Rozdział 28.2 ❌

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3/4 Macie trochę szybciej, żebyście nie czuli się jak na lekcji xd niki248

Na nic się zdało przekonywanie, że ten pomysł nie ma sensu, bo jest prawie niemożliwy do wykonania, a poza tym będziemy spaleni. Nicolas jest jak osioł, jak już się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. Koniec końców oznajmił, że mam coś wymyślić i o wszystkim poinformować Eri i Jonesa. Oczywiście, nie byłby sobą gdyby nie uznał, że tak czy siak należy mi się nauczka za to, że chociaż przez myśl mi przeszło wydanie ich. Dlatego w sumie całą noc spędziłam przykuta do filara, a gdy następnego dnia rano mnie rozkuł, byłam tak wkurwiona, że pierwszym co zrobiłam, było przyjebanie mu w twarz. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że mi odda i miałam rację. Kto, jak kto, ale żaden gangster nie wyznaje zasady "kobiet się nie bije", a tym bardziej jeśli to ty pierwsza uderzysz. Humor poprawiała mi tylko świadomość, że oprócz mnie, także Nick ma siniaka na policzku i to za sprawą dziewczyny, co jeszcze bardziej siada mu na ambicje.

W Chicago byłam dzień później niż wszyscy myśleli, ale zgodnie ze swoimi planami. Chociaż jak się okazało i tak wyprzedziłam swoją rodzicielkę, która miała przyjechać w sumie na samą ceremonię.

- Jak się trzymasz? - zapytałam Ab, podczas przebierania się w czarne jeansy i koszulę.

- A jak mam się trzymać? - zapytała - Jacyś gangsterzy zarżnęli mi ojca, gdy ja byłam na imprezie. Po prostu skaczę z radości. I nie wyskakuj mi tutaj z jakimiś psychologicznym pierdoleniem pod tytułem "to nie twoja wina", bo doskonale o tym wiem, tylko po prostu chcę mieć z głowy tą całą szopkę. Mam dość nieszczerych wyrazów współczucia od ludzi, których w sumie nijak nie obeszła śmierć ojca.

Sama uroczystość była tak sztuczna, że aż głowa boli. Nie dość, że musieliśmy czekać na matkę, bo jej się samolot spóźnił, więc wszystko przesunęło się w czasie o dobrą godzinę, to jeszcze w połowie ceremonii dostała "ważny telefon", który po prostu musiała odebrać. Oczywiście nie obyło się bez sztucznego żalu, udawanego współczucia i fałszywych kondolencji, ale nie spodziewałam się niczego innego.

Godzinę po skończonej uroczystości nasza rodzicielka miała już samolot powrotny do Californi, więc zdążyła tylko zapłacić ludziom, którzy organizowali pogrzeb i już jej nie było. Na moje pytanie, czy to tak teraz będzie wyglądać, że Abbie będzie się wychowywała sama, odparła tylko, że "Abigail jest już duża i sobie poradzi". Ignorantem trzeba się urodzić...

Ja musiałam wyjechać kilka godzin po matce, aby zdążyć na podany przez Clemarka termin, więc Ab została sama, ale zapewniała mnie, że sobie poradzi.

Do pracy wróciłam w zasadzie na gotowe, bo wszystko już było dopracowane na ostatni guzik.

Miałam jednak większy problem na głowie, a mianowicie dalej nie wiedziałam co zrobić z Twenty. Praktycznie non stop w głowie kalkulowałam wszystkie plusy i minusy ucieczki z gangiem, ale cały czas dochodziłam do wniosku, że nie warto. Gang był naprawdę fajną zabawą, kocham adrenalinę i będę za tym tęsknić, ale to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę. Ryzyko jest fajne, ale kto by chciał całe życie uciekać przed policją i innymi przestępcami?

Jeśli jednak wystawię Nicka, to doskonale wiem, jak to się skończy i to nie tylko dla mnie, a dla wszystkich.

- O czym myślisz? - zapytała Eri, wchodząc do mojego pokoju czwartkowego ranka, gdy szykowałam się do dzisiejszej akcji

- A jak myślisz? - zakpiłam

- O tym co ja? - zapytała, a ja pokiwałam głową.

- Nie wiem co mam robić. - jęknęłam, patrząc na nią z nadzieją, że da mi odpowiedź. - Jeśli ucieknę z Twenty zaprzepaszczę wszystko na co pracowałam, ale z drugiej strony, jeśli tego nie zrobię będę żałować.

- Cama... - westchnęła dziewczyna. - Powiedziałam ci, że będę z tobą cokolwiek chcesz zrobić. Jeśli uciekasz z Twenty idę z tobą, jeśli zostajesz, to ja też. Jones powiedział ci to samo, więc o utratę nas nie musisz się martwić.

- Ale mój wybór skarze też was. Chcesz być poszukiwana, tylko dlatego, że ja wybiorą adrenalinę, albo być na celowniku całego półświatka, bo stchórzę?

- To co? Wolałabyś podjąć decyzję sama i może zostać później bez nikogo? - zapytała

- Nie wiem Eri. - jęknęłam. - Wtedy przynajmniej nie byłabym odpowiedzialna za waszą decyzję.

- A wiesz co sama chcesz zrobić? - zaciekawiła się.

- Nie mam pojęcia. - przyznałam.

- Cama, dobrze ci jest w Interpolu? - zapytała, a ja się chwilę zastanowiłam

- Tak, chyba tak.

- A moim zdaniem nie. Gdyby ta praca cię satysfakcjonowała nie szukałabyś wrażeń w gangu. Policja nie jest dla ciebie. Taka prawda.

Nim zdążyłam coś odpowiedzieć dziewczyna opuściła pokój, a w mojej głowie zapanowało jeszcze większe poruszenie, niż wcześniej. Tak, jak dziesięć minut myślałam, że wiem co mam robić, tak teraz nie miałam zielonego pojęcia. Słowa dziewczyny zamiast mi coś ułatwić jedynie bardziej namieszały w głowie, a czasu na myślenie zostało coraz mniej.

Nim się spostrzegłam musiałam wychodzić, bo niestety, ale byłam jedną z osób odpowiedzialnych za przygotowanie wszystkiego od początku do końca. Szczęście było jednak takie, że ja miałam chociaż wszystko na miejscu, w przeciwieństwie do grup z innych stanów.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy siedziała już w naszej bazie wypadowej ogarniając do końca sprawy techniczne, bo co jak co, ale szansy na ukrycie informacji o informatycznych "zdolnościach" nie miałam. Kiedy wszystko było gotowe, a ja w kompletnym już stroju bojowym czekałam na ostatnią odprawę było przed pierwszą, a o drugiej wszystko ma się rozpocząć.

Całe dowództwo od rana chodziło jak na szpilkach. Każdy był cholernie zestresowany, ja także, ale z całkiem innego powodu. Nie bałam się, że coś pójdzie nie tak, a właśnie, że wszystko się uda i całe Twenty wyląduje w więzieniu, a przynajmniej większość ludzi.

Równo o pierwszej miała się zaczął odprawa, wszystkich przywódców, którzy mieli atakować poszczególne kliki Twenty. Każda z dwudziestu sześciu osób, po dwie do kliki miała siedzieć ze mną w centrali nadzorując pracę swoich ludzi, ja sprawdzałam ich, a mnie Clemark. Ogólnie szanse na to, że dzisiejszego dnia opuszczę biuro są nikłe, chyba, że wystąpią jakieś solidne komplikacje, że grupa osoby odpowiedzialne za tą klikę sobie nie będą radzić, osoba nadzorująca też nie da rady ich ogarnąć, to wtedy zostaję ja. Mogę wyjść i objąć przywództwo nad jakąś grupą.

Po spotkaniu centrali będzie spotkanie z dowódcami, oddziałów, czyli w sumie z plus minus dwustoma osobami i na koniec z wszystkimi. Nie zadowala mnie myśl, że będę musiała prowadzić każde z tych zebrań, bo nie jestem raczej dobrym motywatorem, ale nie mam wyjścia.

***

- Wszyscy już są? - zapytałam do mikrofonu, podczas ostatniego już zebrania przed całą akcją. Jeśli by miało być jeszcze jakieś, to chyba strzeliłabym sobie kulkę w łeb. - Zaczynamy. Nie będę wam mówić, że od was wszystko zależy, bo doskonale zdajecie sobie z tego sprawę. Wiecie także, jak ważna jest ta akcja nie tylko dla Interpolu, ale dla całej policji USA. Twenty od wielu lat jest naszym wrogiem numer jeden. To przez nich amerykańskie statystyki morderstw, wyglądają tak jak wyglądają, a jeśli nic z tym nie zrobimy będzie jeszcze gorzej. Dzisiaj mamy szansę to zakończyć. Starajcie się aresztować jak najwięcej osób, ale w razie konieczności nie bójcie się pociągnąć za spust. Broń nie jest zabawką, ma was chronić i nie bójcie się z tego korzystać. Każdy z was wie co ma robić, komu podlega i co ma zrobić w razie problemów. Teraz macie czas na przygotowanie się do wszystkiego. Zaczynamy za dokładnie trzydzieści dwie minuty. - oznajmiłam, spoglądając uprzednio na zegarek. - Życzę powodzenia.

Po zakończeniu mojej wielkiej przemowy ludzi zaczęło stopniowo ubywać, a gdy w końcu została tylko reszta centrali i ja, przeszliśmy do specjalnie przygotowanego pomieszczenia.

Było tu dwadzieścia siedem stanowisk, a przy każdym z nich znajdowało się kilkanaście monitorów, komputery, mikrofon, słuchawki i wszystko co tylko potrzebne. Jones, Eri i ja byliśmy przyzwyczajeni do takich stanowisk przez State, ale dla większości tu obecnych ludzi, było to coś nowego.

- Poprzekładajcie sobie wszystko tak, żeby wam było wygodnie. Sprawdźcie, czy wszystko wam działa, a jeśli nie, to zgłoście to do mnie, póki jeszcze mamy czas. Trochę tu posiedzimy. - oznajmiłam głośno i sama też zajęłam swoje miejsce.

Moje stanowisko różniło się trochę od reszty, ponieważ miałam o wiele więcej monitorów. Tak jak u większości było to z pięć sześć monitorów, tak przede mną była cała ściana. Siedziałam tyłem do środka gabinetu, aby wszystkie potrzebne mi ekrany mogły się zmieścić. Oprócz tego na biurku stały też dwa laptopy, jeden komputer stacjonarny z trzema monitorami, bezprzewodowe słuchawki z mikrofonem, a pod stołem trzy butelki z wodą.

Założyłam słuchawki na uszy, odcinając się jednocześnie od dźwięków z pomieszczenia, a następnie sprawdziłam, czy dam radę się porozumieć z wszystkimi.

- Jest godzina pierwsza czterdzieści. Wszyscy mają się udać, do wyznaczonych miejsc. - poleciłam, a na kamerach przede mną mogłam zobaczyć, że się przemieszczają do aut, a następnie jak jadą do swoich miejsc.

Czekając, aż dotrą na miejsce, poczułam wibracje telefonu od Twenty, a na nim wiadomość od Ri.

"Czy ty nie powinnaś odradzać użycia broni? Przecież, to ostateczność"

Zignorowałam wiadomość od dziewczyny skupiając się na autach, a po chwili numery poszczególnych grup na jednym z wielkich monitorów po mojej prawej stronie zaczęły się zmieniać z koloru czerwonego na zielony, czym meldowały swoją obecność na miejscu. Gdy ostatnia pozycja rozświetliła się na zielony kolor, ponownie zabrałam głos.

- Czekać na sygnał do zaczęcia akcji. - poleciłam wszystkim, a następnie pojedynczym kliknięciem przemieniłam na rozmowę z Clemarkiem. - Grupa pięćdziesiąt jeden zgłasza gotowość. - zameldowałam.

- Przyjąłem. Czekać na sygnał.

Była godzina pierwsza pięćdziesiąt osiem, więc do rozpoczęcia wszystkiego zostały niecałe dwie minuty. Stresowałam się i to strasznie. Nawet nie wiem w którym momencie zablokowałam obraz z kamer osób odpowiedzialnych za Chinatown i NE. Chyba nawet bez umyślnie próbowałam chronić Nicka i resztę, mimo, że dalej nie miałam pojęcia co zrobić.

- Przygotować się. - zakomunikował Clemark, a ja zdawałam sobie, że w chwili obecnej słyszy go każda wtajemniczona osoba w całych Stanach. - Do roboty!

Przyglądałam się wszystkiemu za pomocą satelity. Joystickiem zmieniałam punkt, który obecnie chcę oglądać, dzięki czemu mogłam przyglądać się naprawdę szerokiemu polu. Na sygnał Clemarka zobaczyłam jak w kilku miejscach na raz są wyważane drzwi, a do środka wpadają policjanci, wrzeszcząc "Na ziemię" i "Nie ruszać się". Wszystko trwa krótki czas, ale dzieje się tyle rzeczy na raz, że aż ciężko je wszystkie zarejestrować. Część zdezorientowanych gangsterów faktycznie padła na ziemię, dając się zakuć w kajdanki, ale większość z nich jednak przystąpiła do ataku, lub ucieczki. Policjanci odpowiadali na ogień, ogniem, a uciekinierów starali się gonić nie zawsze z pozytywnym rezultatem. Oglądałam jak ranni policjanci opadają, jak pociągają za spust i jak są mordowani. Dobry film akcji, tylko z tą różnicą, że działo się naprawdę. W słuchawkach słyszałam, jak co chwilę ktoś się wydziera, wydając rozkazy swoim ludziom. Sama nie miałam zbyt wiele do wtrącania, więc przez większość czasu nic nie mówiłam, przeskakując między kamerami.

- Oddaję. - usłyszałam meldunek Ericki, a po chwili taki sam Jonesa i dwójka moich przyjaciół podeszła do mnie. Wyłączyłam mikrofon i przyciszyłam dźwięki odwracając się do nich.

- Co jest?

- Sprawdź kryjówki China i NE. - poprosiła Eri, więc satelitą nakierowałam na odpowiednie sektory, ale tam zobaczyłam tylko pustkę.

- Co jest? - zdziwiłam się.

- Kryjówki okazały się puste, więc nakazałam im wrócić do siedziby.

- Ja tak samo.

- Rozumiem. Dobrze... - dalszą wypowiedź przerwał mi krzyk zmiennika Eri, a następnie tego Jonesa, więc szybko podgłośniłam próbując zrozumieć o co chodzi.

Nic podejrzanego nie zauważyłam, dopóki nie przyjrzałam się bardziej. Z małego niepozornego domku, na który miał iść jeden z mniejszych oddziałów, wypadło na sam początek kilkudziesięciu gangsterów, sprawnie radząc sobie z większością policjantów, a reszta po prostu spierdoliła.

- Kurwa! - wrzasnęłam. - Czterdzieści osiem do sześćdziesiąt dwa. - wydarłam się. - Natychmiastowy odwrót! Kurwa!

Ci którzy jeszcze byli w stanie, albo nie odbiegli za daleko, ukryli się jakiś kawałek od domu.

- Trzynaście, trzydzieści. Pomóc im. Natychmiast kurwa! - widząc odzew na ekranie lekko się uspokoiłam. Oddziały, które wywołałam były w drodze do Interpolu, przejeżdżając praktycznie pod samym celem, więc szybko włączyły się do akcji.

Tak, jak w większości miejsc nie było zbyt strasznie, tak tutaj rozpoczęła się prawdziwa jatka, która spodobałaby się każdemu psychopacie. Wiedziałam, że bez strat się nie obędzie, ale to co tu się działo przechodziło ludzkie pojęcie, to nie była walka o aresztowanie, a o przetrwanie.

- Potrzebne wsparcie! - krzyknął ktoś

- Siedemdziesiąt dwa, sto dwadzieścia. Natychmiast! - nakazałam, a na punktowej mapce zielone kropki zaczęły się przemieszczać we wskazanym kierunku.

- Jest ich za dużo! - krzyknął ktoś

- Wszystkie wolne oddziały na miejsce! Clemark! Potrzebne wsparcie!

- Trzy grupy czekają na dole, potrzebni dowódcy.

- Jones, Lorenzo i ja. - powiedziałam bez zawahania.

- Brown, przejmujesz nadzór. - krzyknął mężczyzna, kiedy nasza trójka już zbiegała po schodach.

Jechałam, bo wiedziałam, że muszę, ale nie znałam jeszcze swojego własnego wyboru, a przynajmniej nie byłam go pewna.

Droga minęła nam szybko. Każde z nas, było zbyt przerażone i niepewne, aby cokolwiek wymyślić.

Kryjówka czternasta, do której zmierzaliśmy nie była daleko od Interpolu, dlatego już po pięciu minutach znaleźliśmy się na miejscu. To co widziałam przez kamery, w żaden sposób nie oddawało, rzeczywistości. Było tu o wiele gorzej, ale teraz nie mam czasu, ani ochoty się nad tym zastanawiać. Sprawnie przedostałam się na początek, gdzie toczyła się największa akcja.

Zatrzymałam się jednak w półkroku, widząc skutych na uboczu Nicka i Killera do których jakiś policjant mierzył z broni.

- Mamy waszych szefów! - krzyknął. - Poddajcie się!

Zdezorientowani gangsterzy naprawdę nie wiedzieli co mają teraz zrobić. Kątem oka widziałam jak część z nich po prostu ucieka, a policjanci widząc dezorientację zaczęli zakuwać Twenty.

Zauważyłam zakrwawionego Juniora, który podszedł do policjanta, przytykając mu spluwę do skroni, ale nim zdążył wykonać nią jakiś ruch, znajdował się na muszce trzynastu pistoletów, w tym jednej należącej do tego policjanta

Ja także wyjęłam swój, bo w końcu podjęłam decyzję i wiedziałam do kogo strzelę.

- Porucznik Camilla Thomson. Przyjmuję dowodzenie. Odsunąć się.

Zgodnie z moim rozkazem policjanci opuścili broń, jednak moja cały czas była wycelowana w Juniora i policjanta, którzy jako jedyni mnie nie posłuchali.

- Jeśli nie opuścisz broni, zrozumiem to jako sprzeciw i pociągnę za spust. - zagroziłam, ale mężczyzna mnie nie posłuchał.

Nikt poza mną tak szczerze nie miał pewności do kogo mówię, ale mnie to nie obchodziło. Nie widząc reakcji pociągnęłam za spust, podejmując decyzję na całe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro