Rozdział 12.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się gdy na zewnątrz było już ciemno, a wszystkie moje mięśnie były zesztywniałe od niewygodnej pozycji w jakiej spałam. Po wcześniejszej rozmowie Eri szybko zasnęła z głową na moich kolanach i nogami pomiędzy kartonami, a siedzeniem. Ja z kolei spałam oparta o szybę, a mój kark błagał o litość. Złapałam się za bolące miejsce z tyłu szyi i zaczęłam kręcić głową, aby minął dyskomfort.

- O obudziłaś się. - powiedział Jones siedzący na miejscu pasażera. - Chcesz kawę?

Pokiwałam twierdząco głową, a już po chwili w mojej dłoni znalazła się papierowy kubek z ciepłym jeszcze naparem z ziaren.

- Która godzina? - zapytałam

- Po drugiej. - wyjawiła Lotte, a ja szeroko otworzyłam oczy. - Trochę pospałaś. - zaśmiała się.

- Za ile będziemy?

- Pół godziny. - odpowiedział Jones. - Jaki to był adres?

- Czego? - zapytałam nie bardzo kontaktując

- Naszego nowego domu. - wyjaśnił spokojnie, a ja przeczytałam mu odpowiednie dane, które Brown przesłał mi wczoraj wiadomością tekstową, a Dean wklepał je do nawigacji.

- Ej, a w domu nie będzie żarcia, nie? - powiedziałam na głos swoje wątpliwości.

- Raczej nie. - potwierdziła Lotte, a ja jęknęłam niezadowolona. - A co?

- Głodna jestem. - pożaliłam się i jakby na potwierdzenie moich słów, zaburczało mi w brzuchu.

W odpowiedzi usłyszałam śmiech przyjaciół, a już po chwili w mojej ręce była papierowa torba z jedzeniem z McDonalda. Jęknęłam zadowolona czym tylko pogłębiłam śmiech rodzeństwa.

- Co tak pachnie? - zapytała zaspanym głosem Eri, wiercąc się jednocześnie na moich kolanach.

- Jedzenie. - powiedziałam rozbawiona, ale podałam jej jedną bułkę zawiniętą w papier.

- Dziękuję. - mruknęła zadowolona, siadając i zatapiając zęby w tłustym burgerze, co uczyniłam także i ja. - Ej, jedziemy odwieść te wszystkie rzeczy, a później na zakupy spożywcze?

- Jest druga w nocy. - zauważyła Lotte.

- No to w całodobowych supermarketach nie będzie kolejek. - wtrąciłam

- To jedziemy. - zadecydował Jones. - Czym krótsze zakupy z wami tym lepiej. - zaśmiał się w odpowiedzi otrzymując walnięcie w tył głowy od Eri. - No dzięki.

- Nie ma za co. - powiedziała uśmiechając się niewinnie.

***

Pod naszym nowym domem byliśmy po piętnastu minutach. Wejścia broniła żelazna brama, za którą ciągnął się brukowany podjazd, prowadzący wprost do garażu, który tak jak i bramę otwierało się pilotem dołączonym do kluczy. Dwupiętrowy budynek był ogromny, w większej części pokryty szybami. Wstęp do niego chroniły duże czarno-szklane drzwi w pasy, a dodatkową ochroną był alarm, który odblokowywało się specjalnym kodem.

Samochód zostawiliśmy na podjeździe, aby samemu móc pozwiedzać i oczywiście zająć sobie najfajniejsze pokoje. Szybko wyskoczyliśmy z pojazdu i ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych, a po odblokowaniu ich weszliśmy do środka, gdzie zapaliliśmy światło, bo księżyc dawał raczej słabe oświetlenie. Znaleźliśmy się w przestronnym korytarzu w którym znajdowała się duża szafa na kurtki, dalej po prawej stronie szklane schody prowadzące w górę i w dół do części piwnicznej. Za schodami znajdowały się drzwi, które bez wahania otworzyłam i jak się okazało za nimi była mała łazienka. Skierowaliśmy się na wprost, gdzie naszym oczom ukazał się ogromny salon.

Szare ściany komponowały się z kanapami w tym samym odcieniu. Ułożone w literę "L" sofy pokrywały białe, czarne i czerwone poduszki, a na pobliskiej ścianie wisiała duża plazma. Telewizor i miejsce do spoczynku oddzielała mała, czarna ława. Z prawej strony pomieszczenia było wyjście na taras, a z lewej na dwustopniowym podwyższeniu stał ogromny stół jadalniany z dziesięcioma krzesłami. Kawałek dalej znajdowała się otwarta kuchnia z wysepką. Idąc dalej korytarzem znaleźliśmy się w wąskim przejściu z dwoma drzwiami, gdzie jak się okazało były nasze sale lekcyjne. Niewielkie pomieszczenia wyglądały identycznie co te w naszej szkole, tylko trzy razy mniejsze. W każdej było sześć dużych biurek, takich jak w salach informatycznych State, a z przodu sali miejsce dla nauczyciela.

Po wyjściu z części lekcyjnej schodami skierowaliśmy się na pierwsze piętro. Tutaj były cztery sypialnie i taka sama ich ilość piętro wyżej. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju w którym momentalnie się zakochałam.

Sypialnia była średniej wielkości pomieszczeniem utrzymanym raczej w ciemnych barwach. Szare ściany, czarne panele i kontrastujący jasny sufit. Wysokie białe łóżko z grubym materacem i pościelą w tym samym kolorze, ozdabiała krucza narzuta ułożona w poziomy pas na jego końcu i błękitny koc przerzucony przez nią. Dodatkową ozdobą tego mebla były czarne i błękitne poduszki, które w dużych ilościach pokrywały jego wezgłowie. Po jego obu stronach stały niewielkie szafki nocne z błękitnymi lampkami na nich. Na lewo od łóżka znajdowały się drzwi wkomponowane w ścianę tak, że były prawie całkowicie nie widoczne, i gdyby nie fakt, iż były delikatnie uchylone, pewnie bym je przeoczyła. Przed posłaniem leżał śnieżnobiały, puchaty dywan, po którym miało się aż ochotę przejść boso. Cała ściana vis a vis wejścia to jedno wielkie okno z drzwiami na balkon. Wyglądało to ślicznie, ale wizja mycia tego już niekoniecznie, więc lekko się skrzywiłam na twarzy, ale postanowiłam tego nie komentować. Niedaleko drzwi wejściowych stała przestronna szafa, w której spokojnie zmieszczę wszystkie swoje rzeczy. Jednym z ostatnich mebli w pokoju było ogromne biurko znajdujące się naprzeciwko łóżka. Czarny mebel ustawiony został w około półtorametrowej odległości od ściany przy której stała duża gablota na papiery. Pomiędzy meblami znajdował się także fotel na kółkach, a przy oknach stał kolejny, ale tym razem nie ruchomy. W kilku miejscach na ścianach wisiały ramki na zdjęcia i różne krajobrazy.

Na widok tej sypialni moją twarz momentalnie pokrył szeroki uśmiech.

- Cama! Gdzie jesteś? - zawołała Lotte.

- Tutaj. - odkrzyknęłam. - I się stąd nie ruszam.

Moi przyjaciele momentalnie znaleźli się w tym pomieszczeniu, a widząc moją szeroko uśmiechniętą twarz, zaczęli się śmiać.

- Czyli Cama ma już swój pokój. - zaśmiała się Eri

- Dokładnie. Ktoś jeszcze coś wybrał?

- Tak. - odezwała się Lotte. - Będziemy sąsiadkami.

Posłałam jej uśmiech który dziewczyna odwzajemniła.

- A ja chcę ten pokój na przeciwko Camy. - powiedziała Eri, pogłębiając nasz śmiech.

- Wedle życzenia. To wy sobie tu po obserwujcie, a ja idę zwiedzić drugie piętro. - zakomunikował Jones.

- Ani mi się śni. - zaprzeczyła jego siostra. - Idziemy z tobą.

***

Po zwiedzeniu kolejnego piętra, na którym Jones znalazł pokój idealny dla siebie, poszliśmy zobaczyć poddasze, a następnie garaż.

Strych był wprost zajebisty. Nie było tutaj żadnych ścianek działowych, a jedynie gdzieniegdzie znajdowały się filary podtrzymujące całą konstrukcję. Całe te ogromne pomieszczenie pełne było najróżniejszych sprzętów sportowych, których mogłaby nam pozazdrościć nie jedna siłownia.

Garaż przypominał strych pod względem układu pomieszczeń, a w zasadzie ich braku. Jedynym pomieszczeniem odgrodzonym ściankami była pralnia i suszarnia w jednym, ale nie robiło to dużej różnicy w metrażu. Więc spokojnie można powiedzieć, że piwniczny poziom prawie w całości przeznaczony był dla pojazdów, a jego pierwszymi mieszkańcami były nasze cudeńka od Clemarka, które już stały na swoich miejscach, wywołując uśmiech na naszych twarzach.

Z Toyoty zabraliśmy nasze bagaże i obróciwszy kilka razy między sypialniami, a autem udało nam się wszystko zanieść. Póki co nie przejmowaliśmy się rozpakowywaniem toreb, a zamiast tego wyszliśmy z domu i po zakluczeniu budynku, wsiedliśmy z powrotem do RAV4, którą popędziliśmy do najbliższego całodobowego supermarketu. Oczywiście niezbędna była przy tym nawigacja, bo szczerze to nie miałam pojęcia gdzie co jest.

W sklepie byliśmy po niecałych dziesięciu minutach, a dzięki temu, że było już po czwartej, byliśmy praktycznie jedynymi klientami. Zabraliśmy dwa wózki, z którymi zaczęliśmy spacerować między regałami wrzucając wszystko co mogło się przydać, a przy ośmiu osobach było tego naprawdę sporo.

- Nie mogę uwierzyć, że głupie zakupy spożywcze, a tyle kosztują. - jęknęła Lotte, wypakowując z koszyka do auta dwie siatki.

- Nie przesadzaj zapchaliśmy cały bagażnik. - odezwał się jej brat.

- I wydaliśmy na to prawie pół tysiąca.

- Ty serio dramatyzujesz. - zaśmiałam się. - Zapłaciliśmy trzy i pół stówy, a nie pół tysiąca.

- Czepiasz się nie istotnych szczegółów. - prychnęła czerwonowłosa, wywołując nasz śmiech.

Gdy wróciliśmy do domu było już jasno, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Rodzeństwo zmęczone po nieprzespanej nocy udało się do swoich nowych sypialni, a Eri i ja zajęłyśmy się wypakowywaniem zakupów.

Nowa kuchnia była serio idealna. Utrzymane w kolorze mlecznej czekolady szafki zajmowały większą część ścian, sięgając przez prawie całą ich wysokość. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna wyspa z szafkami i wprost idealnym do przyrządzania posiłków, blatem. Po prostu idealne miejsce dla miłośników gotowania, a pewnie gdybym nim była nie mogłabym się przestać zachwycać.

Wspólnie pochowałyśmy zakupione wcześniej produkty do ogromnej zabudowanej lodówki i szafek, a następnie zrobiłyśmy sobie kanapki, licząc, że to nas chociaż odrobinę bardziej zmęczy i pójdziemy w końcu spać.

Oczywiście jak to w życiu bywa, to co robimy w jakimś celu przynosi odwrotne rezultaty. Będąc jeszcze bardziej rozbudzonymi niż wcześniej, zabrałyśmy się za wypakowywanie naszych rzeczy. W tym celu udałyśmy się do pokoju szatynki.

Pokój Ericki był przeciwieństwem mojego. Dwie ściany pomalowane były na biało, kolejna, tak jak u mnie w całości była wykonana ze szkła, a ostatnią pokrywała jasna boazeria. O tą właśnie opierał się zagłówek dużego, białego łoża, przykrytego szarą narzutą. Po obu jego stronach stały szafeczki nocne w kolorze śniegu, a na nich znajdowały się lampki w pudrowym kolorze. Podobnie jak u mnie, w nogach łóżka leżał biały, puchaty dywan, a trochę dalej znajdowało się biurko, gablota i krzesło. Znajdowała się tutaj także podobna do mojej szafa, z tą różnicą, że u niej wszystkie meble były w jasnych barwach. Dodatkowymi elementami wystroju znajdującymi się w tym pomieszczeniu były półki na książki wiszące w kilku miejscach, ogromne pudrowe poduchy do siedzenia leżące przed oknami i wiszący fotel, którego szczerze jej zazdrościłam. Tak jak ja, dziewczyna miała swoją prywatną łazienkę.

Z kubkami pełnymi herbaty w dłoniach podeszłyśmy do szafy, aby móc zapoznać się z jej wnętrzem. Prawa strona szafy przeznaczona była na wieszaki o czym informowały dwa drążki zamocowane na różnych wysokościach. Nad nimi przez całą długość mebla była jedna ogromna półka, ale żeby się do niej dostać, trzeba być olbrzymem... albo Jonesem. Druga część szafy była królestwem drewnianych deseczek w najróżniejszych rozmiarach. Od tych maleńkich na buty, przez większe na normalne ciuchy, do ogromnych, których przeznaczenie jest dla mnie tajemnicą. Znajdowało się tu także pięć szuflad, najpewniej na bieliznę, ale nie miałam pojęcia po co ich aż tyle.

Nie myśląc nad tym więcej zabrałyśmy się do pracy. Z naszymi herbatami i pełnymi walizkami usiadłyśmy przed szafą i zaczęłyśmy rozkładać na gromadki ubrania, aby następnie przenieść je na półki i wieszaki.

- Ej Cama? - ciszę towarzyszącą naszej pracy, przerwała szatynka.

- No? - zapytałam nie odrywając oczu od koszuli którą właśnie zakładałam na wieszak.

- Jeśli chodzi o to co było w Jacksonville... - zaczęła, ale błyskawicznie jej przerwałam.

- Nie ma o czym gadać. - oznajmiłam poważnie odwracając się do niej twarzą.

- Jest. - odpowiedziała takim samym tonem. - Chciałam cię przeprosić za to, że na ciebie wrzeszczałam.

- Nie przepraszaj mnie. - powiedziałam szczerze. - A na pewno nie za takie głupoty, bo ja wtedy też musiałabym cię przepraszać, a tego nie lubię. Było, minęło, zapomnijmy o tym, ok?

- Jasne. - zgodziła się dziewczyna, a jej twarz wykrzywił szeroki uśmiech.

- Ty mi lepiej powiedz kto to Junior. - zaśmiałam się, a uśmiech dziewczyny momentalnie zrobił się sztuczny.

- Kolega. - odpowiedziała ostrożnie. - Chciałam się z nim spotkać przed wyjazdem, ale się przeprowadził.

- Eri... Nie jestem idiotką. - ponownie zachichotałam. - Wiem kiedy kłamiesz...

- Teraz nie kłamię. - zaprzeczyła

- Ale kluczysz w prawdzie. - odpowiedziałam bez zawahania. - Czegoś nie chcesz mi powiedzieć i dlatego gadasz ogólnikami. - gdy dziewczyna chciała ponownie się sprzeciwić szybko dodałam. - Okey, ja nie widzę tego, że kluczysz, a ty przez tydzień będziesz za mnie zmywać naczynia. - zaproponowałam z przebiegłym uśmiechem, w zamian otrzymując od rozbawionej szatynki bluzką w twarz.

Widziałam, że nie chce o tym gadać, więc postanowiłam nie drążyć tematu, mimo iż zżerała mnie ciekawość. Jak Eri będzie chciała, to sama mi o tym powie.

- Niech ci będzie. - zaśmiała się. - Ale teraz lepiej gadaj. - powiedziała nagle poważniejąc i wskazując na mnie palcem. - Ty i David? No nie powiem interesująco.

Prychnęłam lekko, widząc wyraz jej twarzy.

- Co mam gadać? Przecież wszystko ci już powiedziałam.

- Ja wiem, ale dalej to jakieś dziwne. Ty i David? Jesteście swoimi przeciwieństwami.

- A przeciwieństwa się przyciągają. - przypomniałam. - Daj spokój. Zależy mi na nim, a z tego co się orientuję to mu na mnie też. Dlaczego mielibyśmy nie spróbować.

- Dobra, rozumiem. - powiedziała, a ja odetchnęłam z ulgą, bo już naprawdę miałam dość tego tematu. - A co w ogóle u nich? Kiedy będą?

- Ogólnie mieli być dzisiaj wieczorem, ale będą dopiero jutro w południe.

- Czemu? - spytała

- Mieli nocować w Madison, a później w Detroit, ale coś źle przekalkulowali i gdzieś dłużej zostali, więc wszystko się poprzesuwało. A przynajmniej tyle zrozumiałam ze słów Davida.

Moje słowa wywołały śmiech szatynki, która świetnie się orientowała jak zakręcone potrafią być jego wyjaśnienia. W takiej atmosferze kontynuowałyśmy pracę, najpierw w jej pokoju układając ubrania, książki i inne drobiazgi, a następnie powtarzając te czynności w mojej sypialni.

Gdy skończyłyśmy było już po jedenastej i w końcu byłyśmy na tyle zmęczone, że mogłyśmy iść spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro