2. Rozdział 50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie zrozumcie mnie! Mam ferie i na prawde nie chce mi się wstawać o wpół do siódmej, żeby opublikować rozdział. Aktualizacje są zawsze w poniedziałki oraz czwartki i nic się tu nie zmienia tylko do końca przyszłego tygodnia będą w późniejszych godzinach (czyt.
jak sie obudzę). I tak pierwszą rzeczą jaką robię po otworzeniu oczu jest publikacja rozdziału, a szczerze powiedziawszy wasze upominanie się, tylko mnie irytuje z samego rana.

Nie wiem nawet, jak to się stało, że wybrałam ten kierunek. Moja głowa była zalana tyloma myślami i problemami, że wizja prawie dwunastogodzinnej trasy do Chicago nie robiła na mnie żadnej różnicy. Nie miałam hajsu, ale nie był mi potrzebny, bo nie było rzeczy, której nie dałabym rady zajebać, nie miałam komórki, lecz ta też wydawała się zbędna, miałam mało broni, jednak wystarczająco, żeby przetrwać i nie miałam żadnego towarzystwa, co w sumie w obecnej chwili było błogosławieństwem.

W uszach dalej dźwięczały mi słowa Nicka, że jestem zwykłą i nic niewartą dziwką. Nie jestem nią, a przynajmniej już nie jestem, bo to co było przed State nie można nazwać dobrym prowadzeniem się, ale od tamtego czasu miałam tylko dwóch partnerów, a minęły dwa lata. Za niedługo moje dziewiętnaste urodziny, został do nich niecały miesiąc, a wciąż nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniłam od tamtego czasu. Chociaż może zmieniłam się, to nie odpowiednie słowa. Nauczyłam się pokazywać swoją prawdziwą twarz. Przestałam próbować się wpasować do otoczenia, zaczęłam mówić to co ślina mi na język przyniesie, przestałam się ograniczać, w każdym aspekcie życia. Nienawidzę kogoś i mam ochotę go zabić, to to robię, nie myślę o konsekwencjach, nie liczą się dla mnie zasady i prawa.

Zdecydowanie jestem suką, ale dla ważnych dla mnie osób naprawdę zrobię wiele. Powiedzenie, że byłabym w stanie dla nich zabić jest prawdziwe, ale zdecydowanie za mało obrazuje co bym mogła dla nich zrobić. Nick był jedną z tych osób. Zresztą nie wiem, czy czas przeszły jest właściwy, bo pomimo tego za kogo on mnie uważa i jak platoniczne są moje dobre chęci, dalej zrobiłabym dla niego wiele. Zdecydowanie za wiele i właśnie to chyba musiałam przemyśleć. Czy warto? Warto starać się być lepszym dla osób, którzy mają ciebie za najgorszą? O wiele łatwiej byłoby zacząć się zachowywać, tak jak tego oczekują. Mało kiedy jednak najłatwiejsze wyjście jest tym najlepszym. Tylko po co się męczyć, dla osób które tego nie docenią? Ja wiem jaka jestem. Po co mam udowadniać to innym? Skoro chcą mieć mnie za sukę, to będą mieli, nieważne co będę robić.

Niebezpiecznie jest być tak pogrążonym w myślach podczas jazdy, ale w moim wypadku, to miało chyba odwrotny skutek. Zamiast jechać przez prawie dwanaście godzin, jechałam zdecydowanie mniej. Co prawda nie mam pojęcia ile, ale jestem pewna, że skoro wyjechałam gdy było ciemno, a jak byłam na miejscu, dalej mogłam podziwiać gwiazdy, to trwało to mniej niż pół doby i to z dwoma, czy trzema przystankami na stacjach benzynowych gdzie dostałam wszystko co potrzebowałam. Może nie na ładne oczy, ale na ładną broń zdecydowanie.

Chicago. Wietrzne miasto w którym się wychowałam, a z którym wcale nie mam dobrych wspomnień. Lepsze już są te z pobytu w tym miejscu razem z China. Nawet nie wiem dlaczego przyjechałam akurat tutaj, ale skoro już tutaj jestem mogłam zrobić jedną rzecz, którą chciałam wykonać już dawno temu.

Pod moim rodzinnym domem zaparkowałam, gdy na zewnątrz już świtało, ale kompletnie się tym nie przejęłam, wyjmując z pod donicy zapasowy klucz. Wątpiłam, żeby on tam dalej był, ale jak się okazało moja matka jest głupsza, niż ustawa przewiduje i pomimo co się teraz dzieje w całych Stanach ona nie miała zamiaru chować klucza.

Nie czekając na nic otworzyłam drzwi i bez jakiegokolwiek zawahanie weszłam do środka. W domu panowała całkowita cisza, ale czemu się tu dziwić, nie ma jeszcze wpół do siódmej, a dzisiaj chyba niedziela. Budynek znałam na tyle dobrze, że zdecydowanie nie potrzebowałam światła, żeby móc się dostać tam gdzie chcę. Ruszyłam do mojej starej sypialni, którą od mojego trafienia do State zajmowała młodsza Thomson. Idąc tak po cichu po tych aż za dobrze znanych korytarzach, czułam się, jak za starych dobrych lat. Jedyną znaczącą różnicą był fakt, że obecnie nie byłam najebana, a zamiast wracać nad ranem do domu, po dobrej imprezie, to się tu włamałam, bo musiałam odpocząć od zabijania.

Nie pomyliłam się i już po kilku sekundach siedziałam na parapecie przyglądając się dalej śpiącej siostrze, której nie widziałam od roku. Dziewczyna się cholernie zmieniła. Włosy miała zdecydowanie krótsze, bo sięgały jej zaledwie do ramion i mam wrażenie, że przefarbowała je na ciemniejszy odcień, bo nie były już platynowe. Nastolatka spała na boku, a największym zaskoczeniem dla mnie, było to, że nie była sama w łóżku, bo obok niej spał przystojny blondyn, ale na widok jego tatuażu moja spluwa automatycznie znajdowała się w dłoni, czekając aż młodzież się obudzi.

Telefon chłopaka zawibrował po jakichś piętnastu minutach, a to wystarczyło, żeby on się przebudził. Spojrzał na moją siostrę, a następnie bez zawahania wstał z łóżka i zaczął się ubierać.

- Mark? - szepnęła cicho Ab. - Już idziesz?

- A co ty myślałaś? - prychnął. - Rozłożyłaś nogi, ja zdążyłem się przekonać, że nie masz żadnego kontaktu z siostrą, więc jeteś zbędna.

- Chodziło ci tylko o seks?! - pisnęła zrozpaczona dziewczyna, czemu ja dalej przyglądałam się beznamiętnie.

 - Nie tylko, jeszcze o informacje o Ili, ale jak widać nie pomożesz mi w żadnej z tych rzeczy, więc moja obecność tutaj jest zbędna.

- Mark, ale było nam razem tak dobrze - załkała blondynka.

- Może tobie - zakpił. - Słaba jesteś, nie da się ciebie porównać do Ili.

- Nie masz porównania - zauważyłam, a para momentalnie przeniosła swoje przerażone spojrzenie na mnie.

Gdy zrozumieli, że ja to ja, twarz Abbie wyrażała czysty szok, a tego całego Marka wykrzywiła się w uśmiechu. Bez wahania przyłożył spluwę do skroni mojej siostry, która chyba nawet tego nie zarejestrowała, a ja ani drgnęłam.

- A jednak się do czegoś przydałaś - prychnął chłopak, w stronę młodszej Thomson, a następnie zwrócił się do mnie. - Pójdziesz ze mną, a nic jej nie zrobię. Spróbuj chociaż zawołać swoich, a strzelę.

- Nikogo nie zawołam, bo jestem tutaj sama, a jak chcesz to strzelaj. Nikt nie broni - zauważyłam dalej nie ruszając się z miejsca.

- Jednak naprawdę jesteś taką suką, jak mówili i dlatego porwanie twojej siostry nie miało sensu, co? I tak byś jej nie uratowała.

- Bingo. Scorpions jednak czasami myślą - prychnęłam.

- Ale popatrz, przy pomocy twojej siostry jednak osiągnąłem to co chciałem. Udało mi się z tobą spotkać, a za samo to zostanę już nagrodzony. Za doprowadzenie cię do szefa zostanę miliarderem.

- Ja już jestem - zauważyłam - ale to nie jest potrzebne kiedy wystarczy pokazać spluwę i dostaje się wszystko co się chce. Hajs na koncie jedynie rośnie, a ja nie mam nawet na co go wydawać. To trochę smutne.

- Smutny to będzie twój los, kiedy trafisz do nas.

- Muszę cię rozczarować. Nigdzie się nie wybieram, poza powrotem do domu. 

- Nieważne gdzie się ukryjesz Fox i tak cię znajdzie.

- Z przyjemnością sobie z nim porozmawiam, a teraz lepiej wypierdalaj zanim cię wykastruję i zrobię z ciebie durszlak. Widzę, że nigdy nikogo nie zabiłeś, widzę jak ci się ręce trzęsą. To twoja pierwsza akcja, co? Dobra rada ode mnie wypierdalaj póki się jeszcze kontroluję, bo i tak prędzej czy później cię znajdę, a wtedy pobawimy się w moim ulubionym magazynie. Uciekaj póki możesz.

Chłopak nie potrzebował większej zachęty, a chwilę później uciekł już gdzie pieprz rośnie. Moja siostra w tym czasie dalej nie odwracała ode mnie spojrzenia, będąc zdrowo zszokowana moim widokiem.

- Cama - wyszeptała cicho.

- Jak widać - oznajmiłam beznamiętnie. - Matka w domu?

- Co ty tu robisz? - zapytała, całkowicie ignorując moje pytanie.

- Siedzę na parapecie - zauważyłam. - Gabriella w domu?

- Tak, śpi.

- Idź ją obudź, żeby zeszła do salonu i nie mów o tym, że ja tu jestem - nakazałam, co dziewczyna szybko uczyniła.

Ja w tym czasie zeszłam na dół, a następnie ze schowka pod siedzeniem motocykla wyjęłam urządzenie, które blokowało wszystkie sieci bezprzewodowe, dzięki czemu moja kochana mamusia, nie będzie mogła zadzwonić po psiarnię.

Urządzenie położyłam niedaleko siebie, a sama zajęłam miejsce na fotelu w salonie.

- Co jest znowu tak ważne Abigail, że musisz mnie budzić o siódmej w niedzielę? Nie mogło to zaczekać?

Niedługo potem mogłam już zauważyć moją rodzicielkę, która na mój widok przystanęła w miejscu szeroko otwierając usta w szoku.

- Cześć mamuś - przywitałam się z kpiącym uśmiechem.

***

Spotkanie z moją rodzinką miało jeden prosty powód. Chciałam się dowiedzieć, czy nasza rodzicielka zdawała sobie sprawę z przekrętów ojca i z tego, że w zasadzie mnie sprzedał. Kobieta nie była w ogóle zdziwiona co wystarczyło mi za odpowiedź. Oczywiście nie obyło się bez kilku prób wezwania policji, ale niewielkie urządzenie działało tak, jak należy, blokując wszystko co tylko się dało. Matka, po kilku powtórzeniach, że nie mam się już uważać za jej córkę, bo jestem zakałą rodziny, w końcu przyznała, że wiedziała o długach ojca i żałuje, że jego plan się w sumie nie udał. Abbie jak to usłyszała, była w tak wielkim szoku, które następnie przerodziło się w wkurwienie, że aż walnęła naszą matkę, co ja skwitowałam jedynie śmiechem.

- Dobry cios - pochwaliłam ze śmiechem. - Dobrze mamusiu, to było wszystko co chciałam wiedzieć, więc pozwól, że będę już uciekać. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że zawiadamianie policji będzie największą głupotą, jaką będziesz mogła zrobić, bo żywa stamtąd nie wyjdziesz. I tak ci robię przysługę, skoro jeszcze oddychasz.

- Nie zostawię tego tak - zagroziła. - Zgnijesz w pierdlu, tam gdzie twoje miejsce, a może twoja siostrzyczka się lepiej spisze i chociaż na niej coś zarobię.

- Co masz na myśli? - zapytałam, wywołując jej chamski śmiech.

- Jesteś tak naiwna, że myślisz, iż tylko ciebie sprzedaliśmy? - zakpiła. - Początkowo taki był plan, Abiegail jak dorośnie miała zarabiać i oczywiście wspierać nas finansowo co miesiąc, ale później ty zrobiłaś się porządna, a ona zaczęła sprawiać problemy, więc chcieliśmy was zamienić, ty byś została i pomagała nam co miesiąc, a twoja siostra byłaby jednorazowym zastrzykiem gotówki. Okazało się jednak, że obie jesteście takimi samymi kurwami, więc obie trafiliście na sprzedaż. Ojciec nie dał rady tego dopilnować, więc ja muszę się tym zająć, ale w sumie to nawet dobrze, że go zabili. Mam święty spokój.

- Ty serio masz nie po kolei w głowie, jeśli myślisz, że jeszcze na nas zarobisz - prychnęłam.

- Na tobie już zarobiłam, więc została tylko twoja siostrzyczka. Utrzymywałam was tyle czasu, że należy mi się coś w zamian. 

- Tylko dalej nie dotrzymaliście umowy, więc następną osobą, która zginie będziesz ty - zauważyłam.

- Nie będę z tobą rozmawiać gówniaro! Opuść mój dom.

- Z przyjemnością - zaśmiałam się wstając i teatralnie przeciągając. - Odprowadzisz mnie Ab?

- Jasne - zgodziła się dziewczyna, także ruszając ze swojego miejsca, a gdy odsunęłyśmy się od niej na wystarczającą odległość odezwała się do mnie. - Cama ja nie miałam pojęcia o tym, naprawdę. Nienawidzę ich teraz.

- Wierzę ci - przyznałam.

- Matka jest teraz pierdoloną pracoholiczką, wraca raz na kilka miesięcy, a mnie ma w dupie. Już dawno bym się wyprowadziła, ale odcięła mnie od kasy. Po szkole pracuję w barze, żeby mieć hajs dla siebie.

- Nie odcięła cię od kasy, bo sama jej nie ma - prychnęłam. - Ją utrzymuje jakiś fagas, bo ona od roku nie pracuje.

- Jak to?

- Zwolnili ją dyscyplinarnie za romans z przełożonym.

- Ja pierdolę, tak jej nienawidzę - mruknęła. - Nie mogę tutaj zostać. Uciekłbym z tobą, ale to nie jest życie dla mnie. 

- Nie jest - potwierdziłam. - Dlatego nie zadawaj się z gangsterami, ok? 

- Nie wiedziałam, że on jest z Scorpions - przyznała zawstydzona, a ja pokiwałam głową.

- Zmieniłaś się - zauważyłam.

- Spotkamy się jeszcze? Jak matka wyjedzie? Kurwa mam nadzieję, że będzie miała jakiś wypadek suka. 

- Spotkamy się. O północy będę na ciebie czekać dom dalej. Wyjdź przez okno, żeby matka nic nie skumała, bo wykorzysta to, żeby jechać na policję. Dopilnuj żeby do tego czasu nie wychodziła z domu - oznajmiłam.

Dziewczyna pokiwała głową, a chwilę później ja już znikałam na moim motocyklu, w stronę miejsca gdzie za czasów mieszkania tu China, spaliśmy. Miałam nadzieję móc się tam przekimać, ale chciałam też przy okazji odwiedzić grób Le. Tyle rzeczy ją ominęło, tak wiele straciła, przez tak młodą śmierć, a przez ten czas zmieniło się tyle rzeczy, że nadgonienie tego sporo czasu by zajęło.

***

Następnego dnia, a przynajmniej z mojego punktu widzenia zgodnie z obietnicą pojawiłam się pod budynkiem mojej sąsiadki, gdzie nie schodząc z motocykla, czekałam na przyjście mojej siostry. 

Niedługo później pojawiła się moja siostra, ale miała przy sobie sportową, wypchaną po brzegi torbę. Nie powiem, zdziwił mnie ten widok, ale jedynie zaryczałam silnikiem, zwracając jej uwagę na siebie, a następnie wskazałam miejsce za sobą, które dziewczyna szybko zajęła.

Ruszyłam przed siebie, w sumie sama do końca nie wiedząc gdzie. Ważne było to, żebym mogła z nią normalnie porozmawiać. Koniec końców zatrzymałam się przy jeziorze Michigan, po czym wspólnie usiadłyśmy przy zbiorniku.

- Myślałam, że bardziej będziesz panikować na myśl spotkania ze mną - przyznałam. - W końcu nie jesteś głupia i raczej wiesz, czym się zajmuje.

- Wiem, ale zdecydowanie jest to bezpieczniejsze rozwiązanie, niż życie pod jednym dachem z matką, która chce mnie sprzedać.

- Witaj w moim świecie - prychnęłam. - Tylko tutaj zrobią wszystko dla informacji, a nie dla hajsu. Po co ci torba? - zapytałam siostry zmieniając temat.

- Nie zostanę z matką, nie ma szans. Wiem, że ty mnie nie możesz wziąć do siebie, bo to niebezpieczne dla nas obu, ale w Chicago teraz też nie jestem bezpieczna. Sama mówisz, że oni dla informacji zrobią wszystko, a Scorpions teraz wiedzą, że mam z tobą jakiś kontakt.

- To prawda - przyznałam - ale w Twenty wcale byś nie była bezpieczniejsza. Sprawy się w chuj skomplikowały i nie ma teraz bezpiecznego miejsca.

- Ale w domu z pewnością nie zostanę. Mam oszczędności. Wynajmę sobie coś - powiedziała dziewczyna, a ja pokiwałam głową, układając w myślach jakiś plan.

- Daj mi telefon - poprosiłam, a chwilę później wybierałam bardzo dobrze znany mi numer. - Lott jest sprawa. Musisz mi załatwić jakieś mieszkanie bez wiedzy Interpolu i Twenty - przez chwilę słuchałam odpowiedzi mojej przyjaciółki, po czym znowu się odezwałam. - Na już. Wyjaśnię ci wszystko jak wrócę - po rozłączeniu się i usunięciu numeru, oddałam telefon siostrze. - Masz jeszcze coś do wzięcia z domu? Tylko nie za dużo, bo wracamy motocyklem.

- Mam wszystko - oznajmiła.

- To dobrze. Przeprowadzasz się do stolicy. Załatwię ci lewe dokumenty. Znajdziesz tam pracę, szkołę, czy cokolwiek. Będę ci pomagać, ale nigdy się nie przyznawaj do mnie, nieważne czy będzie pytał ktoś z Twenty, Scorpions, czy policja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro