Rozdział 8.3 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy na zegarku zobaczyłam, że za pół godziny kończy się moja zmiana, miałam ochotę skakać z radości.

Z programami nie miałam problemu, ale zawdzięczam to pewnie temu, że miałam okazję pracować już na nich w State. Lucas zjechał ze mną po dyktafony, a po powrocie do gabinetu odsłuchiwałam nagrania na każdym z nich, przepisując każde wypowiedziane słowo do edytora tekstu. Po pewnym czasie poszłam jednak na łatwiznę i uruchomiłam opcję przetwarzania mowy na tekst i jedynie kontrolowałam i w razie konieczności poprawiałam błędy. Mimo wszystko to spisywanie było chyba najprzyjemniejszą częścią, bo po skończeniu musiałam wrzucić wszystko do systemu, wydrukować dokumenty i schować do odpowiednio oznaczonej teczki. Następnie dyktafony chować do woreczków, na których przyklejałam specjalnie wydrukowaną naklejkę z moimi danymi, przybijałam pieczątkę i podpisywałam, po czym cały komplet zanosiłam do archiwum.

Zadanie było na tyle nurzące, że można było zasnąć. Minutę przed końcem zmiany wysłałam raport, w którym opisałam wszystko czym się zajmowałam, a następnie wyłączyłam komputer. W chwili, gdy chciałam już opuszczać gabinet, rozdzwonił się telefon.

- Camilla Thomson, praktykantka w sektorze A4 – przywitałam się, wyuczoną formułką.

- Podejdź do mojego gabinetu – poprosił Clemark, po czym się rozłączył.

Z westchnięciem zebrałam wszystkie swoje rzeczy i lekko się ociągając opuściłam pomieszczenie. Trochę przypał by był, gdybym została wywalona już pierwszego dnia, ale nie zrobiłam nic, co mogłoby wywołać takie skutki.

Będąc już przed gabinetem szefa, przyłożyłam do czytnika swoją kartę, dzięki czemu w pomieszczeniu rozległ się znany już przeze mnie dzwonek.

- Usiądź, proszę – nakazał, wskazując na fotel, gdy tylko znalazłam się w środku. – Jak ci się dzisiaj pracowało?

Chwile szacowałam, czy nie skłamać, ale koniec końców zdecydowałam się na prawdę.

- To było cholernie nurzące – stwierdziłam, wywołując śmiech mężczyzny.

- Domyślam się, ale ktoś to musi robić – oznajmił.

- Niestety – zaśmiałam się.

- Ale pewnie ucieszy cię myśl, że od jutra to nie będziesz ty.

- Co? – zdziwiłam się. – Myślałam, że przez całe praktyki będę robiła to samo.

- Bo tak miało być, ale wspólnie z porucznikiem uznaliśmy, że korzystniejsze będzie pokazanie ci większej liczby stanowisk. Zdobędziesz dokładniejszą wiedzę na temat tego czym się zajmujemy. W tym tygodniu spróbujemy pokazać ci większość stanowisk w tym sektorze, a przez resztę czasu będziesz pracowała na stanowisku które najbardziej ci podpasuje. Pasuje? – zapytał, na co energicznie pokiwałam głową. – To dobrze – zaśmiał się. – Pod koniec tygodnia wspólnie ustalimy na jakim stanowisku radziłaś sobie najlepiej i wybierzesz, gdzie chcesz pracować.

- Dziękuję.

- Nie ma za co. Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Możesz wrócić do domu i widzimy się z tego co pamiętam pojutrze wieczorem.

- Pan tu jest cały czas? – zdziwiłam się, a on jedynie zaśmiał.

- Masz grafik dostosowany do mojego – wyjaśnił, a ja pokiwałam głową, odnajdując w tym sens. – Broń zostaw na parterze w szafeczce z numerem twojego gabinetu i odbierz ją przed następną zmianą.

Potwierdziłam ruchem głowy, że zrozumiałam, a po pożegnaniu opuściłam gabinet, zjeżdżając na parter, gdzie czekała już na mnie Lotte.

- Dłużej się nie dało? – prychnęła, na co przewróciłam oczami.

- Dało, ale nie chciałam żebyś, aż tyle czekała - odpowiedziałam z wrednym uśmiechem. – Zdam jeszcze broń i możemy lecieć.

- Masz broń? - zdziwiła się. – Dlaczego ty dostałaś, a ja nie?

- Nie mam pojęcia – przyznałam, zdziwiona nową informacją.

- To pewnie dlatego, że Clemark jest spoko, a mój szef to stary pedofil – stwierdziła, wywołując mój śmiech.

- Nie wiem, czy wiesz, ale policjant raczej nie może być pedofilem, a poza tym nawet jeśli, to jesteś za stara na ich zainteresowanie.

- A kto go tam wie? - powiedziała machając ręką. - Zresztą nieważne. Jedźmy już, bo zaraz zasnę.

- Ja też - przyznałam.

***

Następnego ranka zbudził mnie głód, który nie pozwalał mi nawet dłużej poleżeć i się obijać. Z głośnym westchnięciem, opuściłam wygodne łóżko, kierując się do lodówki, która zgodnie z moimi nadziejami okazała się zapełniona, a na jednej z jej półek leżały przygotowane kanapki.

Siedząc na krzesełku barowym, zabrałam się za jedzenie i dopiero w tym momencie zauważyła siedzącą przed telewizorem przyjaciółkę.

- Cześć – przywitałam się z pełną buzią, wywołując śmiech Ericki.

- Smacznego. – Pokazałam jej kciuk w górę, kończąc śniadanie, a następnie z herbatą w ręce, przysiadła się do niej na kanapie. – Jak tam praca? – zapytała.

- Weź nic nie mów - jęknęłam. - Spisywałam zeznania z dyktafonów. W życiu się tak nie wynudziłam, jednocześnie coś robiąc, na szczęście dzisiaj mam wolne.

- No to możesz się zrelaksować podczas zwiedzania stolicy. Co ty na to? – zapytała.

- Jasne – zgodziłam się z uśmiechem. – W ogóle Jones już wrócił?

- Jakieś trzy godziny temu – potwierdziła.

- I co? Jak mu się podoba praca?

- Papierkowa robota, szef idiota i nawet żadnej seksownej dupy na piętrze nie ma – zacytowała dziewczyna próbując naśladować głos Deana.

Jej starania wywołały mój głośny śmiech, czego w żaden sposób nie umiałam powstrzymać, a szatynka szybko do mnie dołączyła.

- Idź się ogarnąć, budzimy Jonesów i lecimy na miasto – zadecydowała Eri, gdy w końcu się uspokoiłyśmy.

- Jasne – zgodziłam się i dalej rozbawiona, skierowałam się do naszej sypialni.

Z leżącej pod szafą walizki wyjęłam bieliznę, swoje ulubione czarne jeansy, szarą, krótką koszulkę i bluzę na zamek. Zgarnęłam jeszcze kosmetyczkę i z pełnym ekwipunkiem ruszyłam do łazienki, aby się przygotować.

Tego dnia obchodziłam swoje siedemnaste urodziny, ale nie spodziewałam się żadnych życzeń. Z rodziną nie rozmawiam, a to właśnie oni, w przeciwieństwie do mnie, kochali te szopki. Dla mnie to był dzień, jak każdy inny i nie zamierzałam go jakoś wielce celebrować.

Całe ogarnianie się zajęło mi dobrą godzinę, ale z tego co się dowiedziałam od Eri, wszyscy mamy dzisiaj wolny dzień, więc nigdzie nam się nie spieszyło. Gotowa zgarnęłam jeszcze tyko torebkę, do której wrzuciłam portfel i telefon, po czym opuściłam sypialnię.

Przy stole siedziało już rodzeństwo, zjadając swoje śniadanie, a Eri w tym czasie oglądała telewizję.

- Cześć wszystkim – przywitałam się, w odpowiedzi otrzymując niezadowolone mruknięcia Jonesów. – Ktoś tu chyba nie jest rannym ptaszkiem – zaśmiałam się.

- Chyba nikt nie lubi być budzony – zauważyła Eri. – W ogóle co myślisz? Powinniśmy zakomunikować Brownowi i Millerowi, że wychodzimy?

- Nie wiem, ale w sumie, ile to jest, zapukać i powiedzieć, że wychodzimy - zauważyłam.

- Też racja – przyznała.

Godzinę później całą czwórką zapukaliśmy do sąsiedniego pokoju, informując nauczycieli, że wychodzimy.

- I co przyszliście nas zaprosić? – zakpił.

- Poinformować, że wychodzimy – sprostowała Ericka, wywołując śmiech mężczyzny.

- Nie musicie się meldować – krzyknął gdzieś z głębi pokoju Brown. – Wychodzicie, kiedy chcecie, tylko się nie spóźnijcie na swoje zmiany i nie schlać się. Za młodzi jesteście.

- Jasne – odkrzyknął rozbawiony Jones, a chwilę później opuściliśmy budynek.

Mieliśmy zamiar pozwiedzać, ale nie chodziło nam o typowo wycieczkowe zabytki. Chcieliśmy poznać miasto, zobaczyć fajne miejsca, a nie nudne muzea czy pomniki.

Po drodze postanowiliśmy znaleźć jakąś fajną kawiarnię, ale bezskutecznie, bo jak na złość, nie mijaliśmy niczego ciekawego. Całą drogę jednak śmialiśmy się i wygłupialiśmy co chwilę zaglądając do mijanych sklepików, więc zdecydowanie nie było nudno.

- Tu jest jakaś kawiarnia – zauważyła Ericka, wskazując, na pobliski budynek.

- To księgarnia idiotko – prychnęła Lotte.

- To czemu u góry pisze „kawiarnia"? – ironizowała szatynka.

- Bo właściciele są tak głupi, jak ty.

Eri na słowa czerwonowłosej jedynie przewróciła oczami, otwierając drzwi sklepiku i wchodząc do środka. Wnętrze faktycznie okazało się księgarnią, ale po przejściu na drugą stronę lokalu znajdowała się niewielka kawiarenka.

Nikt z nas się tego nie spodziewał, ale przyjemnym zaskoczeniem było, że obie dziewczyny miały rację. Pomysł był naprawdę świetny. Można było kupić świetną książkę, a później na spokojnie w ciszy zatopić się w lekturze, sącząc pyszną kawę i zagryzając ciastem. Dziewczyny jeszcze chwilę dyskutowały, która z nich miała rację, ale koniec końców ustaliły, że obie.

Śmiejąc się zajęliśmy jedyny, wolny, czteroosobowy stolik i po krótkim przeglądaniu menu, każdy z nas wybrał napój i ciasto, a na które miał ochotę, po czym Jones i Eri poszli złożyć zamówienie. Lotte i ja w tym czasie zostałyśmy przy stoliku śmiejąc się, że przyda nam się przerwa od wspólnego mieszkania. Nasz kontakt i tak był o wiele lepszy od początków, ale kłótnie dalej często nam towarzyszyły. To już było przyzwyczajenie, dzień bez naszych sprzeczek byłby czasem straconym.

Kilka minut później do stolika wróciła reszta naszych przyjaciół z filiżankami i kawałkami ciasta. W jednym z nich wbite były świeczki, a powracający znajomi zaczęli śpiewać znaną piosenkę urodzinową. W krótkim czasie dołączyli do nich również pozostali klienci kawiarnio-księgarni, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nigdy nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, gdy ktoś zaczyna mi składać życzenia. Głupio było mi siedzieć i się uśmiechać jak wariatka, ale znowu śpiewanie samej sobie, było jeszcze gorszym pomysłem.

Piosenka na szczęście skończyła się w miarę szybko, a zebrani w lokalu ludzie, zaczęli klaskać.

- Najlepszego idiotko! – wydarła się Lotte, obejmując mnie krótko. – I nie rób takiej zdziwionej miny.

- Dokładnie – potwierdził Jones. – Wiemy, że masz dzisiaj siedemnastkę, więc szczęścia i dobrego seksu mała.

- Jesteś głupi – zaśmiała się Ericka. – Spełnienia marzeń Cama, a teraz pomyśl świeczki i zdmuchnij życzenie.

- Co? – zdziwiła się czerwonowłosa. – Chyba coś pojebałaś.

Dziewczyna jedynie machnęła ręką, a nasza trójka zaczęła głośno się śmiać. Dalej zdziwiona, że dowiedzieli się o moim święcie, posłusznie zdmuchnęłam świeczki myśląc o tym, jak bardzo bym chciała mieć już zawsze takich przyjaciół.

- Najlepszego! – krzyknęli moi przyjaciele, a klienci kawiarni, zaczęli klaskać.

- Dziękuję - powiedziałam radośnie.

Po wspólnym zjedzeniu ciast i małym opieprzu, że im nie powiedziałam, ponownie ruszyliśmy na miasto. Spacerując jednak, nie bardzo zwracaliśmy uwagę na mijane znaki, za sprawą czego w dość szybkim czasie się zgubiliśmy. Początkowo nas to śmieszyło, ale w końcu padł mi telefon – jedyne urządzenie, w którym zapisany był adres naszego hotelu. Póki nie zamierzaliśmy jeszcze wracać do pokoi, nie przejmowaliśmy się, dalej poznając stolicę.

Gdy na zewnątrz zaczynało się ściemniać, postanowiliśmy rozerwać się w mijanym barze, więc po chwili siedzieliśmy już przy ladzie sącząc drinki. Pomimo braku dwudziestu jeden lat, kupienie alkoholu nie było jakoś bardzo skomplikowane, tym bardziej, gdy wygląda się na starszego niż w rzeczywistości, a za ladą stoi koleś, który jest mniej więcej w tym samym wieku, co ty.

- Czy ty musisz być taka odpowiedzialna? - zapytała w pewnym momencie Lotte.

- Co? - zdziwiłam się, nie wiedząc do czego pije.

- No wiesz... - zaczęła, robiąc w powietrzu nieokreślony ruch ręką – Zawsze przygotowana, cicha i spokojna. Ogólnie to nie jesteś taka zła i mogłabym się z tobą dogadać, ale jesteś zbyt... sztywna - powiedziała i po chwili milczenia odezwała się ponownie. – Tak, tego słowa szukałam.

Ericka i Dean, którzy znali moją historię zaczęli się głośno i niepohamowanie śmiać. Zresztą ja nie byłam gorsza i szybko do nich dołączyłam.

- Kiedy ty zdążyłaś się najebać? – zapytała rozbawiona Ericka. – Wypiłaś dopiero dwa drinki.

- Nie jestem najebana - prychnęła dziewczyna. - Może nie do końca trzeźwa, ale na pewno nie najebana.

- Pewnie - prychnął Jones.

- A o czym ja nie wiem? – zdziwiła się.

- Co? – Nie nadążałam za tokiem myślenia czerwonowłosej

- No Jones – zaczęła, ale szybko zmieniła temat - dziwnie tak, mówić do ciebie po nazwisku, które sama mam, wiesz? - Chłopak z rozbawieniem pokiwał głową, zachęcając ją do przejścia do konkretów. - No, ale w każdym razie... o czym ja mówiłam?

- O tym czego nie wiesz – podsunęłam.

- A czego ja nie wiem? - zdziwiła się, powodując nasz śmiech.

- Jaką ty masz słabą głowę. – Zaśmiałam się.

- Spójrz na to tak - powiedziała poważnie, żywo gestykulując. - To jest bardzo ekonomiczne podejście. Ja na te dwa drinki wydałam niecałe dwadzieścia dolców, a już jestem wstawiona.

- Ty jesteś najebana, a nie wstawiona – zauważyłam.

- A cicho - mruknęła. - Nikt cię o to nie pytał. O czym mówiłam?

- O ekonomicznym podejściu - podpowiedziała Ericka.

Cała nasza trójka już praktycznie dusiła się ze śmiechu. Lotte ma słabą głowę, a po alkoholu rozwiązuje jej się język i traci typowy filtr, gadając od rzeczy, co zwykle brzmi naprawdę komicznie. Pod tym względem kocham rozmawiać z pijanymi ludźmi, nikt nie jest tak szczery, jak osoby pod wpływem.

- O właśnie... Czekaj. Okłamujesz mnie – warknęła zirytowana. - Ja nigdy nie gadam o ekonomii, to nudne.

- Ale teraz mówiłaś, że upijanie się dwoma drinkami jest ekonomiczne.

- Przecież wiem. Kontynuując. Ja po dwóch drinkach jestem wstawiona...

- Najebana - poprawił Jones.

- ...najebana, a ty dalej sztywna - dokończyła Lotte. – Nie! – obruszyła się, gdy zrozumiała, co właśnie powiedziała. - Nie jestem najebana. On mnie podpuścił – mruknęła, podczas gdy my zwijaliśmy się ze śmiechu. - Już jako dzieciak lubił to robić.

- Wiesz co ci powiem? - zapytała

- Pewnie. Od dziś możecie mi mówić per wróżka Charlotta. – Zachichotała.

- To co powiem?

- Coś bardzo sztywnego – oznajmiła, wybuchając śmiechem, a w ślad za nią poszła również nasza trójka.

- Czemu ty cały czas nie chodzisz najebana? - zapytałam rozbawiona, a dziewczyna prychnęła.

- Bo to byłoby nudne, prawie tak, jak ekonomia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro