Rozdział 26.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2/8

O dziesiątej wieczorem wszyscy wyjechaliśmy z posesji. Pay i Jones mieli się udać bezpośrednio na miejsce wyścigów, a reszta zaangażowanych w tym Eri i ja, mieliśmy zaczekać w okolicy na dogodny moment, aby zaatakować.

Wszyscy siedzieli w sportowych autach rozstawionych w różnych miejscach, aby po sygnale w jak najkrótszym czasie stawić się na wyścigach. W każdym aucie, nie licząc jednego VAn'a, były dwie osoby. Za kierownicą auta w którym się znajdowałam siedział oczywiście nikt inny jak Nick. Szef kilki z Chinatown wymyślił, że każdego z nas-Eri, Jonesa i mnie- ma pilnować jeden z gangsterów. Opiekę nad Jonesem sprawuje Pay, postępy Eri sprawdza Junior, a mnie kopnął zaszczyt i obserwuje mnie sam boss.

- W schowku masz broń. - oznajmił chłopak bez zbędnego owijania w bawełnę, więc także nie odkładając niczego w czasie zajrzałam do skrytki.

Dwa różne glocki, noże do rzucania, normalne i ...

- Poważnie? - zapytałam unosząc brew na chłopaka. - Kij basebollowy?Za dużo "Legionu Samobójców", czy jak?

I nie, to nie jest moim wymysłem, a fakt, że tak wielki przedmiot się tu zmieścił nie jest zaskakujący, bo skrytka jest specjalnie przystosowana do ukrycia dużych nakładów broni, więc jest ogromna.

- Lubię ten rodzaj broni. - przyznał. - Wymaga trochę więcej, niż spluwa.

- A to dobrze ponieważ? - zapytałam

- Nie lubię chodzić na łatwiznę.

Reszta oczekiwania na akcję minęła nam w sumie na normalnej rozmowie o wszystkim i o niczym. Gdy w końcu rozległ się sygnał przychodzącego połączenia, a na wyświetlaczu pokazał się numer Pay, Nick dał reszcie znak światłami i ruszyliśmy.

Teraz dopiero, gdy zbliżaliśmy się do miejsca docelowego, zaczęłam się denerwować. Wcześniej jakoś nie do końca zdawałam sobie ze wszystkiego sprawę. Jasne, wiedziałam, że dzisiejszej nocy pierwszy raz pociągnę za spust celując do żywej osoby, a nie manekina, ale nie w pełni ogarnęłam konsekwencje, które będę ogromne. Nawet nie chodzi o to, że zostanę mordercą, a bardziej o fakt, iż po tym nie będzie już odwrotu, bo nie ważne w jak dobrych kontaktach będę z Nickiem, Killerem i resztą, szanse na odejście są wręcz ujemne. Sama wizja zabicia kogoś nie przerażała mnie tak bardzo, jak ewentualne konsekwencje...

- Czym się martwisz? - zapytał Nick - Jeśli myślisz o tym, czy dasz radę, to mogę ci, kurwa, zagwarantować, że tak.

- Nie do końca o to mi chodzi. - przyznałam, ale nie czekając na jakąkolwiek zachętę z jego strony, wyjaśniłam. - Wiem, że sobie poradzę. Myślałam raczej o konsekwencjach.

- Jedynymi konsekwencjami jakie cię czekają będzie dołączenie do Twenty, a tego chyba chciałaś, co?

- Chciałam. - przyznałam. - Ale...

- Masz wątpliwości. - dokończył za mnie, lecz nim zdążyłam zaoponować kontynuował. - Jeśli chcesz zrezygnować, to radzę ci podjąć szybką decyzję, bo potem nie będziesz miała możliwości zrezygnować.

- Nie mam wątpliwości. - oznajmiłam pewnie. - Po prostu nie chcę iść do pierdla.

- Walczymy o naszych ludzi. - powiedział pewnie Nick, a ja pokiwałam głową, że rozumiem, chociaż tak na prawdę nie byłam przekonana.

- Zaufaj mi. Nic ci nie grozi... A przynajmniej ze strony prawa.

- Co masz na myśli? - zapytałam

- Nie jesteś głupia, domyśliłaś się pewnie, że Scorpionsi odpowiedzą ogniem.

Tak, zdawałam sobie z tego sprawę, ale chyba dopiero teraz ostatecznie to do mnie dotarło. Tutaj nic nie będzie przypominało Interpolowych akcji. Nie mamy kamizelek kuloodpornych, nikt nas nie ubezpiecza, a zamiast aresztowania mamy zabijać i porywać. Na policyjnych misjach prawdopodobieństwo tego, że zginę było chyba stu-krotnie niższe, niż obecnie. Ale jak już kiedyś wspominałam, to właśnie adrenaliny mi najbardziej brakowało, a teraz będę ją miała w najczystszej postaci.

Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy na miejsce.

- Ila. - zza myślenia wyrwał mnie głos Nicka. - Naprawdę chciałbym teraz powiedzieć coś w stylu "Jak będziesz gotowa to wyjdź z samochodu", ale niestety nie ten świat i jak w tej minucie nie wyjdziesz z auta z bronią, to ktoś tu wejdzie i cię zastrzeli zanim zdążysz mrugnąć.

Szybko ze schowka wyjęłam spluwę i magazynek oraz dwa noże, a resztę ekwipunku podałam Nickowi.

- Dzięki słońce, a teraz... Do dzieła.

Równo z nami pojazd opuściła reszta ludzi szatyna. Nikt w sumie nie trudził się chowaniem broni, więc po niedługim czasie zapanowało zamieszanie.

Nie czekaliśmy także na nic, a ogień został otwarty prawie natychmiastowo. Tak samo rozpoczęła się ich odpowiedź. Cywile w błyskawicznym tempie odsunęli się od miejsca ataku... czyli spierdalali jak szybko umieli, zresztą czego się tu dziwić?

W przeciwieństwo do tego, czego nas uczyli w policji, tu nie chodziło o to, żeby obezwładnić, a zranić, chociaż i tak najlepiej jak się uda pozbawić kogoś życia. Nie miałam żadnego oporu przed strzelaniem, bo działo się to na tyle szybko, że nie miałam nawet czasu sprawdzić, czy wysłany przeze mnie pocisk dosięgnął celu. W powietrze ulatywały rzucone przez gangsterów wiązanki przekleństw, okrzyki bólu i psychopatyczny śmiech, a to wszystko wzbogacone o dźwięk wystrzałów z broni palnej, głuchy odgłos upadania ciał na ziemię i ogólne zamieszanie. Taka kakofonia była wręcz zabójcza dla uszu, więc w sumie jedynym i najlepszym rozwiązaniem jakie przyszło mi do głowy, było wyłączenie się. Tak też zrobiłam. Równo z oderwaniem się od dźwięków, przestałam zwracać uwagi także na uczucia. Przestały mieć dla mnie kompletnie jakiekolwiek znaczenie, a pociągnięcie za spust było najprostszą czynnością pod słońcem.

Każde z nas było schowane za autami, kontenerami, czy chociażby ścigaczami, aby uchronić się przed oberwaniem. Wychyliłam się z przodu auta, którym tu przyjechaliśmy oddając dwa strzały w stojący na przeciwko nas kontener. Byłam tak zaabsorbowana moim zadaniem, że nie zorientowałam się nawet kiedy za moimi plecami znalazł się jeden ze Scorpionów. Dopiero, gdy jego ręka zacisnęła się na mojej szyi, blokując dopływ powietrza.

Broń, którą dotychczas trzymałam w ręce, wysunęła się z niej spadając na ziemię. Otworzyłam szeroko oczy, odruchowo stając na palcach, aby zapewnić sobie jak najlepszy dostęp do powietrza. Moje dłonie zawinęły się na nadgarstku mężczyzny, próbując go odciągnąć od mojej szyi, ale bezskutecznie, był za silny. Do oczu napłynęły mi łzy spowodowane brakiem powietrza, ale umysł pracował na najwyższych obrotach.

- Jakieś ostatnie życzenie, lalka? - zapytał niskim głosem.

- Tak. - wychrypiałam. - Spójrz mi w oczy.

Gangster bez słowa odwrócił mnie twarzą do siebie w czasie w którym ja wyciągnęłam nóż. Gdy tylko spojrzałam mu w oczy, nie wahając się ani chwili wbiłam mu ostrze w udo. W oczach mężczyzny widziałam niedowierzanie i ból, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Kiedy jego uścisk się poluźnił, a ręce bezwarunkowo zaczęły uciskać ranę, przejechałam ostrzem po jego szyi, powodując prawie natychmiastowy zgon.

Po wszystkim ponownie schowałam się za auto, podnosząc pistolet, który bez ociągania wystawiłam ponad maskę samochodu i oddając kolejne strzały, jakby zdarzenie z przed chwili nie miało miejsca.

- Witamy w Twenty. - powiedział cicho Nick, a następnie chwilę słuchał co ktoś do niego mówi, przez zestaw głośno mówiący, który miał założony.

Nie minęło dużo czasu, a dziewiętnastolatek oddał dwa strzały w kontener, a następnie w przypadkowego gościa, czym zwrócił na siebie uwagę większości naszych ludzi, którym bez słowa, kiwnął głową, a oni powoli skierowali się do aut.

- Co jest?

- Mamy wszystko, więc możemy spadać. - wyjaśnił, nie przerywając strzelania

- Co z Jonesem i Eri? - zapytałam prawie natychmiast.

- A co ma z nimi być? - zaśmiał się - Są cali.

- Dobrze wiesz, że nie o to pytam. - mruknęłam, również nie odwracając wzroku od poprzedniego zajęcia, aby przypadkiem nie oberwać kulki.

- Wszystko w prządku, a teraz chodź spokojnie do auta i nisko głowa.

- A ty jak usiądziesz za kółkiem? - zapytałam

- Ty prowadzisz. - oznajmił bez namysłu, a ja nie mając ochoty się kłócić pokiwałam głową.

Dalej nie wstając z kucek otworzyłam drzwi od strony pasażera, przy których się znajdowałam, a następnie nie podnosząc głowy wślizgnęłam się na najbliższe miejsce, szybko przesuwając się nad skrzynią biegów. Chwilę po mnie do samochodu wsiadł Nick i gdy tylko drzwi się za nim zamknęły ruszyłam z piskiem opon, zręcznie wymijając wszystkie przeszkody.

Czy w chwili obecnej myślałam o konsekwencjach? Absolutnie nie. Moje myśli zaprzątała jedynie obecna chwila. Nie było czasu, ani możliwości skupić się na czymkolwiek innym, bo wszystko się działo zbyt szybko. Na wyrzuty sumienia, martwienie się jutrem, czy cokolwiek takiego przyjdzie czas później. W chwili obecnej za bardzo absorbowało mnie prowadzenie auta.

Co jest trudnego w szybkim prowadzeniu auta, dla osoby, która zawsze tak jeździ? Niby nic, ale jeśli dodać do tego kilka pojazdów, które jechały za mną cały czas próbując przestrzelić opony, to na pewno było już spore utrudnienie.

- Skręć w lewo. - oznajmił, więc bez zawahania skręciłam kierownicą, w odpowiednią stronę, co przy obecnej prędkości wprowadziło auto w poślizg. Bez zastanowienia zaciągnęłam hamulec ręczny i naciskając sprzęgło, a gdy tylko auto ustawiło się tak jak chciałam odblokowałam koła, dociskając pedał gazu. - Teraz w prawo. - polecił, więc powtórzyłam poprzedni manewr i tak jeszcze kilka razy. - Dobra, zgubiliśmy ich. - powiedział, gdy już od jakiegoś czasu, staliśmy w jakimś zaułku, przy zgaszonym silniku. - Niezłe drifty. - pochwalił

- Dzięki. - zaśmiałam się. - To co? Teraz jedziemy do magazynu? - zapytałam, ponownie odpalając auto, a gdy chłopak pokiwał głową, ruszyłam z miejsca.

***

Po zaledwie dwudziestu minutach jazdy zatrzymałam się pod odpowiednim adresem, gdzie stało już trochę aut. Gdy tylko opuściłam pojazd, momentalnie wpadłam w ramiona Eri.

- Jesteś. - krzyknęła. - Bałam się, że coś ci się stało. Gdzie na tyle zniknęliście. Junior mówił, że pewnie poszliście się pieprzyć. Jeśli to prawda to was chyba zabiję! My tu się martwimy, a wy się pieprzycie. - szatynka mówiła tak szybko, że żeby przyswoić każde jej słowo, potrzebowałam pełnego skupienia. - O kurwa! Co to za krew?! Dlaczego nie mówiłaś, że jesteś ranna?! Jesteś ranna? Co się stało? Wszystko w porządku? Nie zabiję cię, wiesz o tym nie? Ja tylko tak mówiłam, bo byłam zła, że ja się martwiłam, a ty zabawiałaś z Nickiem...

- Eri! - powiedziałam głośno, próbując przekrzyczeć jej tyradę, co chyba mi się udało, bo dziewczyna zamilkła. - Po pierwsze i chyba najważniejsze... NIE. PIEPRZYŁAM. SIĘ. Z. NICKIEM. - specjalnie akcentowałam każde słowa, żeby do dziewczyny doszło wszystko głośno i wyraźnie. - Nic mi nie jest, a ta krew nie jest moja. Jesteśmy tak późno, bo ścigali nas Scorpionsi, więc musieliśmy ich zgubić. Wszystko w porządku.

- Na pewno?

- Tak. - potwierdziłam, a dziewczyna mnie mocno uścisnęła.

- To dobrze.

Po chwili obok nas znalazł się także Jones, który objął na raz nas dwie.

- Jak wam poszło? - zapytał

- Ila jest już jedną z nas, a wam została jedna próba. - odpowiedział zamiast Eri i mnie, Nicolas. - A teraz bierzcie się do roboty, bo nie mamy całego dnia. - oznajmił, kierując się do magazynu, po drodze barując Jonesa.

- Co to było? - zapytałam, jak chłopak zniknął we wnętrzu budynku.

- To proste. Nick jest o ciebie zazdrosny. - oświadczył Jones i nie czekając na nic odwrócił się na pięcie.

- Co kurwa? - zapytałam nie dowierzając, a szatynka, wzruszyła ramionami i także zniknęła w budynku.

Nie mając lepszego pomysłu, także weszłam do magazynu, który już w żaden sposób nie robił na mnie wrażenia. Zatrzymałam się pod tą samą ścianą co ostatnio i przyjrzałam dwóm mężczyzną wiszących na tych samych łańcuchach, co wcześniej Saters, a jeszcze kilka miesięcy wstecz Jones i ja. Dwóch postawnych mężczyzn, których mięśnie ledwo mieściły się pod obcisłymi, czarnymi t-shirtami. Na lewym przedramieniu, każdy z nich miał wytatuowanego skorpiona, co chyba było ich znakiem rozpoznawczym, a oprócz niego także wiele innych dziar.

Patrząc tak na nich zastanawiałam się jaki jest znak rozpoznawczy Twenty, bo jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na tatuaże gangsterów. Teraz kiedy już zostałam jedną z nich i sama niedługo zostanę oznaczona, zastanawiałam się gdzie będę miała nowy tatuaż i którą część ciała będę musiała ukrywać w Interpolu i w domu. To wszystko dzieje się tak szybko, że sama przestaję za tym nadążać. Jeszcze pół roku temu cała nasza ósemka była naprawę zgraną paczką, a teraz są między nami takie spiny, że w sumie utworzyły się dwie grupki, które między sobą się nie kontaktują. No wyjątkiem jest Lotte, która jest na tyle uparta w swoim postanowieniu "nie obchodzą mnie wasze kłótnie", że dalej gada ze wszystkimi. Jasne, że mogłabym winić za to wszystko Twenty, ale to by było okłamywanie samego siebie. Owszem zaczęło to się razem z całą sprawą Twenty, ale tak naprawdę to był tylko i wyłącznie mój wybór. Ja zdecydowałam o większym zaangażowaniu się w akcje, a także moim wyborem było odsunięcie się od przyjaciół, żeby ich nie narażać. Przez jakiś czas było mi głupio z tego powodu, może nie tyle miałam wyrzuty sumienia, co naprawdę było mi głupio, bo przestałam spędzać czas z przyjaciółmi, na rzecz gangsterów, ale chciałam ich przez to chronić. Później jakoś samo wyszło, że wolałam spędzać czas z przestępcami, niż z moimi "przyjaciółmi", a po ostatnim zachowaniu Alex, jestem prawie pewna, że nie mam czego żałować. Tak na prawdę przez ten czas miałam tylko dwójkę przyjaciół. Eri i Jonesa. Eri odkąd tylko dowiedziała się wszystkiego zaczęła mnie wspierać, jak tylko może, a Jones, bez wahania dołączył dla nas do gangu, mimo, że żadna z nas nawet o to go nie prosiła. To była tylko i wyłącznie jego decyzja, tak jak ogólne dołączenie do Twenty naszą decyzją. Nie jestem pewna jak złe będą jej skutki, ale na razie nie mam zamiaru się tym zamartwiać. Konsekwencje przyjdą z czasem. A pewnie nie będą świetne, ale wszystko co dobre teraz, kiedyś źle się skończy.

- O czym myślisz? - zapytał Nick, podchodząc do mnie z puszką piwa w ręce. Przyjęłam napój, dopiero wtedy rozglądając się po pomieszczeniu i odkrywając, że dwójka mężczyzn już się obudziła, a obecnie Jones i Eri ich przesłuchują.

- Nie masz wrażenia, że to wszystko dzieje się cholernie szybko? - zapytałam go

- Co masz na myśli?

- Jeszcze trzy miesiące temu cię nienawidziłam, byłam obiecującą policjantką, a teraz jestem już jedną z was i w sumie cały wolny czas spędzam z wami.

- I dalej mnie nienawidzisz? - zapytał z pewnym siebie uśmieszkiem.

- Poważnie tylko to wyłapałeś z moich przemyśleń? - prychnęłam - Gdybym cię nienawidziła, to bym nie spędzała z tobą czasu.

- Czyli mam rozumieć, że mnie lubisz?

- Spadaj. - zaśmiałam się.

- Nick! - naszą rozmowę przerwał głos Juniora, więc oboje na niego spojrzeliśmy. - Chyba koniec.

- Co? - zdziwiłam się, a później przeniosłam swoje spojrzenia na dwa zmasakrowane ciała wiszące na łańcuchach i zrozumiałam o co chodzi.

Szczerze nie miałam nawet ochoty myśleć co tu się stało, bo ciała były tak zmasakrowane, że pewnie nawet jakbym chciała, nie udałoby mi się do tego dojść. Po minach Eri i Jonesa mogłam łatwo wywnioskować, że zaczyna do nich docierać co zrobili.

- Dobra. Wracamy do hali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro