2. Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczerze już jakiś czas temu straciłam rachubę w tym ile osób zamordowałam, czy torturowałam, więc chyba nikogo nie powinien zdziwić fakt, że nie mam pojęcia, który to raz pojawiam się na wyścigach. W sumie jednego czego byłam stuprocentowo pewna, to fakt, że na razie i według mnie najlepsze wyścigi są właśnie w Illinois. Nie ścigałam się co prawda we wszystkich stanach, bo w mojej kolekcji jest ich na razie jedynie osiem, ale biorąc pod uwagę Columbię, Wirginie, Pensylwanię, Wisconsin, Michigan, Ohio, Indianę i właśnie Illinois, to, to właśnie tu jeździło mi się najlepiej.

Nie wiem od czego to w sumie zależało, bo niby ulice, maszyny, atmosfera... wszystko to samo, ale mimo tego, to właśnie na przedmieściach Chicago czułam się najlepiej.

Sama droga na miejsce powinna nam zająć dobrą godzinę, ale biorąc pod uwagę brak jakiegokolwiek ruchu, maszyny, na których w obecnej chwili siedzieliśmy, no i oczywiście to kim jesteśmy zajęło nam to jakieś dwadzieścia minut.

Cała impreza tak jak zwykle zaczynała się na zamkniętym terenie, następnie do przejechania był spory odcinek drogi pomiędzy dwoma wyznaczonymi punktami, a na końcu była popijawa. Schemat identyczny za każdym razem, ale jak komuś się raz nie spodobało, to nie ma co się oszukiwać, że będzie lepiej. To trzeba albo kochać, albo nienawidzić, a ja z całą pewnością należałam do tej pierwszej grupy.

Dzięki godzinie policyjnej nie trzeba było przynajmniej uważać na gliny, czy cywili, bo najzwyczajniej w świecie, żaden zdrowy na umyśle człowiek, nie zapuściłby się w takie rejony o tej godzinie.

Wjeżdżając na teren całej imprezy z daleka słyszało się głośny hip-hop, który wprost rozsadzał głośniki, a mieszał się z rykiem silników, które docenić mógł tylko prawdziwy miłośnik jednośladów. Wydziarani, napakowani i uzbrojeni ludzie, łazili po całym terenie imprezy, jak gdyby nigdy nic, o tym, że nie są grzeczni przypominały tylko trzy wcześniej wymienione czynniki. 

Zatrzymaliśmy się w sumie nie daleko głównego wjazdu, bo przy bramie stał Killer, do którego Nick miał interes, więc oczywiście Ri i ja musimy to za niego załatwić, bo ten debil, zresztą jak większość ludzi z naszego otoczenia, panikował na myśl o spotkaniu swojego szefa.

- Hej Killer. - przywitałam się, razem z Ri podchodząc do mężczyzny.

- Ericka i Camilla. Czego znowu Nick potrzebuje, skoro boi się sam do mnie przyjść? - zapytał, przekrzywiając głowę w jedną stronę.

- Potrzebujemy nowej broni. - zaśmiałam się, a Eri wraz ze mną

- I nawet o to boi się przyjść? Przecież nie jestem aż taki straszny. - oznajmił, robiąc psychopatyczną minę, przez co Ri i ja, jedynie bardziej zaczęłyśmy się śmiać.

- Jasne, że nie. - ironizowała szatynka. - Ale to co? Możemy mu przekazać, że wszystko ogarnięte?

- Tak. Jutro Nath do was przyjedzie. Powiedzcie Nicolasowi, że unikanie mnie mu nic nie da. - poprosił z psychicznym uśmiechem, a po krótkim pożegnaniu, wróciłyśmy do naszych.

- Załatwione? - zapytał mój chłopak

- Tak, ale Killer mówi, że przed nim nie uciekniesz. - zaśmiałam się

- Świetnie. - jęknął.

- O której wszystko się zaczyna? - zapytała Pay

- Za chwilę. - oznajmił Nick i dosłownie kilka sekund później przez głośniki zostało wywołane pierwsze sześć osób, a w tym Max i Pay. 

Ogólnie będą dwie rundy, bo zgłosiło się za dużo osób i w sumie nie mam pojęcia w jaki sposób oni to dzielili, ale wyszło, że ja się ścigam z Juniorem. Odkąd została ustanowiona godzina policyjna, można było zachowywać o wiele większą ostrożność, a mi to było zdecydowanie na rękę. Policja nie przyjeżdżała, bo się bała, a na ulicach nie było ruchu, więc można było wyciągać maksymalną prędkość, igrając kompletnie ze śmiercią.

Kiedy sześć osób stanęło na starcie, przed nich wyszła jakaś dziewczyna, która kucając rozpoczęła wyścig. Do przejechania było zaledwie dwadzieścia kilometrów, więc byłam pewna, że nie potrwa to zbyt długo.

Chwilę po tym, jak nasi przyjaciele zniknęli nam z oczu, podszedł do nas wydziarany facet, który był organizatorem całej imprezy.

- Zmiana planów. - oznajmił. - Drugi wyścig jest z obciążeniem. Dwie osoby od was jadą, nie?

- Tak. - potwierdził Nick.

- To przekaż im, że mają sobie kogoś znaleźć. - nakazał, a po chwili już go nie było.

- Co to znaczy, że jedziemy z obciążeniem? - zapytałam

- Dwie osoby na jednym motocyklu. - wyjaśnił - Pojedziesz z Ri, bo z nią masz już wprawę. Kurwa, jak ja nie cierpię, gdy zmieniają takie rzeczy na ostatnią chwilę. Junior! - zawołał przyjaciela, który aktualnie gadał z kilkoma kolesiami od nas. - Wyścig z obciążeniem.

- Kurwa. - zaklął chłopak. - Biorę Ri, ona jest chuda.

- Ri jedzie z Ilą. - zaprzeczył

- To nie mam szans. Nie rozpędzę się, jak za mną będzie siedział jakiś mięśniak. - oznajmił - Zbyt duże obciążenie.

- To zostaje Pay. - zauważyłam

- W sumie też racja. Mam nadzieję, że ją tam złapię. 

- Jadą! - przez ogólny harmider, przedarł się głos Ericki, która siedziała na ramionach Jonesa, oglądając to co się dzieje na torze. - Max jest drugi, a Pay trzecia.

Nie wiele myśląc, a chcąc też widzieć co się dzieje, spojrzałam na Nicka, a on ze śmiechem odwrócił mnie plecami do siebie i łapiąc w talii, przerzucił sobie przez głowę, sadzając na ramionach. Tak jak mówiła szatynka ścigacz Maxa, był drugi, ale Pay już starała się wyprzedzić go i dotychczasowego lidera, co chwilę zmniejszając dystans między sobą, a nimi. Znałam styl jazdy dziewczyny, więc w sumie jeśli ten prowadzący nie przyśpieszy, to bez problemu dziewczyna wyprzedzi, ale jeśli zwiększy prędkość, to Pay będzie miała większy kłopot. Obecnie już była druga, zostawiając Maxa za sobą i siedząc na ogonie potencjalnego zwycięzcy. Do końca trasy został zaledwie kilometr, a prędkość z jaką jechali była olbrzymia. Zacisnęłam kciuki, prawie skacząc z podekscytowania, ale właśnie wtedy rozszedł się pierwszy strzał, a za nim następne.

Dźwięki dochodziły zza nas, więc Nick błyskawicznie odwrócił się przodem do potencjalnego zagrożenia, a ja tylko cudem uniknęłam spotkania z asfaltem. Na teren imprezy właśnie wjechało kilkanaście aut z wizerunkiem skorpiona na boku i to właśnie oni rozpoczęli ostrzał.

- Kurwa! - wrzasnął Nick, a ja z jego ramiona zamachałam do organizatora, który ściszył muzykę.

- Odstaw mnie. - próbowałam przekrzyczeć zamieszanie, a chłopak błyskawicznie odstawił mnie na ziemię, chowając się za stojącym najbliżej autem.

Każdy z nas, co był uzbrojony sięgnął po swoją broń i zaczął kontratak. Scorpionsi z jednej strony dobrze trafili, bo na takich imprezach mamy tylko minimalne uzbrojenie, ale nie wiedzieli jednego. Dzisiaj kilka klik odbierało broń, więc w prawie każdym aucie był karton z bronią, a między innymi w tym za którym się chowaliśmy.

- W bagażniku jest broń. - przypomniałam Nickowi

- Auto jest zamknięte, a nie mamy czasu bawić się z zamkiem. - oznajmił wychylając się zza maski i oddając kilka strzałów. - A dodatkowo, jak ty chcesz się dostać do bagażnika.

- Poradzę sobie. - stwierdziłam, a następnie rączką broni rozbiłam tylną szybę Toyoty, przez którą wcisnęłam się do środka, kompletnie ignorując alarm w aucie.

Nad zagłówkami przeszłam do bagażnika, gdzie schyliłam się, aby przez rozbite okno z drugiej strony nie dostać kulki i zaczęłam wyrzucać Nickowi karabiny maszynowe, sama otwierając ogień z wnętrza auta. Ponownie nad zagłówkami przeszłam na tylne siedzenia i otwierając od środka drzwi, wyszłam na zewnątrz.

- Nie doceniłem cię. - oznajmił z rozbawieniem Nick, a ja wzruszyłam ramionami, w dalszym ciągu strzelając do wrogich aut.

Poza dźwiękami strzałów, przeładowywania broni i okrzyków bólu, nie słychać było nic innego. Zamieszania jakie panowało nie dało się opisać słowami. To była zwykła strzelanka. Zarówno Scorpionsi, jak i my pochowani byliśmy za autami, ścigaczami, czy czymkolwiek się dało. Pod tym względem nasi przeciwnicy mieli ogromną przewagę, gdyż byli do tego przygotowani, a my gdybyśmy nie mieli akurat broni z przekazania, to nasze szanse spadłyby praktycznie do zera. Największa różnica była jednak w rozstawieniu. My byliśmy porozwalani bo całym terenie imprezy bo w chwili ataku, każdy stał w innym miejscu, a niektórzy nawet kończyli wyścig. Z kolei Scorpionsi byli skupieni tylko wokół bramy.

Nie miałam pojęcia gdzie była większość ludzi od nas, bo obok mnie był tylko Nick, a za ścigaczem trochę przed nami kryła się Ericka. Junior i kilka innych osób od nas, kryło się za sąsiednim autem, a jeszcze kilka osób za jakimś kontenerem. 

- Ri! - krzyknęłam zwracając uwagę dziewczyny na siebie i ręką zamachnęłam, żeby tu podeszła, co ta też ostrożnie wykonała. - Łatwiej za autem.

- Dzięki. - mruknęła, a ja jej podałam karabin maszynowy.

Z tego było o wiele przyjemniej strzelać, bo zamiast żmudnego przeładowywania oraz wymiany magazynków, wystarczyło wycelować opartą o maskę auta, albo dach broń i za jednym razem wystrzelić całą serię. Było to zajebiste, bo zanim wystrzelało się całą taśmę, przy dobrym celu można było zabić spokojnie kilkanaście osób.

- Nick. - odezwałam się. - W tym kartonie są granaty, ale nie ma szans, że ktoś z nas je dorzuci. Trzeba podejść bliżej.

- Idźcie. Będę was krył. - nakazał po chwilowym zastanowieniu, więc otworzyłam tylne drzwi i z siedzenia zabrałam wspomnianą wcześniej broń, plus dodatkowo kilka rewolwerów, które podałam także Ri. Niby jeden karton, a był tak wypełniony bronią, że w razie problemów mogło by się tu spokojnie uzbroić kilkunastu gangsterów i to tak od A do Z.

- Chcesz coś jeszcze? - zapytałam przyjaciółki, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, jak mało broni obie przy sobie miałyśmy.

- Noże. - oznajmiła, więc już po chwili znajdowały się w jej rękach.

- Lecimy. - zadecydowałam.

- Uważajcie na siebie. - poprosił Nick, więc pokiwałam głową, a chłopak nie przerwał strzelania.

Wykorzystując fakt, że większość Scorpionsów, musiała się aktualnie chować za swoimi autami, gdyż w ich stronę leciały serie z karabinów, przeszłyśmy na kuckach do auta zaparkowanego kilka metrów przed naszą dotychczasową kryjówką. Cała nasza grupa stała na szczęście niedaleko wyjścia, a to właśnie tam parkowała większa część aut. Wychyliłam się zza auta, żeby zobaczyć co się dzieje, ale błyskawicznie schowałam się z powrotem, gdy zobaczyłam broń wycelowaną w moją stronę, a obok mnie śmignął pocisk. Złapałam za zarzucony na ramię karabin i oparłam go o maskę, a po wycelowaniu pociągnęłam za spust, który przytrzymałam. Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt łusek upadło u moich stóp, a pozostała część amunicji, rozbijała szyby w autach Scorpionsów, przy okazji trochę uszkadzając samych gangsterów. Zarzuciłam ponownie broń na ramię i dałam Eri znak, że możemy przejść, więc dalej schylając się przebiegłyśmy szybko do następnego auta, przy którym akurat chowało się kilka osób.

- Pojebało was? - warknął jakiś nieznany mi gość, gdy się schowałyśmy za tym autem co on. - Po co idziecie do nich?! - bez słowa pokazałam mu cztery granaty, które miałyśmy przy sobie z Ri, a on pokiwał głową. - Dobry pomysł.

Wychylił się zza maski, oddając kilka strzałów, a drugą ręką dając nam szybko znać, że możemy biec co też zrobiłyśmy i tym sposobem po chwili byłyśmy o auto bliżej do Scorpionsów, niż wcześniej. Tym razem Eri sprawdziła, czy droga wolna i oddając kilka strzałów po drodze, przeniosłyśmy się na tyle blisko, że już spokojnie wiedziałam, że dorzucę granatem pomiędzy ich auta.

- Wystarczy. - powiedziałam Ri, po wychyleniu się zza maski, ale w moją stronę szybko poleciało kilkanaście pocisków, więc z szybko bijącym sercem, ponownie ukryłam się za autem, plecy przyciskając do karoserii. 

Przez niewielką odległość jaka nas dzieliła, Scorpionsi jednak nie mieli problem z dostrzeżeniem nas, a co za tym idzie, otworzeniem ognia w naszym kierunku.

- Kryj mnie! - krzyknęłam do przyjaciółki, bo w tym miejscu dźwięk strzałów był na tyle głośny, że spokojnie można było ogłuchnąć.

Dziewczyna pokiwała głową i unosząc się do półprzysiadu, oparła karabin o dach auta, oddając całą serię pocisków w rząd stojących jakieś piętnaście metrów od nas. 

Podbiegłam do sąsiedniego auta, aby nikt mi nie utrudniał oddania rzutu. Wyjęłam jeden z granatów i wychylając się oderwałam zawleczkę, z całej siły rzucając za linię ich aut. Ku mojej uciesze granat trafił tam gdzie chciałam, czego dowiedziałam się po wrzaskach, odgłosach bólu i naturalnie głośnym wybuchu, bo ja w tym czasie chowałam się ponownie za autem. 

Dałam dziewczynie znak, że powtarzamy, a gdy ona znowu strzelała serię, ja oderwałam kolejną zawleczkę, rzucając kolejną mini bombą, tylko tym razem w inne miejsce. Nim jednak się schowałam zobaczyłam wozy policyjne, które pędziły w naszą stronę. Ukryłam się i na migi przekazałam dziewczynie, że mamy towarzystwo, ale oddajemy jeszcze ostatni rzut i spierdalamy do naszych. Dziewczyna pokiwała głową, powtarzając swoją poprzednią kombinację ruchów, a ja z granatem w ręku wychyliłam się oddając rzut. Podczas, gdy ja zrywałam zawleczkę z policyjnych aut, wyszła Lotte, Alex i David, więc jedynie chamsko się uśmiechnęłam rzucając w obrany wcześniej cel, a następnie się schowałam.

- Spierdalamy! - wrzasnęłam do przyjaciółki, a następnie z wyciągniętymi broniami, zaczęłyśmy się cofać do miejsca, gdzie stały nasze maszyny, a było to w sumie z dziesięć metrów dalej, więc szybko na nie usiadłyśmy, szybko ruszając do miejsca, w którym zostawiłyśmy Nicka i resztę. - Gliny! - wrzasnęłam do naszych, gdy dojechaliśmy do Nicka.

Ten bez wahania, wskoczył za mnie na motocykl, tak jak Jones za Eri, a reszta we własnym zakresie znalazła sobie środek transportu. Większość z nich wskoczyła po prostu do stojących najbliżej aut, odpalając je kablami. My z Ericką także dogazowałyśmy i puszczając sprzęgło sprawiłyśmy, że ścigacze wyrwały się z miejsca, od razu z niezłą prędkością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro