Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pół roku później...

DANNY 

Opadając na ziemię usłyszałem piłkę uderzającą w parkiet i niemal krzyknąłem z radości. Nie wierząc w to, co się stało, rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Ethana. Zanim zdążyłem go odnaleźć, poczułem na szyi czyjś oddech, a w uszach rozbrzmiał mi cichy, ciepły śmiech. Silne ramiona otoczyły moje biodra i ścisnęły lekko, przyciskając mnie do siebie. 

Mruknąłem cicho i odwróciłem się tak, by widzieć jego twarz.  

- Co ty wyprawiasz?- zapytałem i uniosłem dłoń do jego policzka. Zahaczyłem o kilka kosmyków i odgarnąłem mu je za ucho, tylko po to, by móc pogładzić kciukiem jego buzię. Niezliczoną ilość razy próbowałem policzyć jego piegi, ale nigdy mi się nie udało. Teraz też pobieżnie przebiegłem po nich oczami, po raz kolejny odkrywając, jak bardzo je uwielbiam. 

- Jak sądzisz?- rozbawiony ton chłopaka sprawił, że też się uśmiechnąłem. Spojrzałem na niego zaczepnie i stanąłem na palcach, by go pocałować. Ethan bez wahania nachylił się do mnie i złączył nasze usta, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Topiłem się pod jego dotykiem. Promieniał jak słońce, mimo, że wiosna dopiero się zaczęła i większość ludzi dopiero wybudzała się z zimowej depresji. 

Usłyszałem znajome kroki. 

Przez drzwi wpadła Maia, ciągnąc za sobą jeszcze kogoś. Ethan jęknął niezadowolony i oderwał się od moich ust. Gdy odwróciłem się w stronę dziewczyny, położył mi głowę na ramieniu i zaplótł dłonie na moim brzuchu. Wywróciłem oczami i parsknąłem śmiechem. Gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, nie spodziewałem się, że będzie z niego taka przylepa. 

Maia uśmiechnęła się na nasz widok i założyła ręce na piersiach. Dopiero wtedy zauważyłem, kogo ze sobą przyprowadziła. 

Och, cudownie. 

Szarpnąłem się lekko i ostrzegawczo ścisnąłem ramię Ethana. On jednak zamiast mnie puścić, jedynie wzmocnił uścisk i odchrząknął. 

Cain stał spokojnie obok dziewczyny i obserwował. Czułem jego wzrok na swoich odsłoniętych nogach i rękach, na twarzy i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Od września nie zamieniliśmy ani słowa, a był już koniec marca. Ja nie zmieniłem się od tamtego czasu ani odrobinę, on jednak wydawał mi się niemal nie do poznania. Bardzo schudł i był jeszcze bledszy, niż wcześniej. Włosów również nie przycinał, bo sięgały mu już do ramion. Z trudem wyobrażałem go sobie grającego w koszykówkę. Sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz złamać się w pół. 

Przyłapałem się na rozmyślaniu o tym, czy gdybym nie zerwał z nim kontaktu wyglądałby lepiej i doszedłem do wniosków, do których dojść wcale nie chciałem. Uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej. Bo choć prawdopodobnie Cain nie wyglądałby tak tragicznie, to zarówno moja, jak i jego kondycja psychiczna byłaby delikatnie mówiąc w stanie totalnej rozsypki. 

- Co jest?- szepnął do mnie Ethan, czując, że się spiąłem. Nie chcąc nic mówić jedynie pokręciłem głową. Najwyraźniej zrozumiał, odsunął się  i postąpił kilka kroków do przodu, tak, by nieco mnie zasłonić. Odnotowałem sobie w pamięci, żeby później mu jakoś za to podziękować i odetchnąłem głęboko. Tylko spokojnie. Bez paniki. Minęło cholerne sześć miesięcy. 

- Cześć gołąbeczki- Maia przerwała niezręczną ciszę, spoglądając na mnie przepraszająco.- Jak tam?

- W porządku- odparłem szybko i zdobyłem się na nieśmiały uśmiech. Nie potrafiłem zrozumieć, co popchnęło ją do przyprowadzenia tutaj Caina, ale pytanie o to w jego obecności zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. 

- Dlaczego jesteś taki szczęśliwy?- spojrzała na mnie podejrzliwie. Najwyraźniej niepokój nie zdołał zataić przed nią tego, że przed zaledwie pięcioma minutami niemal wrzeszczałem z radości. Wzruszyłem ramionami. 

- Ethan wystawił mi do pierwszego tempa- wyjaśniłem w skrócie. Maia uniosła brwi, słysząc dumę w moim głosie. 

- To aż tak cudowne, żeby obściskiwać się na sali gimnastycznej?- upewniła się ze śmiechem- Jesteście okropni!- dodała, wyciągając z kieszeni telefon. Włączyła aparat i zanim zdążyłem zaprotestować zrobiła zdjęcie. Skrzywiłem się, gdy błysnął flesz i już miałem coś powiedzieć, kiedy odezwał się Cain. 

- Brawo. Ja nigdy nie potrafiłem mu wystawić w ten sposób- uśmiechnął się słabo, patrząc mi w oczy. Jego głos uderzył we mnie z siłą rozpędzonego samochodu, wycisnął powietrze z płuc. 

Mogłem kochać Ethana, mogłem się z nim całować, mogłem dogadywać się z jego rodzicami i bratem, ale nie zmieniało to faktu, że tęskniłem za Cainem. Tęskniłem i to tak bardzo, że nawet kilka jego słów, słów, które nie były skierowane do mnie, doprowadzało mnie do szaleństwa. Gdyby ktoś pozwolił mi cofnąć czas, cofnąłbym go i wywlekł Caina ze szkoły, zanim Ethan zdążyłby z nim porozmawiać. Nie poszedłbym z Maią do klubu. Zamknąłbym się w swoim pokoju i wybiłbym sobie z głowy miłość do najlepszego przyjaciela. Zacząłbym chodzić z jakąś miłą dziewczyną i może nawet bym ją pokochał. Wszystko byłoby dobrze. 

Ethan delikatnie skinął głową, przyjmując komplement, jednak mogłem wyczuć, że wcale nie jest za niego wdzięczny. 

- Dużo ćwiczyliśmy- powiedział, rozluźniając się nieco. 

- Nie wątpię- Cain przygryzł wargę i po raz kolejny na mnie spojrzał. Był to pierwszy raz od kilku miesięcy, kiedy staliśmy tak blisko siebie, nie dziwiłem mu się, że na mnie patrzył. Też na niego spoglądałem. Musiałem sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu, czy przypadkiem nie jest chory. Nienawidziłem się za tą troskę. Nie powinno mnie to interesować. Nie miałem prawa się nim przejmować, a jednak w jakiś dziwaczny sposób cieszyłem się, że najwyraźniej poza nienaturalną już lekko chudością, wszytko z nim w porządku.- Masz na myśli jakieś konkretne ćwiczenia?- zapytał, uśmiechając się gorzko. 

Zamarłem, doskonale rozumiejąc, co chciał zasugerować. Zobaczyłem, że Ethan napina mięśnie i szybko do niego przypadłem, ciągnąc lekko do tyłu. Znałem Caina na tyle dobrze, że wiedziałem, kiedy kogoś prowokował i to zdecydowanie był ten moment. Mocno uczepiłem się ramienia Ethana i wbiłem się piętami w ziemię. 

- Masz jakiś problem?- zapytał Ethan niezwykle opanowany. Odetchnąłem z ulgą. Nie zapowiadało się na bójkę. Niepewnie spojrzałem na Caina i napotkałem jego oczy. Były ciemniejsze niż zapamiętałem i wwiercały się we mnie, jakby próbował zobaczyć we mnie coś niemożliwego do zauważenia. 

- Nie, żadnego- Cain zamrugał, jakby sam chciał się powstrzymać przed powiedzeniem kolejnej głupoty- Po prostu ja też próbowałem mu wystawić do pierwszego tempa. Nigdy nam się nie udało... 

Ethan już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale na szczęście Maia oderwała się od telefonu i nieprzytomnie spojrzała na Caina. 

- Po co myśmy tu przyszli?- zapytała, marszcząc brwi i postukała się palcem po brodzie, usiłując sobie przypomnieć. 

- Impreza- odparł zdawkowo chłopak i wsadził ręce do kieszeni bluzy. 

- Właśnie!- ucieszyła się i nagle ożywiona popatrzyła na nas z błyskiem w oczach- Impreza. Robię imprezę. A właściwie pomagam w organizacji. Bliźniaczki mają urodziny, a ich rodzice zgodzili się zostawić im wolny dom- jej entuzjazm niemal mi się udzielił. Pokiwałem głową i pytająco spojrzałem na Ethana. Chłopak wzruszył ramionami. 

- Jeśli chcesz- powiedział i posłał mi przepraszający uśmiech. Odwzajemniłem gest. Nie byłem na niego zły. Wiedziałem, jak doskonale Cain potrafi wyprowadzać ludzi z równowagi i byłem bardzo wdzięczny Ethanowi, że mu na to nie pozwolił, że się powstrzymał. Wiedziałem, że gdyby zaczęli się bić, rozdzielenie ich byłoby niemożliwe, a nie chciałem, by któremukolwiek stała się krzywda. 

- Dobra, czyli piątek o siedemnastej. Wiesz gdzie, prawda?- zwróciła się do mnie, a gdy kiwnąłem głową posłała mi całusa w powietrzu. 

Czasami zastanawiałem się, jak to robiła. Wiedziałem, że nie miała w życiu łatwo i podjęła kilka bardzo złych decyzji, jednak mimo to wciąż pozostała sobą. Mi starczyła jedna chwila słabości, by zaprzepaścić wszystko, na co pracowałem kilka lat i stracić najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem. Maia bardzo szybko radziła sobie z samą sobą, jak i innymi. Może dlatego wciąż przyjaźniła się z Cainem, kiedy ja postanowiłem odejść. Może to własnie dlatego rozmawiała z Johnny'm. Może chciała poskładać w całość wszystkich, którzy nie radzili sobie z tym tak dobrze jak ona. To Maia podała Ethanowi mój adres, gdy chciał przynieść mi zeszyty. Nigdy mi tego nie powiedzieli, ale byłem pewny, że to właśnie jej zasługa. 

Pożegnała się szybko, rzucając coś w stylu: Kocham was chłopcy, muszę iść i pognała dalej, ciągnąc za sobą Caina. Chłopak wyrwał jej się i zatrzymał w połowie drogi do drzwi. Spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Przez chwilę zobaczyłem w tej wychudzonej twarzy swojego przyjaciela, swoje serce, osobę, którą kochałem najbardziej na świecie. Ale tylko przez chwilę. Potem znów to wszystko zostało zastąpione zimną, ignorancką maską. Poszedł za Maią. 

Cain nigdy nie był zimny i ignoracki. Nigdy. A szczególnie wtedy, kiedy powinien. Gdy we wrześniu wyszedłem z jego domu bez oglądania się za siebie, dzwonił codziennie po kilkadziesiąt razy. W szkole chodził za mną i wręcz błagał, bym pozwolił mu ze sobą porozmawiać, dotknąć, objąć. Kilka razy nawet się rozpłakał, ale o tym wolałem nie pamiętać. Obraz płaczącego Caina nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. 

Z zamyślenia wyrwało mnie trzaśnięcie drzwi. Spojrzałem na Ethana. Kiedy przyciągnął mnie do siebie, niemal krzyknąłem. 

Brutalnie złączył nasze usta i zamknął mnie w uścisku. Przygryzł moją dolną wargę i nie zwrócił najmniejszej uwagi na to, że zacząłem się szarpać. Wsadził dłonie pod moją koszulkę. Były nienaturalnie ciepłe, wprost gorące i paliły za każdym razem, gdy mnie dotykał, a wcale nie starał się być delikatny. 

Odepchnąłem go dopiero wtedy, gdy zaczął dobierać się do moich spodni. 

Byłem wściekły. 

- Co ty robisz?- syknąłem i odskoczyłem do tyłu.- Co ty robisz?- powtórzyłem, przeczesując włosy. Czułem ciepło na policzkach i miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Takie zachowanie z jego strony było ostatnią rzeczą, jakiej mógłbym się spodziewać. Uniosłem trzęsącą się rękę do twarzy i potarłem oczy. Ethan tymczasem zdążył się już stać dawnym sobą. 

Przypadł do mnie zanim zdążyłem wybuchnąć płaczem i mocno mnie przytulił. Tym razem tak naprawdę. 

- Przepraszam- szepnął- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Tak bardzo cię kocham. Nie chciałem, Danny, po prostu...- urwał i zaczerpnął oddechu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczął mną uspokajająco kołysać.- Nie patrz tak na niego, błagam. Nie mogę tego znieść, a ty wciąż to robisz...

- Co robię?- nie rozumiałem.Próbował dobrać się do mnie tylko dlatego, że był sfrustrowany. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że ja nawet nie wiedziałem dlaczego. 

- Wiem, że za nim tęsknisz- powiedział cicho- Widzę to i rozumiem, naprawdę. Tylko brakuje mi siły, kiedy uświadamiam sobie, że nigdy nie spojrzysz na mnie tak jak na niego. 

- Kocham cię- mówię i również go ściskam. Bo kocham. Kocham Ethana Wave'a. I czuję się jak ostatni kretyn, gdy nie potrafię docenić tego, co dla mnie robi. 

Zaczął ze mną chodzić, kiedy było ze mną naprawdę źle. Źle, a nawet tragicznie. Nie potrafiłem się nijak pozbierać, każde zerknięcie na Caina kończyło się wybuchem płaczu i kolejnym opuszczonym dniem w szkole. Ethan z anielską cierpliwością przekonywał, że wszystko będzie w porządku i robił to tak długo, aż faktycznie zaczęło się układać. Był moim własnym, prywatnym aniołem stróżem. Jeśli Bóg istniał, ten chłopak był jego najdoskonalszym dziełem. Najlepszym człowiekiem na świecie.

 Nie zasługiwałem na niego w najmniejszym nawet stopniu i świadomość, że nawet mimo tego nie potrafię oddać mu całej swojej miłości doprowadzała mnie do szału. Bardzo bym chciał wymazać Caina z głowy i serca jednocześnie, chciałbym, żeby zniknął, żeby był szczęśliwy beze mnie i z daleka ode mnie, żeby mógł żyć sam i żebym ja sam mógł żyć bez niego. Było to jednak niemożliwe. 

Bo wciąż, nawet po pół roku ciszy

Nawet po pół roku płakania w poduszkę każdej nocy

Nawet po pół roku ignorowania telefonów od niego

Ja wciąż kochałem Caina najbardziej na świecie. 

Mogłem kochać Ethana, ale porównywanie tych dwóch uczuć było niemożliwe. Miłość do Ethana była jak ciepły, wiosenny wiatr, a uczucie którym darzyłem Caina... Boże, ja nawet nie byłem pewny, czy to powinno nazywać się miłością. 

Kochałem w nim wszystko. Kochałem go tak mocno i tak uparcie, wbrew wszystkiemu, co powiedziałem mu i co obiecałem sobie, że wykańczało mnie to każdego dnia. Wykańczało mnie to za każdym razem, gdy spoglądałem na Ethana, Ethana, który kochał mnie słodko, mocno i bezwarunkowo. Ten chłopak zrobiłby dla mnie wszystko, a ja byłem z nim ze świadomością, że wrócę do domu i będę się wpatrywał w stare zdjęcia z Cainem. Że zasnę z telefonem przy poduszce i poczekam, aż Cain do mnie zadzwoni, tylko po to, by sprawdzić, czy wciąż mu na mnie zależy. Zasypiam każdego dnia, zastanawiając się, co bym mu powiedział, gdybym odebrał i jakby na to zareagował. I wiem, że gdybym faktycznie się na to odważył, wszystko to, co sobie wmówiłem, to, że już mi na nim nie zależy i pozostałe beznadziejne kłamstwa przestałyby spełniać swoją rolę. To dlatego nie odbierałem. 

Kochanie Caina przypominało chroniczne wpadanie w otchłań. Kiedy byłem już pewien, że wszystko wraca do normy, że jest dobrze, że wreszcie się od tego uwolniłem, migał mi gdzieś na korytarzu i traciłem czucie w nogach.

 Ta chora miłość miotała mną jak zabaweczką, jak szmacianą laleczką. Uderzała mną o ściany, a mimo to ja za każdym razem byłem w stanie się podnieść i kochać go jeszcze mocniej, jeszcze bardziej rozpaczliwie. 

Wiedziałem o tym kiedy wychodziłem wrześniowym wieczorem z jego mieszkania, kiedy po raz pierwszy odrzucałem jego telefon, kiedy całowałem Ethana. To moje beznadziejne, naiwne, głupie i destrukcyjne uczucie doprowadzało mnie na skraj przepaści. 

Mogłem kochać Ethana. Ale to w Cainie byłem zakochany. 

- Jestem potworem- zauważyłem i półświadomie powiedziałem to na głos. Ethan skamieniał, ale tylko na chwilę. Wiedziałem, że mnie kochał i wiedziałem, że był przygotowany na to, że odejdę. Nigdy nie powiedział o tym otwarcie, ale czułem, że zdaje sobie z tego sprawę. Przerażało mnie to, jak bardzo musiało mu na mnie zależeć, skoro był w stanie starać się dla mnie, wiedząc, że nigdy nie pokocham go tak mocno jak pokochałem Caina. 

- Nie jesteś- zaprotestował i pocałował mnie w czoło. Świat powoli przestał wirować pod jego uspokajającym dotykiem. Powoli mnie od siebie odsunął i prześledził wzrokiem każdy milimetr mojej twarzy, jakby się bał, że pękła. Ale nie zrobiła tego, choć powinna była. Czasami miałem wrażenie, że zawarłem umowę ze złem, tak jak Dorian Grey*, że każda wyrządzona przeze mnie krzywda nie odbija się na mojej twarzy, ale gdzieś indziej. Że niszczę siebie od środka, z zewnątrz wciąż pozostając pięknym, idealnym chłopcem, synem pary prawników. 

- Chodźmy- poprosiłem i pociągnąłem go za sobą do szatni. Gdy się przebraliśmy, nieopatrznie spojrzałem w lustro i niemal zwymiotowałem. Wyglądałem tak bardzo w porządku. Brzydziłem się sobą. Żółć podeszła mi do gardła, przełknąłem ją jednak i przyłożyłem dłoń do ust. 

Wyszliśmy na szkolny korytarz i poczułem, że Ethan próbuje złapać mnie za rękę. Cofnąłem ją szybko i udałem, że muszę sprawdzić coś na telefonie. Starając się sprawiać wrażenie zajętego zacząłem wpisywać losowe cyfry w spisie połączeń, nawet nie patrząc na ekran. Dłoń drżała mi okropnie i gdy spojrzałem na wyświetlacz, oczekując rzędu losowych cyfr zamarłem. 

Numer Caina. 

Wpisywany raz po raz, ciągle i w kółko. 

Wybuchnąłem histerycznym śmiechem i pobiegłem do najbliższego kosza na śmieci. 

Jeszcze nigdy nie wymiotowałem tak bardzo. 


CAIN

- Zabolało, co?- Maia spoglądała na mnie spod swoich długich rzęs i uśmiechała się smutno. Nawet nie musiałem zgadywać o co jej chodzi. Ominąłem śmietnik i wskoczyłem na krawężnik. Dalej szedłem po nim, usiłując nie spaść ani na cienki pas zieleni po jednej, ani na kostkę chodnikową po drugiej stronie. Pomagało mi się to skupić i zachować pokerową twarz. 

- Bardzo- przyznałem szczerze i zeskoczyłem z podwyższenia, lądując tuż obok niej. Dziewczyna pokiwała głową i nawet nie wydawała się zaskoczona. 

- Nie dziwię się. Mnie też to boli- mruknęła, chwytając się mojego ramienia. 

- Ciebie?- upewniłem się, nic nie rozumiejąc- Dlaczego? Rozmawiałaś z Dannym?

- Nie musiałam- prychnęła i odgarnęła włosy z oczu. Zdążyły jej już nieco odrosnąć, dzięki czemu była jeszcze ładniejsza niż wcześniej- W szkole praktycznie zawsze jestem blisko ciebie, a on, delikatnie mówiąc, unika cię jak ognia. Do niego też nie pójdę, bo nigdy nie wiem, czy nie natknę się przypadkiem na jego mamę. Nie sądzę, by mnie lubiła po tym, co się wydarzyło, więc mogłam polegać tylko na swojej kobiecej intuicji... 

Poczułem wibrowanie w kieszeni i wyciągnąłem z niej telefon. Odblokowałem go i wszedłem w wiadomości, klikając w ikonkę nieprzeczytanej. 

- Co ci podpowiedziała?- zapytałem, nie chcąc zupełnie ignorować dziewczyny.- Ta intuicja?

- On cię kocha, Cain- westchnęła Maia zirytowana- I to bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Przecież ten chłopak jest chory na twój widok. 

- Ignoruje mnie od pół roku!- zaprotestowałem, rozbawiony jej słowami- Dzwonię do niego co wieczór i za każdym razem mam nadzieję, że tym razem odbierze, że pozwoli mi się wytłumaczyć. Ale wiesz co? Nigdy tego nie robi!

Dziewczyna pokręciła głową. 

- Wiesz co...- zaczęła nagle jakaś bardziej przygaszona- Lubię Ethana, bardzo, ale nie wyobrażam sobie Danny'ego z nim. Więc rusz tą użalającą się nad sobą dupę i zrób cokolwiek, byście znów ze sobą rozmawiali. Zachowaj się jak jego przyjaciel, którym do cholery jesteś i nie pozwól mu się zamęczyć...

- Nie jestem gejem- przypomniałem. W ostatnich miesiącach recytowałem to jak mantrę i powoli zaczynało mnie to nudzić. 

- Czy ja ci każę go kurwa przelecieć?- skrzywiłem się, słysząc przekleństwo z jej ust- Masz się z nim dogadać i zrobić coś, żeby przestał patrzeć na mnie jak pobity szczeniak, za każdym razem, kiedy wypowiadam twoje imię, zrozumiano?- Maia była na granicy wytrzymałości, więc postanowiłem już nic więcej nie mówić. Ograniczyłem się do zdawkowego skinienia głową. Nie chciałem jej już bardziej denerwować. Wiedziałem, że to niemożliwe, że spieprzyłem, ale nie chciałem się pokłócić z jedyną osobą, która była w stanie rozmawiać ze mną bez obwiniania mnie o to, co się wydarzyło. Poza tym, wreszcie udało mi się wyświetlić wiadomość. 

Zamarłem. 

Od: Robert Pollock
Do: ja

Temat: Prośba

Ten facet o którego namiary prosiłeś to Swen Carlsson. Obecnie mieszka w Seattle 

- Mam cię.- syknąłem. 


***

Time skip, wiem

Jakby ktoś czegoś nie zrozumiał to śmiało, wiem, że trochę ten rozdział chaotyczny. 

Jakbyście znaleźli błędy, to proszę, piszcie, bo ja sama czasami je po prostu przegapiam, a głupio to później wygląda

W ogóle cztery komentarze pod ostatnim rozdziałem, szalejecie :) 

Zapraszam do czytania i komentowania, jak zwykle 

Enjoy, 

All my love,

Dobrej nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro