Rozdział 28.1❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2/4 za godzinę kolejny ;)

Starałam się zrozumieć dziewczynę, ale nie potrafiłam. Dlaczego mnie nie wydała? Naraziła siebie na niebezpieczeństwo, tylko po to, żeby odwlec w czasie nieuniknione.

- Jesteś głupia. - powiedziałam. - Dlaczego to zrobiłaś?

- Wierzę ci, dlatego ci pomogę. Mamy jakieś dwa dni na udowodnienie w jakiś sposób jak to naprawdę było. - odparła

- Jak chcesz to zrobić? - zapytałam. - Laptopa nie mam, a nawet jeśli bym miała, to ostatnia historia edycji będzie dzisiejsza, bo plik został otwarty dzisiaj. - zauważyłam. - Nie mamy szans, rozumiesz to? Mój ojciec już nie żyję, później będzie matka, siostra, wy, tak długo, aż mnie zniszczy psychicznie. On się bawi i dobrze to wiesz.

- Tak i właśnie to mam zamiar wykorzystać. Nie zaatakuje cię od razu, więc mamy czas żeby coś wymyślić.

Próbowałam się uspokoić, chociaż tak szczerze było to prawie niemożliwe. Właśnie się dowiedziałam, że została mi tylko matka, a moja przyjaciółka, która jeszcze dwadzieścia minut temu próbowała mnie udusić, teraz postawiła moje bezpieczeństwo ponad swoje. Kłamałam, mówiąc, że mnie to nie rusza. Może i nie byłam jakoś wielce przywiązana do ojca, ale jednak jego śmierć, jakoś na mnie wpłynęła. Ale co jest najdziwniejsze? Nie mam żadnych pretensji do Nicka, bo wiem, że na jego miejscu postąpiłabym tak samo. Dalej go lubię i to chyba nawet za bardzo, a nie mam pojęcia co by musiał zrobić, aby to zmienić. Jestem okropną osobą, jeśli dalej zależy mi na mordercy mojego ojca, który chce mnie zabić w najgorszy możliwy sposób?

- Przykro mi z powodu twojego ojca. - powiedziała cicho Eri. - Nawet nie wiem, jak mam cię za Nicka przepraszać.

Moja twarz ponownie przybrała maskę obojętności, chociaż nie jestem pewna, czy straciła ją chociaż na chwilę.

- Nie masz za co. Nie będę za nim tęsknić.

- Ale to był twój ojciec. - zauważyła, a ja nie mogłam nie zwrócić uwagi, że użyła czasu przeszłego.

- Sam mówił, że jestem suką i żmiją. Jak mnie wychował, tak ma. - oznajmiłam zimno, czego dziewczyna w żaden sposób nie skomentowała, a już po chwili parkowaliśmy przed Interpolem.

Na szczęście każda z nas miała przy sobie karty. Ja już z przyzwyczajenia miałam swoją zawsze przy sobie, bo i tak stawiałam się tu co osiem godzin na przekazaniu zmiany, a Eri swoją miała, ponieważ miałyśmy wczoraj trzecią zmianę, więc kończyłyśmy o północy, a później od razu jechałyśmy do Twenty. Teraz było trochę przed ósmą, więc za chwilę prace kończy zmiana Jonesa, a ja i tak musiałabym być na przekazaniu.

Po zaparkowaniu i opuszczeniu pojazdu weszłyśmy do siedziby, a następnie windą udałyśmy się na swoje piętro i do swoich gabinetów. W sumie nikogo raczej nie zdziwi moja obecność, bo ostatnimi czasy całe dnie spędzam, albo tutaj, albo w Twenty. Do domu wracam tylko spać, a i to nie zawsze. Gorzej będzie wytłumaczyć obecność Ericki, ale każdy wie ile papierologi mi tutaj każdy z nas, więc zawsze można zwalić winę na zaległe papierki.

W drodze na nasze piętro mijałyśmy kilka osób, ale nikt nie zwrócił mojej większej uwagi, więc na spokojnie weszłyśmy do mojego gabinetu, gdzie obie rozwaliłyśmy się na fotelach.

- Jak udowodnimy mu to, że nie miałam zamiaru ich wydać? - zadałam pytanie, które w kółko krążyło mi po głowie.

- Jaka była najbardziej obciążająca sprawa, którą miałaś w tych swoich notatkach? - zapytała

- Chyba handel bronią. - powiedziałam po krótkim zastanowieniu. - Jakoś na samym początku, jak siedziałam u nich, bo Nick coś ode mnie chciał to wpadł, jakiś gość z kasą i gadał ile za jaką broń dostał. Miałam włączony dyktafon.

- Pięć lat. - stwierdziła dziewczyna, a ja pokiwałam głową

- W sumie może z dziesięć lat, by się uzbierało.

- To mało. - zauważyła dziewczyna.

- Wiem. Mówiłam, że w miarę szybko przestałam zbierać dowody, a później... Czekaj. Wiem. Nick nie może sprawdzić kiedy ostatni raz otwierałam ten plik, ale może zobaczyć, jakie ostatnie wydarzenie jest tam opisane. - zauważyłam. - To było jakieś pobicie, które też było jakoś na początku.

- To jest myśl, ale na spokojnie mu tego na razie nie przekażesz. Musimy mieć coś więcej.

Jednak nim zdążyłyśmy coś więcej wymyślić rozległ się dźwięk próby otwarcia drzwi, a na dziwnym wideofonie zauważyłam ludzi ze zmiany C.

- Zmiana przyszła. - powiedziałam Eri, a ta pokiwała głową i przeniosła się do swojego gabinetu.

Westchnęłam, otwierając drzwi i zaczynając po raz kolejny nudne obowiązki.

***

Czas, który mi dał Nick przemijał szybciej, niż można się tego spodziewać. Z dwóch dni zostało mi zaledwie dwanaście godzin, a czas nie ubłaganie przemijał. Całe dnie spędzałam w Interpolu, bo tylko tam mogłam się czuć względnie bezpieczna. Mam jeszcze za mało dowodów, aby móc iść rozmawiać z Nickiem z nadzieją, że wyjdę żywa, ale jeśli nic więcej nie znajdę, to i tak tam pójdę. Nie chcę, żeby ginęło więcej ludzi.

Teraz znowu siedziałam w swoim gabinecie nadrabiając zaległości w papierkach, których jak zawsze było multum, ale przeszkodził mi w tym dźwięk przychodzącego połączenia w telefonie służbowym.

Na wyświetlaczu pojawił się numer Clemarka, więc bez zawahania przyłożyłam telefon do ucha.

- Za ile dasz radę stawić się u mnie? - zapytał nim zdążyłam się chociażby przywitać.

- Pół minuty. Jestem u siebie w gabinecie.

- Czekam. - oznajmił, rozłączając się, więc z westchnięciem wstałam z miejsca kierując się schodami na dół.

Rozmowy z Clemarkiem zawsze tak wyglądały. Krótko, zwięźle i na temat.

- Co jest? - zapytałam, wchodząc do środka, gdzie o dziwo znajdował się także Simpson.

- Jesteś jedną z nielicznych osób, którym stuprocentowo ufamy, a teraz potrzebujemy takich ludzi. - oznajmił Simpson - Góra zaczęła naciskać, więc za równo tydzień zaczynamy naloty na Twenty. - oznajmił wprost, a ja aż otworzyłam oczy ze zdziwienia. - Oprócz naszej trójki wie o tym zaledwie siedem osób.

- Kiedy się o tym dowie reszta i dlaczego tylko my wiemy? - zapytałam, siadając na fotelu, bo zapowiadała się dłuższa rozmowa.

- Zdajecie sobie sprawę, że w Interpolu znajduje się jakiś szpieg, a my nie możemy go namierzyć. Nie powiemy o akcji wszystkim, bo kret doniesie Twenty i oni uciekną. Kiedy wymyślimy cały plan, dopracujemy wszystkie szczegóły, przekażemy informacje dowódcą grup operacyjnych, żeby mogli ogarnąć swoich ludzi. Ale reszto dowie się dopiero przed samą akcją. Nie możemy sobie pozwolić na niepowodzenie.

***

Resztę dnia spędziłam razem z dziewiątką mężczyzn w przestronnym gabinecie, gdzie dopracowywaliśmy cały plan od A do Z. Zajęło nam to dobre osiem godzin, a po tym czasie mieliśmy obiecujące podstawy.

Problem był jednak jeden. Simpson myślał, że wszystko przewidział, tak, żeby szpieg o niczym nie wiedział, ale nie domyślił się, że kret jest bliżej niego niż myśli. Musiałam ogarnąć, jak to wszystko przekazać Nickowi, bo nie pozostawiało wątpliwości, że to zrobię. Sprawą sporną pozostał tylko sposób. Nie mogłam tak po prostu iść do siedziby Twenty i im o wszystkim opowiedzieć, bo Nick by mnie tam zadźgał na miejscu. Opowiedzenie tego przez telefon daje ryzyko podsłuchania, na które nie mogłam sobie pozwolić.

Jedyną opcją jaką mi zostało było pojechanie do tego magazynu. Może tam Nick mnie wysłucha, ale mam prawie stu procentową pewność, że nie potrwa to kilku godzin.

Szczęście w nieszczęściu było takie, że zadzwoniła do mnie matka z informacją, że ojciec nie żyje i że za dwa dni jest pogrzeb. Znajdując w tym swoją szansę ruszyłam do gabinetu Clemarka, aby powiedzieć jaka jest sprawa i że w tym tygodniu będę potrzebowała jeszcze kilka dni wolnego.

Mężczyzna wiedząc, że cały plan jest gotowy i rozumiejąc moją sytuację nie miał żadnego problemu z tym, żebym pojechała do domu, pod warunkiem, że wrócę najpóźniej na dwa dni przed czwartkową akcją, czyli zyskałam cztery dni wolnego.

Pół godziny po rozmowie z Clemarkiem byłam już w domu pakując walizkę i opowiadając wszystko z wyjątkiem planu na dzisiejszy dzień Erice i Jonesowi. Oczywiście pominąłem fakt, że jeszcze dzisiaj mam zamiar spotkać się z Nicolasem, bo bardziej niż pewne jest to, że by mnie nie puścili.

Kiedy miałam już wychodzić rozdzwonił się mój służbowy telefon, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer, co było dziwne, bo miałam numer do każdego z Interpolu.

- Porucznik Camilla Thomson. - przywitałam się

- Dzień dobry, pani porucznik, tu starszy sierżant Josef Clark z policji w Chicago. Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale zostałem poproszony o bezpośrednie informowanie pani o postępach w śledztwie odnośnie pani ojca.

- Rozumiem. Wiadomo już kto to zrobił? - zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam co usłyszę.

- Wszystko wskazuje na to, że zrobił to gang Scorpions. - oznajmił, a ja aż otworzyłam usta ze zdziwienia. - Zostawili typowe dla siebie znaki. - kontynuował nie zdając sobie sprawy z mojego zdziwienia - Ale nie znamy dokładnego sprawcy i motywu, ale zrobimy wszystko, żeby go znaleźć.

Przecież Nick oznajmił, iż zamordował moich rodziców, a teraz się okazuje, że to byli Scorpionsi.

-Rozumiem. - składałam - Proszę mnie na bieżąco o wszystkim informować.

- Oczywiście. - zgodził się, a chwilę później już zszokowany siedziałam na podłodze

- Co jest? - zapytała niepewnie Ericka

- To nie Twenty zamordowało mi ojca, a Scorpions. - wyjawiłam

- Ale jak? - zdziwiła się - Przecież Nick powiedział...

- Nie powiedział, że go zabił, a że nie żyje, a reszta jest następna w kolejce. - zauważyłam, a dziewczyna po zastanowieniu przyznała mi rację - Dobra, to nie jest teraz ważne. Jadę do domu.

Chwilę później Jones pomógł mi znieść walizkę do auta, po drodze mijając naszych zdezorientowanych przyjaciół.

- Gdzie jedziesz? - zapytała Lotte

- Do domu na jakiś czas. - odpowiedziałam

- Coś się stało? - zaciekawiła się Alex. - Czy po prostu pani porucznik chce sobie zrobić wakacje?

- Nie, jadę na pogrzeb mojego ojca. - warknęłam, powodując, że czerwona na twarzy dziewczyna momentalnie się zamknęła - Jeszcze jakieś pytania?

- Co mu się stało? - zapytał cicho David

- Scorpionsi go zamordowali. - powiedziałam bez uczuć. - Muszę już jechać, jeśli chcę ominąć korki.

Nie czekając na niczyją reakcję, opuściłam budynek wsiadając do auta i jadąc w odpowiednim kierunku. Droga nie zajęła mi długo, bo zaledwie pół godziny.

Pierwszy raz od dłuższego czasu magazyn Twenty, wywoływał we mnie wspomnienia z pierwszego spotkania z Nickiem i resztą. Bałam się, ale nie zamierzałam rezygnować. Moje życie się zmieniło i nie wyobrażam go sobie teraz bez Twenty.

Nie wahając się ani chwili dłużej opuściłam auto zabierając ze środka jedynie teczkę. Nie miałam żadnej broni, telefonu, kompletnie nic, więc jeśli Nick nie zechce mnie wysłuchać, będzie źle.

Weszłam do magazynu pewnym krokiem, chociaż tak na prawdę miałam ochotę zawrócić i uciec z krzykiem, ale te czasy się skończyły.

- Nie sądziłem, że naprawdę przyjdziesz. - usłyszałam za sobą głos Nicka, ale nim zdążyłam się obrócić w jego stronę, chłopak stał za mną, z nożem dociśniętym do mojego gardła.

Między nami nie było nawet centymetrowej przestrzeni, ale żadne z nas tak na prawdę nie zwracało na to uwagi.

- Jak widzisz jednak jestem. - powiedziałam spokojnie.

- Jesteś tu sama, bez broni i nikt nawet nie wie gdzie się znajdujesz. Czy to nie głupota?

- Możliwe. - oznajmiłam poważnie

- Dlaczego miałbym nie spełnić swojej obietnicy i nie zabić cie powoli i boleśnie? - zapytał przejeżdżając lekko nożem po mojej szyi, jednak na tyle lekko, że mnie nie zranił

- Bo jesteś ciekawy dlaczego tutaj przyszłam.

- Masz rację. - przyznał, odsuwając mnie od siebie, a mi momentalnie zrobiło się zimno. Chłopak powoli obszedł mnie dookoła, a ja nie ruszyłam się z miejsca nawet o milimetr. - Ale wiesz co? Skoro znowu masz mi się tłumaczyć, to może cofnijmy się w czasie, co? Pamiętasz swoje przesłuchanie? - zapytał, lecz nim zdążyłam odpowiedzieć moje ręce były zakute, a chwilę później już przykute do sufitu. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się co chłopak chce zrobić, bo jednak mimo wszystko, niezbyt dobrze wspominam tamte wydarzenia. - Czegoś brakuje... - chłopak udał, że się zastanawia, ale nim chociaż mrugnęłam przejechał nożem po moim ciele rozcinając moją bluzkę, aż opadła w strzępach na ziemię. - Od razu lepiej. - oznajmił, oblizując usta. - Powinnaś tak zawsze chodzić.

- Chyba nie będziemy teraz gadać o ciuchach, co? - zapytałam, usilnie starając się, aby mój głos się nie załamał. Wiedziałam o co chodzi Nickowi. Chciał mi z najdrobniejszymi szczegółami przypomnieć tamten dzień, bo wiedział, że był dla mnie traumą.

- To ty masz mi coś do powiedzenia, a nie ja tobie. - zauważył, a jego dłonie zaczęły sunąć po moim ciele.

- W teczce, którą trzymałam za nim mnie przykułeś są informacje o najbliższej akcji Interpolu. - oznajmiłam, ignorując jego ręce.

- I myślisz, że informacjami o jednej akcji, zrekompensujesz zdradę? - zakpił, swoje ręce umieszczając na moim tyłku.

Stał tak blisko mnie, że aby móc spojrzeć mu w oczy, musiałam zadrzeć głowę do góry.

- Nie zdradziłam was.

- Nie, ale chciałaś. - powiedział, dalej masując mój tyłek

- Na początku. - dopowiedziałam, usilnie starając się nie zwracać uwagi na pracę jego dłoni, ale nie dałam rady i pojedyncze jęknięcie opuściło moje usta, wywołując uśmiech na twarzy chłopaka, który szybko się ode mnie odsunął i podniósł z ziemi teczkę.

- Przy naszym pierwszym spotkaniu nie byłaś taka napalona, słońce. - zauważył, cmokając teatralnie. - A szkoda, bo wtedy jeszcze byłaś, chociaż czymś nowym. Teraz już cię przeleciałem i to kilka razy, a każdy kolejny będzie powoli stawał się rutynę.

- Interpol planuje nalot na wszystkie kliki Twenty o których wie. - powiedziałam, ignorując jego wtrącenie, chociaż muszę przyznać, że chłopak umie zranić. - Mam dowodzić całą akcją w Dystrykcie. Tam masz szczegóły całego planu. Nie uważasz, że gdybym była po stronie Interpolu, to nie doniosłabym ci o tym?

- Doniosła, nie doniosła... Jaką mam pewność, że w Interpolu nie kazali ci teraz odzyskać mojego zaufania za wszelką cenę?

- Nie kazali, bo jak sam mówiłeś nikt nie ma pojęcia, że tutaj jestem.

- Czyli mogę zrobić z tobą cokolwiek zechcę i nie będzie żadnych konsekwencji. - zauważył, a ja po raz kolejny przełknęłam ślinę. Chłopak widząc moją reakcję, zaczął się śmiać - Jakieś pomysły co mamy robić? - zapytał, ale widząc moją dezorientację, uśmiechnął się chamsko. - Nie, słońce, nie będę cię pieprzyć. Chodzi mi o psiarnie.

- Nie ma szans, ze wszystkim się uda, uniknąć pierdla. - stwierdziłam, udając opanowanie. - Większość z was pójdzie siedzieć, ale chyba najlepszym pomysłem byłby kontratak. - uznałam.

- A ucieczka? - zapytał

- Nie wchodzi w grę. Interpol wie, że ma szpiega, ale nie wie kogo. Simpson dzisiaj na zebraniu powiedział, że ufa tylko osobom, które biorą w nim udział i dlatego tylko my wiemy z wyprzedzeniem o akcji. Inni dowiedzą się na ostatnią chwilę, więc jeśli uciekniecie, to dowie się, że szpiedzy są bliżej, niż myśli. Będziemy spaleni.

Chłopak się chwilę zastanowił, a następnie jego twarz wykrzywił chamski uśmiech.

- Mówisz, że ty, Ericka i Jones, jesteście po naszej stronie? - zapytał, a ja pokiwałam głową. - To staniecie po naszej stronie jak będzie atak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro