Rozdział 16.3 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Drogę pokonaliśmy w szybkim tempie, bo Nicolas nie szczędził silnika, ale mi to jakoś nie przeszkadzało, bo sama preferuję taki styl jazdy.

Po piętnastu minutach chłopak zatrzymał pojazd, pod nieznanym mi budynkiem. Z moich Interpolowych informacji wynikało, że ich główna siedziba jest pod innym adresem, a na pewno nie wyglądała jak do rozbiórki. Nie zdziwiłabym się, gdyby na którejś ze ścian była tabliczka informująca, że budynek grozi zawaleniem. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ten efekt jest zamierzony, a z bliska posiadłość wydaje się w o wiele lepszym stanie niż z większej odległości. W miejscach gdzie brakowało jakiejś cegły, można było zobaczyć delikatną poświatę, jakby z pojedynczej żarówki i... lufę karabinu. Przez wybite okna na parterze o dziwo nie dało się zobaczyć całego pomieszczenia, a jedynie betonową ścianę, co wydało mi się naprawdę podejrzane. Jedynie drzwi wejściowe i garażowe były w dobrym stanie, ale żeby je dostrzec trzeba było okrążyć cały budynek.

Nicolas nacisnął jakiś guzik na pilocie, a drzwi automatycznie się otworzyły ukazując nam przestronny garaż, prawie w stu procentach wypełniony sportowymi autami i ścigaczami. Widząc te wszystkie pojazdy otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się rozglądać wokół, pewnie wyglądając jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Widząc moją reakcje siedzący z przodu gangsterzy zaczęli się śmiać.

- Widzę, że zamiłowanie do szybkich pojazdów, nie było przykrywką. - zauważył Nicolas, a ja jedynie pokiwałam głową dalej oczarowana widokami.

Było tu chyba każde sportowe auto, jakie istniało, o ścigaczach już nie wspominając. Po prawej stronie całego garażu znajdował się warsztat ze wszystkimi potrzebnymi urządzeniami i częściami.

- Co ty kurwa robisz w psiarni, skoro kochasz szybkie fury? - zapytał James.

Nie wiedząc co odpowiedzieć jedynie wzruszyłam ramionami.

- Dobra, nieważne. - powiedział Nicolas. - Ruszaj tą swoją zgrabną dupę.

Wspólnie z chłopakami opuściłam wnętrze pojazdu i skierowaliśmy się na schody, a nimi piętro wyżej.

Dalej czułam się cholernie niepewnie w ich towarzystwie, bo co tu wiele mówić... bałam się ich. Najchętniej to bym stąd zwiała gdzie tylko się da, ale zdawałam sobie sprawę jak bezsensowne byłoby moje zachowanie. Nawet jeśli teraz bym zwiała, albo nie wsiadała z nimi kilkanaście minut temu do tego auta, to i tak prędzej czy później by mnie znaleźli i ponownie tu przywieźli, tylko w już o wiele mniej "przyjemnych" warunkach. Zgłoszenie Simpsonowi, Clemarkowi, czy chociażby Brownowi, że Twenty się odezwało też nie miało by sensu, bo gangsterzy by się na mnie za to zemścili. Nawet jeśli udałoby się Nicolasowi i Jamesowi postawić jakiś zarzuty, w co wątpię, to i tak pozostają ich ludzie, czy chociażby Jose... Nie miałam zamiaru tak ryzykować, więc najlepszym wyjściem wydało mi się jechać z nimi, a dodatkowo to zwiększało szanse powodzenia mojego planu. A że zawsze umiałam dobrze kłamać, to teraz to wykorzystałam udając, iż się ich nie boję, co było kompletną bzdurą. Cała ta sytuacja przypomniało mi jedno zdanie z oceny psychologicznej, którą miałam robioną na początku nauki w State. Wtedy nie do końca rozumiałam te słowa i dopiero teraz byłam stuprocentowo pewna co oznaczały oraz dlaczego moi teraźniejsi szefowie tak bardzo zwracali na nie uwagę.

"Potrafi zachować trzeźwy obraz sytuacji, nawet w sytuacjach silnego stresu. Decyzji nie podejmuje pod wpływem chwili, a po dogłębnej analizie problemu. Wykazuje predyspozycje do pozycji przywódczych."

Z zamyślenia wyrwałam się, gdy weszliśmy w końcu na piętro, a w zasadzie parter, bo garaż znajdował się na minusowym poziomie.

Nie było tu ścian, a jedynie jedno wielkie pomieszczenie, więc spokojnie mogłam się przyjrzeć całemu piętru. Gdzieniegdzie stały kolumny podtrzymujące całą konstrukcję, a jedynymi meblami jakie się tu znajdowały było kilkadziesiąt kanap. Ku mojemu zdziwieniu pomieszczenie oświetlane było sztucznie, bo nie było to, ani jednego okna. Mimo, że byłam pewna, iż od zewnątrz widziałam puste okiennice, tutaj nie było po niech żadnego śladu... Ba, nie było nawet śladu zamurowania, czy zasłonięcia ich, były tu jedynie gładkie ściany, bez żadnych zdobień, czy zniekształceń. Kompletnie nic.

Dwójka chłopaków z którymi tu przyjechałam kompletnie zignorowała mój pytający wzrok i usiedli na jednej z wielu kanap będących w pomieszczeniu. Po raz kolejny przeskanowałam wzrokiem pomieszczenie, intuicyjnie szukając jakiegoś zagrożenia i ewentualnej drogi ucieczki. Mój wzrok prawie natychmiastowo został zablokowany na innych osobach znajdujących się w tym pomieszczeniu, którzy przyglądali mi się z ciekawością.

Oprócz mnie, Nicolasa i Jamesa w pomieszczeniu było z trzydzieści osób. W większości byli to ubrani na czarno, cholernie umięśnieni mężczyźni. Zauważyłam także dwie dziewczyny w podobnych strojach, ale reszta przedstawicielek płci pięknej... już nie zasługiwała na miano płci pięknej. Większość z nich, albo paradowała w skąpych ciuszkach, wyzywającej bieliźnie, albo nawet bez niej. Niektóre siedziały na kanapie spoglądając na mnie, inne były pogrążone w rozmowie, kolejne łaziły po całym pomieszczeniu. Ostatnia grupa, to te bez żadnej części garderoby, które były właśnie pieprzone na kanapach, podłodze lub przy ścianie.

Skrzywiłam się na ten widok, momentalnie odwracając wzrok, ale i tak dalej przed oczami miałam ten obrzydliwy obraz, a w pozbyciu się go już na pewno nie pomagały dźwięki zderzających się ciał i jęków oraz stękań zaangażowanych w to osób. Ledwo co powstrzymałam odruch wymiotny.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem święta, nie uważam seksu za coś obrzydliwego, no ale kurwa... Chcecie się pieprzyć, to róbcie to, ale za zamkniętymi drzwiami, bo na prawdę nie każdy ma ochotę to oglądać, czy chociażby słuchać.

- Kto to? - zapytała jedna z dziewczyn, ale na szczęście była to ta ubrana na czarno.

Do czego to doszło, że wolę rozmawiać z gangsterką niż z kimś innym?

- Nowa- powiedział James patrząc na mnie z uśmiechem.

- Dziwka? - zapytał jakiś chłopak oblizując usta, a ja miałam ochotę rzygnąć.

- Nie. - zaprzeczył Nicolas, lustrując mnie wzrokiem. - A już na pewno nie dla was.

- Pierdol się. - warknęłam

- Z tobą? - zapytał ze śmiechem, a ja jedynie pokazałam mu środkowego palca, na co przewrócił oczami. - Bardzo dojrzale.

- Bywa i tak.

- Dobra, to skoro nie dziwka, to świerzak. - oznajmiła ta sama dziewczyna co wcześniej z przebiegłym uśmiechem. Na jej słowa większość "dziwek" spiorunowała ją wzrokiem, ale brunetka kompletnie się tym nie przejęła. - Zgłaszam się na ochotnika, do przeprowadzenia na niej próby wytrzymałościowej.

- Nie masz na co liczyć Pay. - odezwał się James. - Po pierwsze nie jest świerzakiem, a wtyką...

- To i tak powinna przejść próbę. - przerwała mu dziewczyna.

- I przeszła. - oznajmił Nicolas. - A ty jak jeszcze raz komuś kurwa przerwiesz, to będziesz miała swoje próby, których osobiście dopilnuję! - warknął

- A twoja próba się nawet nie umywała do jej. - dodał James ignorując słowa przyjaciela.

- Jeśli nie pamiętasz to moją próbę przeprowadzałeś ty i Greg.

- A Greg cię lubił, więc lekko obrywałaś.

- Od ciebie nie. - sprecyzowała

- Cama też dostawała ode mnie. - wyjawił uśmiechając się do mnie łobuzersko, a następnie powrócił wzrokiem do brunetki. - I Nicka i Jose'a. Uwierz mi, nie miała taryfy ulgowej, a tym bardziej gdy wiedzieliśmy gdzie pracuje.

- A gdzie? - zapytała, a mnie oblał zimny pot, gdy pomyślałam co będzie jak ci wszyscy ludzi się dowiedzą, że jestem z policji.

- Nie interesuj się. - warknął Nick. - Jak chcesz to poplotkuj sobie z nimi. - oznajmił wskazując na dziewczyny, które właśnie były pieprzone w usta. - W przerwach między przyjmowaniem klientów.

Słowa bruneta, każdego z nas wprowadziły w zdumienia, ale chyba najbardziej właśnie mnie i tą całą Pay. Swoją drogą co to za imię?! Serio bardziej pasuje do dziwki, niż gangsterki. Zapłać?

Mnie zdziwiło to, że Nicolas nie powiedział im gdzie pracuję, przecież gdyby to zrobił zyskałby taką przewagę, że szok. Na każdym kroku miałabym przesrane. Natomiast dziewczyna się zdziwiła, przestraszyła i zawstydziła jednocześnie. Mimo, że starała się nic z tego nie ukazywać, zdradziły ją lekkie rumieńce, uniesione brwi i strach w oczach. Nijak nie skomentowała słów swojego bossa, a jedynie odwróciła wzrok do dziewczyny siedzącej obok niej, która wydawała mi się dziwnie znajoma.

- Ktoś jeszcze ma jakieś pytania? - zapytał Nicolas

- Tak. - powiedział jakiś chłopak. - Jak się nią znudzisz, będę mógł ją sobie wziąć?

- Jasne. Jak ją przelecę to możesz ją brać.

- A czy ja ci kurwa wyglądam na przedmiot? - zapytałam w tym samym czasie co Nick się zgodził, czym zarobił mój piorunujący wzrok. - Popierdoliło cię, jeśli myślisz, ze się z tobą prześpię!

- Jeszcze zobaczymy, słońce.

- Żeby zobaczyć słońce musiałbyś wyjść na zewnątrz. Jeszcze nie zaszło.

- Dobrze ci radzę, nie wkurwiaj mnie, bo źle się to dla ciebie skończy. - zagroził.

- Już się boję... - prychnęłam, chociaż prawda była taka, że udało mu się wywołać mój strach.

- Cieszę się. - powiedział, ignorując mój sarkazm. - A teraz do rzeczy. Nie przywiozłem cię tu, żeby pogadać o pogodzie. Ludzie to jest... - zawahał się na chwilę, ale nim zdążyłam wtrącić swoje imię, ponownie się odezwał. - Ila. Ila to są moi ludzie. Juniora i mnie już znasz, ta kłótliwa to Pay, obok niej siedzi Le, dalej jej brat Har. Ten który cię chce jak się tobą znudzę to Brad, później Earl, Lu, Max... - zaczął mi przedstawiać wszystkich, chociaż i tak zgubiłam się po Pay, jakieś dziwne te imiona i skąd on do chuja wymyślił Ilę.

- Wiesz, że i tak tego nie spamiętam? - zapytałam unosząc brew w górę.

- Spamiętasz. - zaśmiał się. - Raz, czy drugi dostaniesz w mordę, jak pomylisz imiona, to się w końcu nauczysz.

- Cokolwiek. - mruknęłam na odczepnego i przestąpiłam nogi na nogę, gdyż dalej stałam przed kanapami.

- Wiesz, że możesz usiąść? - odezwał się James, powtarzając mój ruch z uniesieniem brwi.

- Nie, dzięki. - oznajmiłam krzywiąc się lekko, gdy rzuciłam wcześniej okiem, na dalej pieprzące się osoby.

Moja reakcja wywołała śmiech większości zebranych.

- Spokojnie słońce. - zaśmiał się James. - Przecież to nie tak, że jak usiądziesz, to ktoś momentalnie zacznie cię obracać.

- Tsa... - mruknęłam.- To wszystko? Mogę już wracać do domu?

- Nie ma jeszcze czwartej. - zdziwił się Nicolas. - Co ci tak śpieszno?

- Wiesz, jeśli nawet Jones się jeszcze nie zorientował, że mnie nie ma, to za kilkanaście minut w domu będzie reszta. Jak myślisz co zrobią, gdy skumają, że zniknęłam? - zapytałam unosząc jedną brew w górę.

- Kurwa. - zaklął. - Le, Pay odwieście ją. Poda wam adres po drodze. Macie kurwa pół godziny na podjechanie pod ten dom od tyłu i wrócenie tutaj. Wyprowadźcie auto, za minutę Ila do was dołączy.

Dziewczyny szybko zerwały się z miejsca i pobiegły do garażu.

- Kiedy wracasz do pracy? - zapytał

- Poniedziałek.

- Trzymaj. - oznajmił rzucając mi jakiś przedmiot, który szybko złapałam. - Tym telefonem kontaktujesz się z nami. W środę najpóźniej o szóstej po południu cię tu widzę i masz wiedzieć wszystko o zbliżających się akcjach, jasne?

- Tak. - mruknęłam

- To do zobaczenia słońce. - pożegnał się unosząc jeden kącik ust w górę. - Jak dziewczyny się spóźnią, to będą miały przejebane, a wtedy zemszczą się na tobie, więc radzę ci ich nie opóźniać.

Nie mówiąc, ani słowa więcej wstał ze swojego miejsca i podprowadził mnie do drzwi wejściowych, a tam czekał już samochód.

- Proponuję ci tu przychodzić w czarnych ciuchach, bo inaczej ktoś cię może wziąć za nową dziwkę. - zaśmiał się. - Powodzenia słońce.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknęłam, opuszczając ich siedzibę.

Siedząc już w aucie ponownie spojrzałam na budynek, aby się upewnić, że poprzednio naprawdę widziałam okna i faktycznie, były tutaj, a od środka już nie.

- To co Ila? Powiesz gdzie pracujesz, że dostałaś tak wpierdolone, a później stałaś się wtyką? - zapytała Pay.

- To chyba nie jest twoją sprawą, co? - zauważyłam.

- Wiesz, że mogę ci zjebać życie?

- A ty nie chcesz wiedzieć co ja mogę. - zaśmiałam się

- No właśnie chcę.

- Po pierwsze co mogę? Jeśli nie podam ci adresu, pod który masz mnie zawieść, to będziesz miała przejebane jeśli wrócisz później niż za... - spojrzałam na telefon. - Dwadzieścia pięć minut. A uwierz mi Pay, to i tak będzie lepsze niż to o czym myślę w chwili obecnej.

- Nie ma nic gorszego niż zemsta Nicka, uwierz mi. -oznajmiła. - Wolałabym już chyba żeby ktoś mnie zabił, niż żeby on się mścił, więc dobrze ci radzę, daj ten adres.

- Pod warunkiem, że się przestaniesz interesować tym gdzie pracuję.

- Niech będzie, ale zdajesz sobie sprawę, że to, iż w jakiś sposób pomagasz psiarni jest oczywiste?

- Wiem.

- A ja i tak się kiedyś dowiem. - wzruszyłam ramionami i podałam dziewczynie adres, a ta momentalnie przyspieszyła. - Czemu Ila?

- A czemu Pay? Sorki, ale to brzmi dość dwuznacznie.

- Wiem, ale co zrobić. - zaśmiała się. - Mam na imię Patricia, w skrócie Patty. Pominęli "t" i wyszło Pay. A dlaczego Ila?

- Nie wiem. - przyznałam.

- A jak masz na imię.

- Cama.

- W sensie Camilla? - upewniła się, a ja pokiwałam głową. - No to wszystko jasne. Ostatnie litery twojego imienia.

- A skąd Le?

- Ally. - powiedziała dziewczyna, siedząca na miejscu pasażera.

Zerknęłam na jej odbicie w szybie i w dalszym ciągu towarzyszyło mi uczucie, że skądś ją znam.

- Czy my się skądś nie znamy? - zapytałam w końcu, a dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.

- Nie wydaje mi się. - powiedziała miło, a mi momentalnie przed oczami pojawiły się obrazy z drogi do State, jak z Davidem łapaliśmy stopa.

Wyjęłam telefon, wybierając odpowiedni kontakt, a gdy komórka dziewczyny się rozdzwoniła, upewniło mnie to w przekonaniu, że to jednak ona.

- A jednak się znamy. - zaśmiałam się

- Na to wygląda. - powiedziała, unosząc brwi do góry. - Ale ja cię dalej nie pamiętam.

- Podwoziłaś mnie i mojego chłopaka z Creston, jakieś dwa tygodnie temu. - wyjaśniłam, a w oczach dziewczyny ukazało się rozpoznanie.

- Sorki, że cię nie poznałam, ale wtedy nie miałaś blizny na twarzy. - zauważyła.

- Wtedy nie znałam Jose, Nicka i Jamesa. - zauważyłam, a po moich słowach w pojeździe zapanowała idealna cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro