Rozdział 19.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cama! Zaczekaj! - usłyszałam krzyk Ericki, a po chwili obok mnie znalazła się dziewczyna, której nie chciałam więcej widzieć. - Posłuchaj mnie!

- Czego mam słuchać?! - warknęłam, odwracając się w jej stronę. - Twoich dennych wyjaśnień?! Błagam cię! Po co mam tego słuchać?! I tak w to nie uwierzę!

Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła, ani nie czułam się tak oszukana, jak w tym momencie. Zaufałam Eri, była pierwszą osobą w State, której zaufałam, a okazała się najzwyklejszym zdrajcą. Od wydarzeń z Chicago miałam kłopoty, żeby zaufać innym. Pierwszym wyjątkiem od tej zasady była właśnie Ericka i Jones, później była także Lotte i reszta. Co prawda większa część moich przyjaciół nie zna mojej przeszłości, ale to nie znaczy, że im nie ufam. Ufam, ale...nie potrafię im tego powiedzieć. Podobno pierwszym krokiem do zapomnienia o przeszłości jest pogodzenie się z nią. Brzmi banalnie, ale wcale takie nie jest. Nawet jeśli próbuję sobie wmówić, że się z tym pogodziłam, to tak nie jest. Działa to tylko na krótki czas, a później wraca ze zdwojoną siłą. Ufałam jej, a ona to zniszczyła.

- Wysłuchaj mnie. - poprosiła

- Chcesz to gadaj, to i tak nic nie zmieni. Jesteś najzwyklejszym w świecie zdrajcą. - warknęłam.

- To nie jest tak jak myślisz...

- Nie? - zdziwiłam się teatralnie. - Czyli to nie tak, że szpiegujesz dla Twenty? A na kolanach Jamesa siedziałaś, bo jest zwykłym chłopakiem, którego poznałaś na imprezie i to nie wcale on, a jego zły brat bliźniak razem ze złym bratem bliźniakiem Nicolasa mnie katowali, tak?! To naprawdę wiele wyjaśnia. - prychnęłam teatralnie.

- Cama, ja naprawdę... to nie tak...

- A jak? Jesteś zwykłą szmatą! Po cholerę udawałaś, że jestem dla ciebie ważna, skoro tak naprawdę liczyło się tylko Twenty?! Co teraz znowu będziesz udawała, że jestem ważna, żebym nie wydała kreta Interpolowi?

- Nie tylko ja jestem kretem.- zauważyła. - Donosiłaś im tak samo, jak ja, więc jesteś współwinna.

- Naprawdę? No co ty nie powiesz? - ironizowałam. - Ale wiesz jaka jest między nami różnica? Ja tego nie robiłam z własnej woli!

- Tak? Z tego co wiem to Twenty nic na ciebie nie ma, bo nic im nie powiedziałaś poza swoim nazwiskiem.

- Chcesz poznać całą historię? To jak było tam na prawdę? I tak jesteś jedną z Twenty, więc prędzej czy później ci się pochwalą. - zaśmiałam się gorzko. - Na wyścigach było ok. Evelyn się do nas przyczepiła, później się z nią ścigałam, jeśli by wygrała miałam nigdy więcej się nie pojawiać na wyścigach, a jeśli nie przegram moją nagrodą miał być wstęp na wszystkie tego typu imprezy. Zremisowałam, a to wydało się podejrzane dla Twenty. Szef kliki z King Street, Jose, szef Chinatown Nicolas, James i ten komentator, chyba Jake porwali Jonesa i mnie. Go nie przytomnego wrzucili do auta, a mnie przeszukiwali w drugim, ale moja kurtka i koszulka były podejrzane, wiec się ich pozbyli. - prychnęłam. - Zresztą chyba możesz sobie wyobrazić jak wyglądało to przeszukiwanie. Wywieźli nas do jakiegoś magazynu. Znaczy mnie na pewno nie wiem co z Jonesem, bo zobaczyłam go dopiero kilka godzin później. Przykuli mnie do jakichś łańcuchów na suficie i przesłuchiwali, traktując mnie jak worek do boksowania, bo nie chciałam powiedzieć dla kogo pracuję. Wtedy też zarobiłam dwie rany od noża. - oznajmiłam wskazują moją twarz, a następnie brzuch. - Dopiero, jak Jose zawołał Jamesa i Nicolasa, żeby mnie "przekonali do mówienia, na swój własny sposób" nie wytrzymałam. Wcześniej mnie obmacywali, cały czas dawali jakieś podteksty. Powiedziałam mu, że jestem z Interpolu, a wtedy się wkurwił i okładał mnie pięściami, aż zemdlałam. - opowiadałam, a twarz dziewczyny wyrażała szok, wkurwienie i współczucie. Wszystko w jednym. - Obudziłam się kilka godzin później przykuta do krzesła, a kawałek dalej siedział Jones, chwilę pogadaliśmy, a później wrócili. - nawet nie wiem w którym momencie po policzkach zaczęły mi cieknąć łzy. Jeszcze kilka godzin temu wiedziałam, że jeśli przy kimś mogę okazać słabość, to była to właśnie Eri, ale teraz, gdy tylko poczułam ciesz na policzku,momentalnie ją starłam. - Pierwszy przyszedł Nicolas, później James i reszta. Tych dwóch znowu zaczęło mnie dotykać. Znowu zapięli mnie w łańcuchy. Zaczęły się teksty, że jako policjantka, a do tego z moją przeszłością muszę lubić pały, więc wzięli te policyjne. Znowu zaczęli mnie przesłuchiwać, a gdy odmawiałam odpowiedzi obrywałam tą pałką. Pytali co robiliśmy na wyścigach, kogo my obserwujemy i kto ich obserwuje, ale skłamałam, że nie pamiętam nazwisk. Na wszystko odpowiadałam dopóki nie zapytali o to czym się zajmujemy. Odmówiłam odpowiedzi, a w zamian otrzymałam całą serię ciosów. Później zagrozili, że jak nie powiem, to James i Nicolas się mną zajmą, ale dalej milczałam. Zabrali się za przesłuchiwanie Jonesa, przypięli go do tych łańcuchów nie daleko mnie. Jose uznał, że będą nas okładać, aż w końcu któreś z nas będzie miało dosyć i się wysypie. Jonesem się zajmował Jake, a mną Nicolas i James, bo to ich się bałam. Dean dostawał serie, a ja pojedyncze ciosy. Oczywiście nie zabrakło tekstów pod tytułem: "Patrz Junior, dziwka lubi na ostro". Jones nie wytrzymał i stracił przytomność. Jose uznał, że należy się go pozbyć. Wtedy powiedziałam im jakie są nasze stanowiska. Zaproponowali mi współpracę, ale się nie zgodziłam. Oznajmili, że w Chicago też mają ludzi i jak im nie pomogę, to zrobią coś Abbie. Co miałam zrobić?! Zgodziłam się. Gdy byłam u nich w czwartek nie mając żadnych wieści, Nicolas pokazał mi obraz z kamer w pokoju mojej siostry. Młoda była związana, a obok niej stał jakiś facet. Byłam przerażona, Nicolas dał mi dwa tygodnie na zdobycie planów Interpolu i właśnie to mu dzisiaj przyniosłam.

- Cama, posłuchaj...

- Nie. - oznajmiłam machając głową na boki, a w tym samym momencie przyszła mi do głowy jedna bardzo ważna sprawa. - Wiedziałaś o tym, że będziemy szpiegować na wyścigach. To ty doniosłaś Jose'owi, że tam będziemy?

- Nie. Oczywiście, że nie. - zaprzeczyła szybko. - Zabiję skurwieli! Chodź!

- Nie. - oznajmiłam nie ruszając się z miejsca. - Miałaś dość czasu, żeby coś z tym zrobić. Wiedziałaś co się stało, a cały czas utrzymywałaś kontakt z nimi.

- Nigdy nie mówiłaś nazwisk. Wiedziałam tylko, że to ktoś z Chinatown, a jak gadałam o tym z Juniorem, to skłamał, że nie ma pojęcia kto to zrobił, bo był w tedy na jakiejś akcji!

- Nie skłamał. - zauważyłam. - A przynajmniej nie do końca. Był na akcji.

- Zajebie gnoi!

Nie czekając na żadną reakcję z mojej strony, pociągnęła mnie z powrotem do budynku, a stamtąd do gabinetu Nicolasa.

- Ila, wróciłaś. - zauważył James.

Ericka bez słowa puściła mój nadgarstek i podeszła do Juniora sprzedając mu prawego sierpowego.

- Co jest kurwa? - warknął Nick, wstając z miejsca.

- Radzę ci się odsunąć, bo tobie też zajebię, a wiem, że komu jak komu, ale swojej kochanej kuzyneczce nie oddasz! - warknęła w jego stronę, a chłopak uniósł ręce w obronnym geście.

- To chociaż mi powiedz o co do chuja chodzi! - krzyknął, jak się okazało kuzyn szatynki.

- Pamiętasz, jak do mnie dzwoniłeś, a ja mówiłam, że nie mogę gadać, bo moich przyjaciół, jakieś sukinsyny skatowali?

- No pamiętam.

- Kochany kuzynie, przedstawiam ci moją przyjaciółkę. To jest Camilla Thomson, razem z nią pobili mojego przyjaciela Deana Jonesa. Mówią ci coś te nazwiska?!

- Kurwa. - zaklął chłopak

- Dokładnie. - prychnęła dziewczyna. - Skatowaliście moją przyjaciółkę!

- Nie przesadzaj. - prychnął James, masując obolały policzek. - Nie wiedzieliśmy, że to ona, ale przecież żyje.

- Ale niedługo nie można będzie tego powiedzieć o tobie! - dziewczyna ponownie rzuciła się na Juniora, ale tym razem jej pięści go nie dosięgnęły, bo w pasie złapał ją Nicolas.

- Uspokój się. - polecił. - Nie wiedzieliśmy, że to ta twoja Cama, ale to i tak nic nie zmienia. Dobrze wiesz, że nie mają dla nas znaczenia osoby z zewnątrz.

- Ja też jestem osobą z zewnątrz.- warknęła dziewczyna wyswobadzając się z objęć kuzyna.

- Nie jesteś osobą z zewnątrz! Dobrze wiesz, że jesteś od nas.

- A swoich ludzi chronicie? - upewniła się dziewczyna

- Tak.

- To teraz wiedz jedno. Cama jest moją najlepszą przyjaciółką i jeśli ktokolwiek z was podniesie na nią rękę, to ja osobiście mu ją utnę. - zagroziła

- Wiesz, że ona jest kretem, prawda? Nie jest jedną z nas i zaliczam tu nawet te kurwy z salonu, chociaż nie powiem z chęcią zobaczyłbym ją w jednym z ich strojów. - oznajmił oblizując usta, a w odpowiedzi otrzymał cios w głowę od szatynki. - No co? Taka prawda.

- Nie wkurwiaj mnie.

- Nie jest jedną z nas, a ty jeśli w jej obronie zrobisz coś któremuś z naszych ludzi, to dobrze wiesz, że dostaniesz i chuj ich będzie obchodziło, że jesteś ze mną spokrewniona. - przypomniał.- I nie licz, że ja cię wtedy obronię, bo dobrze wiesz, że będą mieli rację.

- To co ja do cholery mam robić?! Nie pozwolę, żeby ktokolwiek ją skrzywdził...

- Wiesz, co? - przerwałam jej, mając dość przysłuchiwania się tego jak nagle staje w mojej obronie. - Kto, jak kto, ale ty się nie wypowiadaj o ranieniu mnie, ok? Nie potrzebuję ... - chamsko zeskanowałam ją wzrokiem. - Ciebie do ochrony, poradzę sobie sama.

- Cama... - zaczęła Ericka

- Skończ. Nie mam ochoty cię słuchać. - przerwałam jej.

- Ale...

- Nie ma kurwa żadnego "ale". Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką...

- Bo nią jestem.

- Sranie w banie.

- Skończcie. - warknął Nicolas. - Ri, Junior wyjdźcie, bo muszę z nią pogadać.

Widziałam, że dziewczyna chce się sprzeciwić, ale jej przyjaciel bez problemu wyciągnął ją z pomieszczenia

- Dostaliście to co chcieliście, więc zostawcie Abbie w spokoju.

- Słońce... - zaśmiał się Nicolas

- Nie nazywaj mnie tak!

- Bo co, słońce? Lepiej się zamknij i mnie słuchaj. Na czwartek chcę szczegóły tych dwóch akcji. - oznajmił podając mi kartkę z zaznaczonymi dwoma punktami.

- A nie może tego zrobić twoja kuzyneczka? - prychnęłam.

- Nie! Masz to zrobić ty i koniec rozmowy. No chyba, że chcesz powtórkę z rozrywki, a szczerze nie miałbym nic przeciwko.

- Odpierdol się od mojej siostry!

- Akurat miałem na myśli raczej zabawę z tobą. Z chęcią znowu pozbyłbym się tej twojej bluzeczki, a najlepiej wszystkich twoich... - oznajmił podchodząc do mnie i kładąc swoją dłoń na moim policzku, przez co momentalnie się odsunęłam.

- Odpierdol się. - warknęłam, wychodząc z pomieszczenia

- I tak cię jeszcze przelecę! - krzyknął za mną

- W twoich snach.

- I w twoich i w realu...

Nic już nie odpowiedziałam, a jedynie skierowałam się do samochodu w którym czekała Patty, ale po drodze wpadłam na Eri, która zaczęła coś do mnie mówić. Olałam ją, wyminęłam, a po chwili siedziałam już w aucie.

- Co tak długo? - zapytała Pay. - I o co chodziło z laską Juniora?

- Ta "laska Juniora" - powiedziałam kreśląc w powietrzu cudzysłów. - Jeszcze przed godziną była moją najlepszą przyjaciółką.

- I ona pozwoliła na to, żeby Junior i Nick cię wtedy skatowali?! Wiesz co? Może jestem jakaś zacofana, żyjąc z tyloma chłopakami, ale laski, które pozwalają żeby ich goście mnie katowali, raczej nie są moimi przyjaciółkami.

- Podobno nie wiedziała, że to oni, bo ja opowiadałam ogólnikowo co się stało w tym magazynie nie używałam nazwisk, ani pseudonimów. - wyjaśniłam, nawet nie zdając sobie sprawy dlaczego bronię szatynki. - Zresztą nieważne. Odwieź mnie. - poprosiłam, więc dziewczyna bez słowa ruszyła.

Zatrzymała się pod tym samym domem co wcześniej, a gdy już miałam opuszczać auto odezwała się.

- Pogadaj z nią szczerze. Może na prawdę nie skojarzyła, że to oni cię przesłuchiwali. - w odpowiedzi pokiwałam głową, podziękowałam z podwózkę i po uprzednim pożegnaniu się, upuściłam pojazd.

W moim pokoju na szczęście nikogo nie było, więc najprawdopodobniej przyjaciele nie zorientowali się, że zniknęłam.

Zeszłam do salonu, gdzie siedziała cała szóstka, bo oczywiście Ericki jeszcze nie było. Zajęłam miejsce na kanapie, po prawej Davida, a swoją głowę oparłam o jego ramię.

- Wyspałaś się? - zapytał cicho, a ja w odpowiedzi posłałam mu uśmiech.

- Długo spałam?

- Coś koło godziny. - wyjawił. - Niedługo Eri powinna być.

- Fajnie. - powiedziałam sarkastycznie, ale przyjaciele, którzy nie znali całej historii nie mieli możliwości, aby to wyłapać.

Nie minęło nawet pół minuty, gdy do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, a następnie rozszedł się głos Ericki.

- Jestem! Pomoże mi ktoś z siatkami? - zapytała, a po chwili w jej stronę zmierzali Alex, Jones i George.

- Idę do siebie. Muszę ogarnąć ostatni temat z psychologii, bo Clemark mnie zabije w niedzielę. - odezwałam się do Davida.

- Do niedzieli jeszcze sporo czasu. - zauważyła Lotte.

- Wiem, ale ten temat jest koszmarny.

- Pomóc ci? - zapytała Eri.

- Nie dzięki. - oznajmiłam z fałszywym uśmiechem. - David mógłbyś?

- Sorki słońce, ale obiecałem Jonesowi, że mu pomogę z hiszpańskim. - na zdrobnienie jakim mnie nazwał przeszły mnie dreszcze, ale starałam się to ukryć.

- Trudno, jakoś sobie poradzę. - oznajmiłam z uśmiechem. - Powodzenia z nauką hiszpańskiego, próbowałam kiedyś uczyć Jonesa francuskiego, ale to jest jak walka z wiatrakami.

- Wypraszam sobie. - prychnął chłopak. - Z tego francuskiego, to tylko słów nie ogarniam. Francuskie okazywanie uczuć nie jest mi obce.

- Przymknij się. - zaśmiałam się

- Ja mogę ci pomóc. - odezwała się Eri, a mnie momentalnie opuścił nastrój do śmiechu.

- Pomożesz Jonesowi z hiszpańskim, żeby David mógł mi pomóc z psychologii? - zapytałam z udawaną nadzieją.

- Nie jestem dobra z hiszpańskiego, ale za to mogę ci pomóc z psychologii. - skłamała bez zająknięcia

- Nie fatyguj się. Poradzę sobie. - oznajmiłam, uśmiechając się fałszywie.

- I tak nie mam nic lepszego do roboty. Chodź. - oznajmiła i za rękę pociągnęła mnie w stronę mojej sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro