Rozdział 10.4 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chwilę po ustaleniu wszystkiego przyszedł Brown i Miller, abyśmy mogli się dogadać w sprawie planów. Wystarczyło nam na to pół godziny, a rozkłady zajęć były gotowe. I muszę szczerze powiedzieć, że nawet nam pasowały. Wspólnie ustaliliśmy, że niedziele będą dniami całkowicie poświęconymi na przedmioty zawodowe, a w pozostałe dwa dni - ogólne. Naszym byłym nauczycielom zdradziliśmy też plany co do zbliżającej się wycieczki, ale nie mieli nic przeciwko i Brown obiecał załatwić nam samolot na jutrzejszy poranek.

Aktualnie siedzieliśmy na zebraniu naszego nowego oddziału i szczerze mogę przyznać, że było to cholernie nudne, a reszta pracowników dziwnie na nas patrzała. No, ale czemu się dziwić? Oni się namęczyli, aby dostać się do Interpolu, pracują tu w pizdu lat, a nagle pojawiają się jacyś gówniarze i na szczególnych uprawnieniach łażą po siedzibie, zabierając im dobrze płatne zadania i potencjalne stanowiska pracy.

- Każde z was będzie miało swoje zadanie, ale najczęściej będziecie pracować w kilkuosobowych zespołach. - tłumaczył Clemark. Przy kilku ogromnych stołach siedziało w sumie około pięciuset osób, a nasz nowy szef stał na podwyższeniu i przemawiał do mikrofonu, tak, abyśmy wszyscy go słyszeli. - Utworzymy grupy operacyjne, które będą prowadziły swoje sprawy od początku do końca. W każdej z nich znajdzie się po kilku informatyków, analityków, strzelców. Pozostałe osoby będą dodatkowymi siłami zabieranymi na akcje, a w między czasie będą pomagać w siedzibie, pracując za biurkiem. Przed wami leżą teczki z informacjami o przydziale. Znajdziecie tam swoje nazwisko, zobaczycie gdzie i z kim pracujecie, oraz na jakim stanowisku. Moje wybory nie podlegają dyskusji. Pod tymi informacjami znajdziecie jeszcze kartki z potrzebnymi dla was szczegółami, grafikiem na najbliższy miesiąc, obowiązkami na każdym stanowisku i tym podobnymi pierdołami. Do końca tygodnia macie czas, aby się z tym zapoznać, a od przyszłego poniedziałku zaczynamy działać. W tym czasie zapoznajcie się z materiałami, tymi które dostaliście dzisiaj i tymi będącymi w waszych nowych biurach. Nie licząc osób wyznaczonych w grafiku, reszta ma wolne do niedzieli, ale przez ten czas musicie zakończyć wszystkie aktualne sprawy z waszego starego oddziału. Na dzisiaj to wszystko. Rozejść się.

Każde z nas powoli podniosło się z miejsca i z teczką w ręku ruszyło do któregoś z czterech wyjść, aby w spokoju dotrzeć do gabinetu i sprawdzić swój przydział. Chyba nie muszę mówić w jakim tempie się poruszaliśmy... Nie jest ważny wiek, zawód, stanowisko. W większej grupie osób kierujących się do wyjścia i tak będziesz poruszał się tempem żółwia, czy tego chcesz, czy nie.

Dobre pięć minut zajęło nam wydostanie się z tego ludzkiego korku, a kiedy wreszcie się to udało, razem z dziewczynami weszłyśmy do naszego gabinetu.

Nie odzywając się, ani słowem zasiadłyśmy do biurek i zabrałyśmy się za lekturę, a przynajmniej taką ogólnikową.

W teczce było od cholery najróżniejszych kartek i karteczek, głównie formatu A4, ale nie tylko. Dokumenty były pogrupowane i powkładane w koszulki, a ja szczerze współczuję osobie, która się tym zajmowała i mam ogromną nadzieję, że to nie będzie należało do moich nowych obowiązków.

Szybko odnalazłam odpowiednią koszulkę, na górze której była przyczepiona karteczka "PRZYDZIAŁY". Wyjęłam spory plik kartek i ku mojemu zadowoleniu nazwiska były ułożone alfabetycznie, a do tego napisane pogrubioną czcionką. co niesamowicie ułatwiło mi zadanie. Szybko przeskoczyłam na kartkę, gdzie znajdowały się te, zaczynające się od litery "T".

Taylor H. ... Terry J. ... Thomas W. ... Thomson C.

Gdy tylko odnalazłam swoje nazwisko, zabrałam się za czytanie kilku linijek, wydrukowanych już normalnie.

Thomson C. - główny analityk, grupa operacyjna A51, biuro główne 51A, gabinet 493, Skład grupy: dowódca- Brown R., analitycy - Jones C., Lorenzo E., główny informatyk - Miller D., informatycy - Cooper G., Walker D., główny strzelec - Jones D., strzelcy - Black N., Rolse A.

- Jesteśmy w grupie operacyjnej. - powiedziałam, widząc, że dziewczyny jeszcze szukają swojego przydziału. - Grupa A51, naszym dowódcą jest Brown, a pracujemy całą naszą ósemką, plus Miller. Jesteście analitykami.

- A ty? - zapytała Eri

- Tak samo. - w tej samej chwili co odpowiedziałam, rozległ się sygnał dźwiękowy, informujący, że ktoś chce wejść do gabinetu. Gdy na podglądzie z kamery zobaczyłam, że to Dav i reszta, otworzyłam drzwi. - Hej.

- Hej, wygląda na to, że będziemy razem pracować. - zauważył Jones

- Dokładnie.

- Brown woła nas do sali 51A. - oznajmił David, więc uprzednio zabierając teczkę z biurka i zamykając drzwi, całą ósemką ruszyliśmy we wskazanym kierunku.

Ze znalezieniem właściwego miejsca nie mieliśmy żadnego problemu, dzięki temu, że wcześniej zdążyliśmy trochę pozwiedzać.

A dodatkowo ciężko jest nie móc znaleźć pomieszczenia, będącego vis a vis ciebie.

Tym sposobem już po kilku sekundach byliśmy w odpowiednim pomieszczeniu.

Pierwsze słowa które się nasuwały po zobaczeniu go to elegancki i przestronny. Ściany w stonowanych kolorach, ciemne meble i to w zasadzie wszystko. Ściana vis a vis wejścia w całości wykonana była z przyciemnianych szyb. Centralną część pomieszczenia zajmował ogromny stół, dołączony do dużego biurka, tak, że razem tworzyły literę "L". Przy meblu ustawione było dziesięć wygodnych foteli na kółkach. Na przeciwko biurka wisiał duży monitor, na którym można było wyświetlać obrazy z laptopa. Po jego obu stronach wisiały tablice korkowe, a za plecami Browna, który siedział przy swoim biurku, a także po jego prawej stronie znajdowały się regały z dokumentami.

W pomieszczeniu siedział już Brown i Miller, z którymi przywitaliśmy się skinięciem głowy, bo już kilkukrotnie się dzisiaj widzieliśmy.

- Siadajcie. - polecił były dyrektor State. - Możecie zając którekolwiek miejsca, z jednym wyjątkiem. Chcę, aby dowódcy poszczególnych sekcji siedzieli jak najbliżej mnie.

Posłusznie zajęliśmy miejsca, tak jak nakazał mężczyzna. Najbliżej niego siedział Miller obok niego ja, a dalej Jones. Reszta osób usiadła tam gdzie chciała.

- Dobra to, tak. Podział na gabinety jest chyba jasny, więc nie będę go wyjaśniać. W gabinecie David i Georga jest też Miller, nie dziwcie się temu, bo i tak musicie razem pracować. To jest mój gabinet, a jednocześnie główna sala naszych zebrań. Każda grupa i będzie miała swoje zadanie i swój stan. Nam przypadł Dystrykt Kolumbii, więc nie musimy się daleko ruszać. Chyba oczywiste jest to dlaczego dostaliśmy najmniejszy stan do ogarnięcia, prawda? - zapytał, a my pokiwaliśmy głowami. I tak już każdy dziwnie patrzał, że ma pracować z grupą nastolatków, nie mieliśmy takiego doświadczenia, jak oni, ani nic, więc głupotą byłoby przypisywanie nam większego stanu. - Do obserwowanie między innymi będzie klika NE Waszyngton, na którą mamy już namiary.

- Czyli zaczynamy od zaraz? - zapytał Jones

- Nie. Musimy im dać czas, na zorientowanie się w sytuacji. Dwa tygodnie na dowiedzenie się, że Ivan uciekł z więzienia i chociaż w zarysie jego planów, powinny wystarczyć, a po tym czasie złożymy mu wizytę. - wyjaśnił - Będziemy współpracowali z policją stanową, federalną i FBI. Analitycy, zajmą się planowaniem całej akcji, oszacowaniem potrzebnych ludzi, materiałów i ogólnie wszystkiego. Informatycy sprawdzają zabezpieczenia, próbują włamać się na urządzenia NE Waszyngton Twenty, a strzelcy zaplanowanie akcji pod względem uzbrojenia. Oczywiście zaczynacie po tym tygodniowym urlopie. W tym czasie zapoznajcie się z tą teczką którą dzisiaj dostaliście i teczkami Twenty, których kopie macie u siebie w gabinetach. Macie może jakieś pytania?

- Na czym mamy pracować? - zapytał David.

- Przed wyjściem dam każdemu z was służbowego laptopa. Aha pamiętajcie, żeby w State nie oddawać książek i szkolnych laptopów, bo dalej jesteście uczniami State i musicie mieć dostęp do serwerów szkoły.

- Nie ma problemu. - potwierdziłam.

- Okey, to na dzisiaj wszystko. Samolot macie jutro o dziewiątej, wcześniej dam wam jeszcze klucze do nowego domu, a adres prześlę wam później w wiadomości. Wrócić macie najpóźniej w piątek wieczorem, aby przez weekend się ogarnąć.

- Oki, a nasze nowe pojazdy zostają? - zapytała Lotte z nadzieją, wywołując śmiech zebranych.

- Tak. - odpowiedział rozbawiony Brown. - Wasza czwórka też dostanie pojazdy, ale od Interpolu, a nie Clemarka, więc nie będą takie.

- Luz. - powiedziała Alex. - Z taką pensją to po kilku miesiącach sami sobie je kupimy.

- Co racja, to racja. - zgodziła się Lotte.

Po godzinie z torbą z laptopem, kluczami i dokumentami w ręce, kierowaliśmy się do pokoi hotelowych, które obecnie okupowaliśmy. Brown powiedział nam, że spakowane torby i klucze od cudeniek mamy podrzucić do ich pokoi, a oni zawiozą je później do naszego nowego domu, który zobaczymy dopiero w piątek.

Pięć segregatorów i dwie teczki, które zabrałam dzisiaj z firmy, schowałam do torby sportowej, razem z potrzebnymi dokumentami, takimi jak umowa o praktyki, papiery szkolne, identyfikator State, klucze i inne tego typu pierdoły.

Na zegarach wybiła już piąta po południu, więc postanowiliśmy coś zjeść, ale ponieważ żadnemu z nas nie chciało się gotować, zamówiliśmy pizze do pokoju.

Reszta dnia minęła nam w przyjemnej atmosferze. Wspólnie zjedliśmy posiłek, pooglądaliśmy kilka filmów i nim się spostrzegłam trzeba było iść spać.

***

Następnego dnia obudziliśmy się chwilę po siódmej, a po porannej toalecie, został nam jedynie czas na szybkie śniadanie, po którym Brown odstawił nas na lotnisko.

Jedyny bagaż jaki przy sobie mieliśmy, to torby sportowe pełne dokumentów, więc bez problemu znaleźliśmy się z nimi na pokładzie, a po niedługim czasie wystartowaliśmy.

Każde z nas siedziało w wygodnym fotelu, a ponieważ czekały nas ponad dwie godziny lotu, zabraliśmy się za lekturę potrzebnych dokumentów.

Zaczęłam od papierów, które wręczył nam Clemark. Poza koszulką z którą się już zdążyłam zapoznać, było jeszcze sporo innych.

W pierwszej z nich były informacje o zadaniach każdej osoby, a to wszystko ułożone było grupami, w których mamy pracować. Nie bardzo interesowało mnie to, czym mają zajmować się inne grupy, więc odnalazłam naszą.

Grupa operacyjna A51. Dowódca: komandor Richard Brown
Skład grupy:
Camilla Thomson - główny analityk
Charlotte Jones - analityk
Ericka Lorenzo - analityk
porucznik Damon Miller - główny informatyk
George Cooper - informatyk
David Walker - informatyk
Dean Jones - główny strzelec
Nathan Black - strzelec
Alexandra Rolse - strzelec

Przydział: Dystrykt Kolumbii

Na dalszych kartkach, były wypisane zadania na każdym stanowisku. Odszukałam pozycję główny analityk w grupie operacyjnej i zagłębiłam się w moje obowiązki. Jak się okazało należało do nich nadzorowanie pracy pozostałych analityków, zarządzanie zbieraniem informacji, współpraca z głównymi analitykami pozostałych grup operacyjnych, ocena ryzyka podejmowanych akcji, oszacowanie potrzebnych ludzi, materiałów i kosztów, przygotowywanie wstępnego planu i pomoc w jego udoskonalaniu.

Powiedzenie, że trochę tego jest byłoby sporym niedopowiedzeniem. Odłożyłam te kartki do koszulki i szybko przejrzałam zawartość pozostałych z nich, ale nie było tam nic co by mnie zainteresowało, więc zamknęłam teczkę i zabrałam się za pierwszy z segregatorów.

Na segregatorze przylepiona była naklejka z napisem: "Twenty 1963-1978". Jak się okazało były tutaj opisane początki istnienia Twenty, geneza jej powstania, pierwsze zbrodnie i dochodzenia. Krótki mówiąc wszystko co działo się pod przywództwem Paula Inkstera, założyciela tego gangu.

Dwa kolejne segregatory oznaczone były nazwiskami i datami działania, kolejnych szefów gangu: "Twenty 1978-2001 Max Inkster", a na ostatnim widniał napis "Twenty 2001-... Ivan Inkster".

Następny skoroszyt podpisany był jako: Wyroki członków Twenty. A ostatni nosił napis: Kliki Twenty na terenie Dystryktu Kolumbii.

Z tego co się dowiedziałam, NE Waszyngton było główną kliką działającą na naszym terenie, a podlegały jej mniejsze kliki, jak na przykład Chinatown, czy Fort Totten. W sumie było tu około dwudziestu różnych klik, które my musimy mieć pod obserwacją.

Gdy skończyłam, westchnęłam głośno i odłożyłam teczki do torby, opierając się wygodniej o fotel i przymykając oczy.

- Znalazłaś coś co może się nam przydać? - zapytała Eri.

- Tak, jest cały segregator z informacjami o grupach Twenty na terenie Waszyngtonu. W sumie jest ich dwadzieścia dwie.

- To mamy sporo roboty. - westchnęła Lotte, a ja nie otwierając oczu, pokiwałam głową. - Za ile będziemy w Des Moines?

- Dwadzieścia minut. - odpowiedziała dziewczyna.

I faktycznie, po krótkim czasie wylądowaliśmy i wspólnie wyszliśmy z lotniska, a dopiero w tedy nas oświeciło.

- A jak my kurwa dotrzemy z Des Moines do State?

- Ja pierdole. - jęknął Jones. - Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy.

- Zadzwońmy do kogoś ze State. - zaproponowała Alex.

- Jest środek dnia. Mają lekcje, a nauczyciele ich nie zwolnią żeby pojechali do Des Moines, bo my nie mamy jak dojechać. - zauważyła Lotte.

- To co robimy? - zapytał David

- Do Creston damy radę dojechać komunikacją miejską, ale później to nie wiem. - oznajmił Jones

- To jedziemy. Później się pomyśli. - zadecydowała jego siostra i tak też zrobiliśmy.

Wspólnie, z pomocą nawigacji ruszyliśmy na najbliższy przystanek autobusowy i po niecałych dwudziestu minutach, który poświęciliśmy na myślenie co dalej, byliśmy na miejscu.

Sprawdziliśmy odpowiedni autobus, który przyjechał kilka chwil później i ruszyliśmy nim.

- Ile kilometrów jest od Creston do State? - zapytałam

- Około siedemdziesięciu pięciu. - odpowiedział mi George, a ja w odpowiedzi głośno westchnęłam.

- Do Creston ktoś by musiał po nas przyjechać. - zauważyła Eri

- Czekajcie, o dziewiątej wylecieliśmy, o jedenastej trzydzieści jesteśmy w Des Moines. Zanim dojedziemy do Creston miną kolejne trzy godziny, więc będzie prawie trzecia, a o trzeciej kończą lekcje. - zauważyłam.

- Może się udać. - oznajmił David, jakby czytając mi w myślach. - Dzwoń.

- Może, jak będziemy w innym autobusie, bo za chwilę wychodzimy. - zaproponowała Lotte, a my musieliśmy jej przyznać rację.

Po krótkim czasie wysiedliśmy z pojazdu, przesiadając się do innego autobusu, którym będziemy jechać, aż pięć minut.

Może mi to nie wystarczyć, na wykonanie potrzebnego telefonu, a dzięki Jonesowi wiedzieliśmy, że po wyjściu z obecnego środka komunikacji i dziesięciominutowym spacerze, wsiadamy do autobusu, którym będziemy jechać prawie godzinę, a następnie kolejna przesiadka i półgodzinna podróż pociągiem. Dopiero po tym czasie znajdziemy się w Creston.

Dosłownie po chwili wyszliśmy z kolejnego pojazdu i po krótkim spacerze weszliśmy do najdłuższego punktu całej trasy.

Westchnęłam głośno i po zakupieniu biletów, zajęliśmy niewygodne miejsca w prawie pustym autobusie. Podobnie jak moi przyjaciele byłam zmęczona. Po odłożeniu torby, która mam wrażenie, że znacznie zwiększyła swój ciężar, wyjęłam telefon i wybrałam numer, który myślałam, że nigdy mi się nie przyda, a mianowicie do nowego dyrektora State.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro