2. Rozdział 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

A co jeśli powiem, że na następną część musicie czekać do poniedziałku? 😈😈



















... Nie no, nie jestem taka chamska 😂 Kocham was! 3/3

Od lat trwają dyskusję, a ludzie się spierają o to, co jest najsilniejszym uczuciem: miłość, czy nienawiść. Według mnie między tymi uczuciami jest taka różnica, jak między rozgrzaną pustynią, a zamrożoną Antarktydą: jednocześnie diametralna, ale pod pewnymi względami żadna. Mało kogo pewnie dziwi, to, że różnica jest diametralna, bo nikt nie ma problemu z wyobrażeniem sobie gorąca i zimna, piasku i śniegu. Ale patrząc na to realistycznie: pomimo tak odmiennych warunków, oba z nich są praktycznie niemożliwe do życia. Podobnie jest z miłością i nienawiścią, tak skrajne uczucia, ale jednocześnie jednakowo silne. Można zabić i z miłości i z nienawiści, a śmierć dalej pozostaje śmiercią. Jednak największym bólem jest kiedy miłość zmienia się w nienawiść. Tyle rodzajów miłości, ale wszystkie angażują w sobie wiele uczuć między innymi zaufanie, a tracąc wiarę w kogoś, tracąc do kogoś szacunek, do nienawiści pozostaje cienka granica. Nienawiść jest o tyle silnym uczuciem, że całkowicie zapominamy o uczuciach drugiej osoby. Obrażamy, wyzywamy, kłócimy się, bijemy, dokuczamy, mścimy. Krótko mówiąc robią się z nas niezłe suki, którym zależy tylko na zemście, bo dlaczego mam ułatwiać życie swoim wrogom. Zemsta jest słodka, a podobno najlepiej smakuje na zimno. Czy to prawda? Nie mi to oceniać. Chwilami tak, chwilami nie. Czy zemsta jest zła? Oczywiście. Ale czy warto, to już sprawa indywidualna naszego sumienia. No chyba, że ktoś go nie ma. Wtedy sprawa jest dziecinnie prosta.

"Zemsta to suka, ale tak się składało, że ja również"

 Jeaniene Frost "Jedną nogą w grobie"

~~~

Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko, ale jednocześnie w zwolnionym tempie. Dwa huki wystrzałów rozbrzmiewały w mojej głosie echem, a adrenalina skoczyła do niebywałych rozmiarów. Nie chodziło tu o realne zagrożenie mojego życia, o zdradę w wykonaniu Alex, a o dwóch przyjaciół którzy obecnie wykrwawiali się. W szybkim tempie podbiegliśmy do dwóch rannych chłopaków, sprawdzając w jakim są stanie, ale żaden z nich nie był przytomny, a oboje obficie krwawili z okolic żeber.

Pay sprintem podbiegła do jednego z aut wyciągając dwie apteczki i szybko podając jedną z nich mi, a drugą Ri. Razem z szatynką stworzyłyśmy prowizoryczne opatrunki, byleby jakoś zatrzymać krwawienie przynajmniej na czas powrotu. Kątem oka zarejestrowałam, że reszta w tym czasie, odsuwa siedzenia pasażera i ustawia je w pozycji leżącej, aby zapewnić jak największy komfort. Gdy skończyłyśmy Nick i Cox bez słowa podeszli najpierw to Juniora, którego przenieśli do samochodu, to samo następnie robiąc z Jonesem. Chłopacy szybko zasiedli za kółkiem obu pojazdów, do których także wcisnęłam się ja i Ri, aby w razie czego móc interweniować. Żadna z nas nie skarżyła się na to, że kucamy pomiędzy siedzeniem pasażera, a deską rozdzielczą. Pay i Lott bez słowa siadły za kółkiem dwóch pozostałych aut i w przeciągu kilku sekund od zajęcia miejsc, ruszyliśmy. Dopiero teraz zorientowałam się, że auto, w którym się znajduję prowadzi Nick, ale w chwili obecnej, ani trochę mi to nie przeszkadzało.

- Dokąd jedziemy? - zapytałam. - Bo nie wiem, jak Ri, ale ja zdecydowanie sobie nie poradzę.

- Do King Street. Jose wisi mi przysługę, a mają w swoich szeregach kilku lekarzy - odpowiedział chłopak, na co jedynie pokiwałam głową i więcej mu nie przeszkadzałam podczas jazdy.

Na miejscu byliśmy kilka minut później, a ludzie Jose'a patrolujący otoczenie bez słowa pomogli Nick'owi i Cox'owi w przetransportowaniu Jonesa i Juniora, a my bez słowa ruszyłyśmy za nimi.

- Kogo moje piękne oczy widzą - zatrzymała nas w progu Eveline.

- Suń się kurwo, albo cię wypatroszę - syknęłam, bez słowa odpychając dziewczynę na bok, aby nasz czwórka mogła się udać za chłopakami.

- Glin nie wpuszczę - warknęła, dalej barykadując przejście. - Pay i Ri znam, więc one mogą wejść, a wy dwie spierdalajcie.

Tak, jak powiedziała, tak też zrobiła przepuszczając dwie dziewczyny, które posłały mi pytające spojrzenie, a gdy skinęłam głową, pobiegły w nieznanym mi kierunku.

- Słuchaj szmato, bo się nie będę powtarzać. Niech do twojego tępego łba dotrze w końcu, że skoro jestem z Twenty, to nie jestem z psiarni - krzyknęłam.

- Jeśli coś ci się nie podoba, to mogę zawołać Jose'a i to z nim sobie porozmawiasz - prychnęła, dobrze rozumując, że po tej akcji na wyścigach, a później z porwaniem Ab nie pałałam do niego sympatią, a wręcz przeciwnie- bałam się go.

Ale nie miała pojęcia o jednej bardzo ważnej rzeczy. Tamtej Camilli już nie było, a ta która żyje obecnie nie wie co to strach. Widząc zadowolony z siebie uśmieszek na twarzy Eveline miałam ochotę zetrzeć go z jej twarzy pięścią, ale ostatkiem sił się powstrzymałam.

- To go przyprowadź - syknęłam, zakładając ręce pod piersią. - Tylko się sprężaj, bo marnujesz tylko mój czas.

Przez chwile twarz dziewczyny wyrażała zdziwienie, ale po chwili wykrzywiła się w kpiącym uśmieszku. Kliknęła kilka razy coś na swoim telefonie, po jakiejś minucie z budynku doszedł głos głośnych kroków, a przede mną stanął koszmar mojego poprzedniego wcielenia, ale ku mojemu zdziwieniu nie wywołało to na mnie żadnego wrażenia.

- Co jest Eve? - zapytał, nie zwracając na nas uwagi.

- Ta Interpolowa suka i jej przyjaciółeczka, która się urwała chuj wie z jakiego burdelu chcą tu wejść.

- Interpolowa suka? - zaśmiał się, a jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, a sam się po chwili szeroko uśmiechnął. - Nie poznałbym cię, wiesz? Ta blizna odbiera ci poprzednią niewinność i urok.

- Tsa ciebie też w chuj miło widzieć, ale najpierw sprostuję słowa twojej kurewki, która chyba za bardzo się rozbrykała. Ja z Interpolem nie mam nic do czynienia od prawie dwóch lat, a Lott jest nowym nabytkiem NE, więc zamilcz suko, bo nie masz nad nami żadnej władzy.

- Nad nią nie skoro jest od Killera, ale ty dołączyłaś do China, więc nad tobą mam.

- Pudło pustaku. Od trzech miesięcy jestem w NE - oznajmiłam z chamskim uśmieszkiem, a następnie odwróciłam się do O.G. tej grupy. - Jones i Junior są ranni, a z tego co wiem, to wisisz Nickowi przysługę, więc z łaski swojej odsuń się i daj nam przejść.

- Pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Ty znowu wylądujesz w moim magazynie. Jestem ciekawy, czy stałaś się chociaż trochę bardziej odważna, czy to tylko maska.

- Też mam warunek. Będziesz tam sam i o ile uda ci się mnie zakuć to będziesz mógł to sprawdzić, ale jeśli ja będę lepsza, to ja będę mogła się pobawić nożami i nie tylko.

***

Godzinę temu lekarze Jose'a skończyli operować chłopaków, a następnie dalej nieprzytomnych pozwolono nam zabrać ich ponownie do NE. W tym celu Jose pożyczył nam nawet karetkę, którą miał chuj wie po co. Nick i Cox, którzy dalej współpracowali o dziwo bez żadnych spin, przenieśli chłopaków do auta. Jonesa który był w gorszym stanie, niż Junior, przypięli do łóżka, a tego drugiego do krzesła.

Jak się okazało brat Lott miał naprawdę wiele szczęścia, bo kula o centymetry minęła się z jego sercem, ale zamiast tego uszkodziła płuco, ale najtrudniejsze co było do zrobienia to usunięcie kuli, a teraz wystarczy, że poleży kilka dni, poczeka aż się żebra zrosną i wszystko będzie po staremu. U Juniora sprawa wygląda jeszcze lepiej, bo kula ominęła wszystkie ważne organy, więc po krótkiej rekonwalescencji wszystko wróci do normy. 

Gdy sprawa z chłopakami się unormowała najwięcej zamieszania wywołało pytanie co zrobić z Alex. Jednogłośnie jednak ustaliliśmy, że zdecydowanie tak tego nie zostawimy. Chcieliśmy się już zemścić za samo spiskowanie ze Scorpions, ale teraz dochodzi do tego postrzelenie dwóch naszych przyjaciół. Dużo możliwości co z nią zrobić, ale jedno jest pewne. Żywa z tego nie wyjdzie.

Po dojechaniu do bazy ludzie Killera pomogli Nick'owi i Cox'owi w przeniesieniu chłopaków do pomieszczenie przygotowanego na wzór sali szpitalnej, po czym Ri poszła opowiedzieć o wszystkim Killerowi, a my zaczęliśmy planować co zrobić z jasnowłosą szmatą.

Najodpowiedniejszym pomysłem wydało się najzwyklejsze w świecie porwanie i zamknięcie jej w naszym magazynie, a po zabawach z bronią zwyczajne, chociaż w świetle prawa, z szczególnym okrucieństwem, morderstwo. Zabicie jej jednak jest zbyt proste, a po śmierci dostałaby jeszcze jakąś pierdoloną oznakę za swoje zasługi.

- Mam pomysł - odezwała się Lott z westchnięciem.

Od chwili postrzelenia Jonesa dziewczyna była jakby nieprzytomna, zamknięta w swoim własnym świecie. Chyba dopiero teraz dotarło do niej jak ulotne jest nasze życie, a już szczególnie to w półświatku. Dopiero, gdy było krok od tragedii zrozumiała w co się wpakowała, ale w obecnej chwili w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk, którym była chęć zemsty i nienawiść.

- Jaki?

- Zniszczmy ją. Całkowicie - syknęła czerwonowłosa. - Nie zadziera się z moją rodziną.

- Co proponujesz? - zaciekawił się Nick i chyba pierwszy raz byłam świadkiem jak odzywa się do niej normalnie, bez wyższości.

- Zniszczenie fizyczne pozostawiam do opracowania wam, ale dokładnie wiem, jak ją zniszczyć psychicznie, żeby śmierć była dla niej łatwiejszą drogą, niż życie.

- Będziesz coś do tego potrzebować? - zapytał niemo zgadzając się na jej pomysł.

- Tylko Ili, bo to jej najbardziej nienawidzi Alex - oznajmiła poważnie dziewczyna. - Pomożesz mi Cama? Zemścić się za postrzelenie Jonesa?

- Zawsze - zgodziłam się - ale chcę też uczestniczyć w części fizycznej.

- Da się załatwić - oznajmił Nick. - To zostało tylko dopracowanie szczegółów oraz ogarnięcie gdzie i kiedy.

- Jak najszybciej - oznajmiła Pay.

- Dokładnie. Nie możemy ryzykować, że Alex doniesie Interpolowi na Lott - wtrącił Cox.

- Kurwa jeszcze to - zaklęłam. 

- Porwijmy ją jeszcze dzisiaj, niech trochę powisi w tym magazynie, a jak Jones i Junior wrócą do żywych, to się zajmiemy suką - zaproponował Cox.

- Dobry pomysł - pochwalił Nick. 

- To kto będzie ze mną jechał po tą sukę? - zapytałam.

- Ja na pewno - oznajmiła Lott.

- Junior to mój najlepszy przyjaciel, jasne, że jadę - oznajmił Nick.

- No to przyda wam się męska pomoc skoro jadą same cipy - zażartował Cox, czym rozbawił nawet Lott, a Nick walnął go w tył głowy.

- Lott, ty masz numer do tej suki? - zapytałam, a dziewczyna pokiwała głową. - Dasz mi go? Pójdę do Petera, żeby go sprawdził.

Chwilę później przyjaciółka spisała mi na kartkę numer blondynki, a ja podniosłam się z miejsca ruszając w stronę pomieszczenia zajmowanego przez tutejszego hakera.

- Czekaj Ila, idą z tobą - odezwał się Nick, a po jego niepewnej minie, mogłam się spodziewać, że oczekiwał odmowy, ale ja jedynie wzruszyłam ramionami.

Ten dzień był za długi, żeby się teraz jeszcze kłócić. Wspólnie udaliśmy się w dobrze znanym mi kierunku, nie mówiąc po drodze ani słowa.

Każde z nas było całkowicie pochłonięte swoimi myślami, a towarzyszące nam uczucia, robiły nam z mózgu sieczkę. Zmartwienie, wściekłość, nienawiść, chęć zemsty i zmęczenie. Tyle uczuć, a w nim żadnego pozytywnego. Pomimo, że chłopaki żyli, w dalszym ciągu się o nich martwiłam, a przejdzie mi to pewnie dopiero, gdy oboje staną na nogi. W głowie cały czas przelatywały mi myśli jak się zemścić na tej suce i jak do tego doszło, że z przyjaciółek stałyśmy się wrogami. Od miłości do nienawiści jeden krok. W naszym przypadku te słowa są wręcz idealnie trafione. Miałam już naprawdę serdecznie dość tego dnia. Byłam wykończona zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Jedyne pozytywne aspekty tego beznadziejnego dnia, to tymczasowe porozumienie Nicka i Cox'a oraz Jose'a i moje.

Myślami przeniosłam się do wydarzeń z przed kilku godzin, a nasza rozmowa ponownie rozbrzmiała w moim umyśle.

- Pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Ty znowu wylądujesz w moim magazynie. Jestem ciekawy, czy stałaś się chociaż trochę bardziej odważna, czy to tylko maska.

- Też mam warunek. Będziesz tam sam i o ile uda ci się mnie zakuć to będziesz mógł to sprawdzić, ale jeśli ja będę lepsza, to ja będę mogła się pobawić nożami i nie tylko.

Moje słowa wywołały głośny śmiech gangstera, a swoje zdziwienie ukryłam za maską pewności siebie.

- Poważnie myślisz, że uda ci się mnie pokonać? - prychnął. - Byłaś i jesteś na to za słaba.

- Dwa lata temu byłam za słaba, to prawda. Za słaba, zbyt pewna swoich możliwości i zbyt głupia, żeby docenić przeciwnika, ale teraz to ty taki jesteś. Nie twierdzę, że na pewno z tobą wygram, ale twierdzę, że szanse są wyrównane.

Po raz kolejny usta chłopaka opuścił śmiech, rozbrzmiewający echem w ogromnym holu.

- Masz jaja - przyznał - a ja cenie sobie takich ludzi. Idźcie do swoich przyjaciół, a my sobie jeszcze kiedyś porozmawiamy. Puść je Eve. Ila może tu przychodzić kiedy tylko będzie tego potrzebowała.

Z zamyślenia wyrwało mnie szturchnięcie, a gdy przeniosłam swoje spojrzenie na winowajcę całego zajścia, zauważyłam przed sobą jeszcze jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Przyjrzałam mu się z pytaniem w oczach, na co chłopak ze słabo skrywanym zirytowaniem, powtórzył to, co już najprawdopodobniej raz już mówił.

- Killer cię wzywa. Trafisz sama?

- Tak - potwierdziłam, a chłopak momentalnie zniknął. 

Spojrzałam na Nicka, a on pokiwał głową.

- Idź. Załatwię tą sprawę z Peterem.

- Dzięki. Powiedz mu, żeby dopisał to do moich długów - zaśmiałam się lekko, a następnie ruszyłam w znanym mi kierunku.

Nie minęła nawet minuta, gdy pukałam już do odpowiedniego gabinetu, a następnie nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. Zignorowałam nóż, który już nawet nie wiem, który raz wbił się w ścianę centymetry od mojej głowy, a następnie z ciekawością przyjrzałam mężczyźnie, który siedział po drugiej stronie biurka.

Na przeciwko mnie siedział facet w podobnym do Killera wieku, ale w odróżnieniu od niego był biały, a jego spojrzenie było bardziej skupione, niż doskonale mi znanego O.G.. Cała jego twarz nie miała ani jednej blizny, dłużse włosy i masa tatuaży przyciągały spojrzenia, ale główną uwagę zwracały jego lodowato-błękitne oczy, spoglądające na wszystkich oceniająco.

- Ila to jest Ivan Inkster, szef całego Twenty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro