Rozdział 23.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czyli wszystko ustalone. - oznajmiłam szczęśliwa, że to już koniec tego beznadziejnego spotkania z jakże beznadziejnymi osobami.

- Tylko nie spierdol tego. - warknęła Eveline, a ja przewróciłam oczami słysząc to zdanie po raz tysięczny dzisiaj.

- Kusi mnie żeby zrobić ci na złość i specjalnie wolno jechać, więc mnie prowokuj. - przyznałam z chamskim uśmiechem

- Nawet nie próbuj. - zagroziła śmiertelnie poważnym głosem.

- Bo co kurwa? I tak nic nie zrobisz. - zaśmiałam się - Dobra, jeśli to wszystko to ja spadam. Do później. - oznajmiłam i nie czekając na nic opuściłam pomieszczenie.

Eveline jest tak wkurwiająca, że każda minuta spędzona w jej towarzystwie jest najzwyklejszą w świecie torturą. Zresztą nie tylko ona, a cała tamta klika. Tak, jak z Nickiem i resztą da się wytrzymać, tak po spędzeniu godziny w towarzystwie King Street masz ochotę wydłubać sobie oczy łyżeczką i zatkać nimi uszy, aby nie słyszeć ich pierdolenia. Tsaaaaa... zdecydowanie towarzystwo gangsterów źle wpływa na moją wyobraźnię.

Postanowiłam odreagować, a najlepszą ku temu sposobnością było naturalnie sprawdzenie ścigacza na wyścigi. Dodatkowo może to w końcu pozwoli mi zapomnieć o Davidzie. Z jednej strony mam wyjebane na to, że nie jesteśmy już razem, bo mimo, że podobał mi się David, nigdy go nie pokochałam i nie zrobiłabym tego. Nie potrafię kochać od... chyba zawsze i nie wierzę, że ktokolwiek byłby w stanie to zmienić. Mimo tego, mam też wyrzuty sumienia, spowodowane tym jak go potraktowałam. Nie planowałam go zdradzać, ale wątpię żeby na świecie była chociaż jedna osoba, która planowała pierwsze doprawienie rogów swojemu partnerowi. Później oczywiście, mogło to już być zaplanowane, ale ten pierwszy raz był zapewne pod wpływem emocji lub alkoholu. W moim wypadku była to druga opcja, ale to nie zmienia faktu, że potraktowałam go okropnie. Do tego jeszcze dochodzi fakt, jak się o tym dowiedział i spokojnie mogę kandydować do tytułu "Największa Suka Roku". Już sobie wyobrażam tą galę w stylu rozdania Oscarów, prezenterów w wystawnych strojach, kopertę z wynikami, którą powoli otwiera kobieta i zbliżając usta do mikrofonu przemawia: "A zwyciężczynią w kategorii Największej Suki Roku 2017 zostaje... Camilla Thomson. Prosimy o oklaski, lub ewentualne wybuczenie."

Tsaaa mój mózg zdecydowanie nie ma się najlepiej. Dziwny ciąg moich myśli został jednak przerwany, gdy weszłam do garażu, gdzie siedziały Pay, Le i Eri.

- Hejka. - przywitałam się

- Hej, jak tam zebranie? - zapytała ze śmiechem Eri

- Gdybym miała jeszcze chociaż pięć minut słuchać Eveline wydłubałabym sobie oczy łyżeczką. - oznajmiłam siadając obok nich na jakiejś macie.

- Aż tak źle? - odezwała się rozbawiona Pay

- Jeszcze gorzej. Nienawidzę idiotki. - moje słowa po raz kolejny rozbawiły moje współtowarzyszki, a ja z westchnięciem położyłam głowę na kolanach Ericki. - Powiedz, że nie musimy później wracać do domu.

- Też bym wolała tam nie jechać. - przyznała Eri

- Co zrobiłyście? - zaciekawiła się Le, a my z szatynką wymieniłyśmy się spojrzeniami.

- Robię się coraz ciekawsza. - przyznała Pay

- Pamiętacie tą wczorajszą imprezę? - zapytałam, a gdy nastolatki pokiwały głowami, kontynuowałam. - Wyszłam z klubu z Nickiem, pojechaliśmy do niego i...

- Nie pierdol, że się z nim przespałaś?! - krzyknęła zszokowana Pay, ale mój wyraz twarzy jej chyba starczył za odpowiedź. - O kurwa... Kontynuuj.

- Wiecie, że miałam chłopaka, nie? - upewniłam się, a widząc miny koleżanek kontynuowałam. - No to, jak mówiłam o tym u nas w domu Erice, oczywiście po tych wszystkich awanturach pt. "Gdzie się szlajasz?" to do pokoju wszedł David...

- O ja pierdole. - zaklęła Le

- Dokładnie. - potwierdziłam. - Później jeszcze reszta postanowiła zemną porozmawiać, czyli w skrócie opieprzyć.

- No to grubo. -podsumowała Pay. - Ale dlaczego, kurwa, pieprzyłaś się z Nickiem?!

- Byłam najebana. Prawie tego nie pamiętam.

- Ja mogę ci odświeżyć wspomnienia. - oznajmił rozbawiony Nicolas, który już pewnie od dłuższego czasu przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Skoro nie pamiętam, to widocznie nie było to nic wartego mojej uwagi. - prychnęłam.

- Wmawiaj sobie słońce. - zaśmiał się.

- Spierdalaj.

***

- Chinatown i King Street gotowe? - zapytał komentator dzisiejszych wyścigów, więc obie zgodnie przygazowałyśmy na znak, że możemy zaczynać. - No to do roboty. Kitty, zaczynaj.

Skąpo ubrana dziewczyna rozpoczęła wyścig, a połowa uczestników momentalnie ruszyła z miejsca. Pozostali w tym ja ustawili się na linii startu, która jednocześnie robiła za metę, czekając na przyjazd naszych partnerów. Każda para miała do przejechania dwa okrążenia wokół starego lotniska i gdy pierwsza osoba przekroczy pas mety dopiero wtedy druga może wystartować. Oczywiście zwycięzcą zostaje drużyna, która jako pierwsza przekroczy linię zakończenia wyścigu.

Skupiłam uwagę na zbliżającej się motocyklistce ubranej w czerwony kombinezon, która zbliżała się już do mety. Od razu wiedziałam, że na tym ścigaczu siedziała Eveline, więc przygotowałam się do mojej części wyścigu. Dziewczyna jechała naprawdę cholernie szybko, ale mimo to na ogonie siedziało jej kilku przeciwników. Zdawałam sobie sprawę, że moment zmiany zawodników będzie kluczowy, więc siedziałam jak na szpilkach gotowa w każdej sekundzie zerwać siebie i maszynę do startu. W chwili, gdy dziewczyna przekroczyła białą linię ruszyłam z miejsca nie oglądając się za siebie, ani na boki. Interesowało mnie tylko to co jest przede mną, a była to pusta droga. Motocykl szybko rozpędził się do dwustu kilometrów na godzinę, przez co obraz po bokach był zamazany. Jednak nie interesowało mnie to co jest tam, a jedynie widok, który rozpościera się przede mną. Skupiłam się na drodze, aby nic nie dało rady mnie zaskoczyć, a co za tym idzie spowodowałoby koszmarny w skutkach wypadek, o co na jednośladach jest naprawdę nietrudno. Asfalt na szczęście był dobrej jakości, bo gdyby nie to, to nie mam pojęcia, jak bardzo źle by się to skończyło. W uszach gwizdało mi powietrze, ale przebił się przez nie dźwięk zbliżającego się motocykla, co spowodowało automatyczne dokręcenie gazu z mojej strony. Mimo to, chłopak się nie poddał w swoich staraniach wciąż próbując mnie wyprzedzić, a ja dążyłam do tego, aby mu to uniemożliwić, zajeżdżając mu drogę. Do mety nie zostało już dużo, więc każdy uczestnik wyścigu dawał z siebie teraz sto procent, a ja byłam jednym z nich. Mocniej oparłam się na maszynę, praktycznie na niej leżąc, a dłoń zaciśnięta na gazie, razem z rączką przekręciła się w dół, powodując przyśpieszenie. Dzięki przewadze jaką wypracowała Eveline byłam na prowadzeniu i tylko ode mnie w tym momencie zależało czy je utrzymam. Jeszcze mocniej wykręciłam nadgarstek osiągając na liczniku równe trzy stówy. W moich żyłach płynęła czysta adrenalina, bo doskonale zdawałam sobie sprawę co by się stało, gdybym teraz nie zapanowała nad maszyną. Jednak każdy doskonale wie, że życie bez jakiejkolwiek adrenaliny jest nudne... a co do mnie... powiedzmy, że potrzebuję jej więcej niż normalni ludzie.

Teraz nawet jakbym chciała rozejrzeć się na boki, to nie zdążyłabym zarejestrować co tam było, bo prędkość z jaką jechałam w życiu by na to nie pozwoliła. Nie miało już być żadnych zakrętów, więc rozpędziłam pojazd do granic możliwości i chyba dzięki tym ostatnim sekundom przyśpieszenia udało mi się przejechać linię mety jako pierwszej.

Tym razem nie miałam problemu z zarejestrowaniem wszystkiego co się w okół mnie działo po zatrzymaniu motocykla. Adrenalina dalej szumiała mi w uszach, ale tym razem słyszałam tłum ludzi, widziałam wszystko co się dzieje w normalnym tempie, a przede wszystkim dałam radę zejść z ścigacza bez żadnych problemów.

- Może jednak coś jeszcze z ciebie będzie. - głos Eve przebił się przez ogólnie panujące zamieszanie, gdy ściągałam kask.

- Szkoda, że ty się już nie naprawisz. - prychnęłam, a w tym samym czasie przez megafony rozszedł się głos komentatora Jake, który oznajmił naszą wygraną, tak w razie czego, jakby ktoś nie zauważył. - Tak w ogóle o co były te wyścigi? - zapytałam ciekawa.

- Poważnie tego nie wiesz?

- Gdybym wiedziała, to raczej bym się nie pytała, kretynko.

- Dziesięć tysi. - odezwał się Nick, który właśnie stanął za dziewczyną szefa kliki z King Street.

- Dokładnie. - potwierdził Jose, który stanął obok kolegi po fachu. - Tak w ogóle to brawo dziewczynki. Wiedziałem, że się wam uda.

- "Pojebało cię?! Ona ma jechać?! Zabije albo siebie, albo innych i tyle z tego będzie! Nie mamy szans, jeśli ta mała suka, ma jechać!" - zacytowałam jego słowa z wcześniejszej rozmowy, a dokładniej z momentu, gdy Nick oznajmił Jose, że zamiast Pay jadę ja.

- Czepiasz się szczegółów, kotku. Wygraliśmy! To jest najważniejsze! Jedźmy to opić. - zaproponował

- Mam imprezować z tobą? - upewniłam się, a chłopak przytaknął. - Powaliło cię do reszty. - stwierdziłam. - Nie ma szans, żebym piła razem z tobą.

- Dlaczego? Święta abstynentka, czy co? - prychnął

- Nie, Ila po prostu po alkoholu staje się bardziej... - zaczął Nicolas z uśmiechem, ale momentalnie mu przerwałam.

- Lepiej przymknij mordę.

- Bo? - zaśmiał się

- Bo, moje zamknięcie twojej mordy zbytnio ci się nie spodoba.

- To jakaś sugestia?

- Myśl co chcesz. Ja spadam.

- A co z hajsem? - zapytał Nick, gdy zakładałam kask, wsiadając na ścigacza.

- Odbiorę od ciebie przy okazji. Eri? - zapytałam dziewczynę, wskazując miejsce ze mną, a ta pokiwała głową i już po chwili siedziała za moimi plecami obejmując mnie w pasie.

- Gdyby nie fakt, że Ri jest moją kuzynką uznałbym to za gorące. - oznajmił Nick, lustrując nas wzrokiem. Zeskanowałam wzrokiem nasze stroje, ale wyglądałyśmy normalnie. Podarte jeansy, crop topy i skórzane kurtki. Nic specjalnego.

- Ja nie mam takiego problemu. - zaśmiał się Jose, oblizując usta, a w odpowiedzi dostał od Eve po głowie.

Wzruszyłam ramionami szczerze nie mając pojęcia o co im chodzi i ruszyłam z miejsca, kierując się wprost do naszego miejsca zamieszkania.

***

- O księżniczki wróciły. - prychnął Jones na nasz widok w korytarzu, gdy zdejmowałyśmy buty.

- Masz jakiś kurwa problem? - zapytałam

- Tak, mam. Wiesz, że David chce zrezygnować z Interpolu i wrócić do State, byle tylko cię nie widywać? George chce jechać razem z nim. Alex też jest na ciebie wściekła, podobnie jak Nathan i ja. Jedynie Lotte cię wspiera, a przez to kłóci się ze swoim chłopakiem. Nie dość, że rozjebałaś swój związek, to jeszcze ich rozjebiesz. - warknął do mnie.

- Mam kurwa dość! - krzyknęłam, wchodząc do salonu, trzymając Jonesa za nadgarstek, który szybko wyrwał. - Czy wy potraficie ogarnąć, że to co teraz jest pomiędzy Davidem, a mną nie jest waszą sprawą?! To my się kłócimy, a nie wy! Nie mogę mówić za niego, bo zaraz dostanę wykład na ten temat, ale ja na pewno nie chcę, żeby któreś z was brało jakąś stronę do cholery! Was to nie dotyczy!

- Nie dotyczy nas to, że przez was cała atmosfera w domu jest powalona?! Wy się do siebie nie odzywacie, a jedynie Dav morduję cie wzrokiem, Lotte się kłóci z Nathem o to, które z was przesadziło, David chce się wyprowadzić, George razem z nim, Jones i ja mamy zjebane humory i tylko Eri jakoś to nie rusza! - warknęła Alex w moim kierunku.

- A czy to moja wina, że wy nie potraficie poświęcić się tylko swoim sprawom i mieszacie się w moje?! - zapytałam.

- Nie! To wina tego, że się puściłaś z jakimś kolesiem, a nie normalnie powiedziałaś Davidowi, że nie chcesz z nim być!

- Byłam najebana. - jęknęłam, siadając, a w zasadzie rzucając się na fotel. - Przecież kurwa tego nie planowałam! Stało się, co mam zrobić?!

- Zmieniłaś się i to cholernie. - stwierdził Jones

- A może zawsze taka byłam, tylko wy tego nie widzieliście?

- Czyli teraz to nasza wina, że jesteś suką bez żadnego sumienia? - zapytała Alex

- Mam płakać nad rozlanym mlekiem? Zresztą nie przyszłam do was po mądre rady. Nie mieszajcie się w spór pomiędzy Davidem, a mną, bo tylko sobie zjebiecie relacje. - oznajmiłam, a następnie opuściłam pomieszczenie.

Prawda jest taka, że mam wyrzuty sumienia, jest mi wstyd, głupio, jestem na siebie wściekła i najchętniej cofnęłabym czas, ale to się nie uda. Nie będę też próbowała na siłę przepraszać Davida, bo jedyne co by z tego wyszło to kłótnia. Jasne mogłabym chociaż spróbować, ale jest jeszcze jeden powód dla którego tego nie robię. Pogodzenie się z przyjaciółmi równałoby się narażeniu ich na ewentualne konsekwencje, jeśli coś z moim planem pójdzie nie tak. Eri będzie bezpieczna, bo sama też jest z nimi związana. Nie chcę ich narażać na niebezpieczeństwo.

Chociaż mój plan coraz bardziej idzie się jebać, bo z dnia na dzień jestem mocniej przywiązana do Chinatown i tego się boję. Że jak przyjdzie co do czego to nie będę potrafiła ich wsypać. Już ostatnio przyłapałam się na tym, że nie wszystkie informacje i przestępstwa wpisuję do mojego prywatnego raportu. Dodatkowo sytuacje komplikuje Ericka. Po tym jak mi pomogła z uwolnieniem Nicolasa i reszty, wybaczyłam jej. Zrozumiałam, że naprawdę mogła nie wiedzieć o tym co się działo po moich pierwszych wyścigach, a pomogła mi, bo się o mnie martwiła. Jest też druga opcja. Chciała uwolnić swojego kuzyna, a ja jej posłużyłam jako narzędzie do tego, ale nie chcę tak o tym myśleć, żeby nie stracić reszty zaufania jakie do niej miałam. Ale reasumując pogodziłam się z nią i teraz nie mam pojęcia, jak i w ogóle czy dam radę ją wydać, a szanse na to, że uda mi się pominąć jej udział w tym wszystkim są naprawdę nikłe.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro