2. Rozdział 57

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czym jest uzależnienie? Według słownikowej definicji "silną i nieodpartą potrzebą zrobienia czegoś". Czy jest to prawda? Jak najbardziej, ale my to rozumiemy w bardzo wąskim zakresie. Nie byłoby dla nas niczym dziwnym, gdybyśmy usłyszeli od kogoś "Jestem uzależniony od papierosów.", "Jestem alkoholikiem", albo "Jestem narkomanem", ale jakbyśmy zareagowali, gdyby ktoś nam powiedział "Jestem uzależniony od sprzątania."? Czy to by była dla nas normalna rzecz? Jestem uzależniony od gotowania, nauki, malowania się... Czy jest chociaż jedna czynność od której możemy się nie uzależnić? Wątpię. Jeśli jedną czynność będziemy wykonywali regularnie, przez dłuższy czas, to stanie się ona naszym nawykiem. Będzie czymś typowym. Sami spójrzmy na swoje życie, albo chociaż poranek. Każdy z nas ma jakąś rutynę tego okresu. Dajmy za przykład moje zachowanie w dni powszednie: wstaję na budzik, idę umyć ręce, zjadam śniadanie sprawdzając przy tym telefon, następnie pakuję się, myję zęby, ubieram, maluję i wychodzę. Każda zmiana planu psuje mi całą koncepcję, bo taki schemat wszedł mi w nawyk. A gdyby tak nagle zabrakło płatków, które codziennie jadam na śniadanie? Czy ten dzień byłby taki sam? Niby tak, słońce dalej wschodzi na wschodzie, zachodzi na zachodzie, ptaki latają, ludzie plotkują, a szkoła stoi na powierzchni ziemi, ale dla mnie to już by nie było to samo. Wszystko by było inaczej. A więc tak, jestem uzależniona od mojego schematu poranka. Każdy z nas ma jakieś nawyki i nie ma w tym nic złego, bo komu szkodzę tym, że jem codziennie płatki? No może producentom wędlin, gdyż nie jem kanapek. Ale co by się było gdybym uzależniła się od kradzieży, albo zabijania? W końcu uzależnić się można od wszystkiego, prawda?

"[...] zabijanie może po pewnym czasie wejść w nawyk"~ Stephan King  "Christine"

~~~

Jeszcze jakiś czas po zakończeniu połączenia trwały zabawy z Alex w roli głównej. Nie mam pojęcia ile to wszystko trwało, tak w sumie, ale patrząc na to, jak wygląda teraz Alex zdecydowanie za długo. Blondynka ledwo żyła, jej oczy pozbawione były naturalnego błysku złośliwości, a cała jej sylwetka się zgarbiła. Wyglądała na kilkanaście lat starszą niż była w rzeczywistości, ale na nikogo z nas nie wpłynęło to w żaden sposób.

Nie jest tajemnicą, że dziewczyna była kiedyś moją przyjaciółką, a teraz znęcając się nad nią, nie czuję niczego, co powinnam i nie jestem pewna, czy za brak uczuć powinnam podziękować Interpolowi, czy Twenty, ale byłam wdzięczna. Nie wyobrażam sobie teraz cierpieć wewnętrznie, za wszystko co zrobiłam, bo bym chyba skoczyła pod pociąg. Nie zliczę ile razy usłyszałam, że jestem suką, że zgniję w piekle, czy jakie katusze powinnam przeżywać, ale jak widać dalej stoję na dwóch nogach, ręce mi nie uschły od tego co zrobiłam, ani się też nie zmieniłam. Czy życie jest niesprawiedliwe? Ależ oczywiście, a całe nasze istnienie, podlega pod jeden wybór jaki stoi nad nami już w młodości. Jesteś ofiarą, czy drapieżnikiem? Wybierz mądrze, bo zmiana decyzji jest praktycznie niewykonalna, a ty możesz albo cierpieć, albo napawać się cierpieniem innych.

Patrząc na ledwo żywą Alex nie czułam żadnego współczucia, ani nawet obrzydzenia jej zdeformowanym obecnie ciałem. Nie czułam kompletnie nic. Killer miał rację z tym, że mam kilka wcieleń, a w tym jedno typowej psychopatki. Zabiłabym każdego bez mrugnięcia okiem, a następnie mogłabym zatańczyć na jego grobie, nie robiąc sobie z tego absolutnie nic. Jestem zepsuta do szpiku kości, ale dobrze mi z tym, więc nikogo to nie powinno obchodzić. 

- Dobra, nudzi mnie to już - oznajmiła Lott po kolejnej godzinie płaczów i lamentów. - Ja skończyłam.

- Dobra, ktoś ma coś do dodania? - zapytałam w odpowiedzi otrzymując jedynie kręcenie głową. - To co robimy? Kulka w łeb, zostawiamy ją, czy coś innego?

- Ja bym ją spaliła - stwierdziła bez zawahania czerwonowłosa.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - powiedziałam z poważnym wyrazem twarzy, po czym ukłoniłam się teatralnie.

- Jesteś idiotką - zaśmiała się Lott, razem z resztą naszych przyjaciół.

Z uśmiechem na ustach skierowałam się do stołu na którym stała krótkofalówka. Szybko przekazałam snajperom, że mogą zejść z dachu, bo i tak budynek za chwilę spłonie, a gdy zapewnili mnie, że będą czekać na zewnątrz, zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy, za wyjątkiem kanistra z benzyną i palnika. Nasze zachowanie przyczyniło się do ocknięcia się blondynki, która z przerażeniem obserwowała każdy nasz ruch.

- Tak, to już koniec - odpowiedziałam, na jej niewyartykułowane pytanie, którego nie mogła zadać przez brak języka. - Ale nie ciesz się za bardzo.

Kilka chwil później, gdy udało się nam już spakować wszystko, chwyciłam kanister benzyny, odkręcając go w pobliżu dziewczyny, a następnie wylewając na nią większość zawartości, resztą oblewając pozostałą część pomieszczenia.

- Chcesz czynić honory? - zapytałam podając czerwonowłosej palnik.

- Z przyjemnością.

Ułamek sekundy po rozpaleniu palnika, mogliśmy podziwiać jak ogień zaczyna trawić pomieszczenie, a po kolejnym krótkim czasie, także blondynkę.

Ogień ma w sobie coś niezwykłego. Jest najsilniejszym, a zarazem także najgroźniejszym z żywiołów. Niby ogień zabija tak samo jak woda, ale wolałabym się utopić, niż spłonąć żywcem. Ogień jest cholernie destrukcyjny, ale przez to równie piękny, co niebezpieczny. 

- Spierdalamy zanim my też się zjaramy - oznajmiła Pay, więc chwilę później staliśmy już na zewnątrz, kierując się do pojazdów.

- Czekaj - zatrzymałam Lott. - Chcesz coś zobaczyć?

- Jasne - potwierdziła dziewczyna, a ja swoje spojrzenie przeniosłam na resztę przyjaciół.

- Nie czekajcie na nas, wrócimy później.

Po niecałej minucie przed płonącym budynkiem zostały tylko dwa motocykle, Lott i ja.

- Co chcesz pokazać?

- Najpierw musimy schować ścigacze zanim się tu wszyscy zlecą - oznajmiłam, wsiadając na swoją maszynę, a chwilę później parkowałyśmy nasze pojazdy w pobliskim magazynie. - Chodź.

Wspólnie skierowałyśmy się na dach budowli, na której przysiadłyśmy mając idealny widok na płonący budynek. Ogień zaczął już pomału wydobywać się na zewnątrz, co dawało pewność, że strawił już wszystko w środku. Języki ognia lizały betonowe fundamenty budowli, nadając temu wszystkiemu świetny efekt, ale to nie o to mi chodziło. Nie musiałam długo czekać na dźwięk syren strażackich i policyjnych, a chwilę później już odpowiednie służby zajęły się próbą ugaszenia żywiołu.

- Patrz jak się męczą - odezwałam się. - Rozpalenie płomieni to zaledwie sekundy, ale zapanowanie nad nimi może trwać nawet godziny.

- Uda im się ją uratować?

- A chcesz, żeby ją uratowali? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Nie, niech suka cierpi. Za to, że postrzeliła Jonesa, za to, że spiskowała ze Scorpions i ogólnie za to jaka była. Zasłużyła na to.

Słowa czerwonowłosej mimo wszystko mnie zszokowały. Sądziłam, że gdy wszystkie emocje ochłoną, dziewczynę zacznie dręczyć sumienie. To między innymi dlatego nie chciałam, żeby przeżywała załamanie przy reszcie, bo przy nas, to jeszcze przy nas, ale ogółem przy ludziach Killera, to by nie był najlepszy pomysł. Jednak Lott dalej była pewna swoich czynów. Pasowała tu bardziej, niż się nam wszystkim wydawało.

- Masz wyrzuty przez ten telefon do Davida? - zapytała. - Przez to, że dałaś mu złudną nadzieję, a potem znowu zdeptałaś jego serce?

- Nie - odparłam szczerze. - Wyzbyłam się uczuć już dawno temu. Czasem mam wrażenie, że teraz jestem zwykłą skorupą.

- Nie jesteś - zaprzeczyła czerwonowłosa - i tak na prawdę masz uczucia, tylko łatwiej jest ci myśleć, że one nie istnieją. Pomyśl, gdybyś nie miała uczuć, to poświęciłabyś się na tamtej łapance, żeby Interpol się nie skapnął, że jestem po waszej stronie? Pomogłabyś Abbie wyrwać się od jebniętej matki? Przejęłabyś się postrzeleniem Juniora i Jonesa? Nie, a ty byłaś w stanie zmierzyć się dla ich dobra z własnym koszmarem. Masz uczucia, ale jesteś dobrym obserwatorem. Zauważyłaś, że lepiej udawać brak uczuć, niż się nimi przejmować.

- Zapomniałam, że rozmawiam z kujonem psychologii - zaśmiałam się, a dziewczyna wraz ze mną.

- Analizowanie zachowań innych ludzi, jest o wiele łatwiejsze, niż próba zrozumienia samego siebie - zauważyła dziewczyna, a ja musiałam przyznać jej rację.

Nim jednak zdołałam coś jeszcze powiedzieć rozdzwoniła się moja komórka ukazując na wyświetlaczu dobrze znane mi nazwisko szefa Interpolu.

- Dlaczego mam zapisany twój numer? - zapytałam naciskając zieloną słuchawkę.

- To nie jest teraz istotne - oznajmił wkurzony mężczyzna. - Mów w co ty pogrywasz! Miałaś nam podawać nazwiska Scorpions, a nie naszych ludzi!

- Miller powinien ci przesłać nagranie głosowe, w którym ta suka się przyznaje od kiedy donosiła Scorpions o nas - wyjaśniłam spokojnie. - A teraz wyjaśnij mi do chuja skąd masz mój numer, a ja twój?! Mówiłam chyba wyraźnie, że nie macie mnie kontrolować! - syknęłam.

- A ty miałaś nam podawać nazwiska żywych Scorpions - oznajmił, akcentując dwa ostatnie słowa.

- Nic o tym w naszej umowie nie było, a poza tym suka zasłużyła na nauczkę - warknęłam. - Sprzedawała i postrzeliła naszych.

- Myślałem, że to logiczne, iż interesują mnie nazwiska żywych!

- Trzeba precyzować swoje wypowiedzi Simpson. Czy to nie ty mi powtarzałeś, że kruczki są wszędzie? - zaśmiałam się. - Oj Simpson, Simpson. Musisz jeszcze sporo poćwiczyć, a teraz żegnam, następne nazwisko za tydzień.

- Żywej osoby!

- Zobaczę co da się zrobić - zaśmiałam się, naciskając jednocześnie przycisk kończący połączenie. - Dobra, spadamy zanim zlecą się tu wszystkie pieski - mruknęłam do przyjaciółki, a chwilę później siedziałyśmy już na naszych ścigaczach, pędząc w stronę siedziby NE.

***

Droga na bazę nie zajęła nam dużo czasu, a gdy tylko odstawiłyśmy ścigacze na ich miejsce, dołączyłyśmy w salonie do reszty naszych przyjaciół.

- A panienki, to gdzie się szlajają? - zapytał ze śmiechem Junior.

 - To tu, to tam, zależy, który czas szlajania masz na myśli - odparła Lott rzucając się na kanapę obok swojego brata.

- Aż tak za nami tęskniłeś? - zapytałam, zajmując miejsce na przeciwko przyjaciółki, a tym samym obok Cox'a.

- Za tobą się nie da tęsknić szujo - prychnął.

- Szujo? - zakpiłam unosząc do góry jedną brew.

- Założył się ze mną, że wytrzyma dwa dni bez przeklinania - zaśmiała się Ri, wchodząc do pomieszczenia i siadając na kolanach Juniora.

- Już przegrałeś skarbie - zauważyłam rozbawiona.

- Pie... a idź w cholerę. Kurwa no! 

Wpadka Juniora wywołała u nas głośny śmiech, a on w tym czasie piorunował nas wzrokiem.

- Jaka miała być nagroda? - zapytał, jak zwykle ciekawy Jones.

- Miała mi possać, a teraz chuj!

Zarówno Nick, Cox, jak i Jones patrzyli na Juniora ze współczuciem, w tym samym czasie co nasza czwórka zwijała się ze śmiechu.

- Poważnie? - zapytała Lott, wycierając łzy spływające jej po policzkach.

- No musiałam coś wymyślić, żeby się odwalił - zauważyła Ri, rozbawiając nas jeszcze bardziej.

- Odwalił?! - pisnął teatralnie Junior. - Czy ty coś sugerujesz?

- Tylko to, że nie miałeś szans wygrać - oznajmiła spokojnie szatynka, powstrzymując śmiech.

- Nie miałem cholernych szans? Czy ty w ogóle we mnie wierzysz?

- O ile w grę nie wchodzi twoje słownictwo, to jak najbardziej. 

Słowa Eri jedynie powiększyły mój napad śmiechu, ale co prawda to prawda. Nie ma szans, żeby Junior zaprzestał przeklinania, to tak jakby kazać Killerowi skończyć z zabijaniem. Niewykonalne.

- Dobra, to załóżmy się jeszcze raz. Od teraz do końca dnia nie przeklinam, a jeśli mi się uda, to przez tydzień będziesz mi codziennie ssała.

- Masz mnie za idiotkę? - prychnęła Ri. - Jest dziesiąta rano, więc za chwilę pójdziesz spać, a za nim się obudzisz będzie już następny dzień.

- Kurwa - zaklął chłopak, przez co po raz kolejny zaczęliśmy się śmiać.

- Ty też się tak ze mną założysz? - zapytał Cox, sadzając mnie na swoich kolanach.

- Jest jeden problem - stwierdziłam. - Klnę więcej od ciebie.

Moje spostrzeżenie po raz kolejny wywołało wybuch radości wszystkich za wyjątkiem Nicka, którego pięści się zacisnęły.

- Dobra nie mogę słuchać tego pierdolenia. Idę po coś do żarcia.

- Mi też przynieś! - krzyknęłam za nim, zresztą podobnie, jak i reszta, przez co zarobiliśmy tylko każdemu tak dobrze znany gest "spierdalaj".

Nasze głośne śmiechy, wywołane reakcją Nicka zostały jednak przerwane, gdy do pomieszczenia wpadł Killer, skanując wzrokiem otoczenie, dopóki nie zatrzymało się ona na Ri i na mnie.

- Wy dwie ze mną - oznajmił odwracając się na pięcie.

- Może następnym razem ci się uda - zaśmiałam się do Juniora - a teraz wybaczcie, obowiązki wzywają.

Tak, jak za pewne obie przypuszczałyśmy, zostałyśmy zaprowadzone do gabinetu czarnoskórego O.G. gdzie znajdował się Inkster.

- Siadajcie - polecił szef Twenty, więc bez słowa zajęłyśmy miejsce na kanapie. - Chyba czas najwyższy, żebyście poznały szczegóły planu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro