2. Rozdział 56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam, że rozdział tak późno, ale to wina wattpada, a nie moja. Przez kilka godzin z nim włączyłam, bedac już pewna, że książek nie odzyskam, ale się udało i wszystko mam z powrotem. Miłego czytania ❤️

Po obudzeniu się w mojej głowie przewijały się tylko trzy słowa, które nawet nie chciały połączyć się w jedno zdanie, ale sens jaki oddawały był niepodważalny. Tortury, Alex i zemsta. Plan na dzisiejszy dzień był nawet bardziej niż zachwycający.

Właśnie zaczynał się trzeci dzień od uprowadzenia dziewczyny. Te kilka dób przepełnionych było spotkaniami z szefem Twenty, co w sumie nie przyniosło żadnych efektów, a jego plan był taką samą enigmą, jak przed kilkoma dniami. Przez cały ten czas dziewczyna nie miała w ustach ani okrucha jedzenia, ani kropli wody, a dzięki kroplówkom nawadniającym mieliśmy pewność, że nie umrze tak szybko.

Pierwszy raz od mojego rozstania z Davidem wizja spędzenia całego dnia w towarzystwie tej kurewki, wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Po niedługim czasie ubrana i umyta zeszłam do pseudo szpitala w którym odpoczywali Junior i Jones. Oboje już się wybudzili i jak sami oznajmili: nie odpuszczą sobie zemsty na tej suce. Co prawda oboje nie byli jeszcze w pełni sił, ale uznali, że na nią im ich starczy.

Godzinę później nasza ósemka już w pełni uzbrojona i rozdzielona na kilka pojazdów udała się pod odpowiedni magazyn, a po machnięciu na trójkę snajperów na dachu, bezproblemowo wjechaliśmy na zamknięty teren.

Magazyn tak na prawdę nie był zbyt okazały, bo wcześniej należał do niewielkiego przedsiębiorstwa, które szybko splaitowało, a teraz służy za salę tortur. W środku to było tak na prawdę jedno duże pomieszczenie, które podtrzymywały dodatkowo dwie kolumny i maleńkie dźwiękoszczelne biuro. Kilka lat temu była tu jeszcze melina, a że nas nie obchodził porządek w tym miejscu, nieciężko było u znaleźć jakieś materace bezdomnych, puste butelki, czy strzykawki.

Po zatrzymaniu się i wyjściu z pojazdów, w szybkim tempie rozpakowaliśmy bagażnik jedynego auta jakie zabraliśmy. Mieliśmy naprawdę imponującą liczbę broni i innych narzędzi, którymi mogliśmy ją zranić, ale oprócz tego także skrzynkę piwa i coś do żarcia, bo trochę czasu planowaliśmy tu spędzić. Udało nam się zabrać to wszystko na raz, dzięki czemu chwilę później znajdowaliśmy się już w pomieszczeniu z przykutą do kszesła, nieprzytomną Alex.

Zaczęliśmy rozkładać wszystkie rzeczy, luźno między sobą gadając na różne tematy.

- Lott, jak coś to dzisiaj ty dowidzisz, bo to był twój pomysł - zaczęłam.

- Chociaż nie twierdzimy, że my zrobilibyśmy coś innego - wtrąciła Pay.

- Także możesz robić wszystko co ci tylko przyjdzie do głowy, albo my to możemy robić. Jak coś będzie nie tak, to mów, a my się wszystkim zajmiemy.

- Dzięki - powiedziała szczerze czerwonowłosa - ale sobie poradzę.

Słowa dziewczyny wywołały głośne wiwaty, a chwilę później w naszych dłoniach pojawiły się otwarte już butelki.

- Jedno tylko zostaw mi - poprosiłam.

- Co?

- Przesłuchanie. Musimy się dowiedzieć co powiedziała Scorpions o nas.

- O tak - potwierdził Cox. - Musisz zobaczyć Ilę w akcji.

Słowa byłego O.G. wywołały nasz głośny śmiech, a po chwili stuknęliśmy się butelkami.

- No to co? Do dzieła skarbeńki - prychnęła Pay.

Dziewczyna podała swoją butelkę Ri, a sama podeszła do zamieszczonego w ścianie kranu, do którego przykręcony był zwyczajny wąż ogrodowy. Bez wahania odkręciła kurek, kierują strumień lodowatej wody na nieprzytomną dziewczynę, która momentalnie powróciła do świata żywych. Gdy Pay to zarejestrowała zakręciła dopływ cieczy, wracając do nas spojrzeniem.

- Cześć blondi - przywitała się szatynka. - Jestem Pay.

- Po co mi to mówisz? - wychrypiała dziewczyna.

- Żebyś miała świadomość kto się przyczyni do twojej śmierci. Pozwól, że ci wszystkich po kolei przedstawię.

- Znam was - syknęła blondynka, a w tej samej sekundzie bat, który rozwinięty trzymałam w dłoni, zatrzymał się na jej brzuchu, wywołując głośny krzyk dziewczyny.

- Chyba trzeba cię nauczyć szacunku - zauważyłam.

- Mówi suka od brudnej roboty - prychnęła.

- Byś się zdziwiła - zaśmiała się Pay. - No dobra, a więc tak: ja jestem Pay, ale to już wiesz, Ilę, Ri i Jonesa też znasz. Ten koleś obok Jonesa to Junior, dalej jest Nick i Cox, którego znasz. No i oczywiście nie mogłoby zabraknąć pomysłodawcy dzisiejszego dnia: Lott.

Czerwonowłosa ukłoniła się teatralnie, z kpiącym uśmiechem na twarzy.

- Witaj kochanie - prychnęła, wywołując nasz śmiech. - Pozwól jednak, że zemszczę się na tobie później. Najpierw Ila ma do ciebie kilka pytań.

Tym razem kpiący uśmiech wykrzywił moje wargi, a ja bez słowa przechyliłam butelkę z alkoholem, kosztując kilku łyków gorzkiej cieczy, zanim odłożyłam szkło na stolik.

- Pierdolone kurwy Twenty - splunęła Alex.

- Mówi dziwka Scorpions - zauważyłam.

- Nie dziwka - prychnęła dziewczyna.

- Kret zasługuje na mniej szacunku, niż dziwka - oznajmił Nick, a mój wzrok skomentował tylko przepraszającym uśmiechem.

- Sprawa wygląda tak: ja zadaję pytania, ty na nie odpowiadasz, jeśli nie, cierpisz, a mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że zadam ci ból bez mrugnięcia okiem. Nic skomplikowanego, a więc zacznijmy. Od kiedy donosisz Scorpions? - Na moje słowa blondynka tyko splunęła, wywołując mój śmiech. - W sumie to się cieszę, że mi nie odpowiedziałaś.

Chwilę później bat który trzymałam w ręku, jednym ruchem rozciął jej cały bok, a przy okazji koszulkę, ukazując sine żebra.

- Pay? - zapytałam, a dziewczyna bez wahania do mnie podeszła, dzięki czemu mogłam z nią cicho porozmawiać, tak, że Alex nas nie słyszała. - To robota naszych?

Ruchem głowy wskazałam żebra blondynki, ale ona bez wahania zaprzeczyła.

- Nie licząc tamtego dnia porwania i podawania kroplówek nikt je nie dotknął.

Pokiwałam głową w geście zrozumienia, po czym odwróciłam się ponownie do blondynki.

- No to przypomniałaś sobie od kiedy? - zapytałam, ale kolejny raz dziewczyna jedynie splunęła. - Chyba polubiłaś ten bat, ale mam jeszcze kilka ciekawszych, wiesz? Mam taki z haczykiem, przewodzący prąd, z kilkoma metalowymi końcówkami i jeden z nożami.

- Odkąd przez ciebie zostałam zawieszona - syknęła.

- Ciekawe - skomentowałam. - To oni cię pobili?

- Pierdol się.

- Zła odpowiedź - zaśmiałam się po czym skinęłam na Ri, która właśnie podrzucała swoją ulubioną broń: metalową pałkę.

Podczas gdy dziewczyna się bawiła, ja ponownie wypiłam dwa łyki. Po swojej przyjaciółce widziałam, że tak czy siak ogranicza siłę z jaką uderzała, aby zostawić pole do zabawy dla Lott. My potrzebujemy tylko kilka odpowiedzi, a do złamania tej dziewczyny naprawdę nie potrzeba wiele.

- Tak! To oni! - krzyknęła.

- Za co oberwałaś? - zapytałam, ale na odpowiedz ponownie musiałam poczekać.

Zirytowana ciągłym czekanie chwyciłam ze stołu tępy sekator, a po odbezpieczeniu go stanęłam za dziewczyną, w miejscu gdzie były skute jej ręce, a następnie zacisnęłam ostrza sekatora na jej wskazującym palcu. Pomimo tępoty noży, udało mi się w sumie oderwać jej palec od reszty ciała. W pomieszczeniu rozszedł się krzyk agonii, na co jedynie przewróciłam oczami.

- To tylko jeden palec - prychnęłam - więc się nie drzyj. Ale jeśli w tej chwili nie dostanę odpowiedzi, to za tym palcem pójdą następne.

- Za próbę zabicia ciebie szmato! - wrzasnęła.

- Ciekawe - ponownie skomentowałam.

Szczerze nie spodziewałam się, że Scorpions wyciągną konsekwencje przez to, że dziewczyna do nas strzelała, bo przecież oni sami to robili. Co prawda już wcześniej zauważyłam, że z jakiegoś dziwnego powodu, ja jestem dla nich nietykalna, ale bardziej podejrzewałam, że blondu oberwie za niesubordynację. Widocznie nie dane mi jest przejrzeć motywy Scorpions.

- Gadaj co im o nas powiedziałaś.

Tym razem o dziwo na odpowiedź nie musieliśmy długo czekać, bo dziewczyna momentalnie wszystko wyśpiewała, podobnie było jeszcze z kilkoma pytaniami. Najprawdopodobniej dziewczyna myślała, że dzięki odpowiadaniu nam na pytanie wyjdzie stąd żywa, ale nasze plany były całkowicie inne, a to co się teraz działo było zaledwie początkiem. Jednak dzieki odpowiedzią dziewczyny, których nie musiałam wydzierać siłą, po niedługim czasie mogłam się odsunąć, robiąc miejsce dla Lott.

- Dobra, ja skończyłam. Twoja kolej.

Dziewczyna bez słowa zwinęła jakąś leżącą na ziemi szmatę w kulkę, po czym wepchnęła ją w usta blondynki, zabezpieczając następnie taśmą.

- Mam dość twoich wrzasków - skomentowała. - Moglibyście ją z powrotem przypiąć? - zapytała chłopaków, a oni jedynie pokiwali głową, spełniając jej prośbę.

Kilka chwil później Alex wisiała już przypięta do łańcuchów zamontowanych na suficie, tak, że ledwo co dotykała palcami ziemi. Z niemałym szokiem przyglądałam się jak Lott sięgnęła po kij bejsbolowy znajdujący się na stole, a następnie biorąc duży rozmach uderza nim w ciało blondynki. Na jednym ciosie się nie skończyło, a każdy kolejny wyglądał na o wiele silniejszy od poprzedniego.

- Tak cholernie cię nienawidzę szmato! - warknęła Lott, oddając ostatni cios.

Chwilę później kij wylądował na ziemi, a blondynka ponownie podeszła do stołu, przy którym siedział Jones, którego żebra dalej się nie zrosły,a le uznał, że nie mógłby tego ominąć.

- Co to? - zapytała jego siostra, wskazując na niewidoczny z mojego miejsca przyrząd.

- Palnik - odpowiedział jej brat. - Podgrzewamy nim noże, żeby wypalić na skórze znaki Twenty, albo żeby nacięcie się gorzej goiło i bardziej jebało.

Czerwonowłosa pokiwała głową, ale ku naszemu zdziwieniu nie wzięła ze stołu niczego więcej prócz palnika i łańcucha. Bez chwili zwłoki kucnęła przy blondynce przykuwając jej nogi do specjalnie przygotowanego metalowego kółka zamontowanego w podłożu. Gdy stopy dziewczyny były już unieruchomione Lott rozpaliła palnik, kierując ogień na nogi dziwki Scorpions.

Wystarczyła sekunda, aby w pomieszczeniu rozszedł się krzyk agonii Alex, tłumiony jedynie przez szmatę w jej ustach, dźwięk metalu z jakim szarpała się dziewczyna i smród palonego ciała to wszystko towarzyszyło nam przez najbliższe minuty. Po wyłączeniu ognia nogi blondynki były w naprawdę kiepskim stanie, a wrzask dalej się rozchodził po pomieszczeniu. Hałas się jeszcze powiększył, gdy nasza przyjaciółka polała spalone kończyny lodowatą wodą.

Nie sądziłam, że Lott jest w stanie posunąć się tak daleko. Zdawałam sobie sprawę jak bardzo nienawidzi Alex, ale pamiętając o tym, jak przeżywała swoją próbę, nie wierzyłam, że zdobędzie się na coś takiego. Spodziewałam się raczej kilku uderzeń, nacięć i to by było wszystko, ale czerwonowłosa mnie zaskoczyła i to cholernie mocno.

- Ila, Ri zachciałabyście mi pomóc?

- Nie pierdol, tylko mów o co chodzi - oznajmiła szatynka. - Co planujesz?

Dziewczyna szybko do nas podeszła i cicho przekazała swój plan, a gdy tylko zakończyła głośno się roześmiałyśmy.

- Jasne, tylko trzeba to zrobić tak, żeby nikt jej nie usłyszał - zauważyłam.

- Podobno tamto biuro jest dźwiękoszczelne - oznajmiła Ri

Bez zawahania podeszłam we wskazanym kierunku, rozglądając się po nieznanym mi miejscu, zamknęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam się drzeć. Chwilę później opuściłam pomieszczenie wracając do przyjaciół i posłałam im pytające spojrzenie.

- Nic nie było słychać - oznajmiła Lott z szerokim uśmiechem.

- Dobra, Pay w aucie mamy sprzęt do podsłuchu, mogłabyś?

- Pewka - odparła dziewczyna.

Kilka minut później montowałyśmy z Lott i Ri już wszystko co jest potrzebne, a reszta przyglądała nam się z nieskrywaną ciekawością. Ponownie siostrze Jonesa udało się mnie zaskoczyć, bo sama chyba w życiu nie wpadłabym na taki pomysł. Co prawda podczas realizacji zranię dwie osoby, a nie jedną, ale życie przecież nigdy nie było sprawiedliwe, Alex znienawidzi mnie jeszcze bardziej, ale przez to mocniej się załamie i poza fizycznym zniszczeniem, podkopiemy też jej psychikę.

Sam montaż nie zajął długo, więc po chwili chłopcy na prośbę Lott, przenieśli Alex do niewielkiego biura, w którym zamknęli się razem z nią, Pay i Juniorem, a w tym czasie, Lott, Ri, Jones i ja zostaliśmy w poprzednim miejscu. Szatynka już od dłuższego czasu klikała na laptopie, a po chwili podała mi podłączony do niego telefon komórkowy.

- Co planujecie? - zapytał ciekawski Jones.

- Zobaczysz - zaśmiała się Ri.

Lott podyktowała mi numer, który wklepałam na klawiaturze, po czym skinęłam głową.

Młodsza Jones włączyła krótkofalówkę, zawiadamiając resztę naszych przyjaciół, że wszystko gotowe, a gdy oni potwierdzili, że u nich też, wybrałam zieloną słuchawkę, jednocześnie włączając funkcję głośnomówiącą.

Na znajomy mi głos nie musiałam czekać zbyt długo.

- Młodszy porucznik David Walker, w czym mogę pomóc?

- David? To ja Cama - powiedziałam, starając się aby mój głos brzmiał na roztrzęsiony i przerażony.

- Camilla?! Camilla! Wszystko w porządku? Błagam cię powiedz, że jesteś cała.

- David, tak cholernie się boję - załkałam. - Miałeś rację, oni mnie zmusili do tego wszystkiego. Ja tego nigdy nie chciałam! Przepraszam cię.

- Camilla, gdzie jesteś? Co się dzieje?

- Tak bardzo się boję. Oni mnie zabiją, za to, że się z tobą skontaktowałam, ale nie mogłam tak dłużej.

- Gdzie jesteś? - zapytał podniesionym ze strachu głosem, a w tle słyszałam jak szybko coś wystukuje na klawiaturze laptopa.

Kątem oka widziałam niedowierzanie i kpinę na twarzy Jonesa oraz rozbawienie w oczach przyjaciółek, przez co musiałam odwrócić głowę, aby samej nie zacząć się śmiać.

- W magazynie. Twenty dowiedziało się o mojej umowie z Simpsonem. Chcą mi dać nauczkę - improwizowałam. - Nie znaleźli tego telefonu, dlatego do ciebie dzwonię. Błagam cię pomóż mi.

- Camilla nie mogę namierzyć twojego numeru. Wiesz w jakim magazynie jesteś?

- Nie mam pojęcia. Tak bardzo się boję. O nie! Chyba ktoś tu idzie - pisnęłam ściszając głos, a widząc jak Jones zaczął tupać musiałam zakryć usta, aby ukryć śmiech.

- Camilla dasz radę. Jesteś dzielna. Nie rozłączaj się, jakoś cię znajdę i uratuję. Wiedziałem, że ty byś tego nie zrobiła. Razem sobie poradzimy.

Słysząc tą rewelację już nie wytrzymałam, a z moich ust wyleciał głośny śmiech, zresztą podobnie jak i z ust moich przyjaciół.

- Co się dzieje? Camilla?

- Jesteś zbyt naiwny jak na policjanta - zaśmiała się Ri.

- Ericka? - zdziwił się David.

- I Jones - oznajmił brat czerwonowłosej, podczas gdy ona jako jedyna milczała.

- Camilla co się dzieje? Proszę wytłumacz mi to.

- Ależ oczywiście. Mógłbyś przekazać Simpsonowi pierwsze nazwisko.

- Nie rozumiem nic z tego co mówisz.

Ponownie moje usta opuścił głośny śmiech, po czym ręką dałam znać Ri, żeby wstała razem z laptopem i poszła za mną. Przyjaciółka bez słowa spełniła moją prośbę, a chwilę później staliśmy już pod drzwiami gabinetu, które sprawnie otworzyłam.

- Nie musisz. Przekaż po prostu Simpsonowi pierwsze nazwisko - w momencie w którym powiedziałam te słowa, Lott kopnęła Alex w ranne nogi, przez co w powietrzu uniósł się jej krzyk. - Alexandra Rolse, informator Scorpions. Przeproś przy okazji ode mnie Simpsona, bo jej nie dostanie żywej. Do zobaczenia, kiedyś tam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro