Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

CAIN

Idąc do swojego pokoju byłem na skraju omdlenia. 

Kręciło mi się w głowie, nie wiedziałem, co właściwie się ze mną dzieje. Wiedziałem tylko, że muszę jak najszybciej odejść gdzieś daleko od Danny'ego. Odejść, zamknąć drzwi, zamknąć oczy. Jak najszybciej zapomnieć. 

Nie kochałem Danny'ego. Nie mógłbym pokochać mężczyzny, nigdy żadnego nie kochałem, dlatego też zakochanie się w jakimś- nawet jeśli był nim mój najlepszy przyjaciel, najbliższa mi osoba- było niemożliwe. 

A jednak go pocałowałem. Pocałowałem go, tylko dlatego, że byłem w jakiś chory sposób wściekły o to, co zrobił z Rebeccą. Pocałowałem go zupełnie bez powodu, a potem zostawiłem samego, nie zważając na to, jak bardzo roztrzęsiony był. 

Cain, jesteś takim idiotą. 

W mieszkaniu było ciemno, przez co znalezienie klamki było znacznie utrudnione. Kiedy wreszcie jej dosięgnąłem, szarpnąłem nieco zbyt mocno i niemal wbiegłem do swojego pokoju. Chciałem już być sam. Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem. Skrzywiłem się, ale nie miałem siły przejmować się hałasem. Po prostu zrobiłem kilka kroków, by paść na łóżko i ukryć twarz w pościeli. Była miękka i pachnąca, w jakiś sposób dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy tak leżałem, nic nie mogło mnie dosięgnąć. Byłem chroniony przed miłością, przed nienawiścią, przed ludźmi. Tylko nie przed własnymi myślami. One były najgorsze. 

Myślałem, że wyrzuty sumienia już od dawna się mnie nie czepiają. Przez siedemnaście lat swojego życia zrobiłem chyba wszystko, przed czym kiedykolwiek ostrzegali rodzice swoje dzieci, a nawet więcej, powoli zabijając w sobie poczucie winy. Myślałem, że nic nie jest w stanie doprowadzić mnie do tego, bym żałował tego, co zrobiłem. Okazało się, że byłem w błędzie. Uścisk w piersi nie zmniejszył się ani odrobinę, a wręcz przeciwnie, nasilał się z każdą sekundą, sprawiając, że zacisnąłem dłonie w pięści. Kidy Danny wyznał mi miłość, czułem coś na kształt współczucia. Współczułem mu tego, że jego uczucie nigdy nie będzie odwzajemnione, że ja przecież nie mógłbym go pokochać. 

Przeraziło mnie to, że mimo wiedział o moim uprzedzeniu, kochał mnie tak bardzo, że zdecydował się do tego przyznać. 

Kiedy mnie pocałował przez chwilę byłem wściekły. Miałem ochotę go ugryźć. Dosłownie. Chciałem przygryźć jego wargę, jego język w ten sposób, żeby bolało go przez bardzo długi czas. Brzydziłem się, nie chciałem, by mnie całował, gdy tak niedawno miał w buzi język kogoś innego. 

Potem ja pocałowałem go. Analizowanie tego zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Gdy oderwał się ode mnie i zaczął płakać miałem ochotę na niego nakrzyczeć. Powiedzieć: Zamknij się. Uderzyć go po raz kolejny, potrząsnąć nimMiałem ochotę zrobić to wszystko, jednak byłem pewny, że nie zadziała. Był tak rozbity, że nie zwróciłby na mnie uwagi, nawet gdybym zepchnął go z kanapy. Frustracja rosła we mnie z każdą jego pieprzoną łzą, by w końcu znaleźć ujście w tym pocałunku. Chciałem go po prostu jakoś uciszyć. Zanim zorientowałem się, co robię, było już za późno. Zdecydowanie za późno. 

Westchnąłem w poduszkę i usłyszałem jego kroki na korytarzu. Tylko kroki. Nie płakał. Przez chwilę się krzątał, prawdopodobnie zbierając swoje rzeczy. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie powinienem do niego wyjść i jakoś się wytłumaczyć, ale nie potrafiłem zmusić się do wstanie z łóżka. Danny z pewnością nie chciał mnie widzieć, a ja zrobiłem mu tego wieczoru wystarczająco dużo złego, by miał do tego prawo. Drzwi się zamknęły. Cisza. 

Przewróciłem się na plecy i spojrzałem na sufit. Poszedł. 

Czułem się jak ostatni dupek. Nie, źle powiedziane. Ja byłem ostatnim dupkiem.

Sięgnąłem po odtwarzacz MP3 leżący na szafce nocnej. Uniosłem go do twarzy, nacisnąłem przycisk. Czekałem kilka sekund, by przekonać się, że bateria jest rozładowana. Cudownie. Pozostawało mi więc tylko pójście spać. Na czytanie nie miałem ochoty, z resztą wszystkie książki jakie miałem, były pożyczone od Danny'ego. 

Przeczołgałem się na brzeg łóżka, by wejść pod kołdrę. Nie ściągnąłem spodni, nie mówiąc już nawet o koszulce. Nie byłem w stanie zmusić się do jakiegokolwiek zbędnego ruchu. Czując, jak ogarnia mnie coraz większe znużenie przestałem walczyć z sennością. 

Zamknąłem oczy. 


***

Wszedłem do pokoju, nieco niepewnie, zatrzymując się na progu. Wszędzie stali ludzie. Ciocie, wujkowie, kuzynki, nawet babka cioteczna Marge. Rozglądnąłem się za rodzicami. Choć było to moje przyjęcie urodzinowe, prawie nikogo tutaj nie znałem. 

Mamę znalazłem szybko. Stała przy blacie w kuchni, zawzięcie coś krojąc i rozmawiała ze swoją siostrą. Była taka ładna. Długie, zadbane włosy, gładka cera, delikatny makijaż. Pomyślałem, że mam najładniejszą mamę na świecie i chciałem do niej podejść, ale tego nie zrobiłem. Nie lubiła, gdy się jej przeszkadzało w kuchni, a ja nie lubiłem, gdy się złościła. 

Tata był bliżej. Dostrzegłem go wśród tłumu, siedział na kanapie w kącie pokoju. Od razu ruszyłem w jego stronę. Wiedziałem, że obroni mnie przed natrętnymi ciotkami. 

- Tato!- odezwałem się, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, bo choć stałem tuż przy nim, nawet na mnie nie spojrzał. Był pogrążony w rozmowie z jakimś mężczyzną. Spojrzałem na jego rozmówcę, odkrywając, że nigdy wcześniej go nie widziałem. Był ubrany w czarną marynarkę, miał rozczochrane, jasne włosy i pierścionki na palcach. Gdy mnie spostrzegł natychmiast się uśmiechnął, przerywając rozmowę z moim tatą. 

- Spójrz, David, twój mały- powiedział, a jego ciepły, głęboki głos zadudnił mi w uszach. 

- Nie jestem mały!- zaprotestowałem szybko, jeszcze zanim zdążyłem się zawstydzić. Słysząc śmiech mężczyzny, natychmiast wykonałem susa w stronę taty, który szybko mnie objął i cmoknął w czoło. 

- Nie jesteś- potwierdził, sadzając mnie sobie na kolanach. Wtuliłem się w jego sweter i obserwowałem. Blondyn obok mojego ojca rozbawiony pokręcił głową. Tata zerknął na mnie i westchnął- Nie chowaj się, Cain. To jest Swen, pracuje ze mną. Bardzo chciał cię poznać, więc go zaprosiłem. To w porządku?

Spojrzałem na tatę lekko zaskoczony. Nie spodziewałem się, że obecność Swena tutaj to jego sprawka i czułem się odrobinę zdradzony, ale nic nie powiedziałem, tylko skinąłem głową. Skoro mój tata go lubił, nie mógł być zły. Wyciągnąłem rękę w stronę mężczyzny, a on uścisnął ją niemal od razu. 

Oczekiwałem pochwały, jednak tata tylko spojrzał na nas jakoś dziwnie i zakaszlał, odwracając wzrok. 

***

Danny zrobił kilka kroków tyłem i pomachał. Wkurzał mnie ten dzieciak. Przyczepił się do mnie jak rzep i za nic nie chciał dać spokoju. Sznurówki jego trampek były rozwiązane i ciągnęły się po ziemi, w ten sposób, że gdyby przypadkowo na którąś stanął, natychmiast runąłby na ziemię. Od niechcenia machnąłem mu ręką i zabrałem się za otwieranie drzwi. Klucze nie były mi potrzebne, rodzice byli już o tej porze w domu. 

Wkroczyłem do mieszkania, tupiąc głośno, by dać znać o swojej obecności. Dobiegła mnie rozmowa. Tata. Tego byłem pewien. Ale ktoś jeszcze. Odwiesiłem kurtkę na wieszak i poszedłem za głosami. W kuchni, na wysokim, barowym krześle siedział Swen i kręcił się na nim dookoła, jak dziecko. 

- Swen!- wykrzyknąłem, zaskoczony jego obecnością. Chwycił się blatu, by przestać się obracać i posłał mi radosny uśmiech. 

- Cain!- ucieszył się- Dawnośmy się nie widzieli. Co tam?

- Znaleźli się starzy znajomi- usłyszałem rozbawiony głos mojego taty, który wyszedł zza wielkich drzwi lodówki, trzymając w rękach trzy pomidory i nóż- Cześć synu- rzucił i podszedł, by pocałować mnie w czoło. Skrzywiłem się. 

- Gdzie mama?- zapytałem, wskakując na miejsce obok Swena. Podsunął mi miseczkę z pokrojonymi cienko płatkami migdałów. Gdy zadałem pytanie zmieszał się nieco i odwrócił wzrok. 

- Ma dzisiaj nockę- tata nalał oleju na patelnię i włączył palnik- Wróci dopiero rano. O nic się nie martw, zaraz zrobimy pyszną kolację, dobra?

- Mam dziewięć lat, tato- przypomniałem mu, wywracając oczami- Nie będę płakał. 

- Oczywiście, że nie będziesz skarbie- tata skinął głową, jednak nie patrzył na mnie. Spoglądał na Swena, który jakby stracił dobry humor. 

- Hej- nagle sobie o czymś przypominam- Hej, tato- powtarzam. Kiedy wreszcie zwraca na mnie uwagę kontynuuję- Już niedługo czerwiec. Co kupisz mamie na rocznicę ślubu? Widziałem w sklepie niezły pierścionek. Moglibyśmy... 

Nie udało mi się skończyć, bo Swen zerwał się z miejsca, jakby krzesło nagle zaczęło go palić. Nie patrząc na mnie ruszył w stronę przedpokoju jak burza, jednocześnie zapinając zamek bluzy, którą miał na sobie. Tata rzucił nóż na blat i natychmiast za nim pobiegł. Nie rozumiejąc o co chodzi wpatrywałem się w scenę rozgrywającą się przed moimi oczami. 

Tacie udało się dogonić Swena, gdy tamten naciskał na klamkę. Chwycił go i pociągnął do tyłu, nieco zbyt brutalnie. Wyglądało to, jakby mięli się zaraz pobić, jednak nic takiego nie nastąpiło. Swen przeczesał włosy dłonią i oparł ręce na biodrach, rzucając tacie wyzywające spojrzenie. Patrzył na niego w bardzo dziwny sposób, tak, jakby jednocześnie miał ochotę się rozpłakać i roześmiać. 

- Nie chcę- syknął i choć powiedział to bardzo cicho, włożył w to taką siłę, że usłyszałem z kuchni- Nie, David. 

- Swen, proszę cię- tata próbował go uspokoić, jednak on nie mówił tak wyraźnie. Widziałem, jak coś tłumaczy Swenowi, jak kładzie rękę na jego ramieniu, jednak tamten jedynie pokręcił głową. Pokręcił głową i wyszedł, trzaskając drzwiami. 

Poczekałem aż tata wróci do kuchni i zapytałem:

- Tato, powiedziałem coś złego?

- Nie- odparł, ponownie chwytając nóż. Był wściekły tak bardzo, że aż się trząsł i odrobinę się przestraszyłem. Widząc to zrobił smutną minę i westchnął ciężko, by powtórzyć- Nie, synku. Nie zrobiłeś niczego złego, Swen po prostu... Miał zły dzień- tłuszcz zaczął skwierczeć na patelni, więc tata wrzucił na nią mięso i uśmiechnął się słabo- Gdzie widziałeś ten pierścionek?

***

Mama siedziała w fotelu. Za oknem śnieżyło. Oglądaliśmy telewizję, jednak nie wydawała się w najmniejszym stopniu zainteresowana tym, co działo się na ekranie. Nerwowo spoglądała na zegarek. Gdy rozległ się szczęk otwieranego zamka, natychmiast zerwała się na równe nogi i pognała do przedpokoju. Zeskoczyłem z kanapy i poszedłem za nią, przecierając oczy. To musiał być tata. 

- David!- krzyknęła mama, cofając się o krok, gdy tata zamknął za sobą drzwi- Gdzie ty byłeś?

- Nigdzie skarbie- brzmiał na zmęczonego. Odłożył płaszcz na komodę, nawet go nie wieszając. Chciał iść do łazienki, jednak mama zastąpiła mu drogę. 

- Gdzie byłeś?- powtórzyła, tym razem zakładając ręce na piersiach. Jej paznokcie wbiły się w ramiona, a szczęki mocno zacisnęły. 

- W pracy...

- Nie kłam mnie!- krzyknęła tak głośno, że aż podskoczyłem- Nie kłam, David, bo ostrzegam cię...

- Ze Swenem- odpowiada tata, opuszczając głowę. Mama spojrzała na niego nieprzytomnie, wyglądając, jakby ktoś właśnie kopnął ją w brzuch. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale tata chwycił ją za ramię- Nie przy Cainie. Proszę- ostatnie słowo zostało wypowiedziane najbardziej błagalnym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałem. Wyrwała mu się, ale skinęła głową i zwróciła się do mnie. 

- Idź do Danny'ego synku- poprosiła- Jest u babci, rozmawiałam z nią dzisiaj. 

- Mamo...- chciałem zaprotestować, ale nie dano mi dokończyć. 

- Idź do Danny'ego. Powiedziałam coś!- warknęła. Zdezorientowany skinąłem głową, rozumiejąc, że to jedna z tych sytuacji, kiedy nie powinno się mówić nic więcej. Zabrałem z łazienki szczoteczkę do zębów i wymijając tatę podszedłem do drzwi. 

- Co u Swena?- zapytałem jeszcze tylko mimochodem, szczerze ciekawy. 

- Cain, natychmiast wyjdź!- ryknął tata, niemal siłą wystawiając mnie za drzwi. Ramię za które ścisnął bolało. Drzwi zamknęły mi się przed nosem i usłyszałem zza nich płacz mamy. 

Poszedłem do Danny'ego. 

***

Mama siedziała na kanapie. Tata klęczał przed nią, trzymając w swoich dłoniach jej dłoń i coś do niej mówił. Płakała, ale nie wyglądał na złą. Sprawiała wrażenie przeraźliwie smutnej i zmęczonej. Jej włosy rozsypane były w nieładzie po plecach i twarzy, a paznokcie potwornie obgryzione. Obydwoje wyglądali, jakby za sekundę mięli wpaść w histerię. Nie wiedzieli, że to widziałem. Nie wiedzieli, że stałem za framugą. 

- Natalie- zaczął powoli tata.

- Przefarbuję się na blond- wychlipała mama, pociągając nosem- Przysięgam, zrobię wszystko, by... 

- Jesteś śliczną brunetką skarbie. Najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem- oświadczył, całując ją w palec serdeczny, na który nosiła obrączkę. Zaśmiała się gorzko i pokręciła głową. 

- Kobietą- powtórzyła, intonując to słowo w taki sposób, jakby znaczyło coś złego. Tata jęknął i ukrył twarz w jej spódnicy. Ramiona mu się trzęsły. Tata płakał? Nie chcąc widząc już nic więcej powoli wycofałem się do swojego pokoju, uważając, by mnie nie zauważyli. Czułem, że nie powinienem był tego widzieć. 

Skradając się po korytarzu usłyszałem jeszcze tylko urywek rozmowy. 

- Jak bardzo?- mama mówiła nienaturalnie wysokim głosem. 

- Bardzo. 

- Bardziej niż mnie?

- To niemożliwe, kochanie. Sądzę, że tak samo...

A potem już tylko płacz. Nie rozumiałem z tego kompletnie nic. Położyłem się do łóżka, mając nadzieję, że szybko zapomnę o oglądaniu rodziców w takim stanie. Nie podobało mi się to. 

Zamknąłem oczy. 

***

Obudziłem się zapłakany. Dyszałem ciężko i czułem się, jakby moje wnętrzności zostały brutalnie wyrwane ze mnie i rozciągnięte po całym pokoju. 

KURWA. 

Zerwałem się z łóżka i nie dopuszczając do siebie żadnych myśli, pobiegłem do pokoju mamy. Moje kroki odbijały się echem od ścian, przerywając ciszę. Chciałem ją zobaczyć, chciałem ją zapytać, chciałem uzyskać odpowiedź. Chciałem, żeby jakoś wytłumaczyła mi to wszystko i modliłem się, bym się mylił. Nie chciałem mieć racji. 

Wparowałem do jej pokoju, nie przejmując się niczym. Nawet nie użyłem klamki. Otworzyłem drzwi kopniakiem i to na tyle mocnym, że barwione szybki, które kiedyś wstawił w nie tata, zatrzęsły się niebezpiecznie. Sięgnąłem ręką i zapaliłem światło. 

- Mamo!- krzyknąłem, nie potrafiąc się uspokoić. Zobaczyłem jej szczupłą sylwetkę, nakrytą kocem- Mamo, kurwa, mamo!- powtórzyłem, widząc, że dotychczas jeszcze się nie obudziła. Po policzkach ciekły mi łzy i moczyły moją koszulkę.- KURWA, MAMO!- ryknąłem. 

Mama uniosła się na łokciach i spojrzała na mnie przestraszona. Była zaspana, bez makijażu. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, uważnie prześledziła moją twarz. Powoli nabierałem oddechów, starając się opanować, ale nie potrafiłem. Wykopała się spod koca i szybko do mnie podeszła. Była boso, nie miała na sobie nawet cienkich skarpetek. Ujęła moją twarz w dłonie. 

- Sen?- zapytała cicho, gładząc kciukiem mój policzek. Trzęsąc się skinąłem głową. 

- Mamo- powtórzyłem kolejny raz- Mamo... 

- Cicho słonko- mruknęła uspokajająco- Usiądź, porozmawiamy. Tylko spokojnie. To tylko zły sen... 

- Nie!- pokręciłem gwałtownie głową- Nie, nie, nie. Nie mamo, nie. Muszę cię o coś zapytać- spojrzałem na nią, jednak przez łzy jej twarz była potwornie rozmazana- Tylko odpowiedz szczerze, dobrze? 

- Oczywiście, Cain- obiecała, popychając mnie lekko w stronę łóżka. Postąpiłem kilka kroków do tyłu, ale nie usiadłem. 

- Dlaczego kłóciliście się z tatą?

Była zaskoczona. Nie spodziewała się tego pytania. Powoli założyła kosmyk włosów za ucho i przygryzła policzek. Spojrzała mi w oczy, wyraźnie się nad czymś wahając. 

- To nieważne- powiedziała w końcu- Nieistotne. Dlaczego o to pytasz?

- Bo śniło mi się to- wyszeptałem- Śniło mi się to, to i Swen. Śniło mi się, jak...- przestałem mówić, bo nagle zabrakło mi odwagi. Twarz mamy skamieniała w grymasie, którego nigdy wcześniej nie widziałem i, szczerze mówiąc, nigdy nie chciałem zobaczyć. Spękane, suche usta zacisnęła w wąską linię, zmarszczyła brwi. To, jak szczegółowo pamiętałem sny, nagle mnie przytłoczyło. Każdy wyraz twarzy, każde słowo, każdy drobny, pozornie nic nie znaczący gest. Przeszłość, której nie zauważałem, wróciła i uderzyła we mnie z siłą tajfunu.

Przez chwilę panowała cisza. 

- Czego mi nie powiedziałaś mamo?- zapytałem, czując uścisk w skroniach. Pokręciła głową. Wiedziałem, że zaraz i ona się rozpłacze.- Co przede mną ukryłaś?

- Cain, to...- zaczęła, ale urwała- Cain, nie chcę o tym rozmawiać. Proszę cię. 

- Był gejem, prawda?- zadając to pytanie wiedziałem, że nie będzie już odwrotu. Objąłem się ramionami, czekając na odpowiedź, mimo, że ją znałem. Po policzku mamy spłynęła pierwsza łza. 

- To nie ma znaczenia- powiedziała, starając się brzmieć zdecydowanie, jednak załamał jej się głos. Poczułem, jak jakaś niewidzialna ręka wbija mi nóż w plecy. Być może była to ręka mojego ojca. 

- Był?- powtórzyłem, tym razem głośniej. 

- Synku...- zrobiła krok w moją stronę, ale się odsunąłem. 

- Odpowiedz- nakazałem, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo desperacko brzmię. Ręce mi się trzęsły- Odpowiedz mi, mamo. 

- Tak. 

Powiedziała to głośno i wyraźnie, bez żadnego zawahania. Nie dostrzegłem w jej twarzy żadnego żalu, tylko smutek. Był on jednak niczym, w porównaniu do tego, co wtedy czułem. 

Miałem wrażenie, że zapadam się w sobie, że nagle wszystko na czym budowałem swoje pojęcie o sobie, o swoim życiu, nawet o swojej rodzinie, było jednym wielkim kłamstwem. Mój ojciec nigdy nie kochał mojej mamy. Mój ojciec nigdy nie kochał mnie. Mój ojciec zabił się, wiedząc, że nigdy nie wyjawił mi nawet odrobiny prawdy, na jaką zasługiwałem. Mój ojciec... To w ogóle był mój ojciec? Czując, że tracę równowagę przysunąłem się do ściany i oparłem o nią, nie chcąc się przewrócić. Przed oczami wirowały mi mroczki. Czułem się zdradzony. Przypomniałem sobie twarz Danny'ego i niemal wybuchnąłem śmiechem. 

- To jakaś kpina- szepnąłem, podnosząc dłoń do czoła. Łzy skapywały mi z powiek, z nosa, nawet z ust i brody, znacznie ograniczając pole widzenia. Kiedy poczułem na sobie ręce mamy, odepchnąłem ją. Złość dodała mi siły. Poleciała do tyłu i wpadła na kredens. Był to jeden z jej ulubionych, wymyślnych mebli na cienkich, metalowych nóżkach, które, choć wyglądały ładnie, nie były zbyt stabilną ostoją dla tak dużego mebla. Kiedy uderzyła o drewno, zachwiał się i z hukiem runął na podłogę. Mamie na szczęście udało się ustać, ale byłem zbyt wściekły, by się z tego ucieszyć. 

- Cain, uspokój się- krzywiła się z bólu, jednak nie podniosła głosu- To nie ma żadnego znaczenia. On cię kochał. Cain, on naprawdę...

- Kochał mnie?- zataczając się idę do salonu. Nawet nie wiem po co. Mama biegnie za mną. Przewracam wszystko na mojej drodze, zrzucam naczynia i jej porcelanę. Kiedy natrafiam na zdjęcie ślubne rodziców w przypływie wściekłości rzucam nim o ścianę. Uderza w nią. Ramka odpada, szkło rozsypuje się w drobny pył. Mama coś do mnie krzyczy, ale nawet nie wiem co. Kochał mnie? Kochał mnie? Czy ten człowiek był zdolny do kochania kogokolwiek poza Swenem? Obraz uśmiechniętej twarzy blondyna ze snów dobija mnie jeszcze bardziej. Tak go lubiłem, tak mu ufałem. Był dla mnie jak ulubiony wujek. Kiedy nagle zniknął pytałem o niego każdego cholernego dnia. Co się z nim stało? Nie wiem. Mam nadzieję, że umarł. Inaczej znajdę go. Znajdę i...

- Dziecko, przestań- mama płacze. Tak bardzo nienawidziłem doprowadzać jej do płaczu- Uspokój się, wszystko ci wytłumaczę... 

- Dlaczego oni zawsze mi to robią?- pytam, chwytając najbliższą rzecz. Tym razem jest to kubek. Dostałem go kiedyś od Danny'ego, prawdopodobnie na urodziny lub święta. Mój głos stał się świszczący, gardło protestuje, gdy przełykam ślinę. Nie potrafię tym rzucić. Wpadam w jeszcze większą histerię. 

- Co robią? Kochanie, synku- mama chwyciła mnie za nadgarstki i pociągnęła w kierunku kanapy. Zauważyłem na ziemi ślady krwi. Oczywiście, musiała przejść po szkle gdy za mną biegła, jednak nie pokazywała, że ją boli. Może nawet nie zauważyła, co się stało. Była roztrzęsiona. 

- Najpierw tata, potem Danny- szeptałem, jakby w amoku- Wszyscy mi to robią. Wszyscy, mamo... On mnie pocałował. Danny mnie pocałował, mamo. Potem te sny, ja... 

Przez chwilę milczała, jakby ważąc to, co powiedziałem. W końcu zrozumiała. 

- Tata cię kochał- powtórzyła uparcie, wycierając łzy z policzków. Ja nie byłem na tyle przytomny, by to zrobić- Kochał najbardziej na świecie. I cokolwiek byś teraz o nim nie myślał, kochał cię sto razy bardziej, niż kiedykolwiek kochał mnie, czy nawet Swena. Kochał cię tak strasznie mocno- mama podeszła całkiem blisko i objęła mnie, jakby bała się, że za chwilę znów coś zniszczę- Zupełnie się załamał, gdy mu zagroziłam, że cię zabiorę. Był tak przerażony, że nie byłam w stanie tego zrobić. Nie byłam w stanie mu cię odebrać- uśmiechnęła się delikatnie- Bardzo nas kochał.- powtórzyła po raz kolejny. 

- Nieprawda- zaprzeczyłem pewnie, wciąż mając ochotę uderzyć głową o ścianę- Kłamał. Tylko kłamał. Kochał go tak długo, ja... Ja miałem kilka lat, a on... 

- Wiem- mama starła moje łzy i byłem jej za to bardzo wdzięczny- Wiem wszystko, Cain. Tak samo jak wiem, że Danny kocha cię równie mocno.

- Nie jestem gejem, mamo.

- Nieważne- pokręciła głową- Nieważne. Istotne jest to, że masz osobę, która poświęciłaby dla ciebie wszystko i twoim obowiązkiem jest zachowywać się odpowiednio, nieważne, jak bardzo cię zranił, lub skrzywdził, rozumiesz? Za dużo już samobójstw w życiu widzieliśmy. I skończ wreszcie płakać- odsunęła się ode mnie i z dezaprobatą pokręciła głową. Wiedziałem, że mówi to tylko po to, bym wziął się w garść- Masz siedemnaście lat. Trzeba tu posprzątać. Chodź. 

Ruszyłem za nią do kuchni po miotłę, trąc oczy rękawem. Jeszcze nie do końca kontaktowałem, jednak powoli zaczynało do mnie docierać, co jej zrobiłem. Praktycznie cisnąłem nią o kredens. Mogła sobie coś złamać. Mogło stać się tyle złych rzeczy, a ona jak gdyby nigdy nic... Boże. Poczucie winy sprawiło, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, już po raz kolejny tej nocy. 

Może dlatego kiedy nagle stanął przede mną Danny, wyglądający, jakby zobaczył ducha, miałem nadzieję, że to jedynie moja halucynacja. 

Jego głos brzmiał jednak całkiem prawdziwie. 

- Ja... Wszedłem, bo drzwi nie były zamknięte- uciekał wzrokiem w bok. Był rozczochrany i miał mocno czerwone, przekrwione oczy- Czy wszystko w porządku? Martwiliśmy się... 

Wpatrywałem się w niego. Moja mama wyjrzała z kuchni i zamarła. Nie mogła nie zauważyć jak wyglądał. Tego nie dało się przeoczyć. Przypomniałem sobie jej słowa. 

  Istotne jest to, że masz osobę, która poświęciłaby dla ciebie wszystko i twoim obowiązkiem jest zachowywać się odpowiednio, nieważne, jak bardzo cię zranił, lub skrzywdził, rozumiesz?  

Do czego ja doprowadziłem, Danny?

Co ja ci zrobiłem?

***

Okej! 

Jestem z rozdziałem. 

Wiem, że strasznie przedramatyzowany, jednak musiałam to zrobić, bo to pewnego rodzaju punkt zwrotny całej akcji i był potrzebny. 

Tak więc, głosujcie, komentujcie, a przede wszystkim dobrze się bawcie. Nic, co po sobie pozostawiacie nie jest irytujące, lub niechciane, na prawdę. 

Miłej nocki słoneczka

All my love




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro