Rozdział 17.1 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poniedziałek nastał szybciej niż się mogłam tego spodziewać. W czwartek Le i Pay zgodnie z poleceniem zawiozły mnie na tyły, tam wdrapałam się na drzewa, a później już bez żadnych komplikacji na balkon i do pokoju. Szybko schowałam otrzymany od Nicolasa telefon do szafki nocnej, przebrałam bluzę na porozciąganą koszulkę w której zazwyczaj chodziłam po domu i lekko zniszczyłam kitka, w jakiego miałam związane włosy. Udając, że dopiero wstałam wyszłam z pokoju, kierując się do salonu, gdzie siedział Jones. Chłopak podobno przed dobre dziesięć minut próbował się dostać do mojego pokoju, ale miałam zakluczone drzwi z kluczem włożonym w zamek, więc mu się to nie udało. Wcisnęłam mu kit, że zasnęłam ze słuchawkami na uszach, a on w to bezproblemowo uwierzył.

Piątkowy ranek minął w miarę szybko, bo nic wyjątkowego się nie działo. Po południu i przez cały weekend mieliśmy lekcje i dopiero teraz zrozumiałam na jakim poziomie my jedziemy, a był on po prostu szalony. Z Jonesem ominęliśmy niby tylko trzy dni, a się czułam jakbym wracała po półtora miesięcznej nieobecności. Nie ogarniałam kompletnie nic, ale jakoś to poszło.

Dzisiaj za dokładnie pół godziny zaczynamy pracę, a ja aż boję się myśleć co się tam działo pod naszą nieobecność.

***

Zmianę jak zwykle zaczęliśmy od głównego zebrania całego oddziału, podczas którego wszyscy dziwnie gapili się na Jonesa i na mnie. Spowodowane to było zapewne naszą długą nieobecnością, a dodatkowo mój policzek w dalszym ciągu szpeciła blizna, której w żaden sposób nie zakryłam.

Chciałam to zrobić, ale przypomniały mi się słowa Nicolasa, żeby nie wstydzić się blizn. Mimo, że nie lubię tego człowieka, jego słowa do mnie dotarły. Nie mam zamiaru się wstydzić czegoś na co nie mam wpływu. Te blizny są symbolem tego, że nie jest tak łatwo mnie złamać, bo gdyby było, to moje ciało nie pokrywałaby żadna skaza.

Mimo, że nie do końca komfortowo się czułam wśród tych wszystkich spojrzeń, ale dzielnie je ignorowałam. Spotkanie było krótkie, ale dość treściwe, lecz prawda była taka, że prawie nic z niego nie rozumiałam. Po zebraniu ogólnym naszła kolej na spotkania w mniejszym gronie, a konkretniej grup operacyjnych. Cała nasza ósemka, Miller, Brown i nasi zmiennicy udała się do naszego gabinetu, a tutaj też nie obyło się bez mało przyjemnych spojrzeń na moją osobę.

- A tobie kochanie co się stało? - zapytał mnie Vincent, zmiennik Jonesa.

- Małe komplikacje na akcji.

- Clemarka pojebało, że wysyła gówniarzy na akcje? Przecież to było pewne, że coś spierdolicie. - odezwał się John, główny analityk, drugiej zmiany.

- John...- powiedział ostrzegawczo Brown.

- Uważaj żeby ciebie nie pojebało. - warknęłam

- Grozisz mi skarbie?

- To była tylko rada.

- A ja radzę ci zakryć tą szramę, bo inaczej nikt cię nie zechce skarbie.

- Zaraz ci wpierdolę. - powiedziałam o dziwo spokojnie, opierając się wygodniej o fotel i zakładając ręce na piersi.

- Tym razem to już groźba, więc mogę wnieść oskarżenie.

- Skąd pomysł, że to groźba? - zakpiłam.

- A co ostrzeżenie? - prychnął. - Nie pogrążaj się skarbie. Nie dość, że jesteś teraz oszpecona, to jeszcze charakter do dupy.

- To nie było ostrzeżenie. Kurwa wróżką zostałam i zaczęłam przewidywać przyszłość. -warknęłam zrywając się z miejsca i podchodząc pod jego fotel, który szybko odwróciłam.

- Pięć minut z gangsterami starczyło, abyś zaczęła łamać prawo?

- Nie kurwa, dwie minuty z tobą wystarczyły.

- Camilla. -usłyszałam spokojny głos Browna - Uspokój się i usiądź na swoim miejscu.

Nic nie mówiąc odwróciłam się na pięcie i już chciałam wrócić, ale poczułam uścisk na lewym nadgarstku. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystała. Błyskawicznie się odwróciłam i wolną ręką sprzedałam mu prawego sierpowego.

Mężczyzna zaklął, podkładając rękę pod krwawiący nos, a reszta spojrzała na mnie w szoku.

- Samoobrona. Złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Broniłam się. - oznajmiłam wzruszając ramionami i powróciłam na swoje wcześniejsze miejsce.

Kątem oka zauważyłam delikatny uśmiech na twarzy Browna i Millera, które na siłę starali się ukryć. Moi przyjaciele nie mieli z tym absolutnie żadnego problemu i siedzieli z bananem na twarzy.

- Dobra... Chyba nie mamy zbyt wiele do omówienia, więc darujemy sobie to spotkanie. Możecie się rozejść. - oznajmił Brown i tak też zrobiliśmy.

John wychodząc z pomieszczenia nie omieszkał posłać mi piorunującego spojrzenia, co skwitowałam pewnym siebie uśmiechem.

- Suka. - warknął, gdy mnie mijał, a ja w odpowiedzi się jedynie zaśmiałam.

- Camilla. - upomniał mnie Brown

- No co?

- Nic. - westchnął mężczyzna. - Ale teraz jeśli pozwolisz, powróćmy już do pracy. W skrócie wam opowiem co się działo podczas waszego zwolnienia, a szczegółów dowiecie się już w swoich gabinetach. No to tak, informatykom udało się zyskać dostęp do wszystkich kamer w pobliżach siedzib Twenty i póki co obserwują ich, aby uzyskać jak najwięcej informacji. Raporty z tego przesyłane są analitykom, którzy te wszystkie informacje uporządkowują i segregują, na te ważne i mniej ważne. Nathan i Alex w tym czasie zajmowali się przesłuchiwaniem Twenty, którzy wpadli na jakichś drobnych akcjach. Nie są to liderzy, a jedynie pomniejsi gangsterzy, bo łapanka jest dopiero planowana, czym także zajmują się analitycy. Z mojej strony to chyba wszystko, macie jakieś pytania? - zapytał mężczyzna, ale zarówno Jones, jak i ja zaprzeczyliśmy ruchem głowy. - Dobra, tak jak mówiłem szczegóły opowie wam już reszta. Zabierajcie się do pracy.

Postąpiliśmy zgodnie z sugestią mężczyzny i już po kilku minutach wspólnie z Ericką i Lotty siedziałyśmy w naszym gabinecie.

Muszę przyznać, że pod moją nieobecność sporo się tu zmieniło. Teraz już każdą tablicę korkową pokrywały zdjęcia z podpisami, a mapy mieniły się pinezkami w różnych kolorach.

Obok mojego biurka stało kilka kartonów, wypełnionych po brzegi dokumentami.

- O kurwa. - przeklęłam, widząc to.

- No, trochę się nazbierało przez te dwa tygodnie.

- Zajebiście. - mruknęłam. - Lepiej mi powiedzcie co ja mam z tym do chuja zrobić.

- Podpisać. - zaśmiała się Eri. - Ale radzę ci ich nie mieszać, bo inaczej będziesz musiała je czytać i sprawdzać czego dotyczą.

- Ale co to jest?

- Postępy naszej pracy, które czekają na podpisy głównego analityka. - wyjaśniła Lotte

- Spokojnie, to tylko tak strasznie wygląda. Na każdym pliku kartek masz nalepkę, z streszczeniem czego dotyczy, przeczytaj te nalepki, podpisz i możesz nam oddać, a my się już tym zajmiemy. Przy okazji pokażemy ci co i jak, bo trochę pracy nam przybyło.

- No dobra. - mruknęłam niechętnie siadając do biurka, na które wyłożyłam zawartość pierwszego kartonu.

Pudełko odłożyłam na bok, a sama wzięłam pierwszy plik kartek zszytych ze sobą. Na pierwszej stronie była przyklejona karteczka samoprzylepna, na której widniały słowa zapisane pismem Ericki.

"Raport z przesłuchania Thomas'a S. Daniels'a, klika Fort Totten. Podpisz stronę 10, 18 i ostatnią."

- Jak podpiszesz, to zerwij te nalepki. - dodała dziewczyna, a ja pokiwałam głową, zabierając się do pracy.

Na każdej stronie, którą wskazała mi nastolatka, przybiłam pieczątkę ze swoim nazwiskiem, a następnie złożyłam na niej podpis. Identycznie postępowałam, z każdym dokumentem, a składanie podpisów zajęło mi dobre dwie-trzy godziny.

- Skończyłam. - mruknęłam ucieszona, opadając wygodniej na fotel.

- Wszystko? - upewniła się Ericka, odrywając wzrok od komputera, w odpowiedzi otrzymując moje potwierdzające skinięcie. - To idziemy. Lotte, lecisz też?

- Nie, zajęta jestem. - zaprzeczyła dziewczyna.

Szatynka podeszła do mojego biurka, gdzie przyjrzała się nalepkom na kartonach, a po chwili podsunęła mi dwa z nich, sama biorąc kolejne.

- Te idziemy zanieść na parter na skan. - oznajmiła nastolatka

- I to wszystko będziemy musiały skanować? - zapytałam z nadzieją, że dziewczyna zaprzeczy.

- Nie. - zaśmiała się, a ja odetchnęłam z ulgą. - My to tylko tam zanosimy, a informatycy to zeskanują i wyślą nam, my odpowiednie dokumenty wrzucamy do serwera, a inne zostają w naszych komputerach.

- To luz.

- W szufladzie masz naklejki, wyjmij je. - poleciła, a po otworzeniu jej, ukazało mi się kilka rolek czegoś na kształt taśmy, ale na nich były naklejki z kodem paskowym i moimi danymi. - Przyklej po jednej naklejce na każdy z tych czterech kartonów.

Ponownie wypełniłam polecenie przyjaciółki. Już po chwili wspólnie ruszyłyśmy do windy, a stamtąd do pomieszczenia z kilkoma kserokopiarkami.

- Hej chłopaki. - przywitała się moja współtowarzyszka.

- Hej Eri, hej Lo... - zaczął chłopak, ale urwał gdy się odwrócił. - Nie jesteś Lotte. - zauważył, a szatynka i ja zaczęłyśmy się śmiać.

- Nie, to Cama. Moja szefowa.

- Hej, jestem Mike. - przedstawił się blondyn wyciągając rękę do uścisku, więc przełożyłam kartony w jedną rękę, tak żeby mi nie przeszkadzały,a następnie uścisnęłam jego dłoń.- Czemu cię wcześniej nie spotkałem?

- Bo byłam na zwolnieniu. - oznajmiłam. - Gdzie to położyć?

- A jasne. Postawcie na tamten regał. Chłopacy mają przerwę, ale jak się zjawią to zajmiemy się nimi.

- Dzięki. - powiedziałam odstawiając je na wskazane przez chłopaka miejsce, a Eri postąpiła podobnie do mnie.

- Rozumiem, że kartony później do archiwum?

- Jak zawsze. - zaśmiała się Eri, a chłopak momentalnie odwzajemnił uśmiech mojej przyjaciółki.

Coś tu się wyrabia...

- Dla ciebie wszystko. - powiedział, a dziewczyna się zarumieniła.

Z pewnością coś tu się wyrabia... Czyżby Eri była zauroczona tym całym Mikiem?

- My musimy lecieć. - oznajmiła nastolatka, próbując zakryć policzki włosami, które na jej nieszczęście były związane. - Jeszcze sporo pracy mamy.

- Jasne, nie ma sprawy. Widzimy się później. - posłał jej uśmiech, który dziewczyna natychmiastowo odwzajemniła. - Pa Cama, miło było poznać.

- I wzajemnie. - oznajmiłam opuszczając pomieszczenie. - Co to było?

- Co? - zdziwiła się

- Podoba ci się. - powiedziałam, naciskając w windzie przycisk z odpowiednim numerem piętra.

- Nie wiem o czym mówisz.

- Oj ty już dobrze wiesz. Podoba ci się ten cały Mark.

- Mike. - poprawiła, a ja się uśmiechnęłam z wyższością.

- Nie zaprzeczyłaś.

- I weź tu się kurwa przyjaźń z kujonem z psychologii. - prychnęła, wywołując mój śmiech.

Reszta zmiany dłużyła się w nieskończoność. Razem z Eri skończyłyśmy roznosić pudła z zaległymi dokumentami, chwilę po tym uporządkowywałyśmy elektroniczne raporty, których skan przesłał nam Mike, a na końcu zajęłyśmy się tymi dzisiejszymi od Millera i reszty.

Jedną półgodzinną przerwę spędziliśmy całą ósemką na lunchu w pobliskiej kawiarni.

Krótko przed końcem pracy na moim komputerze ukazało się powiadomienie.

- Simpson nas wzywa. - przeczytałam na głos, a dziewczyny pokiwały głowami, że widzą.

Powyłączałyśmy wszystko i zabierając uprzednio wszystkie nasze rzeczy ruszyłyśmy do windy, a tam całą dziesiątką udaliśmy się na parter, a następnie odpowiednią windą pod gabinet szefa Interpolu.

Sekretarka Simpsona bez słowa wskazała nam drzwi, więc bez wahania weszliśmy do środka. W środku znajdował się już Simpson i Clemark.

- Usiądźcie. - polecił ten pierwszy, więc tak też zrobiliśmy. - Jakieś postępy?

- Na razie nic nowego. - odpowiedział Brown

- A jak wasza dwójka sobie radziła dzisiaj? - zapytał zwracając się do Jonesa i do mnie.

- Mieliśmy sporo zaległości, ale udało się wszystko nadgonić. - odpowiedziałam

- Dokładnie. - zgodził się ze mną Dean.

- To dobrze. Wezwałem was tutaj, aby podzielić się z wami postępami naszych prawników. Znaleźli odpowiednie kruczki prawne, abyście mogli podpisać umowę na stałe.

- Jakie są warunki? - zapytał David.

- Musicie zdać testy policyjne, na jak najwyższym poziomie. Czym wyższy wynik uzyskanie tym szybciej dostaniecie awans na wyższy stopień. Wasze testy będą trochę mniej typowe, niż zwykłych kandydatów, bo wy będziecie od razu zdawać na tytuł sierżanta. Jeśli wasz wynik będzie zadowalający to po pół roku będziecie się mogli ubiegać o awans na stopień porucznika, gdzie normalnie zajmuje to ponad trzy lata. Także postarajcie się na tych testach.

- Kiedy one będą? - zapytałam

- W przyszły poniedziałek. Będziecie mieli test pisemny, sprawnościowy i psychologiczny. Wyniki poznacie prawie od razu. Jeśli z każdego z tych testów dostaniecie po sto procent, ale z góry mówię, że to jest prawie niemożliwe, to z marszu dostaniecie tytuł porucznika. Podpisujecie tam umowę o pracę, tamtejszy szef policji oddelegowuje was do Interpolu i z nami podpisujecie umowę tutaj. Wszytko jasne?

- Nie do końca. - przyznała Lotte. - Dwa tygodnie temu na prawie się uczyliśmy jakie wymogi trzeba spełniać, aby mieć dany stopień policyjny. Żeby zostać porucznikiem trzeba w policji pracować coś koło dziesięciu lat, a nie napisać test.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wy nie jesteście na tych samych zasadach co normalni kandydaci do policji. Wam każdy rok State jaki zaliczyliście lub przeskoczyliście, jak Camilla i Ericka, liczony jest jako pięcioletni staż policyjny, a dodatkowo same testy State dają wam tytuł funkcjonariusza.

- Czyli skoro jestem na drugim roku State, to teoretycznie jestem funkcjonariuszką z pięcioletnim stażem policyjnym, tak? - upewniła się Lotte.

- Prawie dziesięcioletnim, bo niedługo kończysz drugi rok. - sprostował Brown

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro