2. Rozdział 52

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2/3 ile miłości w komentarzach ❤️😂

Następnego dnia, albo raczej wieczora obudziłam się dość wcześnie, ponieważ musiałam jeszcze podrobić dokumenty dla Ab. Nie było to zbyt trudne zadanie, ale zdecydowanie czasochłonne, pomimo, że wykorzystałam zdjęcie z jej starego prawa jazdy. Poza podstawowymi dokumentami, przygotowałam także podrobione świadectwa ukończenia szkoły, paszport i inne tego typu pierdoły, a także po włamaniu się do bazy osób zamieszkałych w Dystrykcie Kolumbii dodałam informacje o niejakiej Tamarze Riley. 

Gdy skończyłam dochodziła godzina piąta po południu, więc zgarniając uprzednio Lott, na dwa auta pojechałyśmy do mojej siostry. Wcześniej w garażu jeszcze opróżniłam wszystkie skrytki w których znajdowała się broń, pieniądze, dragi, czy awaryjny telefon. Do przygotowanej brązowej koperty z dokumentami wrzuciłam jeszcze tylko niewielki pistolet, który mam nadzieję się jej nie przyda. Na miejsce dojechałyśmy o wpół do szóstej, a po założeniu kapturów na głowę, przeszłyśmy sprawnie do klatki nastolatki, a następnie szybko do jej mieszkania.

- Cama - ucieszyła się blondynka na mój widok.

- Cześć - przywitałam się. - Słuchaj nie mam dużo czasu. W kopercie masz wszystko co może ci się przydać. Dokumenty, kluczyki do auta, spluwę i hajs, ale od teraz musisz zacząć radzić sobie sama. W razie czego masz do mnie telefon, ale staraj się tego nie używać. Zacznij tu po prostu żyć od nowa, zapominając o przeszłości i o mnie. W papierach masz, że jesteś jedynaczką, twoja matka zginęła przy porodzie, a ojciec był wojskowym, który zginął w Afganistanie. Papiery o ukończeniu szkoły masz, prawo jazdy, paszport i pół miliona, ale to najprawdopodobniej jest nasze ostatnie spotkanie - oznajmiłam, podając jej kopertę. - Od dziś nazywasz się Tamara Riley, pochodzisz z Casper z Wyoming i nigdy nawet o mnie nie słyszałaś. - Moje słowa szybko sprawiły, że uśmiech na twarzy Abbie zamienił się w łzy, ale ja nie przerywałam swojego monologu, przekazując jej wszystko co mogłam. - W kopercie masz zresztą wydrukowane wszystkie informacje na swój temat. Nie bój się, wszystko jest na tyle ogarnięte, że nawet w szkolnej bazie danych jest informacja, że ukończyłaś tą szkołę. Dobra, na mnie już czas. Pa Abbie.

- Cama - załkała dziewczyna rzucając mi się na ramię, a ja nieco sztucznie odwzajemniłam jej gest. - Dziękuję ci i przepraszam za to jaką suką byłam. Będę za tobą tęsknić. Nie daj się zabić.

- Złego diabli nie biorą - oznajmiłam odsuwając się od siostry. - Powodzenia Ab.

Dwie minuty później razem z Lott wracałyśmy już na bazę, a w moim umyśle krążyła tylko jedna myśl: na własne życzenie nie mam już rodziny.

***

Dzisiaj miałam mieć wolny dzień, ale jak to zwykle bywa, kiedy masz w planach lenić się i kompletnie nic nie robić, chuj to strzela i musisz zapierdalać. Tak było i tym razem. Chwilę przed północą do salonu w którym siedzieliśmy wpadł Killer z informacją, że nasza siódemka plus Nick, ma się zbierać, bo jedziemy odebrać broń. To chyba były akcje, które najmniej mi się podobały i nawet nie chodzi o to, że były nudne, ale po prostu pomimo swojej typowości najbardziej niebezpieczne, a tym bardziej biorąc pod uwagę, że spotykamy się z nowym dostawcą. Nigdy nie wiesz, co takiemu typowi strzeli do łba i czy czasem nie postanowi po rozstrzelać was wszystkich ot tak, bo czemu by nie. 

Każdy z nas już przyzwyczajony do tego wszystkiego, w szybkim tempie przebrał się w czarne ubrania, których celem było niekrępowanie naszych ruchów, zgarnął czarną kominiarkę i uzbroił się, a następnie spotkaliśmy się ponownie w salonie, aby między sobą wyznaczyć dowódcę akcji, który następnie rozdzieli kto z kim jedzie i pójdzie do Killera, aby poznać szczegóły.

- Dobra, to robimy tak... - zaczął Nick, gdy tylko wszyscy znaleźliśmy się w salonie.

- Czekaj, czekaj - przerwał mu Cox. - Kto powiedział, że to ty dowodzisz akcją? - prychnął.

- No to jest chyba logiczne. Jako jedyny jestem tu O.G. - zauważył szatyn.

- Jeśli nie pamiętasz, to ja też jestem szefem...

- Którego klika wydała go policji, żeby się go pozbyć - dokończył za niego mój były chłopak, a widząc, że pięści Cox'a się zaciskają, szybko zainterweniowaliśmy odciągając ich od siebie.

- Nie zachowujcie się jak dzieci - warknęła Pay. - Cox ma racje, że nie jest powiedziane, że ty dowodzisz, Nick, ale to też nie oznacza, że Cox ma to zrobić.

- Co masz na myśli? - zapytał Junior. - Przecież tylko Nick jest O.G..

- Ale kliki podlegającej Killerowi, więc jest na równi z Coxem, Ilą, Ri, Lott i mną.

- To co może teraz nowicjusz ma mną rządzić - prychnął Nick.

- Nie. Dowództwo Lott chyba automatycznie odpada - przyznałam - ale Pay ci pokazuje, że jesteś na tym samym poziomie co my.

- A w sumie nawet niższym, biorąc pod uwagę, że Killer szkoli Ilę i Ri na O.G. - oznajmił Jones, więc wszystkie spojrzenia przeniosły się na niego. - No co? Taka prawda.

- Czyli teraz mam słuchać swojej byłej - prychnął chłopak.

- Albo kuzynki - warknęłam. - Ja nie mam zamiaru się z tobą męczyć.

- Dobra kurwa - syknęła Ri. - Ila zajmujesz się Lott, Pay jedzie z Jonesem, Junior ze mną, a Nick z Coxem i zwisa mi to czy się pozabijacie, czy nie.

Chwilę później zniknęła, idąc najprawdopodobniej do Killera, a Nick i Cox, w dalszym ciągu piorunowali się wzrokiem.

- Mam was dość - oznajmił Jones. - Obu. Zachowujecie się jak pierdolone gówniary zazdrosne o jedną lalkę.

- Ale jak seksowną lalkę - mruknął Cox, puszczając mi oczko, rzez co byłam już całkowicie przekonana, że zrobił to tylko po to, żeby wkurwić Nicka, a sądząc po pięści uderzającej w jego twarz, udało mu się to.

- Starczy kurwa! - wrzasnęłam. - Ty już lepiej nic nie mów, bo następnym razem to ja ci przyleję - syknęłam do Cox'a, a następnie zwróciłam się do uśmiechniętego Nicka. - A ty jak jeszcze raz uderzysz któregoś z moich przyjaciół, to tobie  przyjebie osobiście. Jesteście takimi pierdolonymi idiotami, że mam już was dość.

- Myślisz, że przeżyjemy w jednym aucie, bez zabicia się? - prychnął Cox. - Specjalnie kurwa wjadę w jakieś drzewo, żeby oberwał.

- A kto kurwa powiedział, że to ty prowadzisz? - zaczął Nick z chamskim uśmiechem.

- Przymknijcie się do chuja. Mam was dość.

- I tak ci nie dam prowadzić - oznajmił Cox.

- Jak dzieci - syknęłam. - Lott pojedziesz z Coxem, a ja z Nickiem, jak Ri się zgodzi.

- Dlaczego on ma z tobą jechać? - zapytał nowojorczyk, a ja dopiero teraz zobaczyłam, że kutas zrobił to specjalnie.

- Bo nie puszczę Lott z nim, a z tobą się policzę po powrocie - warknęłam.

***

Niespełna pół godziny później całą ósemką wyruszyliśmy do magazynu, w którym miałam okazję być, jeszcze zanim dołączyłam do Twenty. Ri na naszą małą zmianę zareagowała niemałym zdziwieniem, ale w żaden sposób nie oponowała. Aktualnie siedziałam na miejscu pasażera, wkurwiona o to, że przez dziwne pomysły Cox'a byłam zmuszona do spędzenia dwudziestu minut w tak małej przestrzeni razem z Nickiem.

- Ila - zaczął chłopak, ale momentalnie mu przerwałam nawet nie przenosząc na niego spojrzenia.

- Przymknij się.

- Posłuchaj mnie - zignorował mnie kompletnie.

- Jeszcze jedno twoje słowo, a obiecuję ci, że wyskoczę z tego auta - syknęłam.

Sekundę później wszystkie zamki zostały automatycznie zamknięte, a przez fakt, że ten mały pstryczek schował się całkowicie, nie było nawet mowy o otworzeniu drzwi.

- Teraz nie wyskoczysz - mruknął chłopak.

- Ale to nie znaczy, że będę musiała z tobą gadać - warknęłam.

- Ale słuchać mnie będziesz musiała, więc mnie nawet nie wkurwiaj. Chociaż przez chwilę nie zachowuj się jak suka i nie utrudniaj - nakazał, a moje zirytowane spojrzenie zatrzymało się na jego profilu, czekając cierpliwie, aż wyrzuci z siebie to co ma do powiedzenia i da mi spokój. - Możemy sobie na spokojnie wyjaśnić to wszystko? Mam już naprawdę dosyć tych ciągłych spin.

- Chcesz sobie wszystko wyjaśnić? - zapytałam. - Nie ma sprawy. Problem jest taki, że jesteś kutasem zazdrosnym o wszystko nawet teraz gdy nie jesteśmy razem. Jesteś zazdrosny o to, ze dogaduję się z Coxem i innymi. Mścisz się za to, że mam z nim dobry kontakt i to dlatego dwa pierdolone tygodnie spędziłam w pudle. Wkurwia cię fakt, że sama coś załatwiłam, więc zarzucasz mi niewierność. Znasz na to jakieś inne określenie, niż kutas, bo ja nie.

- Spokojnie wyjaśnić - prychnął pod nosem, ale i tak to dosłyszałam. - Mylisz się - stwierdził - a przynajmniej w większości przypadków. Nie jestem zazdrosny, tylko po prost nie lubię jak ktoś rusza to co moje...

- Problem jest taki, że nie jestem twoja!

- Zawsze będziesz moja - oznajmił chłopak z lekkim uśmiechem na twarzy. - Ale kontynuując. Fakt, że spędziłaś da tygodnie w pierdlu nie jest moją zasługą. Ja chciałem wyciągnąć was już następnego dnia, ale Killer miał z tym jakiś pierdolony problem, a póki co jesteś w NE, więc ja nie mam nic do gadania. To on uznał, że macie tam trochę posiedzieć, bo uda wam się zdobyć kilka przydatnych informacji.

- Jak widzisz udało się nawet więcej, ale ty jesteś zbyt dumny, żeby to dostrzec - prychnęłam, lekko zdziwiona faktem, że to za sprawą Killera tyle tam siedzieliśmy.

- Masz rację - przyznał - ale nie mam zamiaru cię za to przepraszać. Nigdy nie ukrywałem tego jaki jestem i nie licz, że zacznę być miły dla Coxa, czy Lott tylko dlatego, że ty ich lubisz, a ja lubię ciebie.

Do końca podróży nie odezwałam się ani słowem, a gdy tylko Nick odblokował zamki, wysiadłam z pojazdu, szybko kierując się do Lott i Cox'a.

- Jak tam? Żyjesz? - zaśmiała się Lott, na co tylko spiorunowałam ją wzrokiem. - Nick się cały czas na ciebie gapi, więc musiało być ciekawie.

- Słuchać - krzyknęła Ri, ratując mnie od odpowiedzi. - Ci goście mają tu być za piętnaście minut. Możemy albo załatwić to tutaj, albo w magazynie, ale z tego co wiem, to wczoraj King Street kimś się tam zajmowało, więc...

- Zostajemy tutaj - dokończyłam za nią, na co dziewczyna się zaśmiała.

- Dobry wybór...

- Ej Ri? - przerwał jej Cox. - Czy oni nie mieli być za piętnaście minut?

- A co głuchy jesteś i nie dosłyszałeś? - prychnął Nick.

- Nie, ale właśnie podjeżdżają tu jakieś auta.

Każdy z nas w błyskawicznym tempie spojrzał we wskazanym kierunku, a w następnej sekundzie w nadjeżdżające pojazdy wycelowane było osiem pistoletów.

Nie minęła nawet minuta, gdy przez otwarte okna aut rozpoczęła się strzelanina, której my nie byliśmy dłużni. Scorpionsi szybko wyskoczyli z pojazdów, a wtedy spluwy poszły praktycznie w zapomnienie, a rozpoczęła się walka wręcz. Jak zwykle nie było to sprawiedliwe, bo jedną dziewczynę atakowało czterech osiłków, a znowu umięśnionych gości zostawiano bez obrony. Jednak każdy z nas była na o przygotowany, a większość dziewczyn z Twenty biła się lepiej niż niejeden facet. Nie miałyśmy żadnej taryfy ulgowej przez to, ze byłyśmy dziewczynami, ale przeciwnicy o tym nie wiedzieli przez co często brali nas za łatwy cel. Noże ukryte w rękawach, szybkie ciosy zakończone cięciem, baty i kopnięcia. To wszystko powodowało, że co chwilę ktoś upadał bez życia na ziemię.

- Skończ się wyrywać suko - syknął mi ktoś do ucha, łapiąc mnie za nadgarstki, które następnie wykręcił do tyłu. - Idziesz z nami.

- Może innym razem - prychnęłam, dalej się szarpiąc, żeby uwolnić nadgarstki.

Widząc, że moje starania nic nie dają ponownie wysunęłam z rękawa nóż, przecinając nadgarstek mężczyzny, który lekko syknął, ale mnie nie puścił, więc bez słowa kopnęłam go z całej siły w kolano, a gdy tylko byłam wolna odwróciłam się wbijając mu nóż w brzuch.

Nie miałam jednak czasu cieszyć się sukcesem, bo zaraz musiałam walczyć z następnym przeciwnikiem.

- Spierdalamy! - wrzasnął jakiś Scorpion, a wszyscy bez słowa spełnili jego polecenie, odpychając najwyżej osoby z którymi aktualnie walczyli.

Gdy mężczyźni się odwrócili biegnąc do aut, my zaczęliśmy do nich strzelać i dopiero w tym momencie zorientowaliśmy się, że w gronie Scorpionsów znalazła się też jedna dziewczyna.

- Alex - syknęła Lott, co zwróciło też uwagę dziewczyny. 

Blondynka na widok koleżanki z Interpolu szeroko otworzyła usta w szoku, ale po chwili szok przemienił się we wściekłość. Jej pistolet został wycelowany najpierw w Lott, a później we mnie, jednak żadna z dwóch kul nas nie dosięgnęła, bo przed nami z ranami wlotowymi upadł Jones i Junior.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro