Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DANNY

Siedziałem i sączyłem swoją kawę, z całkowitym przekonaniem, że świat za chwilę się zawali. 

W restauracji było ciepło, więc mogłem pozbyć się płaszcza. Miałem wrażenie, że pracownicy patrzą na mnie z niejaką satysfakcją, jakby cieszyli się moim nieszczęściem i chichotali gdy nie patrzyłem. Poniekąd ich rozumiałem, nie należałem do najłatwiejszych klientów i mięli pełne prawo mścić się za wszystkie wyrządzone krzywdy, ale również dostarczałem im napiwków, więc nie powinni być dla mnie tacy okrutni, szczególnie kiedy widzieli, że jestem w iście podłym nastroju. 

Ludzka złośliwość nie zna granic. 

Za to Ethan zdawał się nie zauważać zbliżającej się apokalipsy. 
Okupował miejsce naprzeciwko Caina i paplał piąte przez dziesiąte. Wyłączyłem się właściwie po jakichś dziesięciu minutach, kiedy zauważyłem, że nie wyniosę z tej rozmowy nic odkrywczego. Cain okazał się lepiej maskować znudzenie, bo wpatrywał się w blondyna i co chwilę kiwał głową przytakując czemuś, co tamten mówił. 

- Kiedyś byliśmy na dwutygodniowym biwaku- Ethan kontynuował jakąś opowieść, której początku nie znałem.- Rozbiliśmy się w małej kotlince, jakieś pięć godzin drogi od domu... Mówię, ci wspinanie się tam było okropne- skrzywił się, poprawiając włosy.- Ale za to gwiazdy...- wykonał spektakularny wymach ramionami, jakby to mogło w jakikolwiek sposób zobrazować widok nieba nocą. 

Cain uśmiechnął się krzywo i westchnął, wpatrując w przeszkloną ścianę lokalu, dzielącą nas od ulicy. Zawsze, gdy tu przychodziliśmy liczyliśmy ludzi. Oczywiście nie wszystkich, było to coś w rodzaju gry, na której początku ustalaliśmy kto liczy kogo. Na przykład ja liczyłem kobiety w czerwonych butach na obcasie, a on próbował tego samego z mężczyznami w spodniach innego koloru niż czarny. Rywalizacja bywała tak zacięta, że zaczynaliśmy krzyczeć, ale teraz nie wydałem z siebie nawet najcichszego szeptu. Nie wiedziałem, kogo mam wypatrywać i nie miałem pojęcia, jakich ludzi liczy Cain. 

Nienawidziłem tego rodzaju nieświadomości. 

- Byłem kiedyś na szkolnym biwaku- odezwał się Cain. Oderwałem wzrok od chodnika za szybą i spojrzałem na przyjaciela.- Ale wątpię, by mogło się to równać z tym, o czym mówisz. Było mokro, zimno, a mrówki zachowywały się co najmniej dziwnie. 

Parsknąłem, na wspomnienie tamtych chwil w namiocie, kiedy do spółki z Cainem i kilkoma innymi chłopakami z klasy próbowaliśmy przetrwać burzę. Nauczyciele co rusz wbiegali do namiotu, sprawdzając, czy aby na pewno nikt nie zaginął, albo nie umarł. Wyglądali na ekstremalnie przerażonych, podczas gdy my mięliśmy niezły ubaw, starając się nie utopić. 

Ethan spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. 

- Wracam na następne wakacje do domu- oświadczył z niekrytą dumą.- Jeśli będziesz chciał możesz mnie odwiedzić. 

Nie musiałem nawet się specjalnie zastanawiać, do kogo była skierowana ta propozycja. Nie mogłem też przecież oczekiwać niczego więcej. Zapewne niezbyt za mną przepadał. 

Cain dyplomatycznie wzruszył ramionami, spoglądając na mnie kontem oka. Zwalczyłem w sobie chęć delikatnego kopnięcie go pod stołem i wyszczerzyłem w stronę blondyna. 

- Tak- zgodziłem się z przesadnym entuzjazmem.- Na pewno przyjedziemy!
- Zapraszam- skwitował Ethan, patrząc na mnie chłodno. Wcale nie brzmiał, jakby zapraszał. Bardziej jakby zastanawiał się, gdzie też w tej swojej pełnej cudów Australii wykopać dla mnie grób. 
- Doskonale. Wracam i zaczynam się pakować- obiecałem i sięgnąłem po donuta z różowym lukrem. Ugryzłem kawałek rozkoszując się miną blondyna. Cain uśmiechał się pod nosem, ale poza tym nawet nie otworzył ust, by mnie upomnieć. 

Wyciągnął za to telefon i zaczął zażarcie stukać w ekran. Był do tego tak przyzwyczajony, że nie musiał patrzeć na wyświetlacz. 

- Jak tam idą treningi?- minęło trochę czasu, zanim zorientowałem się, że to pytanie jest skierowane do mnie. Cain rzadko pytał o siatkówkę, może dlatego, że niezbyt za nią przepadał. Nie lubił też moich znajomych z drużyny. Ta nienawiść była szczerze odwzajemniona.

- Dobrze- powiedziałem powoli, zerkając na niego podejrzliwie.- Trochę wyszliśmy z formy, ale dwa tygodnie i będzie jak dawniej. Zastanawiam się nad przeniesieniem Grega na pozycję środkowego, albo libero. Nie wiem- westchnąłem, zmęczony podpierając czoło na dłoni.- Talenty i predyspozycje tego człowieka trochę mnie przerastają. 

Ethan spojrzał na mnie jak na kogoś, kto urwał się z choinki i kilkukrotnie zamrugał. 

- A co z tobą?- zapytał, a ja nie rozumiejąc zmarszczyłem brwi.- Cain mówił, że jesteś środkowym... 
- Cain ma rację- przerwałem mu.- Ale to nie ma znaczenia. Ja mogę grać na jakiejkolwiek pozycji, nie robi mi to różnicy. Ważne żeby oni byli zadowoleni... 

- Miło z twojej strony- skinął głową Ethan. 

Denerwował mnie.

Denerwowało mnie w nim wszystko, łącznie z tym, że najwidoczniej wcale nie czuł do mniej jakiejś specjalnej niechęci. Bez słowa odwróciłem głowę, by śledzić wzrokiem przechodniów. Zapadła niezobowiązująca cisza, taka, podczas trwania której mogłem poczuć się komfortowo. Oparłem się wygodniej, o wyłożone skórą siedzenie i zakładając ręce na piersi przymknąłem oczy. Ten przyjemny moment oczywiście nie mógł trwać zbyt długo, bo niektórzy nie potrafią nie mówić. Nigdy nie lubiłem takich przypadków, kiedy ktoś nie potrafił utrzymać języka za zębami choćby przez chwilę, a Ethan zdecydowanie był jednym z nich. 

- A ty kiedy trenujesz?- Cain wyrwany z zamyślenia gwałtownie poderwał głowę. Ethan powtórzył pytanie. 

- Teraz nie trenuję- przyznał Cain, zacierając ręce.- Trener wyjechała na kilka dni i mamy przerwę... Ale kiedy jest, to treningi są trzy, czasami cztery razy w tygodniu. Czemu pytasz?

- Z ciekawości- znów ten uśmiech. Zacisnąłem zęby i wbiłem oczy w stolik. Dużo prościej było mi go nie lubić, gdy nie patrzyłem, jak się uśmiechał. Rozbrzmiał sygnał smsa. Ponieważ nie poczułem wibracji, domyślałem się, że jest to sygnał telefonu Caina. Sięgnąłem po swój kubek i pociągnąłem łyka. Ciepła ciecz rozgrzewała mnie przyjemnie, a muzyka sącząca się z głośników umilała czas. Właściwie to może nie było tak źle. Może dało się przeżyć godzinę w towarzystwie uciążliwego Australijczyka. 

Cain odchrząknął. Wiedziałem, że zwraca w ten sposób moją uwagę, więc obróciłem się w jego stronę. Po jego wyrazie twarzy wiedziałem, że nie ma dobrych wiadomości. 

- Ja...- zaczął, jakby nie wiedząc, co powiedzieć. Może faktycznie nie wiedział.- Ja muszę iść. 

Co?

- Dlaczego?- Ethan otrząsnął się szybciej niż ja, ale również nie wyglądał na zadowolonego. O ile wcześniej mogłem być obrażony na Caina, za zbrukanie naszej świętej tradycji obecnością Ethana, to teraz powinienem już wbijać tępy, plastikowy nóż w tą jego twarz. Co prawda wyglądał na nieźle zakłopotanego, ale nie przeszkadzało mi to w niczym. 

- Moja mama- mruknął, jakby to tłumaczyło wszystko. Westchnąłem ciężko. Matka Caina nie była ani alkoholiczką, ani ćpunką, ani go nie biła. Nie wymagała od niego doskonałych ocen, ani nie wysyłała go na tysiące zajęć dodatkowych. Była za to tak uparta, że wszystkie osły świata mogłyby się od niej uczyć. Nieraz dzwoniła do niego w środku imprezy, każąc mu wracać do domu, a on zawsze jej słuchał. Może dlatego, że po śmierci ojca bardzo się o nią bał, a może po prostu dlatego, że nie chciał mieć awantury. Cała ta sytuacja bardzo mnie irytowała, jednak nie miałem serca źle mówić o pani May. Zawsze traktowała mnie jak kogoś z rodziny i karmiła najlepszymi ciasteczkami czekoladowymi na świecie. 

- Poważnie?- zapytałem tylko, mimo, iż znałem odpowiedź. Cain westchnął i szybko dokończył swoją kawę, jednocześnie sięgając po kurtkę.

- Sorry- powiedział, rozkładając bezradnie ręce. Podczas gdy ja bezradnie patrzyłem, jak Cain zbiera się z miejsca i wstaje, Ethan wydawał się niewzruszony. 

- Szkoda- oświadczył, i podał chłopakowi czapkę.- Może później będziesz mógł wyjść?

- Nie sądzę... - Cain wciągał rękawiczki na dłonie. Czasami zastanawiało mnie, jak można było być aż tak wielkim zmarzluchem. Mój przyjaciel był wysokim i postawnym facetem. Co prawda bardzo szczupłym, ale kiedy tak szedł gdzieś opatulony w bluzę, płaszcz, trzy szaliki, wełniane rękawiczki i wysokie buty, wyglądał jak przerośnięty, wychudzony pingwin. 

- Zadzwoń później- poprosiłem mimochodem, stukając palcami w stolik. 

- Zadzwonię- obiecał i już go nie było. Spojrzałem przez szybę, jak przemyka chodnikiem, lawirując pomiędzy ludźmi. Popatrzyłem chwilę za nim, po czym przeniosłem wzrok na Ethana. On też na mnie patrzył. 

Siedział, z jedną nogą podwiniętą i obserwował mnie z podziwu godną uwagą. Czułem się nieco jak zwierzę w klatce, gdy czułem te jego niebieskie oczy na sobie, ale nie odwróciłem wzroku. Nie było to to samo co wtedy w szkole. Nie chciałem go zawstydzić, tylko lepiej mu się przyjrzeć, zauważyć coś, czego nie zauważyłem wcześniej. 

Jego nos był nieco zbyt duży w porównaniu do reszty twarzy, ale prosty, więc nie nie oszpecał go ani trochę. Na jego twarzy jawiły się pojedyncze piegi i pieprzyki, włosy, przydługie i niemal białe opadały na twarz i częściowo zasłaniały oczy, kiedy nie poprawiał ich ręką. Może i dobrze się stało, że nie zawsze było je widać, bo błyszczały się tak, jakby ktoś zamknął w nich kilkaset tysięcy świetlików. Błękitnych świetlików.  Szyja była smukła, ale niezbyt chuda. Mnie znajomi nieraz wypominali, że moje obojczyki są czymś zgoła przerażającym, ale mi nigdy nie przeszkadzały.

Prawdę mówiąc, średnio zwracałem uwagę na to, jak wyglądam. 

- Napatrzyłeś się już?- głos Ethana wyrwał mnie z zamyślenia. Zamrugałem kilkukrotnie i uśmiechnąłem się, by ukryć zakłopotanie. On jednak wcale nie wyglądał, jakby to, że się w niego wpatruję w czymkolwiek mu przeszkadzało. Siedział z przechyloną głową i również mi się przypatrywał. 

- Przepraszam- mruknąłem.- Zamyśliłem się. 

- Nie ma sprawy- wzruszył ramionami.- Nie przeszkadza mi to. 

- Lubisz, jak na ciebie patrzą?- szczerze mówiąc, to nawet nie planowałem być wredny. Tak po prostu wyszło i samego mnie zaskoczył wydźwięk tego zdania. Ethan chyba też zauważył, że nie zrobiłem tego specjalnie, bo parsknął śmiechem i rozbawiony oparł brodę na dłoni. 

- Wiesz, myślałem, że nie lubisz mnie z jakiegoś konkretnego powodu- oznajmił. Uniosłem zaskoczony brwi, ale nic nie powiedziałem, czekając aż skończy.- Ale teraz wydaje mi się, że po prostu jesteś zaprogramowany, by nienawidzić mnie tak po prostu. 

- Nie nienawidzę cię- uniosłem kubek do ust, nie chcąc, by kawa wystygła.- Po prostu cholernie mnie irytujesz. 

- Lubię szczerych ludzi- wyszczerzył się w moją stronę.- Może się dogadany. 

- Zaprogramowany na nienawiść- przypomniałem i wskazałem na siebie palcem wolnej ręki.- Nie oczekuj zbyt dużo. 

Gdy się tak z nim rozmawiało, nie był aż tak nieznośny, jak wtedy, gdy się słuchało jak zaśmiewa się w najlepsze, wraz z twoim przyjacielem. Może było to jedno z tych niepisanych praw wszechświata, który każdy ustanawia sam. Nie wiem. Trudno mi było to przyznać, ale niepotrzebnie zachowywałem się w stosunku do niego jak aspołeczny dupek z dziwną fobią przed poznawaniem nowych ludzi. 

- Nie oczekuję- przyznał.- Dopóki nie mordujesz małych szczeniaczków, wszystko jest w porządku. 

- Nie lubię szczeniaczków.

- Można nie lubić szczeniaczków?- Ethan był w autentycznym szoku. 

- Najwyraźniej- założyłem ręce na piersi.- Zawsze wolałem koty. 

Chłopak uśmiechnął się tryumfalnie, a ja zacząłem się zastanawiać, czy nie boli go twarz od tego wiecznego szczerzenia się. 

- Widzisz- uderzył otwartą dłonią w stół.- Możemy rozmawiać.

- Can we talk for a minute...- zanuciłem jedną z piosenek, które znalazłem kiedyś na jednej ze starych płyt moich rodziców. Właściwe to nie wiem czemu, po prostu przyszła mi do głowy. Śpiewanie dziwnych rzeczy w dziwnych miejscach należało do moich ulubionych sposobów robienia Cainowi wstydu na mieście, więc postanowiłem ją też zastosować w przypadku nowego znajomego. Nie spodziewałem się, żeby Ethan mnie uciszał, ale to co zrobił, było wystarczająco zaskakujące. 

- Girl I want to know your name- zaśpiewał całkiem głośno, zupełnie nie przejmując się ludźmi dookoła. Co gorsza nawet nie fałszował, czego nie można było powiedzieć o mnie. Mój śpiew przypominał dźwięki, jakie wydają foki w okresie godowym. No ale nie można mieć wszystkiego, prawda? Wytrzeszczyłem oczy i starałem się nie roześmiać, kiedy zaczął wybijać rytm, uderzając palcami o stolik. 

- Idiota- parsknąłem, dając za wygraną i pozwalając mojej twarzy na półuśmiech. 

- Ja?- zdziwił się Ethan.- Kto zaczął?

- Nie ważne kto zaczął, ważne, kto skończył- oświadczyłem, robiąc poważną minę i używając tonu, jaki stosowali nauczyciele. 

- To kłamstwo- żachnął się chłopak.- Wpajają nam to od zawsze, a to największa głupota, jaką w życiu słyszałem. Weźmy na przykład taką drugą wojnę światową. Dalej nie ważne, kto zaczął?

- Mocny przykład- z uznaniem pokiwałem głową.- Idź z tym do dyrektora. Albo do sądu. Najlepiej od razu do Królowej. Myślę, że masz szansę coś zmienić- wyciągnąłem dłoń, by dla żartów poklepać go po ramieniu, ale ręka zamarła mi wpół drogi. 

Uspokój się Danny i, do jasnej cholery, przestań z nim rozmawiać- upomniałem sam siebie. 
Nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy coś podobnego. Zaledwie kilkanaście godzin temu, gotowy byłem udusić Caina za to, że śmiał w ogóle zaprosić gdziekolwiek Ethana, a teraz gadałem z nim, śmiałem się, a w dodatku teraz zebrało mi się jeszcze na przyjacielskie poklepywanie po ramionach. 

Nie byłem fałszywą szują. Przynajmniej starałem się nie być. Jeśli kogoś nie lubiłem, po prostu go ignorowałem. W przypadku Ethana udało mi się do tego stosować niecałe dwa dni. Biorąc pod uwagę to, jak szybko zdobył sympatię Caina, było to i tak niezłym wynikiem, ale nie zamierzałem się z nim przyjaźnić. Nie planowałem tego. Jednak rozmowa z nim była tak naturalna, jak oddychanie. 

- Co się stało?- wyglądał na zmartwionego.- Twoja Moc przestała działać?

- Najwyraźniej- wydukałem i cofnąłem rękę, marszcząc brwi. Spojrzał na mnie jakby lekko zawiedziony i westchnął. 

- To smutne. 

- Wiesz- zacząłem, pijąc ostatniego łyka kawy.- Będę musiał już iść. Jutro biologia, a nasza kochana pani profesor bardzo nie lubi, gdy ktoś jest nieprzygotowany do lekcji. 

Jutro faktycznie była biologia, ale nauczycielka która jej uczyła, była przeuroczą, posiwiałą starszą panią, która nigdy nikomu nic złego nie zrobiła. Szczególnie mnie. Kiedyś nawet, gdy spóźniony siedziałem przed pracownią chemiczną, nie chcąc wchodzić na ostatnie dwadzieścia minut lekcji, wzięła mnie do biblioteki i zaparzyła herbaty. 

- Rozumiem- wzruszył ramionami.- Też się pouczę... Właściwe to gdzie mieszkasz?

- Bloomsbury- odpowiedziałem, podnosząc się z miejsca. Ethan również wstał i sięgnął po swoją bluzę. Zapinałem płaszcz, kiedy oświadczył: 

- Ja też. Cain mówił mi, że mieszkacie w tej samej kamienicy- skinąłem głową, by potwierdzić tą informację. Westchnął cicho- Zazdroszczę. Ja nie znam nikogo w pobliżu. 

- Cain potrafi czasami być okropnie uciążliwy- powiedziałem, by go pocieszyć. Posłał mi wdzięczny uśmiech i wyszliśmy z lokalu. Chłodne powietrze rozwiało Ethanowi włosy tak, że jego głowa wyglądała jakby szalała na niej burza piaskowa. Przez chwilę podziwiałem to zjawisko, ale potem on ruszył lekkim krokiem przed siebie i nie pozostało mi nic innego, jak tylko pobiec za nim. 

Kiedy go dogoniłem, spojrzał na mnie z ukosa i skrzywił się. W tej minie nie było nawet śladu uśmiechu, tylko jakaś dziwna mieszanina emocji, której za nic nie potrafiłem rozszyfrować. Chłopak przez chwilę wyraźnie ze sobą walczył, ale w końcu zdołał się uśmiechnąć. 

Niepewnie odwzajemniłem ten gest i poszliśmy dalej. Czułem się dziwnie. 


Poczułem wibrowanie w kieszeni, więc wyciągnąłem komórkę i zobaczyłem nową wiadomość. 

Cain: Przyjdź do mnie wieczorem. Jeśli chcesz, możesz zostać na noc, moja mama wypożyczyła jakieś filmy. 

Uśmiecham się w duchu i dalej idę już w lepszym humorze. 

Nie mogę jednak zapomnieć tego wyrazu twarzy. 

Było w nim coś bardzo niepokojącego. 
Tyle bólu. 

*              *           *

Słoneczka moje macie rozdział! Przepraszam was bardzo, że to tak długo trwało, ale miałam ostatnio mało czasu. 

Wiem, że to nudne, proste i tak dalej, ale skomentujcie, proszę! Staram się jak mogę, ale nie wiem, co sądzicie, bo komentarzy jest bardzo mało, a ja bardzo chciałabym mieć z wami kontakt. 

Możecie do mnie napisać na priv, możecie zrobić wszystko co tylko chcecie :) 

Tak więc czytajcie, jak wam się podoba to głosujcie i komentujcie

No. 

Skończyłam. 

Miłego wieczoru. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro