Rozdział 21.1 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na miejscu byliśmy kilka minut później i po mimo faktu, że się nie spóźniliśmy, w środku byli już wszyscy.

- Siadajcie. - polecił Simpson, gdy nas zobaczył.

Jak się okazało sala zebrań kryzysowych wyglądała całkowicie inaczej niż za pierwszym razem kiedy tu byłam. Wtedy stoły ustawione były w prostokąt tak, że siedzieliśmy wokół nich, a teraz ustawione były tylko cztery stoły za którymi stały krzesła, a reszta miejsc do siedzenia ustawiona była w rzędach. Miejsca przy stole były podpisane i zasiadały tam pewnie osoby prowadzące to zebranie, więc nie zdziwiłam się, gdy zauważyłam tam nazwiska moich dwóch nauczycieli, ale zaskoczył mnie fakt, że znajdowało się tam też moje nazwisko. Bez słowa jednak podeszłam do tego miejsca i usiadłam pomiędzy Brownem i Clemarkiem, który z kolei siedział obok Simpsona. Znałam w zasadzie wszystkich mężczyzn siedzących przy stole, bo znalazł się tu między innymi Arthur Seydell, szef więziennego Interpolu, Kendall i inni szefowie poszczególnych działów, więc tym bardziej, zdziwiła mnie moja obecność przy stole, ale nie miałam zamiaru w żaden sposób tego komentować. Jedyną osobą, której nie kojarzyłam był mężczyzna, który siedział bokiem do nas i do ludzi na krzesłach, tak, że wszyscy dobrze go widzieli.

- To jest właśnie sierżant Daniel Satser. - oznajmił mi cicho Clemark. - To on dowodził tą akcją.

- To jest, jakieś przesłuchanie? - zapytałam

- Można tak powiedzieć. Będą przesłuchiwani ludzie biorący udział w tej akcji, ale w pierwszej kolejności ich przewodzący. Najpierw oni będą składać raporty, później my będziemy mieli czas, aby o coś dopytać, lub zgłosić swoje uwagi, a na koniec zostaną wyciągnięte wnioski i jeśli będzie taka potrzeba, określony termin rozprawy.

- Dobrze, zaczynajmy. - odezwał się Simpson. - Zebranie dotyczy sprawy aresztowania członków Twenty z Dystryktu Columbii przez policjantów Washington Metropolitan Police, pod dowództwem sierżanta Daniela Satsera. Skład ławy od lewej: komandor Arthur Seydell. - zaczął przedstawiać i za każdym razem gdy wyczytał czyjeś nazwisko, odpowiednia osoba wstawała. - Komandor Robert Kendall, komandor Michael Schoober, szef policji Raymond Simpson, komandor John Clemark, porucznik Camilla Thomson i komandor Richard Brown. Jako pierwszy raport złoży sierżant Daniel Saters. Proszę.

- W nocy z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego czerwca dwutysięcznego siedemnastego roku o godzinie pierwszej osiemnaście aresztowaliśmy pięciu poszukiwanych członków Twenty podczas odbioru dużej ilości amfetaminy. Był to Killer, Nicolas Johanson, James Sanders, Patricia Shannon i Alison Gonzales. Podczas aresztowania został otwarty ogień w wyniku czego zginęło siedmiu naszych ludzi, a czterech zostało ciężko rannych. Akcją dowodziłem ja, a brało w niej udział dwudziestu sześciu policjantów z Washington Metropolitan Police.

- Z jakim wyprzedzeniem została zaplanowana akcja? - zapytał Clemark

- Dwóch tygodni.

- I przez dwa tygodnie nie mieliście czasu poinformować nas o planowanej akcji? - zapytał

- Proszę odpowiedzieć. - odezwał się Simpson, gdy Saters nie odpowiadał.

- Nie planowaliśmy tego. - odpowiedział w końcu, a Clemark jedynie pokiwał głową.

- Zdajecie sobie sprawę, że przez brak konsultacji z nami, nie dość, że straciliście ludzi, to jeszcze utrudniliście nam zadanie? - zapytałam

- Ale w zamian złapaliśmy dla was pięciu poszukiwanych.

- Oni nie byli poszukiwani, bo mieliśmy ich cały czas na oku. Wiedzieliśmy, że mają dzisiaj odbiór narkotyków.

- To dlaczego nic z tym nie zrobiliście? Tak się pracuje w Interpolu, pani porucznik? Tylko siedzi za biurkiem, popijając herbatę.

- Oczywiście, a w między czasie naprawiamy wasze niedopatrzenia. - ironizowałam - Proszę mi powiedzieć ile maksymalnie lat można dostać za zakup dużej ilości narkotyków, nawet jeśli udowodni się, że są przeznaczone na handel?

- Dziesięć lat.

- Zgadza się. I myśli sierżant, że co wskóramy zamykając ich na dziesięć lat?

- Ale dochodzi do tego działalność w zorganizowanej grupie przestępczej, handel żywym towarem...

- A ma sierżant na to jakieś dowody? - zapytał Clemark

- No nie, ale...

- My też ich nie mamy. - przerwał mu Brown. - Nic im nie udowodnimy, po za handlem.

- Macie jeszcze jakieś pytania? - zapytał Simpson, gdy przez dłuższy czas panowała cisza.

- Tak, ja mam jedno. - gdy mężczyzna skinął głową ponownie zwróciłam się do sierżanta. - Czy zatrzymani w jakikolwiek sposób sprzeciwiali się aresztowaniu? Otworzyli ogień, bili się? - zapytałam z nadzieją, że Nicolas nie jest jednak, aż tak głupi.

- Nie. - zaprzeczył mężczyzna, a ja pokiwałam głową, w duchu wzdychając z ulgą.

- To wszystko, dziękuję. - zwróciłam się do Simpsona, który po chwili poprosił Satersa o zajęcie miejsca, a następnego policjanta o podejście na wskazane miejsce.

Całe to przesłuchanie powtarzaliśmy piętnaście razy, aż swoje raportu złożyły wszystkie osoby biorące udział w nocnej akcji.

- Dostaliśmy także kandydaturę sierżanta Satersa do Interpolu, w związku za jego zasługi, przegłosujmy go. Kto jest za zatwierdzeniem wniosku? - zapytał Simpson, rozglądając się po naszej szóstce, ale nikt nie podniósł ręki, chwilę wcześniej Clemark mnie ostrzegł co się będzie działo i że ja też mam głos. - Kto jest przeciw? - tym razem rękę podniosło sześć osób. Wyjątkiem był Schoober, który podniósł rękę przy ostatnim pytaniu. - Kto się wstrzymał od głosu? Wniosek odrzucony. Kolejną sprawą jest wniosek komendanta Clemarka o naganę dla sierżanta Satersa i wniosek sierżanta Satersa o pochwałę za jego zasługi. Kto jest za naganą? - zapytał i cała nasza siódemka uniosła ręce. - Kto za pochwałą? Kto się wstrzymał? Jednogłośnie wniosek o naganę został zatwierdzony. Pisemna nagana dotrze do Washington Metropolitan Police Departament, najpóźniej w ciągu dwóch dni. To wszystko. Proszę się rozejść.

Już po chwili pomieszczenie opustoszało zostawiając w środku jedynie naszą siódemkę.

- Denerwował mnie ten facet. - stwierdził Clemark.

- Nie tylko ciebie. - oznajmił Seydell. - Camilla, a ty teraz idziesz ich przesłuchiwać?

- Tak. Muszę iść tylko na górę po strój bojowy i biorę się do roboty.

- No to leć. Zaczekam na ciebie tutaj, w końcu ktoś musi ci otworzyć drzwi do piekła. - zaśmiał się

- Nie musisz. Camilla ma upoważnienia takie, jak każdy z nas i nie licząc pomieszczeń szefów każdego działu ma dostęp do wszystkich pokoi.- wyjawił Clemark, a widząc pytające spojrzenie Arthura, jedynie wzruszyłam ramionami.

- No to się przebierz, a ja czekam na dole w pokoju pracowników. Pamiętasz, jak tam dojść, prawda?

- Jasne. - potwierdziłam

- To spotkamy się w więzieniu.

- Jak to brzmi. - zaśmiał się Brown, a my mu zawtórowaliśmy.

- Dobra ja lecę. Do później. - pożegnałam się, a następnie opuściłam pomieszczenie, kierując się do windy.

- Thomson zaczekaj! - usłyszałam swoje nazwisko, więc odwróciłam się do głosu. W moją stronę zmierzał sierżant Saters.

- Tak? - zapytałam

- Wycofaj swój głos, na temat nagany dla mnie.

- A to niby dlaczego?

- Bo ja tak mówię, a ty się lepiej słuchaj szmata. - warknął momentalnie zmieniając ton swojego głosu

- Dobra zaczynasz mnie wkurwiać, więc masz pięć minut na opuszczenie budynku, albo inaczej pogadamy.

- Grozisz mi?

- Ostrzegam o konsekwencjach, ale za to mam wrażenie, że ty próbujesz mnie zastraszyć. - odezwałam się

- Jesteś tylko małą dziwką, która chyba dobrze się pieprzy skoro w tak młodym wieku zaszła tak daleko. Jak zaraz nie wrócisz tam i nie powiesz, że cofasz głos, to z przyjemnością ci pokarzę, co to znaczy prawdziwy, ostry seks, ale wątpię żeby ci się spodobało. Chociaż kto tam wie, co takiej dziwce siedzi w głowie.

- Dobra, zaczynasz mnie solidnie wkurwiać koleś, więc lepiej posłuchaj mnie teraz uważnie. Co jak co, ale ze mną ci tak łatwo nie pójdzie. Naprawdę nic mnie nie obchodzi to co ty chcesz, ani co o mnie gadasz, więc możesz wypierdalać, albo ewentualnie zaparzyć kawę dla dowództwa. Jeśli cię to nie interesuję, to może ktoś bardziej uczynny ode mnie wskaże ci drzwi, bo ja w przeciwieństwie do ciebie, tutaj pracuję i mam co robić.

- Dorwę cię jeszcze szmato i źle się to dla ciebie skończy! Zemszczę się!

- Nie obiecuj czegoś czego nie dotrzymasz. A ja w przeciwieństwie do ciebie mogę dopilnować, żeby grożenie mi się źle dla ciebie skończyło. - nie czekając na odpowiedź z jego strony, odwróciłam się na pięcie i już bez żadnych przeszkód windą dojechałam na swoje piętro.

Stamtąd poszłam bezpośrednio do gabinetu Lotte, Ericki i mojego, gdzie szczerze powiedziawszy miałam nadzieję nie spotkać się z tą pierwszą. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo za biurkiem siedziała tylko szatynka.

- Gdzie Lotte? - zapytałam

- Poszła na dół na ksero.

- Wszystko gotowe?

- Tak. Dosypałam środki usypiające Vincentowi i Johnowi, a gdy zasnęli zajebałam ich identyfikatory. Jeden mam ja, a w twoich ciuchach jest drugi. - streściła dziewczyna

- Dobra. Czyli podczas przesłuchania mówię im, żeby zaczęli robić szum. Jak będę przesłuchiwała ostatnią osobę puszczam sygnał z komórki Johna na komórkę Vincenta. Podmieniasz obraz z kamer, tak żeby w kółko pokazywał stale ten sam obraz, na korytarzach od pokoju przesłuchań do pokoju socjalnego i na tych od wejścia, ja w pokoju socjalnym na dole, przez konto Johna instaluję wirusa z pendriv'a, a w tym czasie Twenty robią szum, gdy skończę wracam do pokoju przesłuchań. Kolejna pusta wiadomość, kamery uruchomione. Kończę przesłuchanie, wracam na górę, łączymy się z wirusem, usuwamy niepotrzebne informacje, w tym też obraz z kamer i koniec akcji. Później jeszcze tylko podrzucić karty i telefony z powrotem tym idiotom. - powtórzyłam cały nasz plan wiedząc, że w gabinecie nie ma podsłuchu, a jedynie kamery, które zarejestrują jedynie fakt, że rozmawiałyśmy.

- Tak. - potwierdziła dziewczyna.

- No to do dzieła. - przybiłyśmy żółwika, dziewczyna powróciła do pracy przy komputerze, a ja podeszłam do szafki, opatrzonej moim nazwiskiem, a następnie wyjęłam z niej pełen strój bojowy.

W przyległej do pomieszczenia łazience, przebrałam się w czarny uniform, a do kieszeni schowałam identyfikator i telefon Johna, który był pomiędzy poszczególnymi częściami garderoby. W pełnym ekwipunku wróciłam do gabinetu.

- Powodzenia. - życzyła Ericka, gdy mnie zobaczyła.

- Tobie też. Pamiętaj, żeby wyłączyć zapamiętywanie wejść w drzwiach głównych.

- Jasne.

Po krótkim pożegnaniu opuściłam nasz gabinet, a następnie windą zjechałam na dół i z jedną przesiadką, wprost do interpolowego więzienia.

Czułam ogarniający mnie stres, ale postanowiłam na razie nie myśleć o czekającym mnie zadaniu, bo do niego jeszcze trochę czasu, a nawet przy nim muszę być stuprocentowo skupiona.

- Jestem. - oznajmiłam Seydellowi, wchodząc do pomieszczenia pracowników w podziemiach. - Hej Rich, hej Bob, Hej Cam. - przywitałam się

- Witamy panią porucznik. - oznajmił Rich ze śmiechem co odwzajemniłam. - Przyszłaś nam pomóc?

- Można tak powiedzieć. Clemark kazał mi przesłuchać ludzi z Twenty zatrzymanych wczoraj.

- A masakryczna piątka. - zaśmiał się - Życzę powodzenia.

- Dzięki, gdzie ich cele?

- Zaprowadzę cię i pomogę ich odeskortować do pokoju przesłuchań. - zaoferował Seydell. - Kto najpierw?

- Może któraś z dziewczyn?

- Dobra. Alyson?

- Może być.

Wspólnie ruszyliśmy pod celę 154, a tam ubezpieczana przez Arthura weszłam do środka. Widziałam zdziwienie na twarzy Le, ale szybko je zakryła maską wkurzenia.

- Znowu wy? Nie mam nic do powiedzenia poza tym, że znalazłam się w złym miejscu i czasie, a te narkotyki nie były moje.

- Idziesz na przesłuchanie. -oznajmiłam. - Ręce na kark i nogi szeroko. - poleciłam i po powierzchownym przeszukaniu nastolatki zakułam ją w kajdanki, a następnie odprowadziłam do pokoju przesłuchań.

- Poradzisz sobie? - zapytał Seydell

- Jasne.

- Jak coś jestem w jedynce. Wyślij sms'a jak będziesz potrzebowała pomocy, albo skończysz ją przesłuchiwać.

- Nie ma problemu. - zgodziłam się, a po chwili mężczyzny nie było już w pomieszczeniu. - Nazywam się porucznik Camilla Thomson i będę cię przesłuchiwać w związku z wczorajszym zatrzymaniem podczas wymiany towaru. Przyznajesz się do tego?

- Nie. - zaprzeczyła dziewczyna

- Dobra, to powiedz mi co robiłaś dzisiaj w nocy o godzinie pierwszej osiemnaście.

- Nie musisz tego zapisywać, czy coś?

- Rozmowa jest nagrywana za pomocą kilku kamer. - wyjaśniłam, a dziewczyna ze zrozumieniem skinęła głową.

***

Całe przesłuchanie dziewczyny trwało około godziny, a po tym czasie odprowadziłam ją do celi cicho instruując o tym co ma robić, gdy na korytarzu zrobi się zamieszanie. Podobnie było podczas każdego innego przesłuchania. Na koniec zostawiłam sobie Nicolasa, bo byłam pewna, że on jako jedyny z nielicznych mnie posłucha, gdy każę mu tu siedzieć przez pięć minut beze mnie.

Pod koniec przesłuchania wysłałam pustą wiadomość, a gdy w odpowiedzi dostałam identyczną, wiedziałam, że mogę zaczynać.

- Mamy mało czasu. Zaraz na korytarzu zacznie się szum. Siedź tu spokojnie na dupie przez pięć minut, po tym czasie wrócę, kamery znowu ruszą i proszę udawaj, że cały czas tu byłam i gadaliśmy.

- Co chcesz zrobić? - zapytał

- Usunąć informację o wczorajszym zatrzymaniu. - wyjaśniłam, a w tym samym czasie po korytarzu rozszedł się huk, później następny, a na końcu śmiech.

Gdy usłyszałam pośpieszne kroki czterech osób, mogłam już ostrożnie opuścić pomieszczenie i tak też zrobiłam. Widząc pusty korytarz w szybkim tempie podbiegłam do pokoju socjalnego, który otworzyłam kartą Johna, komputer włączyłam i zalogowałam się do systemu także na jego konto. Szybko podłączyłam przenośny nośnik informacji i przeciągnęłam plik z wirusem w otchłań folderów. Plik zaczął się powoli pobierać, a ja miałam ochotę w jakiś sposób to przyśpieszyć. Po skontrolowaniu czasu i dowiedzeniu się, że zostało mi tylko półtorej minuty na zakończenie pracy tutaj i wrócenie do pokoju przesłuchań, byłam pewna, że nie zdążę.

Kiedy w końcu, po nieskończenie dłużących się sekundach komputer wydał pojedyncze piknięcie, zabrałam pendrive'a i zamknęłam system, po czym opuściłam gabinet. Wiedząc, że mój czas się kończy przestałam zwracać uwagę na szczegóły i chyba właśnie to mnie zgubiło.

Wybiegając zza zakrętu zderzyłam się z czyjąś klatką upadając na ziemię, tak niefortunnie, że z ręki wypadł mi identyfikator Johna i pendrive.

Spojrzałam do góry wprost w oczy stojącego nade mną porucznika Millera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro