Rozdział 8.4 ✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do hotelu wróciliśmy po drugiej w nocy, gdy cudem Eri rozpoznała drogę, którą jechaliśmy do Interpolu. Kompletnie najebana Lotte ledwo kontaktowała co się dzieje, ale na szczęście reszta z nas trzymała się dużo lepiej. Dalej nie ogarniam, jak czerwonowłosej udało się tak nawalić trzema drinkami, ale przestałam już w to wnikać.

Jones, który z naszej czwórki wyglądał na najbardziej trzeźwego, poleciał przodem, aby sprawdzić, czy nauczyciele są u siebie, a Eri i ja w tym czasie pomagałyśmy pijanej Lotte nie zabić się o własne nogi.

- Tak, dziewczyny też są, ale skoczyły jeszcze do apteki. - Wychodząc z windy, usłyszałyśmy głos Jonesa.

- Po co do apteki? - zapytał Miller.

Słysząc nauczyciela zatrzymałyśmy się momentalnie. Na praktykach obowiązywały nas te same zasady co w State, więc za przyłapanie ucznia pod wpływem środków odurzających lub na ich spożyciu, groziło wydalenie ze szkoły. Z opowieści Jonesa łatwo było wydedukować, że jeśli on lub Lotte zostaną wywaleni ze State, to nie będą mieli, gdzie się podziać. Dlatego tak ważne było, żeby Miller nie zobaczył dziewczyny pod wpływem.

- Nie jestem pewny, ale jak dziewczyny przyjdą, to się zapytam i przekażę porucznikowi.

- Nie trzeba - zaprzeczył mężczyzna. - Zaczekam na nie.

- Kurwa - zaklęłam szeptem. - Trzeba coś wymyśleć.

- Wiem, ale nie mam pojęcia co. On nie może jej zobaczyć najebanej, a ta jeszcze zasnęła - westchnęła Ericka.

- Czekaj - powiedziałam, a po chwili moją twarzy wykrzywił szeroki uśmiech. - Mam pomysł.

Szatynka nie zadawała zbędnych pytań, a jedynie pomogła mi dociągnąć czerwonowłosa na korytarz, z którego dobiegała rozmowa Jonesa z Millerem. Za to lubiłam Erickę. Gdy wiedziała, że mam jakiś pomysł nie starała się go na siłę wydobyć, a po prostu działała.

- Co jej się stało? - krzyknął nauczyciel, gdy tylko nas zauważył.

- Zemdlała - skłamałam.

- Dlaczego? - dociekał mężczyzna podchodząc do nas.

- Okres - odpowiedziałam, przez co mężczyzna zatrzymał się w miejscu. - Lotte skończyły się podpaski, ale w drodze do apteki zemdlała, dlatego najpierw przyprowadziłyśmy ją do pokoju.

- Skoczysz do apteki Jones? - podłapała Ericka. - Kup podpaski ze skrzydełkami, mocno chłonne, tampony i jakieś tabletki przeciwbólowe.

- Dokładnie - potwierdziłam. - My zaniesiemy Lotte do waszego pokoju, a ty leć do apteki.

- Co? - pisnął chłopak, który nie zauważył naszej gry aktorskiej.

Pomysł może i banalny, ale zadziałał. Miller do nas nie podszedł, a trzymał się na bezpieczną odległość, dzięki czemu nie wyczuł od niej alkoholu.

- Ja sobie nie poradzę - pisnął. - Weź ją do siebie Cama, a Eri niech poleci po te wszystkie... przedmioty - zawahał się. - Później może spać u mnie.

- Widzę, że sobie radzicie - oznajmił niepewnie porucznik. - Zróbcie dziewczyny tak, jak proponował Dean, a rano powiedzcie mi, jak się czuje Charlotte.

Gdy tylko drzwi za uciekającym mężczyzną się zamknęły, nie mogłam dłużej się powstrzymać i po prostu zaczęłam się śmiać, a Ericka wraz ze mną. Reakcja mężczyzny była do przewidzenia, ale i tak okropnie nas śmieszyła.

- Dobra, pomóż nam zanieść tego pijaka - zwróciła się szatynka do Jonesa.

- Do was do pokoju? - upewnił się, w odpowiedzi, otrzymując potwierdzający ruch głową.

Chłopak ostrożnie podniósł siostrę i niosąc ją praktycznie na wyciągniętych rękach, kierował się do naszej sypialni. Przez całą drogę starał się, jak najmniej jej dotykać, jego starania i wyraz twarzy ponownie przyprawiły nas o atak śmiechu.

- Zdajesz sobie sprawę, że ta gadka o okresie, to była ściema? - zapytała Ericka, gdy jako tako się uspokoiłyśmy.

- Dokładnie - potwierdziłam. - Musiałam coś powiedzieć, żeby Miller nie podchodził, bo by wyczuł od niej alko.

- Ale dlaczego akurat to? - obruszył się. - Musisz mnie tak straszyć?

- Wiedziała, jak zareagujecie - zaśmiała się Eri, otwierając przed Jonesem drzwi do naszej sypialni, a następnie wskazując mu swoje łóżko.

Chwilę później zostałam w pokoju jedynie z pijaną Lotte, która zaczęła coś mruczeć przez sen. Westchnęłam, a lekki uśmiech wykrzywił moje usta, te urodziny nie były idealne, ale były najlepszymi jakie kiedykolwiek miałam, bo otrzymane życzenia były szczere, otrzymane od ludzi, którym naprawdę na mnie zależało. Nic bym nie zmieniła w tym dniu.

***

Z samego rana zostałam obudzona przez budzik, dzięki któremu Lotte miała nie spóźnić się do pracy. Z głośnym westchnięciem wyłączyłam natarczywy dźwięk, zakrywając jednocześnie głowę poduszką. Przez myśl mi przeszło, jakie te wszystkie filmy są nierzeczywiste. Zawsze, gdy dzwoni alarm, bohaterki podnoszą się z łóżka z uśmiechem na twarzy, wspaniałej fryzurze i z wielką chęcią do życia. Normalni ludzie w tym czasie mają jednak minę, jakby nie spali od tygodnia, włosy stoją w każdym kierunku, a jedyne o czym marzą, to powrót do krainy snów. Świat jest jednak okropny, bo trzeba ruszyć swoje cztery litery i działać.

Niechętnie podniosłam się z wygodnego łóżka i zaczęłam budzić czerwonowłosą. Zadanie tylko wydawało się łatwe, bo w rzeczywistości obudzenie jej zakrawało o cud. Po kilku długich próbach dziewczyna w końcu z jękiem otworzyła oczy, posyłając mi wkurwione spojrzenie.

- Mówiłam ci już, jak bardzo cię nienawidzę?

- Możliwe - zaśmiałam się. - Na szafce masz wodę i tabletki na kaca. Jest ósma a z tego co się orientuję o jedenastej musisz być w pracy.

- Kurwa - zaklęła. - Dzięki. Co ja w ogóle robię u ciebie w pokoju?

- Zasnęłaś, gdy wychodziliśmy z windy, a że Jones szedł przed nami, to wcisnął Millerowi kit o twoim złym samopoczuciu, ale on postanowił zaczekać, aż wrócimy z apteki, do której podobno poszłyśmy.

- Błagam, powiedz, że nie widział mnie najebanej - jęknęła.

- Widział, ale nie wie, że byłaś najebana. Powiedziałyśmy mu, że zemdlałaś przez okres, a on spierdolił, jak poparzony, mówiąc tylko, że masz spać u mnie, a Eri u Jonesa. - Obie głośno się zaśmiałyśmy.

W czasie, gdy dziewczyna się ogarniała w swojej łazience, ja zarzuciłam na siebie jakieś ubrania i poszła do nauczycieli oznajmić im, że z Lotte już dobrze i może spokojnie iść do pracy. Ku mojemu rozbawieniu Miller jedynie pokiwał głową i kazał nie wchodzić mi w szczegóły. Gdy wróciłam do pokoju Eri i Lotte już się zbierały, bo postanowiły dzisiaj jechać jednym autem, żeby skacowana czerwonowłosa nie musiała prowadzić.

Tamtego dnia miałam zacząć pracę o siedemnastej, więc pozostały mi czas spędziłam skacząc po kanałach i bezskutecznie szukając czegoś co mnie zainteresuje. Jakże pasjonujące zajęcie przerwał mi dźwięk dzwonka do drzwi. Z głośnym westchnięciem podniosłam się z fotela, na którym siedziałam i ruszyłam sprawdzić kto mnie odwiedził.

- Dzień dobry - przywitał się porucznik, czekający przed drzwiami. Odpowiedziałam mu tym samym, a mężczyzna podał mi cztery teczki. - Umowy o praktyki - wyjaśnił. - W końcu udało im się je skończyć, więc zapoznajcie się z nimi i jak wszystko wam pasuje, to podpiszcie i przynieście mi do jutra. O kwestie prawne się nie martwcie, bo wszystko jest w porządku.

- Nie ma problemu - zgodziłam się z uśmiechem.

- Clemark cię chwalił i dlatego zaproponował żebyś przez najbliższe dni zmieniała stanowiska - wyjawił, a ja pokiwałam głową.

- Wspominał ostatnio, że doszedł razem z porucznikiem do takiego wniosku.

- To dla ciebie będzie dobra lekcja Camillo. Po skończeniu State, będziesz mogła łatwiej dostać się do Interpolu, bo będziesz miała już świadomość co i jak się robi - oznajmił. - Dobra, muszę lecieć do roboty. Nie zapomnijcie podpisać umów.

Po krótkim pożegnaniu mężczyzna odszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Teczki rzuciłam na stół, przekonana, że i tak zajmiemy się tym całą czwórką.

Cieszyłam się, że Clemark mnie pochwalił, ale zastanawiało mnie to, dlaczego po jednym dniu pracy postanowił mi zaufać na tyle, żeby pokazać większość stanowisk. Zdaję sobie sprawę, że obowiązuje mnie klauzula o tajemnicy służbowej, a w razie jej złamania, grożą poważne konsekwencje, ale gdybym miała zamiar zdradzić wszystko co się dzieje w Interpolu, to bym to zrobiła, nie bacząc na skutki. Clemark jednak postanowił mi zaufać bardziej niż musiał i pokazać większość możliwości pracy na tym dziale, a ja postanowiłam z tej szansy skorzystać.

- Jesteśmy! - Zza myślenie wyrwał mnie krzyk Ericki, po którym nastąpiło trzaśnięcie drzwiami.

- Gdzie Jones? - zapytała Lotte, rzucając się na kanapę.

- Odsypia pierwszą zmianę - powiedziałam rozbawiona. - Jak pierwszy dzień Eri?

- Weź nic nie mów. Mój szef to taki cham, że w końcu mu przyłożę. Nic mi nie powiedział, a kazał swojej asystentce przekazać mi podstawowe informacje, a teraz mam jej pomagać w papierkowej robocie.

- No to słabo - potwierdziłam, a ona wetchnęła.

- Wytrzymam te dwa tygodnie - zaśmiała się.

- Właśnie, przypomniałaś mi. Miller przyniósł nasze umowy - oznajmiłam, wskazując teczki leżące na stole.

- I co? - zapytała Eri. - Mniej błędów mają niż tamte?

- Szczerze, to nie sprawdzałam, czekałam na was.

- To idę budzić braciszka - stwierdziła Lotte. - Coś jeszcze gadał Miller?

- Mówił, że pod względem prawnym wszystko jest dobrze i do jutra mamy mu przynieść podpisane, albo z naszymi zastrzeżeniami.

Dziewczyny pokiwały głowami, a chwilę później w salonie siedziała już nasza czwórka z niezadowolonym z pobudki Jonesem na czele. Każdy z nas zabrał przeznaczoną mu teczkę i po przeczytaniu naszych danych w celu sprawdzenia prawdziwości informacji, zabraliśmy się za właściwą lekturę.

- Czy tylko mi się wydaje, czy mieliśmy mieć mniejszą stawkę? - zapytał momentalnie rozbudzony chłopak.

- Nie wydaje ci się - potwierdziła Eri. - Miało być siedemdziesiąt dolarów dziennie, a jest sto dwadzieścia.

- Może to jakiś błąd? - podsunęłam.

- Walić, to ich problem - prychnęła Lotte. - Skoro ich prawnicy nie potrafią czytać, to ja nie mam zamiaru się kłócić, że zarabiam więcej, niż miałam.

Każdy z nas się zaśmiał, ale koniec końców przyznaliśmy Lotte rację, wracając do lektury.

- Patrzcie na punkt piąty - poprosiłam, a następnie przeczytałam go na głos. - Za obopólną zgodą stron pracodawca ma możliwość przedłużyć okres praktyk do roku czasu lub przedstawić propozycję stałego zatrudnienia. W obu tych przypadkach Interpol zobowiązuje się do umożliwienia i pokrycia kosztów kontynuowania nauki w wybranej specjalizacji i na wybranym poziomie zaawansowania.

- Co kurwa? - zdziwiła się Lotte. - Czy była w ogóle jakaś mowa o przedłużeniu praktyk? Może ja przegapiłam tą nowinę.

- Nie było nic takiego - zaprzeczyła Eri, a każde z nas pokiwało głową, potwierdzają jej słowa. - Mogą nas w ogóle zatrudnić na stałe, jeśli my nawet szkoły nie skończyliśmy?

- Widocznie mogą - stwierdziłam. - Miller mówił, że wszystko jest zgodne z prawem.

- Też racja - zgodził się Jones.

- Może to jest jakaś standardowa formułka. Wiecie, zabezpieczenie w razie czego - podsunęła Eri.

- Możliwe - potwierdziła Lott.

Chwilę później umowy były już podpisane i leżały na boku stołu, a my szybko zmieniliśmy temat, obgadując szefa Eri i Lotte, bo to najprawdopodobniej one najgorzej trafiły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro