Rozdział 17.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- O kurwa. - zaklęła Lotte, a ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdy mężczyźni spojrzeli na nią jak na kosmitkę.

- Czyli przyszły poniedziałek mamy wolny? - zapytał Nathan próbując odwrócić uwagę od swojej dziewczyny.

- Tak, a od dzisiaj przez cały tydzień będziecie się przygotowywać do testów. Dodatkowo przez cały weekend będziecie mieli lekcje zawodowe, aby was przygotować do wszystkich egzaminów.

- Czyli ten tydzień mamy w całości zawalony. - skomentowała Alex, a mężczyźni pokiwali głowami. - Świetnie.

Skomentowałabym to całkowicie inaczej. To jest wręcz zajebiste... w środę po pracy miałam jechać do Twenty, a jeśli nie pojadę, to będę miała wręcz przejebane, a na to się właśnie zapowiada. Jasne, że mogę zadzwonić, ale czy oni przyjmą jakiekolwiek wytłumaczenie? Oczywiście, że nie! Kurwa mać! Muszę tam jechać, ale nie mam pojęcia, jak to zrobić. Nie dam rady się wyrwać z tych dodatkowych lekcji bez dobrej wymówki, a znowu powiedzenie "Sorry muszę spadać, bo jak się nie stawię w siedzibie Twenty, to będę miała przejebane." raczej nie będzie najlepszym pomysłem. Tsa... wątpię, żeby po tym mnie gdziekolwiek samą puścili.

- To co? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Browna. - Spotykamy się u was w domu za godzinę i zaczynamy was przygotowywać do testów?

- Tsa... - mruknęła niechętnie Lotte, a ja po raz kolejny poległam w próbie powstrzymania śmiechu.

***

Dwadzieścia minut później całą ósemką byliśmy już w domu, a chłopcy którzy uznali, że mają ochotę na pizze, właśnie przeglądali ulotki.

- Cama ty hawajską, nie? - upewnił się Jones

- Tak. - odkrzyknęłam mu, wchodząc po schodach, wprost do mojego pokoju.

- Zamawiam na twoje nazwisko, dla zniżek.

- Okey. - zaśmiałam się.

Dean pewnie chce zamówić z dobrze nam znanej pizzeri, która oferuje zniżki dla stałych klientów, a że zwykle to ja zamawiałam, rabaty są na moje nazwisko.

Gdy tylko się znalazłam w mojej sypialni z szafeczki nocnej, wyjęłam telefon od Twenty, szybko przeglądając listę kontaktów. Nie było tego dużo, ale o dziwo nie znalazłam żadnego z podpisem "Nick". Miałam numer do Pay, Ally, Harrego, a dodatkowo do "boga seksu" i "króla pieprzenia"... Nie jestem głupia, więc szybko domyśliłam się, że należą one do Jamesa i Nicolasa, ale pytanie który jest który. Nie wiele myśląc wybrałam pierwszy z góry i już po chwili słyszałam sygnał dzwonienia do "boga seksu".

- Czego? - usłyszałam warknięcie po drugiej stronie.

- James czy Nicolas? - zapytałam, zamiast powitania, bo nie udało mi się poznać po głosie, gdyż obaj mieli je bardzo podobne.

- Ila. - mruknął chłopak. - Zależy czego potrzebujesz.

- Rozmawiać z Nicolasem.

- Nie denerwuj się skarbie. - zaśmiał się.

Szybko rozłączyłam połączenie, będąc pewna, że nie rozmawiam z osobą, którą chciałam. Co mnie na to naprowadziło? Proste. Nick zawsze mówi do mnie "słońce", a nie "skarbie". To jedno słowo dało mi pewność, że dodzwoniłam się do Jamesa.

- Co jest tak ważne, że przerywasz mi pieprzenie? - usłyszałam zdyszany głos "króla pieprzenia".

- Jak widać, coś jest na tyle ważne, że dzwonię. - mruknęłam.

- Ila. - odezwał się po chwili. - Co jest?

- Nie dam rady przyjechać w środę. - powiedziałam prosto z mostu.

- A to kurwa czemu?! - warknął

- Długa historia.

- To dobrze ci radzę, lepiej szybko ja streść, bo inaczej dzwonie do Chicago.

- Nie groź mi. Nie dam rady przyjechać, bo mam od dzisiaj do poniedziałku codziennie zebrania.

- Dotyczące?

- Testów policyjnych. - oznajmiłam wprost.

- Od której, do której masz te spotkania? - wypytywał

- Od czwartej trzydzieści po południu do nie wiem której. Zależy jak to zleci.

- Przyjedź w czwartek po tym. Będę tam. - powiedział i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się.

Odłożyłam telefon na miejsce, a po przebraniu się w leginsy i luźną koszulkę, wróciłam na dół.

- Żarcie będzie za jakieś pięć minut. -poinformował mnie rozwalony na kanapie Jones. - A Brown, Miller i Clemark za pół godziny.

Pokiwałam głową, siadając pomiędzy oparciem, a kolanami Jonesa, tak że nogi założyłam na te Dean'a.

- Nie za wygodnie ci? - zapytał ze śmiechem

- Nie, jest cudownie. - oznajmiłam poważnie.

- A weź spadaj, do swojego chłopaka. - zaśmiał się

- Pffff... -prychnęłam, próbując wstać z miejsca, ale to było dość trudne.

W końcu jednak udało mi się to i pokazując Jonesowi środkowy palec, podeszłam do Davida.

- Chodź. - zaśmiał się, wyciągając ręce w moją stronę, więc bez problemu wsunęłam się mu na kolana, a chłopak momentalnie mnie do siebie przytulił. - Trzeba było od razu przyjść do mnie na kolana.

- Ej, ej, ej... - oburzyła się rozbawiona Lotte. - Takie plany, to nie przy nas.

- Na kolana i do Pana. - oznajmił Jones wybuchając śmiechem, a ja wraz z nim.

Na słowa szatyna, mój chłopak oblał się rumieńcem, co tylko spotęgowało śmiech Dean'a.

- Ja... nie chciałem... yyy... to nie w tym sensie... - jąkał się.

- Spokojnie. - zaśmiałam się cmokając go w policzek. - Wiem o tym.

- Czyli nie jesteś o to zła? - upewnił się.

- Cama zła o podteksty? - zaszydził Jones, zanim zdążyłam coś powiedzieć. - Co najwyżej może być mokra.

- Jeszcze jedno słowo, a ci jebnę. - obiecałam, a następnie odwróciłam się do Davida. - Nie, oczywiście, że nie jestem zła.

W tym samym czasie rozległ się dzwonek do drzwi.

- Nie ja! - krzyknęli wszyscy w jednej chwili, a ja przewróciłam oczami.

- Jak dzieci. - stwierdziłam, wstając z kolan Davida i zgarniając hajs ze stołu.

Podeszłam do drzwi, bez wahania je otwierając.

- Cześć skarbie. - usłyszałam znajomy mi głos, więc spojrzałam na twarz gościa.

- Co ty tu kurwa robisz? - zaklęłam szeptem, patrząc na Jamesa.

- Przysłał mnie Nick, żeby sprawdzić, czy ogarnęłaś co masz robić.

- Tak, ogarnęłam. - warknęłam szeptem

- To się cieszę. Za pizze należy się czterdzieści trzy dolce, ale możesz je sobie zostawić, bo dostawca zwiał jak zobaczył spluwę. - zaśmiał się chłopak.

- Spierdalaj. - oznajmiłam, zabierając mu pizze z ręki i trzaskając drzwiami przed nosem, odwróciłam się na pięcie.

Z naręczem jedzenia wróciłam do salonu kładąc zarówno żarcie, jak i kasę na stół.

- Ej, ale ty wiesz, że miałaś za to zapłacić? - zapytał ze śmiechem George.

- Tsa, ale się okazało, że mieli dzisiaj jakąś promocję, a my byliśmy setnymi klientami, z rabatem, więc zrealizowali je za darmo.- skłamałam.

Nie lubię kłamać przyjaciołom, ale co miałam powiedzieć? "Przyszedł gangster z Twenty, aby się upewnić, czy zrozumiałam, kiedy mam do nich pojechać, aby zdradzić plany Interpolu, a dla przykrywki napadł na dostawcę, więc mamy żarcie za darmo."... Nie, dzięki.

- Mogli wcześniej powiedzieć. - mruknął Nathan. - Zrobilibyśmy większe zamówienie.

Słowa chłopaka wywołały śmiech wszystkich zebranych. Podczas, gdy moi przyjaciele oddawali się szczerej radości, moja była niestety udawana i wymuszona. No, bo jak mam się śmiać, skoro wiem, jaka jest prawda?

Cały posiłek pogrążona byłam w myślach, odpowiadając jedynie na pytania bezpośrednio skierowane do mnie. Nie jestem pewna, czy przyjaciele zauważyli moje wycofanie, ale nawet jeśli im się to udało, to nie dali tego po sobie poznać.

Nie mam pewności co Nicolas chciał udowodnić, wysyłając tutaj Jamesa, ale mogę się domyślić, że chciał udowodnić swoją przewagę. Wiedzą gdzie mogą mnie znaleźć, kogo skrzywdzić, żebym najbardziej cierpiała, a teraz dodatkowo dał mi pewność, że nawet w obecności moich przyjaciół, pod moim dachem, mogę się dostać niepostrzeżenie. Z nimi nad głową nigdy nie będę do końca bezpieczna. Zawsze mają nade mną przewagę i są tego bezgranicznie pewni, a teraz chcieli mi pokazać w jakiej dupie jestem. Nie wiedzieli jednak jednego. Nie wiedzieli, że ja też miałam plan, którego finałem będą długie lata spędzone przez nich za kratami. Nie ma rzeczy, ani osoby, która da radę odwieść mnie od tego pomysłu.

Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Pierwszą myślą, jaka mi się nasunęła, to że Twenty znowu postanowiło nas odwiedzić, kolejną był fakt, że może pizzeria przysłała dostawcę z nowym zamówieniem, skoro tamto zostało skradzione. Obie te opcje miały jednak wspólną cechę, która spowodowała moje błyskawiczne podniesienie się z miejsca.

- Ja pójdę. - powiedziałam szybko, nie mając pojęcia, jak miałabym wytłumaczyć, co robi tutaj dostawca z pizzą, którą właśnie skończyliśmy jeść, a tym bardziej gdyby w drzwiach zobaczyli Jamesa lub Nicolasa.

Moje zdenerwowanie było jednak nie potrzebne, gdyż za drewnianą powłoką zauważyłam Browna, Millera i Clemarka. Ledwo zauważalnie odetchnęłam z ulgą, a następnie wpuściłam mężczyzn do środka.

- Mam nadzieję, że jesteście gotowi, bo czeka was sporo nauki. - odezwał się szef naszego oddziału.

- Jest dobrze. - oznajmił Jones.

- Cieszę się. No to bez większego ociągania, zaczynajmy, bo mamy sporo do roboty. Podzielimy się na trzy grupy. Pierwsza David i George, druga Camilla, Jones i Nathan, a trzecia Ericka, Alex i Lotte. Pierwsza grupa, razem z Clemarkiem zacznie od prawa obowiązującego w Stanach. Dziewczyny, razem z Millerem to samo, ale na innym poziomie, bo oni mieli już podstawy w State, a wasza trójka idzie ze mną na siłownię. - przedstawił nam swój plan Brown. Wszyscy pokiwali głowami i rozeszli się do dwóch sal lekcyjnych. Wyjątkiem byliśmy właśnie my. - Idźcie się przebrać w stroje sportowe i widzimy się za dziesięć minut. Dean, Camilla. - zatrzymał nas mężczyzna za nim jeszcze ruszyliśmy do naszych pokoi. - Jeśli macie jakieś kontuzje po tamtej akcji, to zabandażujcie je.

- Ze mną już wszystko ok. - powiedziałam szczerze.

- To samo. - potwierdził chłopak.

- To dobrze. Czekam w siłowni.

Nie czekając na nic więcej rozeszliśmy się do swoich pokoi, a tam w szybkim tempie wcisnęłam się w krótkie spodenki, sportowy stanik i bluzę. Na nogi założyłam jeszcze adidasy do biegania, a po długich poszukiwaniach gumki do włosów, w końcu mogłam skierować się na poddasze.

Jak to jest, że zawsze, jak czegoś potrzebujesz, to nie możesz tego znaleźć, ale jak jest ci zbędne, to w kółko to widzisz? A już najgorsze są gumki do włosów. Nieważne jak wielkie zapasy ich zrobisz, to i tak zawsze będziesz miała problem ze znalezieniem chociaż jednej. Ciekawe czy gdybym cały pokój nimi zawaliła, to dałabym radę, którąś znaleźć.

Zirytowana do granic możliwości, ale z trofeum w postaci kawałka gumy na nadgarstku, wbiegłam schodami na najwyższe piętro, gdzie czekali już na mnie wszyscy.

- Co tak długo? - zapytał Brown

- Weź nic nie mów. - mruknęłam - Człowiek, który wymyślił gumki do włosów, powinien w nich zamontować GPS.

- Nie wnikam. - zaśmiał się mężczyzna, widząc moje zirytowanie. - Na rozgrzewkę bieżnia przez piętnaście minut, a później coś co pewnie spodoba się Camilli, a mianowicie gimnastyka.

- Poważnie mamy robić szpagaty? - prychnął Jones

- Musicie się rozciągnąć, jak najmocniej, a gimnastyka jest do tego najlepsza. - wyjaśnił mężczyzna.

- A co potem? - zapytał Nathan

- Zobaczycie.

Bez większej dyskusji podeszliśmy do odpowiednich urządzeń i po ustawieniu odpowiedniej prędkości i czasu, zaczęliśmy rozgrzewkę.

Piętnaście minut biegu to niedużo, dla osoby, która regularnie ćwiczy, ale dwutygodniowa przerwa, dawała mi się we znaki i już po połowie tego czasu, byłam zmęczona. Jestem jednak na tyle uparta, że się nie poddałam, uparcie biegnąc dalej, a gdy minął określony czas i urządzenie same z siebie zaczęło zwalniać, miałam ochotę jebnąć się na ziemię i nie podnosić, aż do emerytury.

- Widać, kto tu sobie odpuścił. - zaśmiał się Nathan, patrząc na mnie i Jonesa, który leżał w podobnej pozycji do mojej.

- Pokazałabym ci środkowy palec, ale moim rękom za wygodnie się leży. - oznajmił Dean, wywołując mój śmiech.

- Dobra koniec leżenia, ruszać dupy to dopiero początek. Camilla, trenowałaś kiedyś gimnastykę, nie?

- Tak, ale miałam wtedy z pięć lat. Poważnie myślisz, że coś z tego pamiętam?

- Tak. -oznajmił poważnie mężczyzna, a ja westchnęła, podnosząc się z miejsca. - Podstawową rozgrzewkę, chyba potrafisz zrobić, mam rację.

Mruknęłam pod nosem coś, na kształt potwierdzenia i zaczęłam wykonywać typową rozgrzewkę jak na wf w szkołach. Przysiady, skłony, pajacyki, kręcenia tułowia, bioder.

- Ty się serio lubisz wypinać, co? - zaśmiał się Jones, gdy wykonywałam skłon do prostych nóg w rozkroku, obejmując dłońmi pięty, a głowę umieszczając między nogami.

- Mam dupę, którą mogę wypinać, więc czemu mam tego nie robić. - oznajmiłam rozbawiona. - Ale ty jeszcze popracuj nad swoją zanim zaczniesz. Niezbyt ciekawe widoki. - skrzywiłam się teatralnie, patrząc na niego, gdy on robił skłon, a ja stałam wyprostowana.

- Nie udawaj, wiem, że lecisz na mój tyłeczek.

- Kurwa, co mnie zdradziło. - zaszydziłam, a po chwili już wszyscy się śmieliśmy.

Po uspokojeniu się, podeszłam trochę bliżej ściany i zrobiłam mostek do tyłu, a następnie przerzuciłam ciężar ciała na dłonie, odrywając jednocześnie stopy od podłoża, czego efektem było, że stanęłam na rękach przodem do ściany.

- Jak? - usłyszałam niedowierzający głos Nathana, więc ciekawa o co im chodzi powróciłam do mostka, a następnie stanęłam na wyprostowanych nogach.

Wzrok obu chłopaków skierowany był na mnie i wyrażał jedynie zdziwienie.

- Co jest?

- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał Jones

- Mostek? - zdziwiłam się, a chłopak potwierdzająco skinął głową, więc wykonałam tą akrobację jeszcze raz, tym razem bliżej chłopaków. - Już? - zapytałam patrząc na nich, co musiało śmiesznie wyglądać.

Gdy pokiwali głowami ponownie przeniosłam ciężar ciała na ręce,a następnie na nogi, dzięki czemu wylądowałam w pozycji do skłonu, zrobiłam jeszcze szpagat, bo czemu by nie, a po chwili już siedziałam po turecku.

Po chwili usłyszałam szept Jonesa, kierowany do chłopaka swojej siostry.

- Ciekawe, czy w łóżku też jest taka gibka.

- Trzeba wypytać Davida. - odszepnął tamten.

- Idioci. - zaśmiałam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro