Rozdział 1.2 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z papierami w dłoni udałam się najpierw do auta, z którego zabrałam długopis, po czym z całym moim ekwipunkiem ruszyłam na trybuny. Na torze od razu zauważyłam chłopaka, z którym wcześniej rozmawiałam. Brunet też szybko mnie zauważył, a następnie z uśmiechem, zbliżył się do miejsca, w którym siedziałam.

- Tym razem mi nie uciekniesz - powiedział rozbawiony.

- Nie byłabym taka pewna - zaśmiałam się. - Za pół godziny się pożegnamy, bo idę zwiedzać kampus.

- No to świetnie się składa. Jestem David Walker i będę twoim opiekunem w najbliższych dniach - oznajmił z szerokim uśmiechem.

- A skąd pewność, że to akurat ja jestem twoją podopieczną? - zapytałam ze śmiechem.

- Bo tylko ty przyjechałaś tak późno. Reszta kandydatów już od tygodnia tu siedzi, zapoznając się ze wszystkim.

- Niech ci będzie - odpowiedziałam.

- To skoro będziemy mieli sporo czasu na rozmowę, to na razie wybacz, ale muszę wracać do biegania, a ty chyba wypełnić kwestionariusz - zauważył wskazując na plik kartek, na co pokiwałam głową, a po chwili chłopak zniknął z powrotem na torze.

Z westchnięciem wyjęłam dokumenty, zagłębiając się w ich treść, a co jakiś czas zaznaczając odpowiednią budkę lub wpisując kilka słów we wskazanych miejscach. Pytania tutaj były cholernie szczegółowe i dotyczyły praktycznie każdego aspektu życia. Od poglądów na różne sprawy, przez karalność, aż do posiadania tatuaży czy kolczyków. Nad niektórym poleceniami musiałam chwilę pomyśleć i może to właśnie dzięki temu wypełnianie całego pliczku kartek, zakończyłam na chwilę przed tym, jak stanął przede mną chłopak.

- Możemy iść? - zapytał chłopak.

- To podobno ja na ciebie czekałam - zauważyłam rozbawiona. - Jasne, że możemy.

- Ankieta skończona?

- Na szczęście - prychnęłam - ale serio nie spodziewałam się takich pytań. Przecież to są dane wrażliwe.

- Do których oni w większości i tak mają dostęp, a po prostu chcieli sprawdzić twoją prawdomówność.

- Bez sensu - mruknęłam. - Co ich obchodzi jaki mam stosunek do polityki emigracyjnej?

- A kto ich tam wie - zaśmiał się chłopak. - Skończ się zastanawiać, a lepiej daj się porwać zwiedzaniu.

- To prowadź, przewodniku - powiedziałam rozbawiona, wskazując rękoma, jak jakaś pogodynka, w stronę drogi którą przyszłam.

- A więc proszę za mną - nakazał z poważnym wyrazem twarzy, przez co zaczęłam się śmiać.

- Gdzie najpierw? - zapytałam zaciekawiona.

- Najpierw pokażę ci co, gdzie jest w budynkach, a później pokażę ci twój pokój. Pasuje? - zaproponował.

- Pod jednym warunkiem - odpowiedziałam poważnie.

- Jakim? - zdziwił się.

- Pomożesz mi z walizkami. - Moje słowa wywołały głośny śmiech bruneta, ale pokiwał głową na zgodę.

- Nie ma sprawy - zaśmiał się.

Przez następną godzinę chodziliśmy po każdym z budynków na terenie kampusu, a chłopak, który na poważnie wziął funkcję przewodnika, pokazywał mi wszelkie ważniejsze miejsca. Pomimo, że zgubiłam się w połowie, jego wywodu, nie miałam serca mu tego mówić, a więc w dalszym ciągu poznawałam nowe miejsca.

Zaczęliśmy od budynku sportowego, w którym każde drzwi wyglądały identycznie, ale chłopak zapewnił, że z czasem nie będę miała problemu z orientacją w tym miejscu. Budynek był zdecydowanie największy ze wszystkich na kampusie i jako jedyny odbiegał od przewodniego wyglądu. Pomimo podobnej kolorystyki cały budynek był inny, obszerniejszy, ale po tym, jak dowiedziałam się, ile pomieszczeń się tu znajduje, już się nie dziwiłam. W poziomie piwnicznym było czternaście przestronnych szatni z szafkami, w których podobno znajdowało się pełne wyposażenie. Każdy poziom sportowy miał przypisane dwie szatnie: damską i męską, a dodatkowo dwie przeznaczone były dla kandydatów.

Cała powierzchnia parteru została rozdysponowana na trzy pomieszczenia. Największym z nich była sala gimnastyczna, która po przedzieleniu na dwie części, dalej posiadała wymiary typowego boiska. Druga w kolejności była strzelnica, o wygłuszonych ścianach, trzydziestu stanowiskach do strzelania i przysłoniętą szkłem salę wykładową, a najmniejszą powierzchnię zajmował magazynek z piłkami i resztą potrzebnych sprzętów sportowych. Na kolejnym piętrze znajdowało się pomieszczenie dla bokserów z ringami i workami oraz kilka mniejszych sal gimnastycznych, na przykład przeznaczonej do gimnastyki artystycznej z wszystkimi potrzebnymi równoważniami, materacami i innymi przeszkodami. Ostatnie już piętro zajmowała siłownia i ogromny basen, pod szklanym dachem, co wyglądało wręcz zachwycająco.

W następnej kolejności poszliśmy do budynku szkolnego, zaglądając do niektórych sal lekcyjnych. Jak się okazało większość z nich była typowymi pomieszczeniami, jak w każdej tego typu placówce, ale znajdowały się też pracownie specjalistyczne, których wygląd wręcz powalał na kolana. Marzenie każdego miłośnika informatyki.

Na koniec został nam internat, ale przed wejściem tam, poszliśmy do mojego samochodu, po walizki.

- Chyba nie ma sensu się rozpakowywać, skoro nie mam nawet pewności, czy tu zostanę, nie? - zapytałam.

- Chciałbym ci powiedzieć, że na pewno zostaniesz, ale nie mam takiej pewności - oznajmił szczerze chłopak.

- Dobra, to na razie biorę tylko jedną walizkę, a drugą najwyżej, jak zdam te głupie testy.

- Uda ci się - stwierdził David. - Jak się postarasz i będziesz miała otwarty umysł, to ci się uda.

- Dzięki - mruknęłam, a chwilę później już wspólnie kierowaliśmy się do budynku.

- Na parterze masz wspólny salon z telewizorami, komputerami, jakimiś grami i tego typu rzeczami. Naprzeciwko jest stołówka, w której jemy wszystkie posiłki, rozpiskę godzin będziesz miała w pokoju. Pierwsze i drugie piętro to sypialnie męskie, a na ostatnim piętrze są damskie. Pierwsza liczba z numeru pokoju, to piętro.

- Dlaczego wy macie dwa piętra, a my tylko jedno? - zapytałam zaciekawiona.

- Bo was jest co najmniej o połowę mniej - przyznał. - Mało jest dziewczyn, które znają się na komputerach i nie boją połamać paznokci.

- Nie bądź szowinistą - prychnęłam. - I czy ty mi właśnie sugerujesz, że jestem mało dziewczęca, skoro tu jestem?

- Co? - zdziwił się. - Oczywiście, że nie. Jesteś po prostu wyjątkowa.

- Wybroniłeś się - zachichotałam. - Dziękuję za komplement.

- Dobra, co jeszcze musisz wiedzieć - zastanowił się. - Masz jakieś pytania może?

- W sumie tak - potwierdziłam, siadając na pobliskim fotelu, a chłopak zajął miejsce obok mnie. - O co chodzi z tym poziomami?

- Te testy mają na celu zakwalifikować cię do odpowiedniego poziomu, zarówno z informatyki, jak i sportu - wyjaśnił. - Jest sześć stopni, najniższe są jedynki, a najwyższe szóstki. Każdy kto tu trafia, ma jedną specjalizację. Dlaczego tu trafiłaś?

- Dyrektor mojej starej szkoły mnie tu wysłał, bo włamałam się na serwer szkoły po odpowiedzi na sprawdzian z fizyki.

- Złapali cię przy tak prostym zadaniu? - zdziwił się.

- Nie do końca - zaprzeczyłam. - Moja znajoma nieumiejętnie ukryła ściągi i jak ją przyłapali, to mnie wkopała. Sprawa miała rozejść się po kościach, ale pojawił się ten list i oto jestem.

- Ciekawych masz znajomych - zauważył, a ja musiałam mu przyznać rację - ale wracając. Skoro jesteś dobra z informatyki, to pewnie wylądujesz powyżej czwartego poziomu z tej specjalizacji, a więc ze sportu wystarczy, że będziesz miała trójkę i już na pewno zostajesz.

- A na którym ty poziomie jesteś?

- Szóstym ze sportu i informatyki.

- To tak się da? - zdziwiłam się.

- Wszystko się da - zaśmiał się. - Dobra, ja muszę spadać, spotkamy się za jakieś dwie godziny, to cię zaprowadzę na test. Lotte powinna już być w pokoju, więc jakbyś miała z nią jakieś problemy, to mój pokój ma numer dwieście czterdzieści dwa - oznajmił, ale nim zdążyłam zapytać go o co chodzi zniknął już na schodach.

Niepewnie podeszłam do mojego tymczasowego lokum z pozłacanymi liczbami przyklejonymi na ciemnych drzwiach. Nad klamką znajdował się zbliżeniowy czytnik kart na wzór takich hotelowych. Przyłożyłam do niewielkiego wgłębienia moją kartę z napisem „GOŚĆ", a gdy zamek uskoczył weszłam do środka.

Pokój był duży, utrzymany, już chyba tradycyjnie dla tego miejsca, w odcieniach bieli, czerni, szarości i brązu z czerwonymi akcentami. Ściany pomalowano na beżowo, z wyjątkiem tej naprzeciwko wejścia, która w większości wykonana była ze szkła. Z tego miejsca był idealny widok na las, otaczający cały kampus, przed słońcem chroniły grube szare zasłony do ziemi, które obecnie były zsunięte po obu stronach pokoju. Przy dwóch przeciwległych ścianach stały duże łóżka, przy których stały szafeczki nocne. Proste, ale duże biurka ustawione były tak, że siedząca za nimi osoba zwrócona była tyłem do szklanej ściany. Ciemne drewno z których były wykonane pokrywały papiery i książki. Po drugiej stronie pomieszczenia stały dwie duże, narożne szafy w czarno-białych barwach.

Lewa strona pokoju już na pierwsze wrażenie wyglądała na zajętą, przez typowe zagracenie. Na łóżku leżał laptop i jakieś papiery, a wisząca nad łóżkiem półka zastawiona była jakimiś duperelami. Po tej stronie pokoju znajdowały się też drzwi prowadzące zapewne do łazienki.

Gdy stojąc z walizką pod ręką, rozglądałam się po sypialni, z przyległego pomieszczenia wyszła dziewczyna z farbowanymi na czerwono włosami z ciemnymi odrostami. Związane w wysoką, rozwalającą się po całym dniu kitkę, ukazywały tatuaż znajdujące się na prawej stronie szyi. Pionowa dziara była napisem zaczynającym się praktycznie pod uchem i sięgającym do samego obojczyka. Nie potrafiłam rozszyfrować co tam jest napisane, przez nieznany mi język. Ciemne oczy podkreśliła mocnym makijażem.

Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, a jej twarz wykrzywił wredny uśmiech.

- Napatrzyłaś się już? - prychnęła. - Czyżby moja nowa współlokatorka?

- Ta - mruknęłam, próbując olać jej chamskie zachowanie. - Jestem Cama.

- A co mnie to? - zapyta kpiąco. - Kochanie i tak jutro znowu będę sama w tym pokoju, a ty wrócisz do swojego zamku.

- Żebyś się nie zdziwiła - prychnęłam. - Mam zamiar zostać tu znacznie dłużej, a ty się musisz z tym pogodzić.

- Nie pyskuj słoneczko, bo może się to dla ciebie źle skończyć - zagroziła, wywołując mój śmiech.

- Już się boje - zakpiłam wymijając ją.

Nic więcej nie mówiąc odłożyłam walizkę pod szafą, ale faktycznie nie widziałam sensu w wypakowywaniu się, jeśli jest szansa, że jutro będę się już musiała pakować z powrotem. W szafie znalazłam kilka ubrań składających się na mundurek i strój sportowy.

Z tego co mi przy oprowadzaniu opowiedział David, wiedziałam, że na testy muszę przyjść w mundurku, więc zabierając z szafy potrzebne rzeczy i z walizki kosmetyczkę, ruszyłam w stronę drzwi, przez które niedawno przeszła czerwonowłosa.

Jak się okazało pomieszczenie, które się za nimi kryło nie było łazienką, a niewielkim korytarzykiem z dwoma kolejnymi przejściami. Jedno z nich było otwarte, więc miałam pewność, że znajduje się za nimi niewielka kuchnia utrzymana w jasnych kolorach. Były tu zaledwie trzy szafki, dwie szuflady, mikrofala, kuchenka, zlew i lodówka.

Nie poświęciłam temu pomieszczeniu zbyt wiele uwagi, a wróciłam na korytarzyk, otwierając ostatnie z drzwi, które prowadziły na szczęście do łazienki.

Pomieszczenie było przestronne i również utrzymane w jasnych kolorach. Podłoga, jaki i sufit pokryte były jasnobrązowymi panelami, a ściany pomalowane zostały na śnieżną biel. Na prawo od drzwi wejściowych stała szafka w kolorze podłogi w wbudowanym białym zlewem, nad którym wisiało duże lustro. Po drugiej stronie łazienki znajdowała się wanna i prysznic, a niedaleko nich toaleta. Z tego pomieszczenia wychodziła jeszcze jedna para drzwi, za którymi kryła się pralka i suszarka do ubrań.

Nie poświęcając więcej czasu na podziwianie widoków, przejrzałam się w lusterku, a po uznaniu, że wyglądam znośnie jedynie się przebrałam w obowiązkowy strój. W białym topie, spódnicy i luźno zawiązanym krawatem, wróciłam do pokoju, gdzie nie było już mojej współlokatorki.

Odkładając kosmetyczkę do walizki, zaczęłam się zastanawiać na czym polegać będzie ten cały test i jak sobie z nim poradzę. Nie chcę wracać do Chicago i zrobię wszystko, żeby nie musieć tego robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro