Rozdział 5.2 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cała czynność zabrała nam ponad godzinę, a w tym czasie zdążyła pojawić się Abbie, aby na swój sposób mnie przeprosić. Zdawałam sobie sprawę, że prędzej, czy później jej wybaczę, pomimo tego, jak bardzo przesadziła, ale póki co kazałam jej wypierdalać. Nie miałam siły na nią patrzeć i po raz enty powtarzać ten sam schemat. Ona będzie dla mnie suką, ja jej wybaczę, a później będzie to samo. Ab zawsze była i będzie dla mnie najważniejsza i nie wiem co musiałaby mi zrobić, abym nie potrafiła jej wybaczyć.

Na kontrole przyszedł także mój ojciec, który zdążył ochłonąć, żeby zimnym tonem przekazać mi, że nie mam liczyć na żadne pieniądze od nich i się sprężać, bo nie chcą oglądać mnie w swoim domu.

Na szczęście w chwili, w której to mówił, zapinaliśmy walizki, więc bez słowa wyminęliśmy go całą trójką. Nie miałam ochoty widzieć swojej rodziny, ale na moje nieszczęście i tak wpadłam na młodszą Thomson ubraną w kusą, koronkową sukienkę na jedno ramię w moim ulubionym kolorze.

- To moja sukienka - zauważyłam, mijając ją na schodach. - Nie przypominam sobie tej pożyczki.

- Nie bądź taka - poprosiła cicho. - Wiem, że jesteś na mnie zła, ale nie musisz być suką.

- Chcesz ją, to bierz i tak jest beznadziejna, ale jeśli liczysz, że dzięki upodabnianiu się do mnie, utrzymasz Tom'a, to jesteś w błędzie.

- Nie upodabniam się do ciebie, bo nie chce być taką samą dziwką, a w tej sukience wyglądam o niebo lepiej od ciebie - oznajmiła z pewnym siebie uśmiechem.

- Pierdolenie - zaśmiałam się i nic więcej nie mówiąc ruszyłam do drzwi z przyjaciółmi za plecami.

Złapałam za klamkę, chcąc opuścić budynek, ale przed moimi oczami ukazał się przystojny brunet o zielonych oczach. Krótkie włosy jak zwykle postawione na zbyt dużej ilości żelu, obcisła koszulka, podkreślająca ledwo widoczne mięśnie, nisko opuszczone jeansy i markowa skórzana kurtka. Nic się nie zmienił ani niczego nie nauczył.

- Camilla - przywitał się z szerokim uśmiechem. - Dalej tak samo seksowna, ale tym razem przyszedłem po młodszą Thomson. Zobaczymy, czy jest tak dobra, jak jej siostrzyczka.

- Mało ci? - zapytałam zirytowana. - Odwal się od niej.

- Nie bądź zazdrosna kochanie, nie zależy mi na niej, ale chcę zobaczyć, jak ryczy, a ty się obwiniasz, że jej nie powstrzymałaś. Alice to po prostu środek do celu - oznajmił rozbawiony.

- Abbie - poprawiłam wkurwiona, ale on tylko machnął ręką kontynuując swój wywód.

- Wiesz, że jesteście nawet trochę podobne z charakteru? Obie lubicie się zabawić, tylko z tą różnicą, że młoda jest większą romantyczką. Wiesz serduszka, kwiatki i te sprawy, ale obie macie słabość do niezłych klat - powiedział wskazując na swój tors.

- Chyba nie mówisz o sobie - prychnęłam. - Powtarzam ostatni raz. Odwal się od nich albo mnie popamiętasz.

- Śmieszna jesteś - stwierdził, przyciągając mnie do siebie za biodra. - Nie pozbawię się takiej zabawy, no chyba, że ty ją zastąpisz. Powtórzymy to co kiedyś, a dam jej spokój.

- Chyba cię coś boli - mruknęłam, zrzucając jego rękę z mojego ciała. - Abb nie jest głupia, nie prześpi się z tobą.

- Skarbie, ona nie jest tak grzeczna, jak ci się wydaje. Dziewictwa też się szybko pozbędzie, bo sądząc po tym co robi po pijaku, nie jest cnotką niewydymką. Opowiada też ciekawe historię. Naprawdę przyłapała cię podczas...

- Abbie! - krzyknęłam, przerywając mu jednocześnie. - Męska dziwka do ciebie!

Słysząc pod swoim adresem obelgi od rodziny jedynie uśmiechnęłam się szeroko, próbując wyminąć bruneta, jednak ten cały czas zagradzał mi drogę.

- Mógłbyś się przesunąć? - syknęłam zirytowana.

- Sama to zrób. Jeszcze rok temu nie miałaś obiekcji co do dotykania mnie i to w ciekawszych miejscach - zaśmiał się, a ja nie mogąc się już powstrzymać, uderzyłam go z pięści w twarz.

- Pojebało cię?

Przed następnym ciosem, do którego brałam już zamach uratowała go ręka Jonesa zaciskająca się na mojej pięści.

- Masz jakiś problem koleś? - warknął Dean, w stronę mojego znajomego.

- Widzę, że masz następnego przyjaciela - zakpił, ignorując zasady kultury, nakazujące odpowiedzieć szatynowi. - Nie przeszkadza mu twój styl bycia? A może o niczym nie wie? Oczywiście, że nie wie - prychnął, aż za dobrze interpretując mój wyraz twarzy. - No to słuchaj stary, bo historia jest bardzo ciekawa... - zaczął, ale Dean momentalnie mu przerwał.

- Myślisz, że mnie obchodzi co masz do powiedzenia? - zakpił, wprawiając mojego starego znajomego w osłupienie. - Słuchaj człowieku. Nie wiem kim jesteś i nie obchodzi mnie to, ale jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mojej laski bez mojej zgody, to tak ci wjebie, że się szybko nie pozbierasz - zagroził. - Rozumiesz mnie?

- A bierz ją sobie, przynajmniej w łóżku jest dobra...

Chłopak nie zdążył dokończyć, bo przeszkodził mu w tym mocny sierpowy zaserwowany przez Jonesa. Frajer cofnął się kilka kroków do tyłu próbując zachować równowagę, ale oboje zgodnie to zignorowaliśmy.

- Idziemy? - zapytał z uśmiechem, który odwzajemniłam, kiwając głową. - Eri idziesz?

- Chwila - poprosiła dziewczyna, odkładając walizkę i wymijając nas w wejściu.

Nim się zorientowaliśmy co się dzieje, nastolatka zbliżyła się do Toma i po mocnym zamachu przywaliła mu w drugi policzek.

- Teraz będzie chociaż równo puchło - prychnęła, a następnie odwróciła się do nas. - Możemy iść.

Nie czekając na nic więcej wsiedliśmy do mojego auta, a następnie szybko ruszyłam, w akompaniamencie pisku Abbie, gdy zobaczyła twarz swojego „przyjaciela".

Odjeżdżając z tego podjazdu o dziwo czułam ulgę, pomniejszoną niestety o strach. Bałam się, że Abb będzie cierpieć, a pomimo tego, jak zła na nią byłam, nie chciałam dla niej źle. Cieszyłam się jednak, że mogłam opuścić to miejsce i pomimo wściekłości na rodziców i poczucia odrzucenia, byłam szczęśliwa, iż Jones i Eri nie dowiedzieli się wszystkiego, a niewiele brakowało. Moje uczucia były jedną wielką enigmą, bo przechodziłam ze skrajności w skrajność.

- Gdzie jedziemy? - zapytał Jones.

- Mieliśmy iść na imprezę - zauważyła Eri - ale nie wiem, czy to najlepszy pomysł.

- Lepszego nie mogło być, potrzebuję się upić. Proponuję wynająć pokój w jakimś motelu, czy czymś. Ogarniemy się tam i idziemy na podbój klubów. Co wy na to? - zaproponowałam.

- Jestem za - zgodziła się Ericka z szerokim uśmiechem.

- Ja też.

Kilka godzin później wchodziliśmy już do klubu znajdującego się w sumie po sąsiedzku naszego motelu, gdzie zostały walizki. Samo lokum zarezerwowaliśmy do godziny czwartej po południu, a krótko po tym rozpoczęliśmy nasze przygotowania.

- W tej kolejce będziemy stać do jutra - mruknęła Eri, widząc ogromną kolejkę przed klubem, do którego zmierzaliśmy.

- Obiecacie mi coś? - poprosiłam z nadzieją.

- Kolejna obietnica dzisiaj? - zaśmiał się Jones.

- To dla mnie ważne - przyznałam.

- Mów o co chodzi - nakazała Eri.

- Nie pytajcie o nic, a najlepiej zapomnijcie wszystko co się wydarzyło tego dnia - wydusiłam z siebie, a gdy otrzymałam ich potwierdzenie odetchnęłam z ulgą.

Posłałam im wdzięczny uśmiech, a następnie bez słowa zaczęłam wymijać całą kolejkę, kierując się na je sam jej przód.

- Hej Ash - przywitałam się z napakowanym bramkarzem.

- Cama - uśmiechnął się, chociaż dla postronnego obserwatora musiało to wyglądać jak grymas. - Już myślałem, że o nas zapomniałaś.

- O was nie da się zapomnieć - zaśmiałam się szczerze. - Trafiłam do szkoły w Iowa, ale udało mi się wpaść na weekend - wyjaśniłam.

- Kolejna afera? - zapytał, a ja skinęłam głową. - Za pół godziny kończę zmianę.

- Będę czekać w środku - powiedziałam z uśmiechem. - A tak w ogóle to moi przyjaciele z nowej szkoły: Eri i Jones.

- Widzimy się za pół godziny - powiedział, wpuszczając nas do środka, po zeskanowaniu wzrokiem moich znajomych.

Momentalnie po przekroczeniu progu uderzył w nas smród alkoholu, papierosów i potu. Typowy zestaw wszystkich klubów, niby męczący, ale jednak da się do niego przyzwyczaić, a nawet od niego uzależnić.

- Co to było? - zapytał Jones, a ja się lekko sztucznie zaśmiałam.

- Nie miało być żadnych pytań - zauważyłam. - A Ashem się nie martwcie, jest w porządku, a poza tym i tak po dwóch piwach odleci. Ma cholernie słabą głowę - powiedziałam próbując przekrzyczeć głośną muzykę.

Wspólnie skierowaliśmy się do baru, za ladą którego zauważyłam kolejną dobrze znaną mi osobę.

- Cześć Kate - przywitałam się, całując barmankę w policzek, ignorując przy okazji gwizd wywołany uniesieniem się mojej sukienki.

- Cama, gdzieś ty się podziewała - zapytała dziewczyna.

- Trochę tu, trochę tam - zaśmiałam się, a ona waz ze mną.

- Co cię do nas sprowadza i kogóż to nam przyprowadziłaś? Sam seks - mruknęła, oblizując usta.

- Jestem Jones - przedstawił się chłopak, wywołując nasz głośny wybuch śmiechu.

- Warto wiedzieć, ale nie o ciebie mi chodziło - prychnęła Kate, powodując szok na twarzach przyjaciół i mój głośniejszy śmiech. - Jestem Kate, a ty skarbie?

- Kate jest lesbijką - wyjaśniłam, widząc ich zdziwienie.

- Szkoda - mruknął pod nosem Jones.

- Później dokończymy tą rozmowę - obiecała barmanka. - Cama ci później poda mój numer, a teraz co podać?

- To co zawsze - poprosiłam, a ona pokiwała głową.

- Dla mnie Mojito - odezwała się Ericka z rumieńcami na twarzy.

Mogę tylko się domyślać, jak niezręcznie może czuć się Ericka, ale nic z tym nie dam rady zrobić, ruda jest bezpośrednia i nic jej nie zraża. Jedyne co powinno pocieszyć Eri to świadomość, że widzi ją pierwszy i ostatni raz.

- Dla ciebie na koszt firmy - zaoferowała Kate, puszczając mojej przyjaciółce oczko. - A dla ciebie?

- Czystą.

- Już się robi, ale znasz zasady Cama - powiedziała z uśmiechem, a ja pokiwałam głową.

- Jasne. Drinki macie za darmo, więc możecie pić, a ja wracam za dwadzieścia minut - zwróciłam się do przyjaciół.

- Nie bądź taka Cama! - obruszyła się Kate. - Pokarz im jak się imprezuje za darmo w Chicago!

Chwilę sią zastanowiłam, bo nie chciałam im tego pokazać, ale nie mam nic do stracenia. Oni obiecali o nic nie pytać, a wypite na szybko dwa szoty dodały mi odwagi.

- Niech będzie - zgodziłam się. - Który pokój wolny?

- Trójka i pamiętaj piętnaście minut - przypomniała, a ja pokiwałam głową, a po obietnicy, że zaraz przyniesie nasze drinki odeszliśmy w odpowiednim kierunku.

- Cama nie chcę być wredny, ale błagam cię powiedz, że to nie jest jakiś burdel, a ty nie idziesz pracować na darmowe drinki - poprosił Jones, wywołując moje zdezorientowane spojrzenie, a po chwili głośny śmiech.

- Nie jestem dziwką - prychnęłam z lekka urażona. - Będę tańczyć.

- Co będziesz robić? - zdziwiła się Ericka.

- Tańczyć na rurze - wyjawiłam.

- Co kurwa? - wrzasnął Jones.

- Wyluzuj - prychnęła Kate, przynosząc nasze drinki. - To tylko taniec, a nie puszczanie się za hajs. Garderobę masz wolną - zwróciła się do mnie, na co podziękowałam jej skinięciem. - Zapomniałabym, gadałam przed chwilą z Tylerem i resztą. Powiedzieli, że będą cię oglądać.

- Kurwa - zaklęłam zła, że nic dzisiaj nie idzie po mojej myśli.

Bez słowa zgarnęłam ze stolika kilka szotów wypijając je jeden za drugim, a rozbawiona Kate poszła po dolewkę.

- Kto to Tyler i reszta? - zaciekawiła się Eri.

- Mój były i starzy przyjaciele - wyjawiłam już lekko wstawiona. - Zaraz wracam.

Nic więcej nie mówiąc skierowałam się do przebieralni, gdzie szybko zamieniłam sukienkę na mocno wycięty kostium. Strój odrobinę przypominał jednoczęściowy kostium kąpielowy, ale o wiele bardziej wycięty, bo na brzuchu znajdowało się zaledwie kilka pasków, a plecy były całkowicie wycięte.

Po przygotowaniu się wyszłam na odpowiedni podest, posyłając uśmiech przyjaciołom, a także odwzajemniając kpiący grymas Taylera, zamachałam do DJ, który w typowy sposób zaprosił na mój występ.

Piosenka się zmieniła, a ja zaczęłam wykonywać coraz to nowsze akrobacje na rurze. Pomimo długiej przerwy, nie zapomniałam jak to się robi i w dalszym ciągu sprawiało mi podobną przyjemność.

Wiedziałam co myślą o tym inni, nastolatka nie ma za co pić, więc daje się oglądać napaleńcom podczas erotycznego tańca. Prawda jest jednak inna, hajsu mi nie brakuję, więc jakbym chciała, to nie miałabym problemu z upiciem się, nawet pomimo nieodpowiedniego wieku, dla chcącego nic trudnego. Pole dance jest sportem, który uprawiam dla przyjemności, a nikomu nic do tego. Każdy powinien robić to co lubi.

Po piętnastu minutach akrobacji DJ zamachał mi, że koniec, więc z uśmiechem na twarzy ukłoniłam się lekko i wróciłam do garderoby, aby się ogarnąć. Po szybkim prysznicu i przebraniu się ponownie wróciłam na główną salę siadając obok przyjaciół.

- I jak się podobało? - zapytałam ze śmiechem popijając drinka.

- Fajnie tańczysz - pochwaliła uśmiechnięta Ericka.

- Musiałaś kurwa? - mruknął Jones. - Nie dało się tego robić... mniej wyzywająco?

Jego słowa, jak i poprawianie spodni w kroku, wywołało śmiech, ale nie tylko mój. Za swoimi plecami słyszałam, aż za dobrze znajomy mi męski śmiech.

- Znam to stary - oznajmił Tyler, a następnie odwrócił się do mnie, całując w policzek. - Seksownie, jak zawsze skarbie.

Szybko łyknęłam kolejny kieliszek wódki i dopiero wtedy spojrzałam na niego.

- Wiem, więc nie musisz mi tego mówić, ani skarbować. - Moje słowa wywołały śmiech starych przyjaciół, co jedynie pogorszyło mi humor.

- A z nami się już nie przywitasz? - zapytała Sky piskliwym głosem.

Niechętnie podniosłam się z miejsca, wcześniej nachylając jeszcze do Jones'a.

- Jak masz problem w spodniach, to proponuję tą piszczałkę. Podobno robi najlepsze lody zaraz po mnie. Ale ruchać jej nie radzę. Podobno rozepchana - zaśmiałam się, nie do końca kontrolując słowa podsuwane przez mój podchmielony umysł. - Sky - pisnęłam podobnym do niej tonem, cmokając powietrze przy policzku dziewczyny.

Podobnie postąpiłam jeszcze z trójką moich byłych przyjaciółek, z których jedna była gorsza od drugiej. Witając się z chłopakami, chyba po raz pierwszy zaczęły mi przeszkadzać ich ręce umiejscowione na moim tyłku czy cmokanie w usta, zamiast w policzek.

Ostatni w kolejności był Tyler, który bez słowa szeroko rozstawił ramiona, w które niechętnie się wtuliłam. Blondyn delikatnie się odsunął, namiętnie złączając nasze usta w namiętnym pocałunku, który oddałam chyba z przyzwyczajenia. Pieszczotę przerwałam jednak, gdy jego dłoń znajdująca się na moich pośladkach zaczęła wkradać się pod moją sukienkę.

- Nie zapędzaj się - syknęłam, dbając o bezpieczną odległość między nami.

- Kiedyś byłaś bardziej wyluzowana - zauważył rozbawiony.

- Tyler - jęknęła Sky, wieszając się na ramieniu blondyna, a tym samym przerywając naszą rozmowę. - O dziesiątej mieliśmy być u Brada.

- Pamiętam - syknął w jej stronę, strzepując z siebie dłonie blondynki. - Jedziecie z nami? - zapytał już milej. - Cama jeszcze pewnie pamięta, jak wyglądają jego domówki.

- Aż za dobrze - mruknęłam niechętnie i uśmiechnęłam się sztucznie. - Wiesz z przyjemnością byśmy się dołączyli, ale rano musimy wracać, a wątpię żebym po jego domówce dała radę prowadzić tyle godzin.

- A no coś słyszałem, że zmieniłaś szkołę - przyznał. - Innym razem wspólnie się zabawimy - obiecał, a w jego słowach ciężko było nie wyczuć podtekstu.

Blondyn chciał się pożegnać kolejnym pocałunkiem, ale nim nasze usta się zetknęły obróciłam głowę tak, że trafił w policzek, nie skomentował tego, a jedynie się zaśmiał.

Po chwili już ich nie było, ale moja ulga nie trwała długo, bo zostałam zaatakowana przez przyjaciół.

- Co to było? - zapytała Jones.

- Kto to był? - dodała Eri.

- Nie mieliście o nic pytać. Błagam dajcie mi się upić i zapomnieć o tym beznadziejnym dniu poprosiłam, na co niechętnie się zgodzili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro