Rozdział 26.3 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3/8

Dwie godziny później całą trójką byliśmy już w domu. Jak się okazało znakiem rozpoznawczym Twenty była rzymska liczba dwadzieścia umieszczona na lewej łopatce. Oczywiście całość była czarna i średniej wielkości, ale dzięki umiejscowieniu naprawdę łatwo będzie ją ukryć w pracy.

Jeszcze przed powrotem do domu wpadłam do Interpolu, gdzie nadzorowałam przekazanie zmiany, a przy okazji wcisnęłam Brownowi kit, że zasnęłam na nocne przekazanie i podpisałam wniosek o jednodniowy urlop Jonesa, a po dwudziestu minutach na szczęście mogłam już opuścić biuro, gdzie znowu pokazać się miałam o siedemnastej.

W domu szybko przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka praktycznie na siłę próbując zasnąć, jednak bez rezultatu, bo jedynie przekręcałam się z boku na bok. W głowie cały czas odtwarzały mi się wspomnienia z przed kilku godzin. Twarz faceta, któremu rozcięłam gardło nie chciała opuścić moich myśli. Cały czas widziałam w głowie tą samą scenę, odtwarzaną, jakby na zaciętej płycie, za każdym razem, gdy tylko zamknęłam oczy.

Moje uporczywe myśli przerwało ciche pukanie do drzwi, przez które następnie wyjrzała Eri.

- Cama? Śpisz? - zapytała szeptem, a ja jedynie poklepałam miejsce obok siebie, siadając na łóżku. - Cały czas w głowie mam twarz tych dwóch gości. - powiedziała, więc bez słowa ją przytuliłam.

- Ja tak miałam z Sateresem, a teraz mam przed oczami wzrok tego kolesia, którego zamordowałam. Chciał mnie udusić, więc przejechałam mu nożem po szyi. - wyjawiłam

- Ja swojego zastrzeliłam, ale cały czas mam to przed oczami. Moment jak pociągałam za spust i późniejsze wydarzenia z magazynu. - powiedziała. - Nie chcę tego pamiętać.

- Żałujesz? - zapytałam. - Żałujesz, że dołączyłaś do Twenty i zabiłaś tych ludzi?

- Szczerze? Nie mam pojęcia, bo na razie mam przed oczami tylko tych gości. Nie jest mi ich szkoda, ale... źle się czuję z tym, że to ja ich zabiłam. Też tak miałaś po Satersie?

- Tak. - przyznałam. - Miałam takie koszmary, że obudziłam się z wrzaskiem, rzucając po łóżku i nawet nie wiem ile czasu Pay próbowała mnie uspokoić zanim wreszcie jej i Nickowi się to udało. Później Pay wyszła, a ja gadałam z Nickiem.

- Co ci mówił? - zapytała, ale nim zdążyłam odpowiedzieć rozległo się kolejne ciche pukanie, a po chwili w drzwiach znalazła się twarz Jonesa.

- Też nie możecie spać? - zapytał cicho, podchodząc do nas i siadając obok nas na łóżku.

- Tak jakoś wyszło. - oznajmiła Eri ze smutnym uśmiechem. A ty lepiej mów co ci gadał Nick.

- Znasz go. - zaśmiałam się. - Pieprzył, że każdy jest mordercą, tylko to ukrywa, coś tam o zbrodniach w afekcie i o zemście.

- Czyli to co zawsze. - stwierdziła rozbawiona Eri, a ja pokiwałam głową, ziewając przeciągle.

- Jestem tak cholernie zmęczona. - jęknęłam. - Ale wiem, że nie zasnę.

- Mam tak samo. - oznajmił Jones.

- Spróbujmy zasnąć. - poprosiła Eri. - Może jak nie będę sama w pokoju pójdzie łatwiej.

Zgodziłam się skinięciem głowy i po chwili już całą trójką leżeliśmy na moim łóżku. Gdy spałam na nim sama, wydawało się ogromne, gdy nocowała tu jeszcze jedna osoba, było normalnego rozmiaru, ale jak towarzyszyły mi dwie osoby, wydawało się zdecydowanie za małe. Leżałam z lewej strony, obok mnie był Dean, a na końcu Eri. Może i było niewygodnie, ale przyniosło to oczekiwane rezultaty i po chwili już całą trójką pogrążeni byliśmy we własnych marzeniach sennych.

***

- Co wy odpierdalacie?! - wydarł się ktoś wpadając do mojej sypialni, więc tylko machnęłam ręką, próbując dalej spać. - Nie dość, że jesteście sukami, to jeszcze dzielicie się jednym chłopakiem?

Te słowa mnie skutecznie rozbudziły, więc szybko zorientowałam się w sytuacji. Na środku mojego łóżka leżał bez koszulki Jones, z jednej strony spała na nim Eri, nogę przerzucając przez jego udo, a z drugiej strony w podobnej pozycji leżałam ja.

- Co się drzesz z samego rana? - zapytałam, jedynie rzucając okiem na wkurwioną Alex, która stała w progu mojego pokoju

- Z samego rana?! - krzyknęła zbulwersowana - Jest szósta po południu!

- I co w związku z tym? Spać mi będziesz zabraniać?

- Jonesa nie było w pracy, a ty jesteś naszą przełożoną, chyba powinnaś wyciągnąć z tego konsekwencje, co? Chyba, że twoi łóżkowi partnerzy mają jakieś przywileje.

- Chcesz sprawdzić? - zakpiłam.

- Pojebało cię.

- Cokolwiek. Czego chcesz, bo z tego co wiem, to nie muszę jeszcze wstawać. Pracę zaczynam o północy.

- Przespałaś przekazanie zmiany. - warknęła

- Jak nie masz o czymś pojęcia, to się nie wypowiadaj, ok? Brown powiedział, że dopilnuje, żebym ja mogła się wyspać. Coś jeszcze?

- Tak. Swoje orgie urządzajcie gdzie indziej. - warknęła

- Nie ma problemu, tylko później się nie czepiaj, że nie wracamy na noc. - sarknęłam, a oburzona nastolatka opuściła moją sypialnie.

Dochodząc do wniosku, że już nie zasnę, zaczęłam się szykować na dzisiaj. Z szafy wyjęłam niedawno zakupiony przez internet szary top z napisem "I do not trust me either", którego przesłanie wywołało moje rozbawienie, bo idealnie pasowało do okoliczności. Wcisnęłam się także w czarne rurki, a na stopy założyłam tego samego koloru trampki. Miałam dzisiaj ochotę zrobić mocniejszy makijaż, więc mocniej podkreśliłam oczy, a następnie gotowa opuściłam swoją sypialnię, kierując do kuchni.

- Co cię dzisiaj wzięło na rocka? - zapytała Lotte ze śmiechem, gdy tylko mnie zobaczyła.

Dziewczyna siedziała przy wyspie jedząc kanapkę.

- Tak jakoś. - również się zaśmiałam. - A ty czemu nie siedzisz z resztą w salonie? - zapytałam, przypominając sobie wzrok Alex, gdy przechodziłam przez to pomieszczenie.

- Z Alex? Błagam cię... Ile można słuchać o tym jaka to jesteś okropna. - przewróciła oczami, co skomentowałam jedynie śmiechem. - Wcześniej myślałam, że jest spoko, ale teraz mnie solidnie wkurwia.

- Nie tylko ciebie. - oznajmiłam. - Ale co zrobić? Idiotom się trzeba urodzić.

Dziewczyna wybuchnęła takim śmiechem, że po prostu nie mogłam do niej nie dołączyć i po chwili już obie śmiałyśmy się jak głupie, aż do pomieszczenia nie wpadła Alex. Twarz Lotte momentalnie wykrzywiła się w grymasie, a ja na swoją przybrałam chamski uśmieszek.

- Co wam tak wesoło?

- Wiesz, w dobrym towarzystwie zawsze jest wesoło, ale ty to psujesz. Idź spinać dupę gdzie indziej. - prychnęłam, a po raz kolejny oburzona blondynka opuściła pomieszczenie, w którym "rozmawiałyśmy". - Chyba my dwie się już nigdy nie dogadamy. - oznajmiłam Lotte, a ona z rozbawieniem pokiwała głową.

- Na to wygląda. - potwierdziła

- Dobra, ja spadam. Zobaczymy się rano.

- Co powiedzieć Eri i Jonesowi?

- Że musiałam coś załatwić. Ogarną o co chodzi.

- Luzik. - zgodziła się z uśmiechem. Za to ją lubię. Nigdy nie zadaje bezsensownych pytań.

- Dzięki. - powiedziałam szczerze, a po chwili już z zarzuconą na ramiona skórzaną kurtką, schodziłam do garażu, gdzie stał mój ścigacz, tylko czekając, aż będę go potrzebować, tak jak teraz.

Szybko usiadłam na maszynę, przekładając jednocześnie ręce przez rękawy, a po ubraniu kasku i odpaleniu maszyny, opuściłam posesję, kierując się pod dobrze mi znany adres.

Przy wejściu spotkałam Maxa i Brada, z którymi się normalnie przywitałam.

- Witamy w Twenty, mała. - zaśmiał się Max

- Dzięki. - również się zaśmiałam - Nick u siebie?

- Jasne. Ale, że już pierwszego dnia tak na dywanik lecisz? - zakpił Brad

- Wiesz praca jest, to trzeba o wypłacie porozmawiać. - moje słowa wywołały śmiech chłopaków, a po niedługiej rozmowie się z nimi pożegnałam kierując do budynku.

- A! Mała! - krzyknął za mną Max, więc się odwróciła w jego stronę. - Gorąco wyglądasz.

- Dzięki. - powiedziałam rozbawiona i już bez żadnych przeszkód weszłam do domu, a następnie prosto do "gabinetu" Nicka.

- Ma rację. - zaśmiał się. - Wyglądasz gorąco.

- Ładnie to tak podsłuchiwać? - zakpiłam

- Nie trzeba mi wrzeszczeć pod wejściem. - ironizował, wywołując mój śmiech.

- Ja, nic nie krzyczałam. - zauważyłam

- Nie ważne. Co chcesz?

- A tego to już nie podsłuchałeś? - zapytałam rozbawiona

- Nawet mnie nie wkurwiaj.

- Co ty dzisiaj taki zirytowany? - zaciekawiłam się

- Nawet mi nie przypominaj. - warknął - Inksterowi coś odpierdala. - oznajmił, a ja udając, że wszystko rozumiem, pokiwałam głową, choć tak na prawdę wiedziałam tyle co nic. - Zresztą nieważne. Mów lepiej co cię tu sprowadza. Już się stęskniłaś?

- Pewnie. - prychnęłam. - Nie chciało mi się siedzieć w domu, a przy okazji mam pytanie. - chłopak ruchem ręki nakazał mi kontynuować, więc to też zrobiłam. - Pamiętasz tamte wyścigi, na które jechałam w zastępstwie za Pay? - zaczęłam, a gdy chłopak potwierdził mówiłam dalej. - Po nich dowiedziałam się co było nagrodą za te wyścigi...

- Chcesz gadać o kasie? - zaśmiał się, przerywając mi. a tym razem to ja pokiwałam głową. - Twój hajs jest u mnie i mogę ci go dać gdy tylko chcesz.

- Ile? - zapytałam

- Dziesięć koła za wyścigi, piątka za tortury i trójka za zabójstwo. - wyliczył

- I co? Wyślesz mi przelew?

- Nie, bo psy mogłyby się przypierdolić o to jakimi kwotami dysponuję i by zaczął się robić dym. Hajs dostajecie w gotówce. - pokiwałam w zrozumieniu głową. Trzeba im przyznać, że dobrze kombinują. - To wszystko?

- Tak. - potwierdziłam. - Dobra, to spadam, idę Pay pomóc przy autach. - oznajmiłam i odwracając się na pięcie, skierowałam do wyjścia z pomieszczenia.

- Ila! - zawołał, więc się odwróciłam. - Czemu nie chcesz siedzieć w domu?

- Powiedzmy, że moi... przyjaciele działają mi na nerwy. - wyjaśniłam, a chłopak wskazał mi stojące na przeciwko niego krzesło. - Ej, nie przesadzaj terapii jeszcze nie potrzebuję. - prychnęłam, wywołując u chłopaka jedynie przewrócenie oczami.

- Czy ja ci kurwa wyglądam na psychologa? - zapytał, a ja udałam, że się zastanawiam. - Wiesz, co? Nie odpowiadaj. Po prostu chodź tu.

Potulnie podeszłam do szatyna, siadając obok niego na kanapie, a następnie posłałam mu kpiące spojrzenie.

- Terapię czas zacząć?

- Jaka ty jesteś irytująca. - oznajmił, przewracając oczami

- Oj tam od razu irytująca, to po prostu ty jesteś jakiś spięty. - zaśmiałam się

- To mnie rozluźnij. - posłał mi łobuzerski uśmiech, na co tym razem moje oczy zrobiły obrót.

- Ciekawe jak. - udawałam głupią, co tylko rozbawiło gangstera.

- Oj ty już bardzo dobrze wiesz jak. - chłopak złapał mnie za biodra, zręcznie przekręcając tak, że siedziałam okrakiem na jego kolanach.

Szczerze byłam pod wrażeniem jego siły, ale nim zdążyłam w jakiś sposób skomentować zachowanie chłopaka, jego wargi spoczęły na moich. Pocałunek chłopaka był szybki, pełen pożądania i namiętności. Nie było w tym, żadnych romantycznych uczuć, których szczerze nie lubiłam, bezwiednie oddałam pieszczotę, a gangster widząc, że nie mam nic przeciwko, zaczął wędrówkę rękoma po moim ciele. Ja swoje palce wplątałam w miękkie włosy Nicka, a on pocałunkami przeszedł na moją szyję. Lecz zanim coś więcej zaczęło się dziać, drzwi się otworzyły, a do środka wpadła Pay.

- Nick, słuchaj... - zaczęła, ale gdy tylko nas zobaczyła przerwała i uśmiechnęła się kpiąco. - Może, ja przyjdę później, nie przerywajcie sobie gołąbeczki.

Dziewczyna już chciała opuścić pomieszczenie, lecz jej w tym przeszkodziłam, całkowicie ignorując zirytowany pomruk, chłopaka dalej przyssanego do mojej szyi.

- Nie, czekaj.

- Co jest? - zaśmiała się. - Trójkąta nie chcę. - oznajmiła, wywołując także mój śmiech.

- To się cieszę. Jakie auto teraz robisz?

- Nissan Skyline, w sumie przyszłam tu po hajs na części, bo jadę to Luke po odbiór. - wyjaśniła, a ja wstałam z kolan Nicka, czym wywołałam warkniecie chłopaka.

- A ty gdzie?

- Jadę z Pay. - oznajmiłam z chamskim uśmiechem. - Wyskakuj z kasy.

- Tak za nic, chcesz pieniądze? Przecież nawet do niczego nie doszło. - jęknął

- Chyba na nic nie liczyłeś, co? - zaśmiałam się, a podirytowany chłopak, podał Pay kopertę z pieniędzmi.

- Jeszcze do tego wrócimy. - oznajmił szeptem, gdy przechodził obok nas i jakby na potwierdzenie swoich słów, ścisnął mój tyłek.

- A kto powiedział, że ja tego chcę? - zakpiłam

- Nikt nic nie musiał mówić, ja to po prostu wiem, słońce. A teraz chyba musicie już lecieć. Aha Pay! Reszta kasy wraca tutaj, a nie kupujesz jakiegoś nowego złomu do renowacji, jasne?

- Spierdalaj. - prychnęła dziewczyna. - Dobrze wiesz, że jak Luke będzie miał coś obiecującego to i tak to wezmę.

- Czasem żałuję, że nie jesteś uzależniona od kupowania ciuchów, zamiast części od aut. - jęknął chyba bardziej do siebie, niż do nas. - Z pewnością byłoby to tańsze.

Nic już nie odpowiedziałyśmy, a jedynie ze śmiechem opuściłyśmy pomieszczenie, kierując się do garażu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro