Rozdział 7.3 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Domyślam się - prychnęłam - ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?

- Poważnie uważasz, że jesteśmy takimi pojebami? - zapytała Ericka.

- Zaskoczę cię, ale przestałam ufać ludziom - ironizowałam.

Ironia i sarkazm były chyba jakąś formą obrony przed zranieniem, bo nawet tego nie kontrolowałam, to wychodziło samo. Każda obelga rzucona pod naszym adresem z ust bliskiej osoby, jest jak nóż wbity w serce. Gdy niemiłe nam słowa wypowiada nieznana nam osoba, zwykle wywołuje jedynie śmiech, jeśli te same słowa wypowie osoba, którą ledwo co kojarzymy, to zapewne to po nas spłynie Jednak kiedy powie to dobry znajomy, albo osoba, którą uważamy za przyjaciela, to może coś w tym jest? Może istnieje jakieś ziarnko prawdy, skoro wypowiada to osoba, która tak dobrze nas zna.

- To znowu zacznij, bo nie mam zamiaru nikomu nic opowiadać, rozumiesz? To zostaje między naszą trójką. - Po minie Deana można było się domyślać, jak wkurwiony już jest.

- Jones ma rację - oznajmiła Eri. - Lilith to suka i naprawdę miałaś pecha, jeśli chodzi o ludzi, ale to nie znaczy, że my jesteśmy tacy sami. Naucz się ufać właściwym ludziom.

- To nie takie łatwe - prychnęłam. - Gdy całe życie, ktoś kopie cię w dupę, raczej przestajesz się otwierać. Dobra, skończmy temat. Załóżmy, że wam wierzę, jedzmy do tego pierdolonego Des Moines, a później wracajmy do State. Mam dość tego dnia.

- Wkurwiasz mnie - warknęła Eri.

- Sama siebie wkurwiam, ale nie miałam idealnego życia i nic z tym nie zrobię. Niestety nie każdy miał kochających starych i paczki przyjaciół.

- Jeśli za kochających rodziców uważasz matkę, która wypomina córce każdą zjedzoną kalorię, wpędzając ją w anoreksje i ojca alkoholika, to masz jebaną rację. Miałam szczęśliwą rodzinkę - syknęła szatynka, zwracając naszą uwagę na siebie. - Co? Teraz nie masz już nic do dodania? Licz się z tym, że nie każdego możesz mierzyć tą samą miarą.

- Przepraszam - powiedziałam cicho zawstydzona, a Ericka bez słowa mnie przytuliła.

Mocno odwzajemniłam uścisk i chwilę trwałyśmy tak splątane. Dziewczyna miała rację, zachowywałam się jak skrzywdzona księżniczka i nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś też nie miał różowo w życiu. Byłam głupia i egoistyczna.

- Miałaś przejebane, ale w końcu musi się ułożyć, prawda? - zapytała retorycznie, posyłając mi lekki uśmiech.

- Ja miałem to wszystko - odezwał się cicho Jones. - Miałem kochających rodziców i prawdziwych przyjaciół.

- Czemu mówisz w czasie przeszłym? - zapytała Ericka, gdy chłopak zamilkł.

- Bo to było w przeszłości. Mieszkaliśmy na Bronxie, nie byliśmy bogaci, w sumie ledwo starczało nam hajsu na podstawowe rzeczy. Często się o to kłóciliśmy, wyrzucałem im brak kasy, mimo, że pracowali od rana do nocy, żeby starczyło do pierwszego. Wracali kiedyś w środku nocy z pracy, a nasze osiedle nie należało do bezpiecznych - opowiadał chłopak, niewidzącymi oczami patrząc pomiędzy nas. - Była wtedy jakaś napierdalanka, a oni znaleźli się w złym miejscu i czasie. Zginęli na miejscu, a my trafiliśmy do bidula. Miałem wtedy trzynaście lat, a Lotte dwanaście. Dwa lata później przy okazji jakiejś policyjnej pogadanki o handlu, chcieliśmy trochę utrudnić życie i zmieniliśmy ich prezentację. Szybko doszli do tego, że to moja robota, więc spierdoliłem, a Lotte wraz ze mną. Gdy nas złapali powiedzieli o projekcie i tak trafiliśmy do State.

Słowa Jonesa wywołały ciszę, nie miałam pojęcia co powiedzieć, bo ponownie ogarnęły mnie wyrzuty, że tak się nad sobą użalałam, a moja sytuacja wcale nie była zła. Miałam drobne problemy, ale dałabym sobie z nimi radę.

- Przepraszam - mruknęłam. - Że was oceniłam i że jestem taką niewdzięczną dziwką.

- Nie jesteś dziwką - warknął Jones. - To, że lubisz seks nie jest przestępstwem, wszystko dla ludzi, co? - Puścił oczko chłopak, momentalnie rozluźniając atmosferę i wywołując nasz śmiech.

Chwilę później byliśmy już w dalszej drodze, przez chwilę miałam obawę, że nasza rozmowa pozbawi nas tematów rozmów, bo będziemy na siebie inaczej patrzeć. Było wręcz przeciwnie, nasze zwierzenia oczyściły atmosferę. Teraz, gdy każdy odkrył karty swojej przeszłości, tych najgorszych wspomnień swojego życia, mogliśmy normalnie porozmawiać. Bez strachu, o brak zrozumienia, bez wyśmiewania, nie udając perfekcyjnych osób którymi nie byliśmy. Nie musieliśmy kluczyć w tematach, tak, aby przez przypadek nie wspomnieć o czymś o czym inni nie mieli pojęcia. Każde z nas miało jakąś skazę na duszy, ale przy sobie nie musieliśmy już ich ukrywać.

- Mam ochotę zrobić sobie nowy tatuaż - powiedziałam w pewnym momencie, zmieniając temat.

- Nowy? - zapytał Jones. - Masz jakieś?

- Jeden - wyjawiłam. - Na obojczyku napis „be strong".

- Ja mam na biodrze znak nieskończoności z datą, kiedy wyleczyłam się z anoreksji.

- Ile ty masz w ogóle tatuaży? - zapytałam, spoglądając na chłopaka we wstecznym lusterku.

- Straciłem rachubę - zaśmiał się. - Sam mój rękaw to z piętnaście tatuaży połączonych w jeden.

- Kiedyś nie podobały mi się rękawy, ale zaczęłam się przekonywać -oznajmiłam. - W sensie rękawy u dziewczyn. Fajne jest to, że każdy jest inny, ale nie podoba mi się ich zakończenie.

- Można je różnie skończyć - zauważył.

- Jak jesteś pewna tego tatuażu, to tam było otwarte studio. - Ericka wskazała odpowiedni kierunek, a ja sprawnie zaparkowałam na wolnym miejscu.

Po zgaszeniu silnika siedziałam jeszcze chwilę w aucie, zastanawiając się czy jestem pewna, tego co chcę zrobić i swojego wyboru, ale byłam. Miałam nadzieję, iż ten tatuaż będzie mi przypominał o ulotności i że nie warto patrzeć wstecz.

- Idziecie? - zapytałam, gdy byłam już przekonana o słuszności pomysłu.

- Jasne - potwierdziła Eri.

- Masz jakiś plan? - zainteresował się Jones.

- Pióro i napis „go forward".

- Zajebiste - stwierdziła Ericka - i pasuje do nas wszystkich, a przynajmniej napis. Pióro to ulotność, nie?

- Tak - potwierdziłam.

Koniec końców wymyśliliśmy, że cała nasza trójka wykona sobie podobne tatuaże. Łączące je elementem będą właśnie słowa „idź naprzód", a różnica pojawi się w dodatku. Moje pióro, u Ericki zastąpione będzie motylem, a u Jonesa ptak. Każdy z nich ma własne znaczenie, które pasuje do naszej przeszłości. Tatuaż szatynki symbolizuje przemianę, ale moim zdaniem odnosi się też do choroby z jakiej wyszła. U Deana przezwyciężenie trudności i rozpoczęcie nowego rozdziału, wykorzystując pełnię jego możliwości.

Po krótkiej rozmowie z tatuatorem udało nam się go namówić, żeby nas przyjął jeszcze dzisiaj i to w niedługim czasie. Obiecał zaprojektować tatuaże i kazał nam przyjść za dwie godziny, aby zrealizować projekt.

Aby nie marnować czasu czekając, pojechaliśmy zakupić potrzebne nam na wyjazd rzeczy. Najbliższy supermarket oddalony był od studia jedynie o dwa kilometry, które postanowiliśmy przejść na piechotę. Droga nie zajęła nam dużo czasu, zapewne dzięki wygłupom, które towarzyszyły nam przez całą trasę.

Po dotarciu na miejsce, wzięliśmy duży wózek, do którego weszła Ericka śmiejąc się, że za bardzo ją bolą nogi, żeby miała jeszcze chodzić. Jones pchał koszyk, a ja co chwilę wrzucałam do niego wskazane przez Eri produkty. Zakupy z nimi były makabryczne, ale zdegustowane miny ludzi rozbawiały do łez.

W sumie w sklepie spędziliśmy ponad godzinę, więc po uregulowaniu kosmicznej sumy i chwili narzekania, że musimy dźwigać te torby, ruszyliśmy w drogę powrotną. Odłożyliśmy wszystkie siatki do bagażnika, po czym wróciliśmy do studia, a tatuator oznajmił, że skończył projekty, które pokazał nam do oceny.

Pionowo narysowane pióro, a pod nim napis „go forward" prezentowały się niesamowicie, więc bez chwili zawahania zatwierdziłam plan, podobnie jak i moi przyjaciele. Trzech artystów zajęło się nami w tym samym czasie, a dzięki temu niecałe trzy godziny później, zadowoleni z efektów pracy i z lżejszymi portfelami opuściliśmy studio.

Mój nowy nabytek znajdował się pod prawą ręką, tak, żeby pasek od biustonosza go nie przykrywał. Ericka dała sobie wytatuować obojczyk, a Jones klatę. Nasze rysunki były piękne, ale odrobinę utrudniały poruszanie się.

- Chcesz prowadzić? - zapytałam Jonesa, machając kluczykami.

- Jeszcze pytasz? - prychnął, zabierając mi przedmiot i sadowiąc się za kierownicą, pośpieszając nas.

Ze śmiechem weszłyśmy do auta, a Dean ruszył z piskiem opon.

- Nie popisuj się - prychnęła Ericka, wygodniej rozsiadając się na tylnej kanapie.

- Wiecie co jest najgorsze w tatuażach?

- Krępowanie ruchów kilka dni po tatuowaniu - podsunął Jones, a ja pokiwałam głową.

- Dokładnie - potwierdziłam.

- Myślałem, że bardziej uciążliwe będziecie dla ciebie chodzenie bez stanika - oznajmił chłopak, wskazując na część garderoby, leżącą na moich kolanach.

- To chodzenie w staniku jest okropne - sprostowała Ericka, a ja ze śmiechem potwierdziłam jej słowa.

- Skoro tak źle się w nim chodzi, to po co go ubieracie? - zainteresował się.

- Bo bieganie bez niego jest jeszcze gorsze - oznajmiła szatynka.

- Nie może być tak, źle - prychnął.

- To tak, jakbyś biegał bez gaci - wyjaśniłam.

- Kutas by mi się chyba oderwał.

Poważny ton chłopaka skwitowałyśmy głośnym śmiechem, kiwając głowami. Tak, to było dokładnie takie uczucie. Dobra atmosfera trwała do momentu przejazdu obok miejsca, gdzie opowiadaliśmy sobie o swojej przeszłości. W tamtej chwili momentalnie śmiechu ucichły, a zapanowała poważna atmosfera.

- Dzisiejsza rozmowa pozostaje między nami, tak? - zapytała niepewnie Eri, na co oboje pokiwaliśmy głowami. - To dobrze, ale wiedzcie, że jak zaczniecie mnie pilnować o jedzenie, to osobiście wcisnę je wam do gardła.

- Zrobię to samo, jak będziecie omijać tematy dzieciństwa, kasy czy rodziców - oznajmił Jones. - Jestem sierotą od sześciu lat, pogodziłem się już z tym.

- A ja nie jestem cnotką niewydymką, więc możecie przy mnie gadać o seksie, jak wcześniej. - Moje słowa nie mogły pozostać bez komentarza Deana, który westchnął z udawana ulgą.

- Jak dobrze! Już się bałem, że będę musiał zostawić komentarze na temat twojego ciała dla siebie.

- Po kim ty jesteś taki głupi - prychnęłam rozbawiona.

- Po listonoszu - zakpił, na co uniosłam ręce w niemym geście: nie wnikam. - Wiesz, że cycki ci skaczą, jak tak robisz?

- Ty się skup na drodze - nakazała Eri, gdy ja zwijałam się ze śmiechu.

Te słowa mogły wyjść tylko z ust Dean'a Jonesa. Nie ma więcej tak głupich ludzi.

Ten dzień był cholernie męczący fizycznie, ale w większej części jednak psychicznie. Dowiedziałam się o powodach powstania State, dostałam możliwość pracy w Interpolu, a jadąc na zakupy pokłóciłam się z siostrą, za sprawą czego Ericka i Jones poznali prawdę o moim życiu w Chicago. Zaufałam im, opowiadając swoją historię i mimo obawy, wierzę, że się na nich nie przejadę. Nie sądziłam, że oni też mają za sobą nieciekawą przeszłość, współczułam im, lecz jednocześnie byłam wdzięczna, że mi zaufali, a jednocześnie pozwolili mi się wygadać.

Może ponownie wyjdę na naiwną idiotkę, ale miałam nadzieję, że w końcu poznam prawdziwych przyjaciół, którzy będą przy mnie zawsze. W zakamarkach mojego umysłu pojawiały się jednak wątpliwości i strach. Przeszłość pokazała mi, że nie mogę naiwnie wierzyć każdemu spotkanemu człowiekowi, bo się przejadę, ale im zaufałam i to zaledwie po trzech miesiącach znajomości. Ufałam im i pomimo obawy, miałam przeczucie, że będzie dobrze, a to dopiero początek naszej zapewne burzliwej znajomości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro