2. Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No to niby czego chcesz? - zapytałam z westchnięciem siadając na łóżko

- Ciebie. - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Jakbyś teraz mnie nie miał. - prychnęłam.

- Ale nie w taki sposób, jak bym chciał. Kurwa, Ila. Nie jesteśmy dziećmi. Każde z nas dobrze wie, jakie niebezpieczne jest nasze życie i jakie konsekwencje za sobą niesie...

- Czy to nie ty mi zawsze mówiłeś "pierdolić konsekwencje". - zacytowałam go ze śmiechem, a Nick przewrócił oczami na moje wtrącenie.

- I miałem rację, zresztą jak zawsze... Ale do rzeczy. Jesteś najbardziej wkurwiającą i upartą dziewczyną, jaką znam, ale jesteś też cholernie gorąca. Nie jesteś typową laską, którą można przekupić zakupami, bo ich nie lubisz, wolisz ubrudzić sobie ręce w smarze, niż łazić po sklepach...

- Jak zaraz wyskoczysz z pierścionkiem to uwierzę w paranormalne sytuacje i w to, że da się kogoś opętać.

- Nie przerywaj mi do cholery. - warknął. - Wkurwiasz mnie strasznie, ale jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie China bez ciebie. Zależy mi na tobie.

- Jebło cię coś w łeb? - zapytałam szczerze

- I weź tu kurwa próbuj z nią rozmawiać o uczuciach. - jęknął sam do siebie, a ja zaczęłam się śmiać.

- Nick, do cholery, jeszcze nie pojąłeś, że rozmowy o uczuciach to nie mój klimat? - jęknęłam, mając dość tej męczącej wymiany zdań. - Mówiłam ci kiedyś, że serduszka i kwiatki nie są dla mnie. Nie lubię ich. Powiedz wprost czego chcesz, a nie owijasz w bawełnę.

- Jak ci powiem wprost czego od ciebie bym chciał, to mi dasz w twarz. - oznajmił poważnie, a tym samym cholernie mnie rozbawił. - Chcę spróbować.

- Oberwać ode mnie w twarz? - zdziwiłam się, unosząc jedną brew do góry. - Wystarczyło poprosić.

- Nie kurwa. - warknął. - Chcę spróbować być z tobą, ale z każdym twoim kolejnym zdaniem, od nowa wszystko kalkuluję.

- A ciekawe, kto cały czas powtarzał, że miłość jest naszą słabością, a bycie w związku daje tylko wrogom prostą drogę do skrzywdzenia nas? - udałam, że się zastanawiam, a chłopak ponownie przekręcił oczami.

 - Już i tak każdy kto nie miał wiedzieć, że mi na tobie zależy, doskonale o tym wie.

- Po co chcesz ze mną próbować, skoro tylko cię wkurwiam?

- Bo mimo wszystko mi na tobie zależy. - warknął. - Wiem, że cię wkurwiam, że jestem uparty, złośliwy, wredny...

- Arogancki, upierdliwy, chamski, przekonany o swojej wyższości, zboczony, wybuchowy, samolubny, zazdrosny, kłótliwy, obrażalski, próżny, impulsywny...

- Dobra, skończ. - przerwał mi moje wyliczanie. - Wiem to, ale i tak jestem pewny, że mimo wszystko mnie lubisz.

- A zapomniałam wspomnieć o twoim wielkim ego. - uświadomiłam go z chamskim uśmieszkiem, a chłopak jęknął, łapiąc się za głowę. - Ale tak, masz rację. Nawet cię lubię.

- To co ty na to, żeby spróbować bycia razem? - zapytał

- Luz, ale nie uważasz, że ta rozmowa nie do końca była niezbędna? 

- Ja tu się staram, a ta wyskakuje z "luz" i "nie było takiej potrzeby". - prychnął chłopak przez co zaczęłam się śmiać

- Przecież i tak zachowywaliśmy się jak para, pieprzyliśmy się, całowaliśmy i przyjaźniliśmy, jedyna różnica jaka teraz będzie, to taka, że mogę cię zacząć wykorzystywać. - zaśmiałam się.

- Co masz na myśli? - spytał ostrożnie

- Pojedziesz do sklepu? - zapytałam, robiąc proszące oczka

- Zaczynam żałować, że w ogóle tu przyszedłem. - oznajmił, przez co zaczęłam się śmiać. - Czego ty znowu chcesz? Może gdzieś to mam.

- Na pewno nie.  - stwierdziłam ze śmiechem - Chyba, że o czymś nie wiem, a ty używasz tamponów?

- Co kurwa? - zrobił przerażoną minę.

- Tampony. Takie białe...

- Wiem co to kurwa jest, ale po co ci to?

- A jak myślisz? - sarknęłam

- Zajebiście. Nie dość, że pierwszy raz mam dziewczynę, to jeszcze nie mogę liczyć na seks, żeby to uczcić, bo ta ma okres. Kurwa. - zaklął, pogłębiając mój śmiech. - Nie znam się na tym dziadostwie.

- Taki macho, jak ty sobie nie poradzi? - zapytałam rozbawiona. - Dla swojej dziewczyny nie przywieziesz?

- Nie wkurwiaj mnie nawet. - warknął.

- Wyluzuj. - zaśmiałam się - Żartowałam, nie mam okresu.

- Dziękuję. - mruknął chłopak, z tak bardzo wyczuwalną wdzięcznością, że nie mogłam inaczej zareagować, niż zacząć się głośno śmiać. - Czyli mogę liczyć na seks, w ramach uczczenia...

- Oj, weź się przymknij. - zachichotałam, ciągnąc go do siebie za koszulkę i łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Pierwszy seks z jakimiś uczuciami, innymi niż pożądanie?

- Tylko nie zmieniaj się w romantyka, bo ci przypierdolę.

- Masz to jak w banku.

- I całe szczęście. - oznajmiłam poważnie, a następnie powróciłam do wcześniejszej czynności, czyli całowania mojego chłopaka.

***

- Więc w końcu jesteście razem? - zapytała z nadzieją Pay, gdy schodziliśmy po schodach. Nick, pokiwał głową, a ja się zaśmiałam, podejrzewając co się za chwilę wydarzy. - No w końcu! Ile można było kurwa czekać! Nie dało się tak od razu! 

- Co się drzesz? - zapytała Ri, wyglądając z kuchni

- Twój kuzyn ma w końcu dziewczynę. - oznajmiła szczęśliwa.

- No, no, no kuzynku. Babcia byłaby dumna. - zaśmiała się moja przyjaciółka ze State, a ja wraz z nią. - A teraz powiem, jak typowa laska z facebooka. Uwaga, uwaga. - odchrząknęła. - Szczęścia gołąbeczki.

Całą gromadą, zaczęliśmy się śmiać, zwracając przy okazji uwagę reszty gangsterów, którzy po chwili cieszyli się z nami. Wspólnie usiedliśmy w salonie w sumie, gadając o wszystkim i o niczym, gdy rozdzwonił się telefon Nicka, a on wyszedł do swojego gabinetu gadać. Nikogo to nie zdziwiło, bo to było dość częste zjawisko, gdy dzwonił Killer, czy ktoś inny w sprawie gangu.

- No szefowo. Co ty na to, żeby to opić? - zapytał Junior, zarzucając swoją rękę na moje ramię.

- W sumie, to trzeba opić. - zadecydowała za mnie Ericka - Lecimy do klubu, jak tylko zacznie się godzina policyjna.

- Może trochę później. - oznajmił Nick, ponownie zajmując miejsce obok mnie. - Wyścigi są. Jedzie Pay, Ila, Max i Junior. - zadecydował. W pomieszczeniu dało się słyszeć grupowy jęk zawodu, że z picia nici, ale szatyn się tylko zaśmiał. - A potem idziemy na imprezę.

Ostatnia obietnica szefa, wywołała grupowy okrzyk radości. W końcu chyba nic tak nie cieszy młodych ludzi, jak myśl o całej nocy picia i zabawy.

- O której i gdzie są wyścigi? - zapytała Pay

- Północ, tam gdzie zawsze. - oznajmił chłopak, więc po szybkim przekalkulowaniu wszystkiego w głowie, doszłam do wniosku, że za jakąś godzinę będziemy musieli wyjechać. - O broni chyba nie muszę wam przypominać?

- Nie jesteśmy idiotami. - prychnął Junior

- Przy tobie nie mam pewności, stary. - zakpił Nick, przez co cała nasza gromada wybuchnęła śmiechem.

- Dzięki, kurwa... Nie ma to, jak przyjaźń. - ironizował szatyn

- Bywa. - zaśmiał się mój chłopak, a kilka minut docinków później, zniknęłam w swojej świątyni, aby móc się ogarnąć do wyjścia.

W sumie cieszyłam się na myśl o wyścigach, bo lubiłam je, a już od dłuższego czasu nie miałam okazji w nich uczestniczyć. Co prawda wątpiłam, że dam radę się skupić na tyle, aby wygrać, ale mimo wszystko miałam zamiar się postarać.

Przez dzisiejsze wydarzenia byłam kompletnie rozkojarzona, w myślach cały czas odtwarzałam rozmowę z Nickiem, ale nawet to nie do końca pomagało mi zrozumieć. Niby rozumiem poszczególne słowa i nawet końcowy sens całych zdań, ale czułam się jakby nie były one kierowane do mnie. Ta cała sytuacja bardziej pasowała, to jakiejś dennej komedii, niż prawdziwego życia, a już na pewno nie takiego pełnego niebezpieczeństw, jak nasze. 

Mówiłam kiedyś, jak bardzo kocham adrenalinę i niebezpieczeństwo, a ze stuprocentową pewnością nic w tym temacie się nie zmieniło. Ale mimo wszystko jednak nie potrafiłam do końca przestać myśleć o konsekwencjach. Może na co dzień nie były one głównym aspektem moich myśli, ale zawsze chowały się gdzieś w głębiach umysłu, aby w sprzyjających okolicznościach wyjść na wierzch. A teraz właśnie była jedna z takich okazji.

Przez decyzję, jaką podjęłam, moje życie zostało nierozerwalnie związane z niebezpieczeństwem. Od początku wiedziałam, że będzie się to wiązało z nieprzerwaną walką o przetrwanie, a każda jedna przyjacielska relacja będzie wiązała się z ogromnym ryzykiem. Takie życie, przypomina grę i nie mam tu na myśli tylko szybkich fur, kasy, czy strzelanek, a ciągłą walkę o wszystko. Każdy jeden dzień niesie za sobą nowe wyzwania, każda jedna decyzja, może mieć śmiertelne skutki, a każda nowa znajomość jest ryzykowna. Ciągły wyścig z czasem, pociskami, czy ze śmiercią, walka nie tylko z przeciwnikami, ale i własnymi ograniczeniami. Najmniejszy błąd, może decydować o tym, że zginiesz. Tylko w wypadku prawdziwego świata, nie pojawi się napis "Game over" i nie da się zrestartować gry. Masz tylko jedno życie i to od ciebie zależy, jak je wykorzystasz. Drugiej szansy na przeżycie tego dnia nie dostaniesz, więc zrób teraz wszystko co chcesz, bo później będziesz żałować. Jedynie od ciebie zależy, czy śmierć dopadnie cię już na pierwszych poziomach i przegrasz na samym początku, czy jednak uda ci się dożyć ostatniego levelu, bo nie ma człowieka, który by ukończył grę zwaną życiem, to jest po prostu niewykonalane. Czy jest to warte, tego całego zachodu, musisz zdecydować sam, bo każdy jest inny. Ja nie wyobrażam sobie żyć inaczej.

Dlatego też nie do końca wiedziałam co myśleć o decyzji Nicka. Z jednej strony była dla mnie kompletną głupotą, bo zgadzałam się z tym co zawsze powtarzał. Będąc w związku, albo przyjaźniąc się z kimś, dajesz jednocześnie wrogowi mapę z instrukcją, jak cię zranić. Najzwyklejsza głupota. Ale z drugiej strony, dla nas nigdy nie będzie chwili bezpieczeństwa, żebyśmy mogli w spokoju zawierać przyjaźnie, czy zakochiwać się. Takie życie jest krótkie i niebezpieczne, ale z całą pewnością mogę oznajmić, że żyję pełnią życia, prześlizgując się co chwilę pod kosą śmierci. Odkładanie czegoś na później, na bezpieczne czasy nie ma sensu, bo one nigdy nie nadejdą, a jedynie stracisz okazję na zrobienie czegoś co chcesz. Po raz kolejny wybór należy bezpośrednio do danej osoby.

Ja swojego dokonałam pół roku temu. Gy Killer i Nick klęczeli skuci, a ten gliniarz celował do Juniora. Szczerze nie obchodził mnie nikt inny, poza jednym, cholernie upartym, aroganckim i bezczelnym szatynem, który w tamtej chwili samym swoim bytem podjął za mnie decyzję, z którą zmagałam się od kilku dni. Wystarczyła tylko jego obecność, abym już wiedziała co mam robić. To właśnie wtedy w większym stopniu zrozumiałam, że dla tego debila, zrobię naprawdę wiele, jeśli nie wszystko. Czy byłam zakochana? Nie, chyba nie. Czyj jestem zakochana? Też raczej nie. Ja się po prostu nie zakochuję. Może to przyjdzie z czasem... Nie wiem, ale jestem pewna, że zależy mi na tym kretynie.

Nie miałam ochoty w jakikolwiek sposób ujarzmiać swoich myśli, więc podczas, gdy ja się przygotowywałam do wyjścia, mój umysł na tysiąc sposobów analizował ostatnie wydarzenia, ale stateczny wniosek i tak był jeden: mam chłopaka.

Pod prysznicem spędziłam dobre pół godziny, bo przecież nie od dziś wiadomo, że to jedno z najlepszych miejsc do myślenia, ale gdy w końcu spod niego wyszłam, musiałam się nieco bardziej ogarnąć z myślami.

Biorąc pod uwagę fakt, że później idziemy na imprezę, pokryłam twarz mocniejszym, niż zazwyczaj makijażem, a włosy jedynie wysuszyłam, bo i tak były naturalnie proste, dzięki czemu nie musiałam się z nimi wiele męczyć. Tradycyjnie już na nogi wcisnęłam skórzane spodnie, stopy włożyłam w specjalne buty na motocykl, a górną część ciała przykryłam luźnym topem i skórzaną kurtką. Z biurka zgarnęłam potrzebną mi broń, którą umieściłam w opasce na udzie, za paskiem, lub tak jak mój kochany bat, bezpośrednio na nodze. Złapałam jeszcze kask, a następnie zeszłam do salonu.

Po tylu miesiącach mieszkania z nimi już w ogóle nie dziwił mnie, ani nie obchodził fakt ile dziwek i w jak skąpych strojach, albo nawet bez nich, kręciło się po tym domu. Szczęście jednak było takie, że były dwa salony i jeden z nich był przerobiony na coś w stylu burdelu, a nie tak jak w Waszyngtonie, że w sumie pierdolili się wszędzie.

Stanęłam w progu pomieszczenia z narastającym rozbawieniem przyglądając się, jak moi przyjaciele płci męskiej, wzrokiem śledzą dwie dziwki, które w sumie nie mam pojęcia co aktualnie robiły, bo niby sprzątały, ale w sumie, to chyba bardziej się wypinały w samej bieliźnie przed chłopakami.

- Nie uważasz, że teraz, jak jesteś w związku, to nie powinieneś nawet zwracać uwagi na te dziwki? - zapytałam Nicka, unosząc jedną brew z rozbawieniem, skupiając jednocześnie na sobie uwagę zgromadzonych.

Szatyn już otwierał usta, żeby mi coś odpowiedzieć, ale uprzedziła go w tym jedna z panienek.

- Chyba coś ci się pojebało skarbie. Nick nie jest w związku. - powiedziała poważnie, powodując mój śmiech.

- Spierdalaj.

- Nie rozkazuj jej suko. - warknęła jej koleżanka

- Właśnie. Myślisz, że co? Jesteś lepsza, bo zabijasz? Jesteś tak oszpecona, że nikt by cię nie chciał. - prychnęła.

- Następnym razem chociaż zamaskuj te blizny. Wątpię, żeby to coś pomogło, ale gorzej już nie będzie. - dodała ruda

Słysząc ich słowa dosłownie się we mnie zagotowało. Nie byłam osobą ani cierpliwą, ani wyrozumiałą, a odkąd jestem w gangu moja impulsywność nawet mnie potrafiła zaskoczyć, ale o dziwo teraz nawet nie drgnęłam. Spokojnie stałam i czekałam, aż dodadzą coś jeszcze. Prawdę powiedziawszy trafiły w mój czuły punkt i pewnie gdyby to zrobiły kilka miesięcy temu, cholernie by mnie zraniły, ale teraz nie byłam tą samą osobą.

- Odszczekajcie to. - powiedziałam cichym i spokojnym tonem głosu, wprawiając w zdziwienie wszystkich przyjaciół, którzy nie spodziewali się niczego innego, jak wybuchu.

- Myślisz, że się ciebie boimy? - zakpiła

- Nie rozkazuj nam. - warknęła na mnie blondynka

- Powiedziałam odszczekajcie to suki. - powtórzyłam

- Nickuś, powiedz jej coś... - jęknęła płaczliwie blondi

Nim dziewczyna zorientowała co się dzieje, moje przedramię dociskało jej szyję do ściany, przy okazji ją podduszając. W tej chwili kompletnie straciłam nad sobą panowanie. Trzy ciosy w twarz, a dziewczyna leżała na podłodze, a ja siedziałam na niej, okładając ją pięściami. Przysłonięty wściekłością umysł, nie zarejestrował nawet, że Ericka, poddusza rudą, która biła mnie po plecach, żebym zostawiła jej przyjaciółkę... Ba, nie zauważyłam nawet, że zadawała mi jakieś ciosy.

Moje pięści raz za razem, zderzały się z twarzą dziewczyny, a jej głowa co uderzenie, odbijała się od ziemi, barwiąc ciemną podłogę na czerwono. Nie mam nawet pewności, w którym dokładnie momencie uleciało z niej życie, a jej oczy zrobiły się puste, ale gdy to przyswoiłam wstałam z ciała blondynki, podchodząc do rudowłosej, przy której Ericka zrobiła mi miejsce.

Podduszając ją tak, jak wcześniej jej przyjaciółkę, docisnęłam ją do ściany, a moje oczy wyrażały jedynie chęć mordu. Przerażona szukała ratunku u Nicka, Juniora, Jonesa, lub Maxa, ale nikt nie miał zamiaru jej pomóc.

- Ila. - powiedziała Ericka, łapiąc mnie za ramię. - Uspokój się. Zaraz ją udusisz.

Zastanowiłam się chwilę, patrząc na dziewczynę, a następnie opuściłam rękę. Sina na twarzy dziewczyna upadła na kolana, gwałtownie nabierając powietrza i kaszląc co chwilę.

- Dziękuję. - wychrypiała do Ericki, a ta ją kopnęła, powodując jej upadek.

- Nie licz na jakąś łaskę. Nie chciałam, żeby cię udusiła, bo planuję dla ciebie ciekawszą śmierć.

- Nick? - zapytałam prosząco, nawet na niego nie patrząc.

- Mike! - wrzasnął, a kontynuował dopiero po tym jak wspomniany chłopak wszedł do pomieszczenia. - Weź ją do piwnicy. Dziewczyny się nią zajmie, jak wrócimy.

- Czym biedna się naraziła? - zapytał ze śmiechem blondyn, a po chwili spostrzegł ciało blondynki, więc jego wzrok z rozbawionego, zmienił się w zszokowany- Co tu się działo?

- Wkurwiły Ilę. - oznajmił, jakby dalej nie dowierzając Nick.

- Ale, że aż tak?

- Jak widać. - warknęłam.

- Już jej współczuję.

- Ja też. - poparł go śmiejący się w głos Junior. - Będzie zabawa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro