Rozdział 11.1 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dzień dobry sierżancie. Mówi Camilla Thomson. - przedstawiłam się, gdy usłyszałam dźwięk odbieranego połączenia.

- Dzień dobry. - odburknął mężczyzna. - Słyszałem, że macie dzisiaj przyjechać, zdać wszystkie rzeczy.

- Dokładnie. - potwierdziłam. - Ale mamy niewielki problem. Nie mamy jak dostać się z lotniska do szkoły.

- I co w związku z tym? - zapytał, a ja przewróciłam oczami.

- Damy radę dojechać do Creston, ale dalej nie mamy jak. Czy istnieje możliwość, żeby ktoś ze szkoły po nas przyjechał?

- Do Creston? - zdziwił się. - Nie ma szans.

- A gdzieś w pobliże chociaż?

- Ciężarówka po produkty spożywcze do kuchni będzie o czwartej po południu w Orient, dwadzieścia kilometrów od Creston. - powiedział niechętnie. - Ale nie ma szans, że wszyscy się tam zmieścicie. Maksymalnie dwie osoby.

Zamilkłam na chwilę, kalkulując wszystko w myślach.

- Da się zrobić. - oznajmiłam w końcu. - Wyśle mi sierżant adres sms i najlepiej numer do tego dostawcy, dobrze?

- Tak, ale nie licz, że podjedzie gdzieś bliżej, albo będzie na was czekać. - mruknął niechętnie mężczyzna i bez pożegnania się rozłączył.

- Stary cham. - mruknęłam, blokując jednocześnie ekran w telefonie.

- I co? - zapytał David, rozbawiony moją reakcją.

- W Orient o czwartej będzie jakaś ciężarówka po zapasy spożywcze. Da radę zabrać dwie osoby do State. - powtórzyłam słowa byłego nauczyciela strzelania. - Alex, jedziesz ze mną, nie?

- Czemu akurat wy dwie? - zapytał Jones

- Bo tylko my mamy auta. - wyjaśniłam, a przyjaciele pokiwali głowami.

- A jak się dostaniemy do Orient? - zapytała blondynka

- Nie wiem. Jedyne co mi przychodzi do głowy to stopem. - przyznałam szczerze. - Nie damy rady przejść dwudziestu kilometrów w godzinę.

- Może się udać.

- Was chyba pojebało. - warknął David, a my otworzyłyśmy szeroko oczy, bo on nigdy nie przeklina. - Myślicie, że puścimy was same z obcymi ludźmi stopem, a później z jakimś obcym facetem ciężarówką?

- Ej, no nie przesadzaj. - powiedziałam. - Przecież to nie tak, że ludzie z którymi będziemy jechać będą chcieli nas zabić, czy coś.

- A co jeśli?

- Obie umiemy walczyć i się bić. - odpowiedziałam wkurzona.

- I mam rozumieć, że masz przy sobie jakąś broń? - zakpił

- No nie, ale...

- Cama, on może mieć rację. - przyznała Lotte. - Nie chodzi o to, że jesteście słabe, ale kurwa ludzie są różni. Gdybyście jechały autem z jakimiś trzema gościami, to we dwie sobie nie poradzicie. Tym bardziej, że mogą was gdzieś wywieść.

- Jezu, jacy z was pesymiści. - jęknęłam. - A może trafimy na parę miłych staruszków, którzy poczęstują nas ciastkami z czekoladą domowej roboty?

- Wierzysz w to? - zapytał Jones z przekąsem, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.

- To co proponujecie? - zapytałam zakładając ramiona na piersi. - Auta ma tylko nasza dwójka, a White na stówę wam nic nie pożyczy. Zresztą nawet jeśli. Kto z was ma prawko na auto? Ja, Alex i Eri, a z tego co się orientuję, to Eri też jest dziewczyną.

- Jeszcze ja mam prawo jazdy. - oznajmił David.

- A ja jeżdżę bez niego. - powiedział Jones

- Niech żaden z was nie liczy, że dam mu prowadzić moje auto. - oznajmiłam pewnie.

Co innego kiedy ja jestem w moim aucie i prowadzi ktoś inny, a co innego, gdy robi to, gdy mnie nie ma.

- Alex? - zapytała Eri

- Ja mogę dać kluczyki, ale komuś kto ma prawko i nie rozjebie się na pierwszym lepszym słupie. - oznajmiła blondynka, piorunując Jonesa wzrokiem.

- To co? Jedzie David i Cama. - podsumował Nathan

- Dokładnie. - potwierdził chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.

Po chwili mój telefon się odezwał informując o nowej wiadomości. Były to informacje, o które prosiłam. Ponownie zablokowałam telefon i chwyciłam torbę, bo właśnie była nasza stacja.

Teraz ostatnia część podróży do Creston, a mianowicie pociąg.

***

Przez resztę drogi wszystko było już normalnie, gadaliśmy, wygłupialiśmy się i żartowaliśmy. Jeszcze przed wejściem do pociągu daliśmy radę kupić sobie kawy, które solidnie nas rozbudziły. Aktualnie byliśmy już w Creston i razem z Davidem kierowaliśmy się na jego obrzeża, aby łatwiej znaleźć osoby jadące w tym samym kierunku co my. Reszta naszych przyjaciół poszła do McDonalda, gdzie mają na nas czekać, aż wrócimy tu autami. Byliśmy już w prawie przy odpowiednim drogowskazie, gdy zaczęło padać.

- KURWA MAĆ! - warknęłam głośno, powodując śmiech towarzysza.

- Zapewne nie masz żadnej parasolki w tej torbie, co? - zapytał rozbawiony, a ja zaprzeczyłam ruchem dłoni.

Padało tak mocno, że już po chwili moje włosy przypominały strąki. Krótkie spodenki i bokserka nie zapewniały mi zbyt dużo ciepła, przez co zaczęłam się śmiać.

Tak wiem, jestem idiotką. Pada deszcz, jest mi zimno i się z tego śmieję, ale co zrobić? Płakać na pewno nie będę. Widząc wzrok, jakim David patrzył na mnie zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać.

- Wszystko ok? - zapytał

- Jest mi zimno, szanse na złapanie stopa, gdy obciekamy wodą spadły w zasadzie do zera, a za pół godziny musimy być w Orient, bo inaczej nie dotrzemy do szkoły. - wyjaśniłam cały czas się śmiejąc.

Gdy tylko skończyłam mówić chłopak przytulił mnie mocno do swojego torsu, tak że opierałam się o niego plecami. W pociągu przygotowaną kartkę z nazwą miejscowości do której zmierzamy, umieszczonej w koszulce, złapał w rękę, dzięki czemu mijające nas auta ją widziały.

- Cieplej? - zapytał w prost do mojego ucha

- Dzięki. - powiedziałam szczerze.

- Nie ma sprawy. - po tych słowach zapanowała cisza. Byłam pewna, że chłopak chce coś powiedzieć, ale nie wie, jak to ubrać w słowa, więc milczałam, dając mu czas do namysłu. - Cama, bo jest taka sprawa.

- No? - zapytałam, patrząc na niego przez ramię.

- Jak wrócimy do Waszyngtonu, to wyszlibyśmy gdzieś? - zapytał niepewnie

- Ale w sensie całą paczką zwiedzać? - nie zrozumiałam - Przecież nie musisz mnie pytać o zgodę.

- Nie całą paczką. Tylko ty i ja. I nie zwiedzać, a... - zawahał się na chwilę

- Czy ty mi proponujesz randkę?

- Ja... yyyy... - jąkał się. - Tak. - przez niepewność w jego głosie zabrzmiało to bardziej jak pytanie.

Odwróciłam się w jego ramionach, tak że mogłam mu spojrzeć w oczy. Jego wzrok był niepewny, jakby bał się odrzucenia. Wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam jego usta, a po chwili chłopak pogłębił pieszczotę.

Miałam ochotę to zrobić odkąd tylko chłopak przyleciał do stolicy. Przez ten czas uświadomiłam sobie, jak bardzo za nim tęsknie i że mi się podoba. Nie chodzi mi tu o wielką miłość, do grobowej deski, ale lubię go i to bardzo, a przez ten czas spędzony daleko od niego zrozumiałam, że jest to inne uczucie niż na początku myślałam. Tęskniłam też za Nathanem, Alex, czy Georgiem, ale inaczej. Nie mogę powiedzieć że mniej, bo byłoby to kłamstwo, ale na pewno inaczej.

- Rozumiem, że to znaczy tak? - zapytał, a ja się zaśmiałam i kiwając głową, po raz kolejny złączyłam nasze usta.

Naszą pieszczotę przerwał dźwięk klaksonu, więc oderwaliśmy się w tamtą stronę, a naszym oczom ukazał się samochód terenowy. Za jego kierownicą siedział młody chłopak, a obok niego dziewczyna. Oboje byli mniej więcej w tym samym wieku co my.

- Jedziemy do Greenfield. - oznajmiła dziewczyna. - Możemy was podrzucić.

- Dzięki. - powiedziałam szczerze z uśmiechem i razem skierowaliśmy się do pojazdu, a już po chwili siedzieliśmy na tylnych miejscach.

Starałam się usiąść na brzegu fotela, aby za bardzo nie zmoczyć siedzeń, a dziewczyna widząc moje starania zaśmiała się sympatycznie.

- Nie przejmuj się tym, wyschnie. Jestem Alle, a to mój brat Harry.

Nowo poznana nastolatka miała naturalnie rude włosy, sięgające jej do żeber. Kontrastujące zielone oczy były przysłonięte szkłami okularów korekcyjnych, a blada cera, lekko pokryta makijażem.

Chłopak z kolei był umięśniony porównywalnie do Davida. Włosy w kolorze tym samym co jego siostra były krótko obcięte, a identyczne oczy, były... zimne. Nie wiem, jak inaczej to ująć. W przeciwieństwie do dziewczyny, której oczy wyrażały sympatie, jego ukazywały jej całkowity brak. Były puste. Jakby nie miał żadnych uczuć. Jeśli mam być szczera, to były przerażające i pewnie gdyby nie Alli i David, nie wsiadłabym do tego auta.

- Jestem Cama, a to David. - przedstawiłam nas.

- Słodko razem wyglądacie. - oznajmiła z uśmiechem, a moje policzki lekko się zaróżowiły, gdy spojrzałam na chłopaka, który posłał mi szeroki uśmiech.

- Dzięki. - powiedział i przyciągnął mnie lekko do siebie, tak, że mogłam się wtulić w jego pierś, co też uczyniłam.

- Długo jesteście razem? - zapytał kierowca

- My nie... -- zaczęłam, ale przerwał mi głos Davida

- W sumie z pięć minut. - zaśmiał się, a następnie spojrzał na mnie pytająco, a ja z szerokim uśmiechem skinęłam głową i lekko pocałowałam go w kącik ust.

- To gratuluję. - zaśmiała się dziewczyna. - Ładnie razem wyglądacie. - oznajmiła w odpowiedzi otrzymując mój uśmiech. - Skąd jesteście?

Na pytanie dziewczyny początkowo chciałam odpowiedzieć Chicago, bo to odpowiedziałabym jeszcze dwa miesiące temu, ale teraz nie byłoby to prawdą.

- Waszyngton. - powiedziałam w końcu.

- Długo się zastanawiałaś nad tą odpowiedzią. - zauważył kierowca.

- Bo dopiero od miesiąca jestem w stolicy, a dopiero od soboty będę tam na stałe. - wyjaśniłam

- My też jesteśmy ze stolicy. - oznajmiła Alle ze szczerym uśmiechem. - Jakie to bezsensowne. Mieszkamy w tym samym mieście, a spotykamy się przez stopa tysiąc mil dalej.

Wspólnie zgodziliśmy się za słowami rudowłosej, a dalszą część drogi pokonaliśmy na rozmowie. Jak się okazało Harry, jest normalnym chłopakiem, a ja za szybko go oceniłam po pozorach. Jednak cieszy mnie fakt, że nie okazałam mu swojego pierwszego wrażenia na widok jego osoby, bo wyszłabym na sukę.

Chwilę przed Orient wymieniliśmy się numerami, aby już w stolicy móc iść wspólnie na jakąś imprezę, czy coś.

Nasi nowi znajomi podwieźli nas prawie pod sam magazyn, gdzie mieliśmy spotkać się z dostawcą, więc do przejścia zostało nam niewielki odcinek, a dzięki im wskazówką na pewno nie zabłądzimy. Jedynym minusem, nawet tak krótkiej wędrówki jest fakt, że dalej pada, ale jakoś to przeżyjemy. Podziękowaliśmy im i po krótkim pożegnaniu ruszyliśmy pieszo do magazynu.

Nawet nie wiem w którym momencie David złapał mnie za rękę, spojrzałam zdziwiona na nasze złączone dłonie, a następnie na chłopaka, który się słodko do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech, ale w moim umyśle dalej panował huragan.

Nie wiem co czułam. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że Davidowi na mnie zależy, co prawda zdziwił mnie fakt, iż chłopak zdecydował się na taki ruch, bo zawsze myślałam, że jest nieśmiały, ale nie narzekam. Z drugiej strony bałam się. Dotychczas nie miałam miłych wspomnień ze związkami i po prostu nie byłam pewna, czy teraz będzie inaczej, a na prawdę nie chciałabym stracić Davida. Dodatkowo nie podobał mi się fakt, że jak nam nie wyjdzie, to nasza przyjaźń pójdzie się jebać.

- O czym myślisz? - zapytał brunet, wyrywając mnie zza myślenia.

Byliśmy już przed magazynem, a ponieważ dalej padało, schowaliśmy się pod zadaszenie. Nie mając ochoty dłużej stać, usiadłam na betonowych schodkach, a ponieważ chłopak dalej trzymał mnie za rękę, pociągnęłam go w dół, więc zajął miejsce obok mnie.

- Szczerze, to myślałam o tym, że jakby nam nie wyszło, to nasza przyjaźń pójdzie się jebać. - przyznałam szczerze, a David mnie objął.

- Nie zamartwiaj się tym. Jest dobrze i będzie, a nawet jeśli nie, to i tak zawsze będziesz moją przyjaciółką. - powiedział. - Nie mam zamiaru cię tracić.

Słowa bruneta wywołały mój uśmiech. Mocniej wtuliłam się w chłopaka, co on natychmiast odwzajemnił, głaszcząc mnie lekko po plecach.

Kilka minut później na parking wjechała jakaś ciężarówka, więc po zapytaniu kierowcy, czy jedzie do State, weszliśmy do środka.

Mimo tego, że kierowca to stary gbur, byłam mokra od deszczu, trzęsłam się z zimna, a podróż ciągnęła się w nieskończoność, byłam też szczęśliwa, bo mogłam się wtulić w ramiona chłopaka na którym mi zależało.

Do szkoły dotarliśmy w pół godziny, przebraliśmy się i dwoma autami ruszyliśmy do Creston po przyjaciół.

Po zaparkowaniu, udaliśmy się do McDonalda gdzie mieli na nas czekać.

- Powiemy im? - zapytałam

- To nasi przyjaciele, mają prawo wiedzieć. - zauważył, łapiąc mnie za rękę.

Gdy znaleźliśmy się przy przyjaciołach ich wzrok momentalnie znalazł się na naszych splecionych dłoniach.

- Wiedziałam. - pisnęła Alex, a następnie spojrzała na Jonesa. - Wisisz mi stówę, debilu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro