Rozdział 17.3 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sama gimnastyka była chyba najmilszym punktem całego dnia. No bo jak bardzo można się zmęczyć przy zwykłym rozciąganiu? Po godzinie szpagatów, salt, przewrotów, gwiazd, stania na rękach i mostków a to wszystko w różnych kombinacjach, miałam już ochotę powiedzieć, że to chyba najnudniejszy wf jaki miałam. Zdanie zmieniłam, gdy Brown oznajmił, że skończyliśmy rozgrzewkę.

- To co teraz? - zapytałam

- Najpierw półgodzinny bieg. - oznajmił mężczyzna. Wzruszyłam ramionami i razem z chłopakami ruszyliśmy w kierunku bieżni. - A wy gdzie? - zaśmiał się mężczyzna, powodując nasze zatrzymanie w pół kroku. - Wychodzimy na zewnątrz.

Ponownie bez słowa sprzeciwu, chwyciłam swoją bluzę, którą przewiązałam w pasie i razem z trzema przedstawicielami płci męskiej skierowałam się schodami w dół. W salonie spotkaliśmy Davida i Georga, którzy najprawdopodobniej mieli przerwę, bo obaj siedzieli, a miny mieli takie, jakby właśnie dowiedzieli się o tym jak zginą.

Gdy brunet mnie zobaczył wyciągnął obie dłonie przed siebie, więc wyprzedzając moich towarzyszy podbiegłam do niego siadając na kolana.

- Gdzie idziecie? - zapytał

- Na razie wiem tylko tyle, że pobiegać.

- Nie zmarzniesz?

- Nie martw się. - powiedziałam z uśmiechem i cmoknęłam go w usta.

- Ej David. - odezwał się Jones, a gdy brunet się ode mnie delikatnie odsunął miałam ochotę zabić tego idiotę, który nam przerwał. - Mam pytanie.

- Spierdalaj, zanim zrobię ci krzywdę. - zagroziłam wywołując śmiesz szatyna.

- O co chodzi? - zapytał David, głaszcząc mnie po odsłoniętych plecach.

- Bo mieliśmy rozgrzewkę, gimnastykę i się dowiedziałem, że Cama robi szpagaty, mostki gwiazdy i inne tego typu bajery. - zaczął Jones

- Pojebało cię. - warknęłam w jego stronę, wiedząc do czego zmierza. - Nawet nie próbuj tego gadać.

- Yyy... wiecie co? - odezwał się Brown. - W aucie mam torbę z ciuchami sportowymi. Przebiorę się i pobiegam razem z wami, więc macie jeszcze z piętnaście minut dla siebie.

Mężczyzna niepostrzeżenie się wycofał, ale ja w dalszym ciągu nie odrywałam wzroku od szatyna, którego mordowałam siłą woli.

- I co w związku z tym? - zapytał mój chłopak, dalej uspokajająco głaszcząc moje plecy.

- No i byłem ciekawy, czy w łóżku, też jest taka gibka?- wyjaśnił Jones, nie zwracając uwagi na moją minę.

- A co ci kurwa do tego, jaka jestem w łóżku? - warknęłam. - I tak mnie nigdy nie przelecisz, więc to czy leżę jak kłoda, czy się wyginam jak akrobatka, powinno być dla ciebie obojętne.

- Ogarnij się. - mruknął w moją stronę. - Jeśli nie wiesz to i tak bym się o to zapytał go prędzej, czy później, bo jestem facetem. To normalne, że gadamy o tym. A ty powinnaś się cieszyć, że przy tym jesteś, to chociaż będzie wiedzieć, co o tobie myśli.

- Ty serio jesteś pojebany...

- David?

- Ymm... my... ona... - jąkał się chłopak

- Widzisz stresujesz go.- prychnął Jones.

- Ciebie naprawdę pojebało... Nie spałam z nim jeszcze, więc skąd może wiedzieć jaka jestem w łóżku, a poza tym powtarzam po raz trzeci. To naprawdę nie jest twój interes. - warknęłam w jego stronę, a później odwróciłam się do bruneta. - Pogadamy jak wrócę, dobra?

- Jasne. - zgodził się, więc delikatnie cmoknęłam go w usta, a następnie zeszłam z jego kolan, kierując się do drzwi wejściowych.

- Czekam na zewnątrz. - oznajmiłam oschle i nie czekając na nic więcej, opuściłam budynek.

- Cama, zaczekaj. - usłyszałam głos Jonesa, a następnie, jak w szybkim tempie do mnie podchodzi.

Byłam zła, zirytowana i nie wiem co jeszcze. Naprawdę nie powinno Jonesa obchodzić z kim i czy w ogóle się pieprzę. Wiem, że chłopak ma specyficzne poczucie humoru, ale teraz naprawdę przesadził.

- Spierdalaj.

- Nigdzie nie pójdę dopóki ze mną nie pogadasz.

- Czego chcesz? - warknęłam odwracając się w jego stronę.

- Przepraszam, okey? Wiesz jaki jestem...

- Właśnie chyba nie wiedziałam, że aż tak głupi. Nie ogarniasz, że nie gadałam z Davidem o seksie? On nie wie, co robiłam w Chicago i ma tego nie wiedzieć. Nie rozumiesz, że nie chcę, żeby mnie przez tamto oceniał?! A ty naprawdę nie umiesz się od czasu do czasu przymknąć?! Naprawdę nie musisz wiedzieć wszystkiego, a tym bardziej o tym jaka jestem w łóżku! Kurwa, ja się nie mieszam w to kogo, gdzie i jak pieprzysz, więc ciebie to też nie powinno interesować!

- Przepraszam! Wiesz, że często tego nie robię, ale naprawdę jest mi głupio. Kurwa, nie wiem co myślałem...

- Nic nie myślałeś. - przerwałam mu.

- Może masz rację. Naprawdę Cama, tak cholernie cię przepraszam. - powiedział mocno mnie do siebie przytulając.

- Dobra już. - odparłam, oddając uścisk. - Przejdzie mi.

- Jeszcze raz naprawdę bardzo cię przepraszam.

- Weź, bo ci jeszcze tak zostanie i będziesz wszystkich przepraszać.

- Ale nie jesteś już zła?- upewnił się

- Jestem - przyznałam szczerze. - Ale mi przejdzie.

Ledwo skończyliśmy naszą rozmowę, a przez drzwi przeszedł Nathan i Brown.

- Dobra koniec dramatów. - oznajmił mężczyzna. - Lecimy.

Biegliśmy przed siebie, drogą, którą zwykle pokonywaliśmy za kierownicą, a mianowicie, tą samą ulicą jechaliśmy do pracy.

Na samym przodzie biegł Brown, a za nim Dean, Nathan. Chłopcy między sobą gadali o piłce nożnej, a ja nie wtrącałam się do dyskusji, bo w zasadzie nic nie wiedziałam o tym sporcie. Parę razy próbowałam to rozkminić, ale bezskutecznie. Wrzućmy ponad dwadzieścia osób, kilka badyli połączonych siatką, kawałek skóry wypełnionej powietrzem i dajmy im dziewięćdziesiąt minut. Oni niech swoje pobiegają, a my się powkurwiamy i pobawimy w trenerów... Tsa, to zdecydowanie nie jest sport dla mnie.

Po jakichś czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed dobrze nam znanym budynkiem.

- Ej, ale ty wiesz, że na dzisiaj skończyliśmy już pracę? - zapytałam nauczyciela.

- Wiem, nie jesteście tu w ramach pracy.

Mężczyzna zeskanował swoją kartę, wpuszczając nas do środka, a następnie bez słowa ruszył w nieznanym nam kierunku. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaków, a oni ten sam wzrok poświęcili mi, wzruszyłam ramionami, po czym ruszyłam za mężczyzną, a przyjaciele za mną.

Dziwnie się czułam i to nawet nie chodzi o fakt, że jestem tu drugi raz dzisiaj, a bardziej o strój w jakim się prezentuję. Szare spodenki, zakrywające ledwo co pośladki, niebieski biustonosz sportowy i zarzucona na to wszystko szara bluza, nie jest chyba najlepszym strojem do agencji państwowej. Gdy tylko wzrok którejś kolejnej osoby spoczął na moim brzuchu, uświadomiłam sobie jedną rzecz, a mianowicie, że teraz a widok tych wszystkich ludzi nie była wystawiona tylko blizna na policzku, ale też ta na moim brzuchu i bokach. Momentalnie zaczęłam zapinać bluzę, aby tylko jakoś ukryć szramę, ale wtedy przypomniały mi się słowa Nicka:

"Nie wstydź się blizn, one mówią, że masz więcej siły niż coś co chciało cię skrzywdzić."

Zaprzestałam zakrywania brzucha i z wysoko uniesioną głową, ruszyłam w tą samą stronę co moi towarzysze. Wiem, że to co robię może wydawać się głupie. Słowa chłopaka, przez którego w zasadzie mam te blizny, pomagają mi się z nimi pogodzić. Prawda jest jednak taka, że słowa Nicolasa w dziwny sposób do mnie dotarły. Blizny na prawdę nie są powodem do wstydu, są oznaką siły fizycznej i psychicznej. Nie mam zamiaru ich więcej ukrywać. Wszyscy tu traktują mnie jak dziecko, które nic nie wie o życiu, a przez znajomości dostało jakąś pracę. Nie rozumieją, że ja też musiałam o nią zabiegać, że mnie też czekają konsekwencje, jeśli popełnię jakiś błąd, a dowody tego zdobią moje ciało. Nie będę się ich wstydziła, bo to tak jakbym wstydziła się odwagi, a to jest głupotą.

Nim się spostrzegłam zatrzymaliśmy na jakimś minusowym piętrze, a następnie przeszliśmy przez szerokie drzwi. Za nimi kryło się ogromne pomieszczenie z mnóstwem dziwnych przedmiotów o nieznanym mi zastosowaniu.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Nathan, rozglądając się z zainteresowaniem po pomieszczeniu, zresztą podobnie jak i my.

- Na torze przeszkód. - odpowiedział Brown. - Zobaczymy ile czasu wam zajmie przejście go.

- Pewnie trochę zajmie skoro nawet nie wiemy co to za dziwne przeszkody. - zauważył Jones.

- Wszystko wam wyjaśnię, pokażę i tak dalej. Później dopiero będę mierzył czas. - wyjaśnił mężczyzna, więc pokiwaliśmy głowami, a on nam pokazał co i jak.

Bieg zaczynaliśmy od przeskakiwania kilku dziwnych płotków, później należało się czołgać pod siatką, następna była jakaś ściana ze zwisającymi sznurami, na którą trzeba było się wspiąć i zeskoczyć, dalej była równia pochyła, slalom i kilka innych, mniej uciążliwych przeszkód.

- Bułka z margaryną. - skomentował sarkastycznie Jones.

- Chyba masłem. - zaśmiałam się.

- Nie, nie lubię masła. - wyjaśnił chłopak, a ja się zaczęłam śmiać na jego logikę.

- Cokolwiek. - zaśmiał się mężczyzna. - Porozciągajcie się jeszcze trochę, a później zaczynamy.

Zgodnie z poleceniem mężczyzny, zaczęliśmy się rozgrzewać, ale ja cały czas byłam ciekawa jednej rzeczy, więc poszłam to sprawdzić.

Po chwili stałam już przed ogromną ścianą, która była co najmniej cztery razy wyższa ode mnie, a sznury do wspinaczki sięgały ledwie połowy wysokości, więc dalej sporo ponad mój zasięg. Z ciekawości wyciągnęłam ręce do góry i podskoczyłam, ale dalej dzieliła mnie od nich spora odległość.

- Ktoś mi kurwa powie, jak, ja mam się na to wspiąć? - jęknęłam, a chłopacy widząc moje starania zaczęli się śmiać. Po chwili obok mnie stał Jones, a po wyciągnięciu ręki w górę i wybiciu się z ziemi, bezproblemowo złapał oburącz linę. -To niesprawiedliwe.

Chłopak w odpowiedzi ponownie się zaśmiał, a następnie posłał mi rozbrajający uśmiech.

- Specjalnie dla ciebie podstawimy tu jakiś stołeczek.

- Bez łachy. - mruknęłam. - Poradzę sobie.

- Dobra, koniec tego dobrego - zwołał Brown. - Zaczynamy. Pierwszy Nathan, później Jones, a na końcu Camilla.

- Ale dziewczyna mają pierwszeństwo. - zaoponował ze śmiechem chłopak czerwonowłosej.

- Ale ty zaczynasz ciulu. - zaśmiałam się.

Nathan przewrócił oczami, ale podszedł do białej linii na której się ustawił i równo z gwizdkiem ruszył biegiem.

Szybko przeskakiwał płotki, nie zmieniając tempa przeczołgał się pod siatką. Zgrabnie pokonał ścianę, mimo, że z doskoczeniem do sznurów miał większy problem niż Jones, ale ostatecznie sobie poradził. Równoważnia też nie stanowiła dla niego problemu, podobnie jak slalom, drabinki tarzana i przejście przez ogromną ilość sznurków.

Nie mam pojęcia jak nazywa się ten dziwaczny twór, więc może tylko go opiszę. Chyba każdy kojarzy film Mission Impossible. Była w nim taka ogromna sieć laserów, którą główny bohater musiał pokonać, bez zahaczania o jakikolwiek z promieni. Tutaj to było coś podobnego tylko zamiast laserów były sznurki, a zamiast potencjalnej śmierci/alarmu upadek na twarz. Wyglądało to co najmniej zabawnie jak Nathan próbował je pokonać, zresztą podobnie się uśmiałam jak robił to Jones, który nie omieszkał mi wypomnieć, że jak nie doskoczę do tego jebanego sznura, to nawet nie będę miała możliwości pokonać "tego cholerstwa".

Mimo przeszkód chłopcy pokonali przeszkodę w błyskawicznym czasie. Nathanowi zajęło to niecałe jedenaście minut, a Jonesowi pół minuty krócej.

Gdy w końcu przyszła kolej na mnie, miałam ochotę stąd uciec, ale nim zdążyłam to na dobre przemyśleć usłyszałam gwizdek, oznaczający, że mam startować.

Zerwałam się z miejsce, biegnąc tak szybko jak byłam w stanie, jednocześnie próbując się nie zabić o wysokie płotki, a gdy to jakimś cudem mi się udało, padłam na ziemię zaczynając się czołgać, pod tą przeklętą siatką. O dziwo poszło mi to bardzo sprawnie, ale teraz przyszła kolej na najtrudniejsze zadanie, czyli doskoczenie do sznura. Rozpędzając się zauważyłam jedną rzecz, a mianowicie, że ścianka pokryta jest pianką, więc w mojej głowie od razu narodził się pomysł, który miał jako takie szanse powodzenia. Rozpędziłam się do granic możliwości,a pod samą ścianką wybiłam się w górę, wyciągając ręce najmocniej jak mogłam. Mimo, że pianka trochę zamortyzowała upadek, to i tak boleśnie obiłam sobie ramię, jednak przyniosło to oczekiwane skutki, bo w moich dłoniach spoczął koniec sznura. Zaczęłam się wspinać, a następnie zsunęłam ze szczytu na ziemię. Mogłoby się wydawać, że teraz już pójdzie z górki i ja też tak myślałam, więc czym prędzej popędziłam slalomem, następnie pokonałam drabinki i dopadłam dziwnej konstrukcji. Nie patrząc na nic zaczęłam się gimnastykować, aby pokonać wszystkie sznurki. Robiłam skłony, pół szpagaty, jakieś pseudo mostki, byle tylko sprawnie pokonać przeszkodę. W tej chwili dziękowałam moim rodzicom, za to, że zapisali mnie na tą jebaną gimnastykę. Mimo, że jej nienawidziłam, to teraz byłam wdzięczna, bo naprawdę ułatwiło mi to zadanie. Jakimś cudem pokonałam konstrukcję, więc przeskakując jeszcze kilka skrzyń i murków, dobiegłam na metę, ciężko dysząc.

Byłam przekonana, że całe to przedsięwzięcie zajęło mi sporo ponad dwadzieścia minut, więc jak Brown odwrócił stoper ukazując mi dziesięć minut i trzynaście sekund na liczniku byłam w szoku.

- Nie mam pojęcia, jak ty to zrobiłaś. - powiedział mężczyzna, a ja się zaśmiałam.

- Ja też nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro