2. Rozdział 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mam nadzieję, że potrafisz szybko biegać.  

- Na mój sygnał ruszaj biegiem do auta i nie odwracaj się za siebie - nakazałam.

- Nie ma szans - oznajmił Cox. - Nie zostawię cię tu.

 - Kurwa nie rozumiesz, że w dwójkę na pewno nie uciekniemy?!

- Musimy spróbować. Albo to, albo złapią naszą dwójkę.

Zaklęłam głośno na jego upór, ale skinęłam głową. 

- Nie przestawaj strzelać.

Szybko podeszłam do przyniesionej wcześniej torby szukając w niej koktajlu mołotowa, który znalazłam wcześniej przy jednym ze Scorpionsów. Z kieszeni wyjęłam jeszcze zapalniczkę, a następnie dwukrotnie w szybkim tempie przechyliłam butelkę nasączając materiał benzyną, a następnie podeszłam ponownie do Cox'a. 

- Kryj mnie, a gdy tylko rzucę spierdalaj - widząc, że chłopak chce zaoponować, szybko mu przerwałam. - Będę tuż za tobą obiecuję.

Gdy tylko chłopak skinął głową szybko odpaliłam koktajl rzucając nim wprost do kryjących się za autami gliniarzy, a następnie zrywając się do biegu razem z Coxem. Serce bębniło mi jeszcze szybciej, niż poruszały się moje nogi. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tak nie bałam, nawet wtedy, gdy zostałam porwana przez Twenty. Jeśli teraz mnie złapią, to z mojej śmierci zrobi się publiczna egzekucja za zdradę stanu, co jest raczej marnym pocieszeniem. Moje stopy ledwo dotknęły ziemi, a już się od niej odrywały, a ja pędziłam wprost, do ostatniego stojącego samochodu. Razem z Coxem w tej samej sekundzie dopadliśmy do niego. On od strony kierowcy, a ja pasażera. Błyskawicznie znaleźliśmy się w środku słysząc za sobą wrzaski i strzały, a Cox przekręcił kluczyk znajdujący się w stacyjce, w momencie w którym tylna szyba się roztrzaskała. Szybko odwróciłam się kontynuując strzelanie do policjantów. 

Kiedy samochód ruszył byłam dobrej myśli, ale trwało to dosłownie kilka sekund, aż do momentu kiedy okazało się, że jedziemy na dwóch flakach, a więc nie ma szans, żebyśmy rozpędzili się na tyle, żeby zgubić policję.

- Ja pierdolę, kurwa jego mać! - krzyknęłam wkurwiona do granic możliwości. - Czemu zawsze wszystko się pierdoli?!

- Mam nadzieję, że masz jakiś plan B? - zapytał Cox.

- Tak, mieć nadzieję, że te dwa naboje które mam w spluwie zabiją dwudziestu gliniarzy, albo, że spadnie jakiś meteoryt.

- Mamy przejebane - stwierdził Cox.

- Ja mam przejebane. Twoja kartoteka jest czyta - przypomniałam sobie. - Masz się do niczego nie przyznawać i mówić, że cię porwałam, szantażowałam, czy cokolwiek, jasne?

- Co ty chcesz zrobić? - zapytał, ale ja go już nie słuchałam, próbując znaleźć jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji.

- Nie kombinuj Thomson! - usłyszałam krzyk obok okna. - Wychodź z podniesionymi rękoma! To samo ty Bates!

Spojrzałam pytająco na Cox'a, a on się zaśmiał.

- Długo nie słyszałem już swojego nazwiska. Wkurwiaj ich jak tylko możesz, kochanie. Do niczego się nie przyznawaj i graj na czas, już w pudle, ok? Wyciągną nas.

- Mam nadzieję. Nie dam się zabić pieskom za zdradę - prychnęłam, wywołując jego śmiech, a następnie odwróciłam się do drzwi.

- Ręce do góry i wyjdźcie z samochodu! - krzyknął policjant.

- A jak mam to niby zrobić idioto?! Zębami, czy siłą woli mam otworzyć drzwi? - prychnęłam. - Czy jeśli go zastrzelę, to dostanę większy wyrok?

- Większy od kary śmierci? Wątpliwe, ale nie ryzykuj - oznajmił, a ja westchnęłam i ignorując krzyki o podniesionych rękach otworzyłam auto.

Nie minęło kilka sekund a byłam przyciśnięta twarzą do maski samochodu, a jakiś typ przeszukiwał mnie, aby pozbyć się wszystkich niebezpiecznych narzędzi jakie miałam, a także słuchawki z mojego ucha, ale o dziwo mikrofonu nie znalazł.

- Czy po za tym co znalazłem, masz jeszcze jakieś noże, albo inne ostre narzędzia? - zapytał policjant.

- Jedyne miejsce jakiego nie sprawdziłeś to moja pizda, kutasie - syknęłam wykręcając głowę w bok, tak że to mój policzek, a nie nos by spłaszczony na masce.

- Grzeczniej suko - syknął mi do ucha.

- Bo co?

- Bo zgnijesz w pierdlu, do którego dotrzesz poturbowana - zagroził, wywołując mój śmiech.

- Słuchaj kochanie. Gdybym chciała to w tej sekundzie twój ostatni oddech opuszczałby twoje usta, a ja bym się napawała każdą kropelką krwi która opuszcza twoje ciało, a to i tak byłoby dla mnie za mało. Zdecydowanie wolałabym się dłużej pobawić twoim cierpieniem - syknęłam z uśmiechem, gdy usłyszałam jak głośno przełyka ślinę. - Kiedy wyjdę, będziesz moim pierwszym celem.

- Martin Bates, jesteś aresztowany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, morderstwa, tortury, handel bronią, żywym towarem, porwania i zastraszenia - zaczął, aż za dobrze znajomy mi głos.

- Zapomniałaś o narkotykach - prychnął Cox. - Ranisz moje ego.

- Camillo Thomson, jesteś aresztowana za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, morderstwa, tortury, handel bronią, narkotykami, żywym towarem, porwania, zastraszenia i zdradę stanu - oznajmiła Alex.

- A jej to kurwa nawet dokładasz wykroczeń - pisnął teatralnie oburzony Cox. - Moje ego! Umieram.

- Przymknij się pojebie.

- Grzeczniej sierżancie! Dalej mam wyższy stopień niż ty, blond szmato- zaśmiałam się, czując się co najmniej naćpana.

- Wątpię, żeby poszukiwany listem gończym przestępca mógł się tytułować, a poza tym teraz jestem starszym sierżantem - oznajmiła.

- A ja nie dostałam pisma o degradacji, więc dalej jestem porucznikiem - zauważyłam śmiejąc się w głos, a policjant, któremu wcześniej groziłam ustawił mnie do pionu.

Nawet się nie zorientowałam w którym momencie jasnowłosa przypierdoliła mi w twarz.

- Napiszę na ciebie skargę do Simpsona - oznajmiłam, spluwając krwią w bok. 

- Oj będziesz miała nawet szansę osobiście mu ją złożyć na biurko. Zabrać ich.

- Wycieczka do Waszyngtonu? Ciekawe jak bardzo Simpson, Clemark, Brown, Miller, Seydell i reszta się stęsknili za swoją ulubienicą co?

- Przymknij się - syknęła.

- Co dalej nikt z nich cię nie lubi? To smutne. Tyle pracować, a szef dalej nie zna twojego imienia. Przygnębiające nie? - ledwo skończyłam mówić, a dziewczyna po raz kolejny przyjebała mi w twarz.

- Zabrać ich do najbliższego tymczasowego aresztu. Za dwie godziny jedziemy do stolicy.

- Może się trochę przeciągnąć, bo w między czasie się pozwę, za naruszenie nietykalności cielesnej, dzięki czemu będziesz odsunięta od sprawy.

- Nie masz dowodów, ani nawet siniaków.

- Ale rozwaloną wargę.

- Moje słowo przeciwko twojemu - prychnęła.

- Simson uwierzy mi - zauważyłam - a nawet chłopak, któremu złamałam serduszko, a i tak woli mnie od twojego towarzystwa, mimo, że tyle lat za nim szalejesz, uwierzy mi.

- Nieprawda! - krzyknęła ze łzami w oczach.

- David przepraszam, ja nie myślałam, nie wiem co we mnie wstąpiło! Oni mnie szantażowali, a później po przestawiali w głowie! W życiu nie wybaczę sobie tego wszystkiego co robiłam. Nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Wiem, że nie dasz rady mi tego wybaczyć, ale chciałam cię przeprosić. Nigdy niczego tak bardzo nie żałowałam. Powinnam zginąć. Byłby święty spokój i jednego okropnego człowieka mniej - udawałam łkanie. - Myślisz, że to kupi?

- Ty szmato! - wrzasnęła, rzucając się na mnie z pięściami, ale jej współpracownicy ją powstrzymali. - Zabiję cię! Wyrwę ci wszystkie kłaki, wydłubię oczy, poobcinam palce!

- Antek - zwróciłam się do trzymającego mnie policjanta. - Biorę cię za światka, gróźb z jej strony pod moim adresem.

- Dlaczego myślisz, że poprze ciebie? - prychnęła Alex.

- Ślubował uczciwość i wierność prawdzie, prawda Antek?

- Zabrać ją! - wrzasnęła blondynka, a kilka chwil później, razem z Coxem zostaliśmy wrzuceni do policyjnego samochodu.

- Zabrali ci wszystko? - zapytał szeptem Cox.

- Poza dragami tak.

- No to damy radę - oznajmił puszczając mi oko, na co się zaśmiałam, mimo dalej obecnego zdenerwowania.

Postanowiłam skorzystać z rady Coxa i wkurwiać wszystkich tak jak to tylko możliwe, a na pierwszy ogień idzie Alex, bo czemu by nie. Jestem pewna, że Killer i reszta pomogą nam w ucieczce, a dla mnie będzie to dobra okazja, żeby wybadać sytuację w Interpolu i powkurwiać ludzi stamtąd. Jeśli Killer nas zawiedzie, to mamy przejebane, bo za samą zdradę stanu mogą mnie skazać na śmierć. Niby przywyknęłam już do myśli, że w każdej sekundzie mogę zginąć, ale co innego zostać zabitym na akcji, a co innego zginąć przez wyrok.

Kiedy zaczynam o tym myśleć ponownie zaczyna mnie paraliżować strach, ale Cox jakby czytając mi w myślach, uśmiechnął się i pociągnął nosem, wywołując mój śmiech. Jak ten idiota chce ćpać na komisariacie? Przecież i tak znajdą pewnie tą amfę i tylko dołożą mi posiadanie dragów, do udowodnionych przestępstw.

A w przeciągu maksymalnie dwóch godzin ruszymy na wycieczkę do stolicy. Mam szczerą nadzieję, że Killer odbije nas przed tą podróżą, bo chyba zwariuję. Ze strachu, ale i z wkurwienia. Tyle godzin z tą blond suką zdecydowanie dobrze nie wpłynie na moją psychikę.

***

Jak się okazało w  nowojorskim areszcie spędziliśmy mniej niż pół godziny, bo po dwudziestu minutach Twenty zaczęło atakować, a nas tylnym wyjściem wyprowadzono do stojącej pod budynkiem więźniarki i szybko stamtąd ewakuowano. Z klatki w której właśnie się znajdowaliśmy nie mieliśmy możliwości, żeby zobaczyć otaczający nas świat. Samochodem kierował facet, którego jakiś czas wcześniej nazwałam Antkiem, a Alex, siedziała na miejscu pasażera uważnie nas obserwując.

- Gdzie masz notesik? - zapytałam. - Może jeszcze notatki zaczniesz robić, pani pilna. 

- Nie jesteś na tyle ważna, żeby notować to co mówisz - odpyskowała.

- Poważnie? Bo z tego co wiem, to poświęciłaś ostatni rok na szukanie mnie.

- I w końcu znalazłam, a ty będziesz miała, to na co zasłużyłaś - syknęła, na co jedynie się zaśmiałam.

Chwilę później auto się zatrzymało, a do pojazdu wszedł nieznany mi policjant, David i ku mojej uciesze Lott, która wyglądała na niewzruszoną naszym widokiem, a makijażem dobrze ukryła znikające już obrażenia po próbach.

Pojazd ponownie ruszył, a przez dobrych kilka minut czułam na sobie przeszywające spojrzenia zarówno Alex, jak i David'a. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam z kpiącym uśmiechem na tego drugiego.

- Hej kochanie - zakpiłam, a następnie spojrzałam na zdziwionego przyjaciela. - Nie przedstawiłam was sobie. Cox, ta blond pustak to Alex, czerwonowłosa kretynka do Charlotte, a ten brunecik co nie odrywa ode mnie wzroku, to mój były David.

- To go zdradziłaś pierdoląc się z Nickiem? - zapytał rozbawiony, a ja pokiwałam głową.

- Tą trójeczkę znam od State, a później pracowałam z nimi w Interpolu - wyjaśniłam.

- A czemu ten typek gwałci cię wzrokiem?

- Nie gwałcę jej wzrokiem - zaoponował David. - Po prostu patrzę, jak bardzo się zmieniła. Masz strasznie dużo blizn, to musiało boleć - oznajmił we współczuciem.

- Mówisz o tym na policzku? - zapytałam z prychnięciem. - Najprawdopodobniej, bo nic poza moją twarzą nie możesz zobaczyć. Chociaż w sumie i tak nigdy nie widziałeś - zakpiłam.

- Nie mów, że będąc z nim byłaś cnotką? - zapytał rozbawiony Cox, na co ja się zaśmiałam. - Chociaż znając ciebie i widząc jego... niech zgadnę. Pytał cię o zgodę za każdym razem, gdy chciał cię pocałować?

- Bingo - zaśmiałam się.

Może to egoistyczne z mojej strony, ale cieszę się, że Cox jest tu ze mną. Nie wiem jak on to robi, ale sprawia, że jestem dobrej myśli i nie boję się tego co będzie. Wierzę, że Killer dopilnuje naszego uwolnienia, ale dalej jakaś dość duża część mnie jest przerażona tym, że nie zdąży tego zrobić przed wyrokiem, a dodatkowo Interpol jest cholernie mocno strzeżony, więc wbicie tam, nawet dla ta zaawansowanej grupy jak Twenty, będzie nie lada wyzwaniem .

Widząc, że po raz kolejny odpłynęłam myślami Cox, poruszał rękoma co spowodowało hałas łańcuchów, a tym samym zwróciło moją uwagę.

- Uśmiechnij się kochanie - poprosił, a moja twarz faktycznie się wykrzywiła. - Pokaż im, co się dzieje, gdy ktoś zadrze z Ilą - dodał ciszej.

- Dlaczego ty jesteś taki spokojny?

- Bo wiem, że szybciej, niż oni zdążą wypełnić pierdolone papierki, my będziemy na wolności. Nick i Killer już dopilnują, żebyś była wolna, a może przy okazji uwolnią mnie - zaśmiał się. - No, a przynajmniej Killer, bo Nick to mnie raczej nie lubi.

- Nie będę cię za niego przepraszać - stwierdziłam. - Bo nie jesteś bez winy.

- Wiem kochanie. Spędzam za dużo czasu z jego laską.

- Nie jesteśmy razem - zauważyłam.

- Na razie - zaśmiał się, na co jedynie przewróciłam oczami.

- Kochanie? - zapytał David, nie mogąc się już najwyraźniej dłużej powstrzymać. - To twój nowy facet?

- A co zazdrosny piesek? - zakpił Cox, ale David go zignorował.

- Camilla ja nie wiem, jak mogło do tego dojść. Nie chcę tego, rozumiesz? Ja cię dalej kocham, a tamtą zdradę wybaczyłem ci już bardzo dawno temu. Nie było ani jednego dnia w którym bym o tobie nie myślał. Błagam cię wróć do mnie. Razem znajdziemy rozwiązanie tej sytuacji. Pogadam z Simpsonem. Na pewno uda się załagodzić wyrok, trafisz do więzienia, ale ja będę na ciebie czekać, będę cię odwiedzać. Wszystko się ułoży. Tylko błagam cię, przyznaj się do zarzutów i okaż skruchę. Twoja kartoteka jest praktycznie czysta, a dzisiaj nic nie zrobiłaś, więc za to dodatkowego wyroku nie będzie. Nie dadzą rady ci udowodnić, że cokolwiek robiłaś.

- Jak to nie? - prychnęła Alex, nie mogąc dłużej słuchać przemowy Davida. - Strzelała do nas, więc mogę to potwierdzić.

- Nie, nie możesz - syknął David. - Jeśli jakiekolwiek twoje zeznanie, będzie przeciwko Camilli, to ja złożę mój raport o twoim znęcaniu się nad więźniami, a twoje zeznania można zbyć nienawiścią - oznajmił, wprawiając wszystkich w spory szok, a następnie zwrócił się ponownie do mnie. - Błagam cię Camilla, to ostatnia szansa, żeby się opamiętać. Twenty ci już nie zagraża.

- Masz rację - stwierdziłam. - Twenty mi już nie zagraża, bo swój swego nie rusza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro