Rozdział 3.2 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Informatyka minęła na przepisywaniu odpowiednich kombinacji znaków, co w sumie mnie cieszyło, bo chociaż początki są łatwe. Również przedmioty ogólne szybko zleciały, ale tutaj niestety miałam niemałe zaległości, a szczególnie z języka angielskiego.

Ze znalezieniem szatni przed rozpoczęciem zajęć sportowych nie miałyśmy zbyt wiele problemów, bo jak się okazało zajęcia te ma z nami Nathan, który wskazał nam odpowiednie pomieszczenie. Chłopak wyjawił nam także, że rozbiłyśmy męski poziom, jakim była piątka, na której dotychczas nie pojawiła się jeszcze żadna przedstawicielka płci pięknej. W szkole jest naprawdę niewiele kobiet, nawet wśród grona pedagogicznego.

Przebranie się w sportowy strój nie było zajęciem czasochłonnym, więc już po chwili wspólnie z Ericką opuściłam szatnię, kończąc związywać włosy w dwa bokserskie warkocze. Na zewnątrz czekało już kilkunastu chłopaków zapewne z naszej nowej grupy, którzy obserwowali nas jak jakichś intruzów. Sądząc po tym, jak wierciła się w miejscu Eri, nie tylko ja czułam się z tym niekomfortowo.

- Jestem Mike - przedstawił się jeden z chłopaków.

- Hej, jestem Eri, a to Cama - przywitała się szatynka.

- Super, nie żeby coś, ale co wy tu robicie?

- Czekamy na nauczyciela? - zakpiłam, unosząc w górę jedną brew.

- Chyba pomyliłyście godziny - oznajmił.

Nim jednak zdążyłyśmy mu coś odpowiedzieć w zasięgu naszego wzroku pojawili się Jones, David i Nathan, którzy kierowali się do nas z uśmiechami na twarzach.

- Cześć kochanie - przywitał się brat mojej koszmarnej współlokatorki chowając dłonie w kieszeniach mojej bluzy.

- Znowu ci zimno? - prychnęłam.

- Raczej chciałem być blisko twojego gorącego ciała, ale dzisiaj jest coś bardziej zakryte.

- Zboczeniec - zaśmiałam się, a chłopak wraz ze mną.

- Zamknijcie się, bo wzbudzacie sensacje - oznajmił rozbawiony Nathan.

- Zapomniałam ci odpowiedzieć - przypomniałam sobie, spoglądając na nowego znajomego. - Raczej nie pomyliłyśmy godzin, bo z tego co wiemy piątka za chwilę dopiero rozpoczyna zajęcia.

- A wy niby jesteście na piątce - zaszydził Mike. - Jakoś w to nie wierzę.

- Rób co chcesz i tak nikogo to nie obchodzi - mruknął Jones.

Chwilę później podszedł do nas nieznany mi mężczyzna przed czterdziestką w czarnym dresie i tego samego koloru bluzie.

- Całość baczność - krzyknął.

Rozbawiona obejrzałam się dookoła, ale widząc, że zebrana młodzież faktycznie spełnia polecenie, również to wykonałam.

- Spocznij, słuchać mnie! Trener piątki jest dzisiaj na delegacji, więc wasz poziom ma zajęcia z szóstką. Mamy trzech nowych adeptów. Z szeregu wystąp.

Nie wiedząc za bardzo co się dzieje zrobiłam krok do przodu, podobnie, jak Eri i Sean, a mężczyzna przyjrzał się nam krytycznym wzrokiem.

- Sean Powers wystąp! - nakazał facet, dając mi praktycznie stuprocentową pewność, że kiedyś był w wojsku. - Ty należysz do mojego poziomu. Po dzisiejszym dniu musisz wybrać sobie dyscyplinę przewodnią. Do wyboru masz sporty: walki, drużynowe, lekkoatletyczne i pływanie. Przed końcem zajęć chcę znać odpowiedź. Do szeregu wstąp! Erica Lorenzo wystąp! - wrzasnął, a moja koleżanka zrobiła krok do przodu. - Camilla Thomson wystąp! Wy jesteście na piątce, więc wasz trener jutro wam wszystko powie. Do szeregu wstąp.

Zdezorientowana wróciłam do reszty, a gdy tylko ponownie spojrzałam na mężczyznę, ten znowu kazał nam stanąć na baczność.

- Sporty walki wystąp! - Obserwowałam, jak kilka osób z Mikiem i Jonesem na czele zrobiło kok do przodu, zanim nauczyciel ponownie zabrał głos. - Dzisiaj boks! Do szeregu wstąp! Drużynowe wystąp! Koszykówka i nożna. Lekkoatletyka! Bieg wytrzymałościowy! Reszta wie co ma robić - oznajmił mężczyzna, gdy ci odłączyli się od reszty. - Adepci wystąp! Wy dzisiaj przyłączacie się do dowolnej grupy. Rozejść się!

Mężczyzna sprawnie odszedł w tylko sobie znanym kierunku, a zdezorientowane spojrzenie Eri i moje zatrzymało się na znajomych, którzy skomentowali to śmiechem.

- Co to było? - zapytała szatynka.

- Spokojnie - zaśmiał się David. - Możecie wybrać, gdzie dzisiaj idziecie.

- Dokładnie - potwierdził Jones. - David idzie biegać, ja na boks, a Nathan ma indywidualny program na siłowni.

- Dlaczego? - zaciekawiła się Eri.

- Kontuzję miałem niedawno - wyjawił chłopak, a my ze zrozumieniem pokiwałyśmy głowami.

- To ja idę na boks - oznajmiłam.

- Na pewno nie beze mnie - zaśmiała się Ericka, a Mike prychnął.

- Ale wy wiecie, że ten sport nie polega na przyglądaniu się zawodnikom? - zapytał kpiąco, czym zarobił mój piorunujący wzrok.

- Jaki jest twój problem, co? - syknęłam, czym zwróciłam na nas uwagę kilku osób.

- Wy i fakt, że będziecie nam zaniżać poziom.

- Nie trafiłybyśmy na inny poziom niż pozwalają na to nasze kompetencje - zauważyła szatynka.

- Przymknij się Colton - prychnął Jones. - Sądzę, że z tej trójki, to ty najmniej zasługujesz na bycie tu, więc z łaski swojej stul pysk, bo nie chce mi się ciebie słuchać.

Chłopak ledwo skończył mówić, a już złapał nas na nadgarstki ciągnąc w stronę naszej szatni.

- Dobra, to skoro idziecie ze mną to zapraszam. Sala bokserska jest na pierwszym piętrze i macie tam wszystko co może się przydać. Poziom wyżej jest siłownia, gdzie możecie się rozgrzać, ale najpierw musicie wziąć z szafek te urządzenia z waszych testów i rękawice.

- Mogę się rozgrzać biegając na zewnątrz? - zapytałam.

- Jasne i to chyba nawet lepszy pomysł.

***

Jakieś pół godziny później wróciliśmy z toru lekkoatletycznego i skierowaliśmy się do odpowiedniego pomieszczenia.

Sala bokserska okazała się wielkim pomieszczeniem w całości przykrytym matą przez co chodzenie w butach było tu zabronione. Na środku pomieszczenia znajdowały się dwa pełnowymiarowe ringi, a w wielu miejscach z sufitu opadały worki i gruszki bokserskie. W przylegającym do sali składziku znajdowały się wszystkie potrzebne ochraniacze i tarcze treningowe. Całość wyglądała wprost idealnie dla wszystkich amatorów tego sportu.

Krótko później cała trójka miała już założone rękawice i bez zawahania uderzała w worek. Nawet nie wiem, ile czasu pochłonięta byłam swoim zajęciem, bo dopiero hałas towarzyszący zejściu jakiejś pary z ringu zwrócił moją uwagę.

- Thomson i Lorenzo, kickboxing, trzy rundy po dwie minuty - przeczytał odpowiedzialny za zapisy do walki chłopak.

- To chyba jakaś pomyłka! Ja się na nic nie zapisywałam! - krzyknęłam.

- Za późno. Na ring - nakazał. - Sędziuje Jones i Colton. Do roboty moje panie, nie mamy całego dnia.

Spojrzałam na koleżankę, która z westchnięciem skinęła głową, więc zdejmując uprzednio top, który miałam na sobie i zakładając odpowiednie rękawice przeskoczyłam przez sznury, podskakując jeszcze kilka razy w miejscu. Po chwili naprzeciwko mnie stanęła szatynka, także w sportowym staniku, tylko w odróżnieniu ode mnie miała dzisiaj leginsy.

- Zaczynacie na trzy! - nakazał Dean, po czym rozpoczął odliczanie.

Gdy wypowiedział odpowiedni numer obie przystąpiłyśmy do ataku. Zaczęłam od prostego kopnięcia w boku, w odpowiedzi na co otrzymałam uderzenie pięścią, które na szczęście udało mi się zablokować. Kopnięcie dziewczyny udało mi się uniknąć dzięki przesunięciu się w bok, ale tym samym dałam nastolatce czas na przygotowanie się do następnego ciosu, tym razem celnego. Szybko odpłaciłam się podobnym kopnięciem w głowę nastolatki, a gdy ta walczyła o zachowanie równowagi, ponownie wykonałam identyczny cios, tylko z drugiej strony, w bok dziewczyny. Obie odsunęłyśmy się od siebie odzyskując oddech i krążąc wokół niewidzialnego okręgu, szukając idealnego momentu na atak, który wypatrzyłyśmy w tym samym momencie, więc gdy ja obrywałam z kopnięcia w brzuch, Ericka otrzymała prawego sierpowego.

Dalszą walkę przerwał nam Jones, więc obie się od siebie odsunęłyśmy, na przeciwne narożniki.

- Osiem pięć dla Camy - oznajmił Jones, uprzednio porównując zapisane wyniki z tymi Mike'a. - Druga runda.

Walkę tym razem rozpoczęła szatynka sprzedając mi mocne kopnięcie w głowę i w bok. Gdy tyko odzyskałam równowagę odpłaciłam się jej dwoma prawymi sierpowymi i identycznym kopnięciem do jej. Ponownie zaczęłyśmy wokół siebie krążyć, czekając na dogodny do ataku moment, który po kilku sekundach znalazła Ericka. Dziewczyna upozorowała cios w głowę, a gdy ja starałam się go zablokować, zmieniła tor ruchu nogi, trafiając mnie w bok. Gdy dziewczyna powróciła na ziemię po wyskoku, podcięłam jej nogi, czym spowodowałam jej upadek, a tym samym koniec rundy.

- Siedem pięć dla Eri - ocenił ponownie Dean. - Ostatnia runda.

Westchnęłam głośno, ale ponownie przygotowałyśmy się do walki, którą tym razem rozpoczęłam od razu po usłyszeniu na to sygnału. Dwa kopnięcia w bok twarzy, dziewczyna skontrowała trzykrotnym uderzeniem w policzek i ciosem w udo. Spróbowałam podciąć nastolatkę, ale tym razem była już na to przygotowana, przez co udało jej się zachować równowagę, a jak zarobiłam kolejne uderzenia w głowę. Zaczęłyśmy wokół siebie krążyć, ale nie trwało to długo, bo już po kilku sekundach wyprowadziłam kopnięcie w bok, w tym samym czasie co dziewczyna zadała mi w głowę. Szatynka wykorzystała moje zamroczenie i po czterech ciosach w twarz, podcięła mi nogi, kończąc tym samym całą walkę.

- Koniec - zakomunikował Jones. - Trzecia runda czternaście dwanaście dla Eri, która wygrywa jednym punktem.

W sali rozległy się oklaski, które skwitowałyśmy głośnym śmiechem, a po teatralnym ukłonie zeszłyśmy z ringu, aby móc trochę odetchnąć. Ledwo przysiadłyśmy pod ścianą, gdy znaleźli się przy nas Jones, Mike i jakaś nieznana mi blondynka.

- Cofam to co mówiłem. Nadajecie się na ten poziom - oznajmił chłopak, po czym odszedł w swoją stronę.

- Dobrze wam szło - pochwaliła dziewczyna. - Jestem Alexandra Rolse, ale wszyscy mówią na mnie Alex.

- Cama, a to Eri - przedstawiłam nas.

- Jakieś obrażenia? - zapytał rozbawiony Dean ignorując obecność blondyny.

- Będę miała siniaka na udzie i boku.

- Nie narzekaj ja na policzku - zaśmiała się Eri.

Dziewczyna nie uzyskała odpowiedzi, bo w tej samej chwili stanął przed nami trener szóstki.

- Co tu się dzieje?! Gwiazdki już się zmęczyły?

- Gwiazdki odpoczywają po walce - prychnęłam.

- Kto wam sędziował? - dopytywał mężczyzna.

- Jones i Alex - odpowiedziała beznamiętnie Ericka.

Miałam nadzieję, że to wystarczy, aby mężczyzna się odwalił, bo naprawdę nie miałam ani siły, ani ochoty z nim rozmawiać. Chciałam odpocząć, a po skończonym wychowaniu fizycznym czekała mnie jeszcze i tak godzina zajęć na strzelnicy, obiad i wizyta u Millera. Żyć nie umierać.

Jak się okazało słowa szatynki wystarczyły, żeby mężczyzna sobie odszedł, bo pokiwał jedynie głową i nakazał nam się udać na siłownię, aby rozciągnąć napięte mięśnie, a następnie odszedł męczyć innych.

Z głośnym jękiem podniosłam się z miejsca, podobnie, jak Ericka, a następnie wspólnie udałyśmy się na ostatnie piętro, gdzie znajdowała się siłownia.

- Cześć - przywitałyśmy się z Nathem wchodząc do obszernego pomieszczenia, w którym był każdy sprzęt do ćwiczeń, jaki sobie można tylko wymarzyć.

- Hej, boks was przerósł? - zapytał.

- Nie, mamy rozciągnąć napięte po walce mięśnie - zacytowała nauczyciela Ericka.

Chłopak jedynie się zaśmiał, a chwilę później leżałam już na ławeczce do brzuszków, przeklinając cały świat, gdy czułam naciąganie mięśni brzucha, co moi znajomi skwitowali śmiechem. Do śmiechu Eri jednak nie było, gdy sama położyła się na identycznym przedmiocie, a z jej ust wyrwały się wulgaryzmy.

Po zrobieniu trzydziestu brzuszków zjechałam z ławeczki, kładąc się na piłce gimnastycznej, która szybciej, niż to możliwe uciekła mi spod pleców, powodując mój upadek.

- Kurwa - zaklęłam masując obolały tył głowy, w akompaniamencie śmiechu znajomych.

- Co jest? - zakpiła Eri. - Piłka cię nie lubi?

- Możliwe, ale ta mata za to jest wygodna i ona mi chociaż nie ucieknie.

- Wygodna? - powtórzyła szatynka. - Suń dupę.

Nim się obejrzałam dziewczyna leżała obok mnie wzdychając z ulgą.

- Nienawidzę sportu - oznajmiła Ericka.

- Ja też - potwierdziłam.

- Ale zdajecie sobie sprawę, że w tej szkole jest to jeden z przedmiotów przewodnich? - zakpił Nath, wywołując nasz przeciągły jęk.

***

Reszta dnia minęła nad wyraz szybko, ale bez wahania mogę już stwierdzić, że najgorszą lekcją na świecie są zajęcia na strzelnicy, a przynajmniej dla tych, którzy tkwią jeszcze przy teorii. Po godzinie nauki każdej jednej części podczas składania, rozkładania i czyszczenia broni, miałam ochotę ją naładować, odbezpieczyć i strzelić sobie w głowę, mimo, że nigdy wcześniej nie trzymałam w dłoni pistoletu. W tamtej chwili to był najmniejszy problem.

Po obiedzie, w czasie którego kolejny raz odbyłam kłótnię ze swoją współlokatorką, której z minuty na minutę nie trawiłam coraz bardziej, wspólnie z Eri udałyśmy się do porucznika Millera.

O wiele bardziej za współlokatorkę wolałabym szatynkę, niż czerwonowłosa sukę, ale niestety, życie to nie koncert życzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro