Część IX Rozdział XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- O, hej Wiki. Nie wiedziałem, że wpadniesz. - mówi zaskoczony brunet.

- Ja i tak już wychodziłam. - zapewnia ruszając do drzwi.

- Odprowadzę cię. - wołam za nią.

- Nie trzeba, poradzę sobie. - odpowiada zdenerwowana będąc już przy drzwiach. Po chwili słyszę dźwięk zamykających się drzwi.

- Stary, co tu do kurwy się działo? Wino? Wy sam na sam? Teraz ta dziwna sytuacja?

- Nic się nie stało, jezu. - rzucam nerwowo i wybiegam za Wiktorią.

Biegnę jak oszalały i wybiegam z klatki. Doganiam blondynkę między blokami.

- Zaczekaj. - podbiegam do niej i pociągam ją za nadgarstek.

- Zostaw mnie Igor. - mówi stanowczo i wyrywa się z mojego uścisku, i idzie dalej przed siebie.

Wieje mocny wiatr, przez co widoczność jest lekko ograniczona. Zastawiam jej drogę swoim ciałem.

- Błagam cię, stój. - dziewczyna unika mojego wzroku i patrzy w dół na chodnik - Spójrz na mnie.

- Nie. Po prostu daj mi wrócić do domu.

- Zrozum, że tam kurwa nie jest twój dom. Nie rób mi tego, nie igraj tak z moimi uczuciami, do cholery. - przełykam głośno ślinę.

- Igor, za dużo wypiliśmy, zaczęliśmy wspominać i... poniosło nas. Tyle.  - mówi na jednym wydechu.

- Poniosło? Czyli to wszystko nic dla ciebie nie znaczy? Chciałaś tego, tak samo jak ja. Nie protestowałaś, wręcz przeciwnie...

- Przestań, do cholery! - wybucha i wymija mnie.

- Nie możesz tak po prostu teraz tam wrócić po tym, co się przed chwilą stało, Wiktoria... - zrezygnowany patrzę jak odchodzi.

Staje w miejscu i odwraca się w moją stronę zakrywając się swetrem. Wiatr uroczo unosi jej włosy. Wygląda jak niewinna nastolatka.

Patrzymy na siebie bez słowa. Powoli i niepewnie podchodzę do niej. Nasze twarze znów są kurewsko blisko.

- Teraz mam pewność, że nadal to czujesz. - szepczę splatając nasze dłonie razem - Doskonale wychodzi ci to, czego ja sam nie umiem - uciekanie od tego, co czujesz. Ja próbuję już 2 pierdolone lata i nie mogę. Za to ty robisz to prawie bezbłędnie. Ale pamiętaj, że nie uda ci się tak żyć. Oszukujesz się, Wiktoria, nie jesteś szczęśliwa z Dawidem. Nie kochasz go.

- Nic o tym nie wiesz. - odpowiada pół szeptem.

- Nie mam racji? Spójrz mi w oczy. - chwytam jej twarz w swoje dłonie i patrzę prosto w jej oczy - Umiesz przyznać, że nie czujesz tego samego? Że nie tęsknisz? Że nie brakuje ci tego wszystkiego? Że mnie nie kochasz?

Blondynka patrzy w moje oczy i kładzie swoje dłonie na moich nadgarstkach, a ja cały czas trzymam jej twarz w swoich dłoniach. Po jej policzku spływa łza. Potem kolejna i jeszcze następna. Zamyka oczy i zaczyna płakać. Opiera czoło na moich ustach, a ja czule je całuję. Obejmuję ją ramionami i mocno przytulam. Wtula się we mnie mocniej, wylewając łzy na materiał mojej bluzy.

- Nie płacz. - mówię cicho do jej ucha - Wszystko będzie dobrze.

- My... musimy przestać się spotykać przez jakiś czas. - odkleja się ode mnie.

- Wiktoria...

- Posłuchaj mnie. - przerywa mi - Nie możemy być razem. Igor, cholera, nie wyjdzie nam. - po jej policzkach spływają kolejne łzy.

- Nie, nie zgadzam się. - czuję łzy w oczach - Nie radzę sobie bez ciebie.

- Nie dzwoń i nie pisz do mnie przez jakiś czas. Daj mi to wszystko sobie poukładać.

Po tych słowach odwraca się i kieruje w stronę domu.

A ja stoję i patrzę, jak miłość mojego życia wraca do innego faceta.


***
Krócej, ale jest bonus na dobranoc🔥😁😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro