2. Rozdział 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak zaplanowaliśmy, po jakichś dziesięciu minutach Eri doniosła, że Alex opuściła supermarket i zgodnie z naszymi przypuszczeniami zmierzała w naszą stronę. Siedzący za kierownicą Cox, stanął w poprzek drogi, blokując oba pasy ruchu. 

Nick, Lott i ja byliśmy przygotowani, aby w każdej sekundzie móc wyskoczyć z auta, ale cierpliwie czekaliśmy na odpowiedni moment. Niedługo po tym w zasięgu naszego wzroku pojawiły się samochodowe światła zmierzające wprost na nas. Gdy tylko auto dziewczyny znalazło się na tyle blisko, że ludzie Inkstera dali radę zablokować jej przejazd, to też zrobili.

Nasza trójka wyskoczyła z pojazdu w akompaniamencie klaksonu, wydawanego przez samochód blondynki, ale na nasz widok, natychmiast zaprzestała tej czynności. Szybko podbiegliśmy do auta, w którym już jak się okazało najnowsza dziwka Scorpions zdołała już zablokować je od środka. 

Każde z nas z szerokim uśmiechem stanęło po jednej stronie auta. Lott od strony pasażera, Nick od strony kierowcy, a ja przed maską, jednak byłam przygotowana na to, żeby odskoczyć, wiedząc, że dla blondynki wybawieniem byłoby gdybym zginęła. 

Nie czekając na reakcję ze strony Alex dwójka moich przyjaciół wybiła obie szyby, w tym samym czasie co ja nie spuszczałam blondi z muszki. Słysząc dźwięk wybijanego szkła dziewczyna jakby otrzeźwiała i wyjęła spluwę, ale nim zdążyła zrobić z niej pożytek, wystrzeliłam, uszkadzając tym samym jej dłoń, przez co wypuściła broń.

- Nie radzę - syknęłam, a kilka sekund później drzwi po jej stronie zostały otwarte. - Wyjdź z auta.

- Pierdol się.

- Liczyłam na taką odpowiedź - oznajmiłam, gdy moja twarz wykrzywiła się lekko w uśmiechu.

Skinęłam głową, a po chwili blondynka leżała już płasko na asfalcie. 

Nick nie patrząc na jej protesty, wrzaski, kopnięcia i próby uwolnienia się, przerzucił ją sobie przez ramię, a następnie umieścił ją w bagażniku naszego auta. Taśmą sprawnie skleiliśmy jej nadgarstki i kostki, a także zakleiliśmy usta. Co prawda zwykle się nie bawiliśmy w takie rzeczy, ale doskonale wiedzieliśmy co zrobić żeby dodatkowo przestraszyć blondynkę.

Całe zamieszanie nie trwało nawet pięciu minut, a po tym czasie odjechaliśmy z miejsca. Tym razem nie siedziałam z przodu, a na tylnej kanapie oparta plecami o fotel pasażera, podobnie jak Lott o fotel kierowcy. W ten sposób mieliśmy możliwość kontrolowania czy Alex zbyt wiele nie kombinuje, bo wystarczyło się odrobinę wyciągnąć, a widziałyśmy cały bagażnik. 

- Skończ piszczeć, bo cię ogłuszę - syknęła Lott, ale bez skutku.

Na szczęście po niecałym kwadransie byliśmy już pod magazynem. Szybko wybyliśmy z pojazdu, a gdy tylko bagażnik ponownie się otworzył, Cox zatarł ręce z uśmiechem na twarzy.

- Ile mamy jeszcze czasu? - zapytał Nick z podobnym wyrazem twarzy.

- Pół godziny, ale w tym musimy jeszcze wrócić.

- Czyli mamy jakieś piętnaście minut - podsumował mój były, a następnie ku mojemu zdziwieniu zwrócił się do Cox'a. - Zdążymy?

- Wątpisz w to? - prychnął tamten, a chwilę później już całą piątką wchodziliśmy do magazynu, a chłopcy w tym czasie ciągnęli za sobą Alex, jak zwykłą szmatę za nogi.

Mimo, że to nie jest pierwsze porwanie w jakim brałam udział, ta sytuacja jakoś najbardziej przypominała mi moment mojego porwania. Tylko zamiast Juniora, Nickowi towarzyszył Cox, a z boku magazynu całej akcji przyglądała się jeszcze Ri, Lott i ja. Chwilę później z innego pomieszczenia przyszła także Pay z dwoma świeżakami i dwóch typków Inkstera, po czym całą grupą przyglądaliśmy się przedstawieniu. Nawet nie wiem dlaczego, to aż tak przyniosło mi te wspomnienia. Byliśmy w innym magazynie, inne osoby się w nim znajdowały, a ja stałam po drugiej stronie, jednak nie można ukryć podobieństwa. Policjantka porwana przez Twenty i czekające ją ciężkie chwile. 

- Chcecie pomóc? - zapytał Cox, dwóch nowych, a oni pytająco spojrzeli na Pay.

Zaśmiałam się, gdy ta z szerokim uśmiechem, który spowodował autorytet jaki miała, skinęła głową, a młodzi z szerokimi uśmiechami podeszli do Nicka i Cox'a.

- Tylko jej nie zabijcie. Jak wrócimy za kilka dni, to chcemy się móc nią zająć - oznajmiłam z krzywym uśmiechem, który znajdował się też na twarzach reszty moich przyjaciół. 

Zdecydowanie to będzie ciekawa przygoda.

***

Do NE wróciliśmy w sumie na styk, więc chwilę po zatrzymaniu auta Ri i ja sprintem udałyśmy się do gabinetu Killera, w akompaniamencie śmiechu ludzi Inkstera, którzy nas pilnowali. Pod drzwiami wzięłyśmy jeszcze kilka głębszych wdechów, aby uspokoić oddech, po czym Ri zapukała, poprawiając jednocześnie włosy, a gdy rozległo się głośne "wejść!" przekroczyłyśmy próg. Pod naszą nieobecność nie zmieniło się w sumie nic. Mężczyźni dalej siedzieli w niezmienionych miejscach, a jedynie na biurku Killera walało się teraz więcej papierów

- Mam nadzieję, że się nie spóźniłyśmy - oznajmił spokojnie Ri, przez co jedynie siłą woli powstrzymałam napad śmiechu.

- Nie, jesteście dwie minuty przed ostatecznym czasem - oznajmił Killer, a dwójka ludzi Inkstera prychnęła śmiechem, przez co i nasze twarze wykrzywiły się w uśmiechu. - O co chodzi?

- O nic - zaprzeczył kierowca, z rozbawieniem kręcąc głową. 

Naiwny nie wiedział, że Killerowi należy odpowiadać na każde pytanie, ale szybko uzupełnił tą wiedzę, gdy nóż O.G. wbił się w ścianę milimetry od jego głowy.

- Spytałem o co chodzi.

- Sprintem tu biegły z auta, wzięły dwa wdechy przed gabinetem i weszły jakby nigdy nic - wyjaśnił mężczyzna, na co nasz szef jedynie pokiwał głową.

- To teraz chcę poznać szczegóły - odezwał się Inkster, po raz pierwszy od naszego powrotu. Kiedy już otwierałam usta, aby coś powiedzieć, powstrzymała mnie przed tym jego podniesiona dłoń. - Nie od was, a od moich ludzi - oznajmił. - Wy siadajcie na kanapie i zajmijcie się sobą, przez ten czas.

Bez słowa zajęłyśmy wskazane nam miejsca, a gdy zaczęła się cała historia od samiutkiego początku i z naprawdę wszystkimi szczegółami, odwróciłam się do Ri.

- Jak myślisz co zaplanowała Lott? - zapytałam jej.

- W sprawie Alex? - upewniła się, a ja pokiwałam głową. - Nie mam pojęcia, ale szczerze pomimo tego jak w chwili obecnej jej nienawidzi, nie spodziewałam się, że posunie się do czegoś takiego.

- Nienawiść ciekawie na nas wpływa - zauważyłam - ale zawsze jest destrukcyjna, abo dla nas, abo dla tej drugiej osoby.

- Prawda - przyznała. - Ale nie spodziewałam, że Lott chociażby zgodzi się na coś takiego, a co dopiero będzie pomysłodawcą.

- Dokładnie - potwierdziłam - też się tego nie spodziewałam.

- Widziałaś jej minę, gdy Cox, Nick i nowi zajmowali się Alex? Nie była przerażona, nie była obrzydzona i nie było po niej widać wyrzutów sumienia. Uśmiechała się.

- A po swoich próbach mówiła, że to nie jest dla niej, że nie poradzi sobie z czymś takim.

- Gang zmienia ludzi - wtrącił się Inkster, a szczerze nie miałam pojęcia, kiedy oni zakończyli swoją rozmowę. - Zabija naszą wrażliwość i współczucie. Niszczy każdą cząstkę uczuć, jaką w sobie mamy, dlatego warto jest mieć kogoś, kto przytrzyma nas przy chociaż odrobinie człowieczeństwa. Słabi ludzie nie wytrzymują tej presji, dlatego albo się zabijają, albo my się ich pozbywamy. Trwa wojna, w której słabi muszą umrzeć, żeby silni mogli zwyciężyć.

- Nie przyjechałeś tu bez powodu - zauważyłam - a to, że o nas słyszałeś było tylko wymówką.

Moje słowa, wywołały lekki uśmiech na twarzy mężczyzny, który zniknął szybciej, niż się pojawił.

- Spostrzegawcza jesteś. Tak powód jest o wiele bardziej złożony, bo sprawy zaszły o wiele za daleko. Scorpionsów przybywa w zastraszającym tempie, bo Victor nie patrzy na to, czy ktoś ma predyspozycje, ważne żeby nas zabijał. Nie szkoli swoich ludzi, bo według niego każdego można zastąpić. U nas to wygląda inaczej, a przez to Scorpions zyskują niemałą przewagę liczebną, a przez to...

- Nasze szanse na pokonanie ich strategią systematycznie maleją - dokończyłam za niego.

- Dokładnie - potwierdził - a my musimy coś zrobić, żeby to powstrzymać.

- Mówiąc "my" kogo masz na myśli? - Pytanie, które też mi krążyło po głowie, wypadło z ust szatynki.

- Killera, waszą dwójkę, kilkoro moich zaufanych ludzi i siebie. Nie mogę pozwolić na to, żeby dużo ludzi znało szczegóły, bo są wtedy zbyt duże szanse, że dowie się o tym ktoś kto nie powinien.

- Nie żeby coś, ale dopiero co nas poznałeś, a już zaliczamy się do zaufanego grona? - zapytałam. - Myślałam, że szef Twenty jest mniej naiwny.

- A ja myślałem, że słynna Camilla "Ila" Thomson, bardziej rozgarnięta. 

- Do czego nawiązujesz? - zapytałam.

- Pomyśl. Jak najszybciej rozbić gang? - Mężczyzna przyglądał mi się bez żadnego wyrazu, ale przez ten czas, który miałam przyjemność spędzić w jego towarzystwie, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić.

- Poprzez zabicie szefa - odparłam bez zawahania - ale żeby mieć pewność, że władzy nie przejmie zastępca, należy pozbyć się wszystkich jego ludzi.

- Dokładnie, a kto jest szefem Scorpions?

- Victor Fox.

- Który poszukuje? - Słysząc te słowa w moim umyśle zapaliła się czerwona lampka.

Wiedziałam o kogo chodzi Inksterowi. Nie było ciężko na to wpaść. Już jakiś czas temu na akcjach zauważyłam, że Scorpions zamiast mnie zabić, usiłują mnie raczej uprowadzić. Zresztą nawet ich człowiek, którego spotkałam w Chicago, otarcie powiedział, że Fox mnie szuka. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi i szczerze nie ciągnęło mnie do tego, żeby się dowiedzieć, bo wiedziałam co idzie z tym w parze: spotkanie. Osobiste poznanie zabójcy mojego ojca, a biorąc pod uwagę relacje jakie mnie łączyły z moim rodzicem, nie wiem nawet, czy powinnam być wdzięczna, czy nienawidzić jego mordercy. Jedno było pewne nie chciałam poznać Fox'a, a mam przeczucie, że to jest jeden z głównych aspektów plany Inkstera. Planu, który coraz mniej mi się podobał, ale jednocześnie planu, na którego nie mogłam się nie zgodzić. Planu, który praktycznie na pewno skończy się moją śmiercią.

- Mnie - oznajmiłam szczerze.

***

Ze spotkania z Inksterem wyszłyśmy kilka godzin później, a sama to rozmowa wywołała więcej pytań, niż odpowiedzi. Mężczyzna nie zdradził żadnych konkretów swojego planu, ale dla mnie jedna rzecz była bardziej niż oczywista: miałam zostać przynętą. 

Ta myśl ani trochę nie poprawiała mi humoru, a wręcz przeciwnie. Bałam się i to cholernie, ale kto na moim miejscu by nie czuł strachu? To jest wystawianie siebie na pewną śmierć, bo szansa na to, że Twenty udałoby się mnie wyciągnąć z magazynu bez żadnych komplikacji jest zerowa. Nie podoba mi się ten plan, nawet jeśli da on szansę na pozbycie się Scorpions w najgorszym wypadku do czasu, aż się kliki ponownie połączą, a w najlepszym na zawsze. Nie jestem altruistką, a to jest dla mnie chyba zbyt wielkie poświęcenie. Co innego zginąć na akcji: szybko, łatwo i praktycznie bezboleśnie, a co innego wystawić się na tacy. Już bym chyba wolała kilkaset razy zostać aresztowana, użerać się z pojebami z Interpolu, z Alex i Davidem, niż spędzić choć minutę w magazynie Scorpions, czekając na śmierć. 

- I jak wasze spotkanie? - zapytała Lott i chyba dopiero teraz zrozumiałam, że od jakiegoś czasu siedzimy już w salonie z wszystkimi, a ja dalej odpływałam myślami.

Pocieszała mnie tylko myśl, że Ri była tak samo w tym wszystkim zagubiona jak ja, a dzięki temu miałam osobę, z którą będę mogła spróbować znaleźć tu jakiś sens i wyjście z tej całej popieprzonej sytuacji.

- Dziewczyny? - Pay pstryknęła mi przed oczami, więc przeniosłam swoje puste spojrzenie na nią. - Co jest z wami? Mózgi wam tam wyprali.

Potrząsnęłam głową, próbując oczyścić swój umysł z dręczących mnie myśli, którymi mogłam zająć się na spokojnie później, kiedy będą już sam na sam z nimi.

- Co? Nie, wszystko jest okey. Zamyśliłam się trochę. O co pytałyście?

- Ila? - odezwał się Nick. - Możemy chwilę porozmawiać? Na osobności - dodał, gdy pokiwałam głową.

Chwilę później nasza dwójka skierowała się już w bardziej ustronne miejsce, którym jak się okazało była moja sypialnia. Bez słowa usiadłam na łóżku, a Nick oparł się o ścianę. Nie miałam zamiaru odzywać się jako pierwsza, bo to on był inicjatorem tej rozmowy, także pierwszy ruch należał do niego. Widać jednak było, że chłopak nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć, więc milczał, a ja wraz z nim.

- Słuchaj mnie Ila - zaczął w końcu. - Przepraszam cię... Kurwa nie wierzę, że takie słowa wychodzą z moich ust. Żałuję, że to wszystko się potoczyło tak jak się potoczyło.

- Nie mów mi teraz, że za mną tęsknisz, bo to zdecydowanie do ciebie nie pasuje i za bardzo przypomina desperację. 

- Nie mam zamiaru błagać cię o to żebyś znowu była moja, ale nie chcę być dla ciebie najgorszym kutasem

- Nie jesteś jeśli się tak nie zachowujesz. Nie mam już do ciebie o nic pretensji Nick, ale to wszystko. Nie chcę od ciebie niczego więcej poza szacunkiem.

- Co innego mówiłaś kiedy się pierdoliliśmy - zaśmiał się, co odwzajemniłam.

- Dawno i nie prawda. Teraz jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi - powtórzył z uśmiechem - ale pamiętaj, że jak będziesz miała ochotę - oznajmił wskazując na swoje ciało - to wiesz gdzie mnie szukać.

Słysząc te słowa zaśmiałam się głośno, a chwilę później dalej w dobrym nastroju wróciliśmy już do reszty naszych przyjaciół. Cieszyłam się, że pogodziliśmy się z Nickiem, bo naprawdę miałam dość tych ciągłych kłótni z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro