem swojego losu", więc jeszcze raz wszystkiego co najlepsze. I oczywiście pięknych fajerwerek oglądanych już oczywiście nie tak trzeźwymi oczami ;)

- Witamy w China - odezwał się Nick, gdy zmachana dziewczyna patrzała na swoją pierwszą ofiarę. - Przeszłaś wszystkie próby, gratulacje.

- Gratulujesz mi tego, że stałam się potworem, takim jak ty? - syknęła, odwracając się na pięcie. - Idę na fajkę.

Słowa Lott zatrzymały mnie w pół kroku, gdy chciałam iść jej pogratulować zakończenia inicjacji, ale jej słowa skutecznie mnie powstrzymały.

Nie spodziewałam się tak gwałtownej reakcji i z tego co widzę to nie tylko mnie ona zaskoczyła. Jasne, spodziewałam się, że Lott po skończonej robocie nie odwróci się z uśmiechem i nie zapyta czy nie mamy ochoty na imprezę, ale nie pomyślałabym, że zareaguje aż tak emocjonalnie. W końcu sama chciała do nas dołączyć, więc powinna wiedzieć czego się spodziewać, tym bardziej, że nic przed nią nie zatajaliśmy.

Zza myślenia wyrwałam się dopiero, gdy Junior strzelił mnie i Jonesa w tył głowy.

- Idźcie może sprawdzić co z nią, bo z nami raczej nie będzie gadać - syknął, a ja pokiwałam głową, przeganiając moje myśli i ruszając do drzwi.

Przez ostatni czas w mojej głowie królowały trzy tematy, a w zasadzie trzy osoby, które były ich głównym wątkiem: Lotte, Nick i Cox.

Lotte z wiadomych powodów. Jest moją przyjaciółką i podjęła (nie do końca mądrą) decyzję odnoście dołączenia do nas, więc adekwatnie do sytuacji stres o nią zaprzątał moje myśli.

W sumie sama nie wiedziałam dlaczego tyle czasu poświęcałam na myślenie o moim byłym chłopaku. Było, minęło, a ja muszę zacząć normalnie żyć, ale... no właśnie. Zawsze jest jakieś "ale". W dalszym ciągu zastanawiałam się dlaczego to się skończyło tak, a nie inaczej i typowe "co by było gdyby...". Mimo, że powinnam zapomnieć i przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, Nickowi w dalszym ciągu, zwykle nieświadomie, udawało się mnie w jakiś sposób ranić. Tym, że lizał się z jakąś dziwką, albo tym, że przeszedł obok mnie obojętnie.

Z kolei Cox był wielkim znakiem zapytania. Może i powinnam się od niego odsunąć, aby udowodnić Nickowi, że między nami nigdy nic nie było, ale nie chciałam ryzykować z tak zajebistego przyjaciela, jakim był Cox. Widziałam, że on coś kombinuje, a ja nie miałam pojęcia co, ale tak szczerze nie chciałam nawet tego wiedzieć. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

- Ila do chuja! - wrzasnął mi do ucha Junior, popychając mnie do przodu. - Czego nie rozumiesz ze zdania "Idź sprawdzić co z nią"?! Przecież to nie jest po chińsku!

- Zamyśliłam się, już idę - oznajmiłam, tym razem na dobre odsuwając od siebie swoje dylematy, a zamiast nich ruszyłam pomóc przyjaciółce.

- Dajcie mi do chuja chwilę spokoju! Czy proszę o tak wiele?! - krzyknęła dziewczyna słysząc moje kroki.

- To tylko ja - powiedziałam spokojnie, a ona nawet się nie odwróciła.

- A moja wypowiedź dotyczyła też ciebie - syknęła Lott.

- Nie warcz na mnie, ok? To, że nie możesz sobie poradzić z tym co wszyscy całe życie wkładają nam do głów to nie znaczy, że masz się wkurwiać na mnie - oznajmiłam tym samym zyskując uwagę Lott.

- Co masz na myśli?

- Nie zauważyłaś tego? - zapytałam. - Od najmłodszych lat, każdy powtarza nam co wolno, a czego nie, tworząc niewidzialne bariery wokół naszego życia i usypiając wolną wolę, która daje nam podejmować własne decyzje o tym co według nas jest dobre, a co nie. Sumienie? Nic takiego nawet nie istnieje. Jest tylko to gówno co siedzi nam w głowie przez to w jakim środowisku się wychowaliśmy. Osoby urodzone w tym świecie, nawet nie myślą, że zabijanie może być złe, bo to jest dla nich normalne, a ci urodzeni w religijnych domach nie pomyślą nawet o odebraniu życia.

- Tyle, że ja nie czuję, że zrobiłam źle, ale nie tak mnie wychowali moi rodzice... Zresztą i tak nie zrozumiesz.

- Spróbuję - powiedziałam szczerze, a dziewczyna westchnęła.

- Znasz moją historię. Wiele rzeczy, których mogę żałować zrobiłam w życiu, ale przeszłam nad tym do porządku dziennego, ale wiem, że jeśli moi rodzice mogli by się dowiedzieć, czym się zajmuję i co robiłam, to byliby zawiedzeni, a to nigdy nie było moim celem. Ja wiem, że oni nie żyją, ale to nie ma znaczenia... Kurwa, sama nie rozumiem co siedzi w mojej głowie!

- Powiedz mi jedno. Żałujesz, że to zrobiłaś?

- Tak... Nie... Nie wiem! Nic już kurwa nie wiem! Czuję, że zawiodłam moich rodziców, mimo, że oni się nigdy o tym nie dowiedzą, a ja nie będę musiała widzieć ich wyraz twarzy, gdy aresztują im córkę, ale po prostu tak nie mogę. To dla mnie za wiele.

- Rozumiem - przyznałam - i zrobię wszystko, żebyś więcej nie musiała torturować.

- A co jak dostanę po prostu takie zadanie? Przecież nie mogę powiedzieć, że tego nie zrobię.

- Ja to zrobię za ciebie - obiecałam. - Ja nie mam kogo zawieść skoro i tak ojciec całe życie miał mnie za kurwę, a matkę interesuje tylko praca.

- Cama... - zaczęła Lott.

- Wyluzuj, jest okey. Jak chcesz to zaczekaj na nas w aucie weźmiemy tylko bronie i będziemy się zwijać do siedziby, bo trzeba ogarnąć co dalej.

- Jak co dalej?

- Zakończyłaś próby, więc Ri i ja musimy wrócić do Killera, a...

- Killer powiedział, że ja mogę dołączyć do NE razem z wami, nie? - upewniła się, a ja pokiwałam głową w potwierdzeniu. - No to ja jadę z wami.

- Ale wiesz, że Jones zostaje tutaj?

- Wiem, ale to przecież nie tak, że będąc tymczasowo w innej klice nie będę mogła z nim gadać, a poza tym to nie potrwa wieczność. Muszę sama ogarnąć wszystko co się dzieje, a bez brata nad głową zdecydowanie pójdzie mi szybciej.

- Jak chcesz. Pozostaje jeszcze kwestia tatuażu i broni.

- Tatuażu? - zdziwiła się.

- Jak ty mało wiesz - zaśmiałam się. - Zaczekaj chwilę, zgarnę tylko Ri, Pay i Juniora, a w drodze do domu ci wszystko wyjaśnimy.

Zgodnie z moim słowami kilka minut później siedzieliśmy całą piątką w aucie opowiadając czerwonowłosej o tatuażu Twenty, jak i broni osobistej. Dziewczyna zgodziła się na tatuaż na udzie, ale pod warunkiem, że nie będzie zbytnio widoczny. Dodatkowo oznajmiła, że chce jeszcze jeden tatuaż, a jeśli gość od nas się nie zgodzi to pójdzie po prostu do studia. Jej kolejny tatuaż ma się znaleźć na żebrach i przedstawiać obraz pulsu jaki pojawia się na kardiomonitorze z napisem "just live" i datą naszej ucieczki do China, a co za tym idzie dniem kiedy "umarła jej wiara w szczęśliwe zakończenia" jak to sama ujęła.

***

Jak się okazało tatuator China nie miał żadnych problemów ze zrobieniem dodatkowego wzoru i tego samego dnia wieczorem wracałyśmy do Killera, jak się okazała w czwórkę, bo Pay uznała, że nie ma zamiaru jako jedyna dziewczyna zostawać z tymi kutasami, czym oczywiście wywołała nasz śmiech.

- Cześć Killer - przywitałam się ledwo w sumie stojąc na nogach przez zmęczenie wywołane tyloma godzinami na nogach.

- Wyglądasz gorzej, niż Scorpionsi po tygodniu w naszym magazynie - oznajmił mężczyzna.

- Nie spałam od jakichś czterdziestu godzin - przyznałam, a on otworzył szeroko oczy.

- Idźcie spać. Najbliższą akcję wasza czwórka ma za ponad dobę, więc się wyśpijcie.

- Co będziemy robić? - zapytała Ri.

- Pomagać w rozwiezieniu towaru Coxowi, a teraz macie iść spać.

- Są jakieś pokoje dla Lott i Pay?

- Tak dziewczyny mają razem większy pokój zaraz obok was, bo i tak Lott zwykle będzie spała u siebie.

Zgodnie pokiwałyśmy głowami, a następnie pokazałyśmy przyjaciółkom ich sypialnie, zanim same rozeszłyśmy się do swoich. Kiedy tylko weszłam do pokoju ledwo dałam radę rozebrać się do bielizny, a z chwilą zetknięcia się z poduszką odpłynęłam w długi sen.

***

Obudziłam się koło siódmej po południu co nie byłoby takie dziwne, gdyby nie fakt, że zasypiałam po drugiej w nocy, a więc spałam pieprzone siedemnaście godzin. Jedyny plus jest taki, że w końcu się wyspałam, a po całym porannym rytuale ruszyłam do głównej części budynku, gdzie jedno z pomieszczeń przerobione zostało na kuchnię z aneksem kuchennym.

Zrobiłam sobie kanapki z serem, sałatą, pomidorem i ogórkiem, będąc kompletnie zdziwiona, że znalazłam w lodówce coś innego, niż puszki z piwem, a następnie usiadłam na blacie, bo nigdzie indziej nie było miejsca.

- O w końcu wstałaś - ucieszyła się Lott, gdy wchodząc do kuchni mnie zauważyła.

- Dawno wstałaś? - zapytałam jej autentycznie zaciekawiona, a dziewczyna wskoczyła na blat obok mnie zabierając mi jedną z kanapek.

- Jakieś pięć godzin temu. Chyba tak łatwo nie przestawię się na wasz tryb dnia, tym bardziej, że w pracy mamy różne systemy godzinowe - oznajmiła.

- Ale zwykle nasz, nie? - upewniłam się, a ona skinęła głową.

- W ogóle opowiedz mi o tej akcji z Coxem. Co my będziemy musiały robić?

- Najpierw jedziemy do kliki NYC do Cox'a, bo mieli dostawę dragów i broni, a skoro brakuje im ludzi to z pewnością cholernie ogromną. Bierzemy nasz przydział i całą grupą jedziemy w umówione z dilerami miejsce, dajemy im ich zamówienie, odbieramy hajs za ich ostatni utarg. Dwadzieścia procent jest dla nich, trzydzieści do podziału na nas, a resztę bierze klika. No i to wszystko. Zwykle nie zajmuje więcej niż godzinę.

- Trzydzieści procent do podziału? Ile to wychodzi hajsu na jedną osobę? - zapytała.

- Zwykle jeden przydział jest na dwie osoby, a przy dragach i broni jest to koło trzysta koła na głowę, ale tym razem jedzie kilka nowych, a każdy nowicjusz musi mieć jednego opiekuna, więc będzie nas około dziesięciu, więc z sześćdziesiąt tysięcy na osobę powinno być.

- Sześćdziesiąt tysięcy za jedną akcję?!

- Wiem, że mało, ale po jakichś sześciu miesiącach już nie będziesz potrzebowała opieki i będzie więcej.

- Kurwa ja tyle zarabiam w rok! Ile ty masz teraz hajsu?

- Tyle, że do końca życia nie muszę kiwnąć nawet palcem, a dalej będzie mnie stać na mieszkanie w ogromnej willi na wyspie i posiadaniu ludzi, żeby robili wszystko za mnie.

- Ja pierdole - zaklęła dziewczyna. - Nie wiedziałam, że wy obracacie aż takim hajsem.

- Byś się zdziwiła - zaśmiałam się.

- O której w ogóle jedziemy na tą akcję?

- Nie mam pojęcia, ale później pójdę zapytać Killera, więc się wszystkiego dowiem - obiecałam. - Dziewczyny już wstały?

- Tak. Pay jest na siłowni, a Eri opatruje jakichś typów.

- Wiesz od kogo?

- Z Bronxu chyba są, bo kojarzę jednego typa - oznajmiła, a ja jedynie pokiwałam głową w geście zrozumienia.

- A co ty robiłaś przez te pięć godzin? - zapytałam zdziwiona.

- Najpierw byłam z Pay i Eri na siłowni, a potem poszłam pomagać Ri. Jakieś dwadzieścia minut temu od niej wyszłam, bo zgłodniałam.

- Dobra, to jak chcesz, to możesz iść teraz ze mną do Killera podpytać szczegóły, a później muszę jeszcze skoczyć do Petera, bo wiszę mu przysługę, a znając życie chce podsłuchać policyjne radio, a stracił upoważnienia.

- A co ty z tym zrobisz?

- W bazie jest jedno konto gość o najmniejszych uprawnieniach, z którego korzystają pomocnicy Interpolu w razie potrzeby, a ja mam dostęp od naszego informatora na to konto.

- A kto jest tym informatorem?

- Nie mam pojęcia - przyznałam - ale podobno go znam. Killer mi nie chce powiedzieć, a ja też szczególnie nie naciskałam, bo to nie jest, aż takie ważne przecież.

Pół godziny później dowiedziałyśmy się już od Killera szczegółów akcji. Cała akcja ma się rozpocząć kwadrans przed czwartą i oprócz naszej czwórki, jedzie jeszcze Cox, Nath - chłopak, którego Nick postrzelił na pamiętnej imprezie i dwóch nowicjuszy z NYC. Naszym zadaniem będzie rozdanie towaru dilerom zarówno kliki Killera, jak i tej nowojorskiej Cox'a, a fakt, że on też bierze udział w akcji O.G. NE uzasadnił tym, że brakuje im ludzi. Ogólnie rzecz biorąc akcja była przeznaczona dla Cox'a i dla mnie, ale mamy pod opieką trzech nowicjuszy, dlatego jedzie nas w sumie dziesiątka, Ri jako opiekunka Lott, a Pay i Nath mają pilnować nowych od Cox'a plus dwójka snajperów. Z wszystkimi dilerami mamy się spotkać w czterech turach w opuszczonym magazynie na obrzeżach Queens, a jest to kawałek drogi więc chłopacy mają po nas przyjechać pół godziny przed samą akcją. Jedziemy na trzy auta, ale wszystko robimy całą gromadą.

Sama akcja ma być dziecinnie prosta, przekazujemy co mamy do przekazania, zgarniamy osiemdziesiąt procent ostatniego utargu i wracamy do Killera, z którym się mamy rozliczyć, a Cox już sam załatwi to ze swoimi ludźmi.

Lott gdy poznała cały plan, sama uznała robotę za łatwiznę, więc przestała się stresować, a zamiast to poszła ze mną do Petera, żeby zabić czas, który nam został do rozpoczęcia zadania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro