Część VIII Rozdział XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrian właśnie przywiózł mnie na miejsce. Został w samochodzie, a ja wchodzę do budynku. Nie powiem, ale naprawdę jestem zdenerwowana tym, że Igor tu trafił.

Siadam przy jednym ze stolików w sali widzeń i przekazuje policjantowi do kogo przyszłam. Po chwili wprowadza on Igora na salę.

- Wiktoria, przyszłaś. - na jego twarzy dostrzegam ulgę i od razu mnie przytula.

Nie patrzę teraz na nic tylko po prostu odwzajemniam ten gest, bo mam na to cholerną ochotę i potrzebuję tego teraz. Mimo to jednak nadal towarzyszy mi dziwne uczucie, gdy to robię. Coś jakby... że nie powinnam i nawet nie chcę.

- Igor, o co tu chodzi? - siadamy przy stole. Chłopak nie siada naprzeciwko mnie, tylko obok i łapie moją dłoń w swoją.

- Adrian ci nie powiedział?

- No powiedział, ale ja nie rozumiem jak mogli tak po prostu cię zamknąć. - wzdycham.

- Słuchaj, muszę wynająć jakiegoś adwokata, najlepiej dobrego, najlepszego jaki jest w Warszawie. Potrzebuję do tego twojej pomocy i Adriana, tylko wam tak ufam.

- Jasne. - zgadzam się.

- Cena nie ma oczywiście żadnego znaczenia. Tu są klucze do mieszkania, które wynajmuję. - wciska mi do ręki klucze - Musisz tam iść. W mojej sypialni, w pierwszej szufladzie regału, jest mój portfel, a w nim karta do bankomatu, weź ją. Zapisze ci w telefonie pin. - skinam głową, po czym podaję mu telefon, a on zapisuje pin w notatniku.

- A kaucja? - pytam - Może można cię wyciągnąć stąd wpłacając jakieś pieniądze.

- Daj spokój, kaucja jest niewyobrażalnie duża. Nawet ja nie mam takich pieniędzy.  - wzdycha.

- Igor, przecież ty jesteś niewinny, to było konieczne. Gdybyś go nie zabił, zginąłbyś ty.

- Wiem. Ale potrzebuję na to dowodów lub kogoś kto to potwierdzi. A tylko ty możesz to zrobić. - patrzy mi prosto w oczy.

- Oczywiście, że zrobię. - potwierdzam.

- Sprawa jest w toku, ale jeszcze nie wiadomo kiedy rozprawa sądowa. Trochę to potrwa. Nie wiem czy tu wysiedzę.

- Dasz radę. Wyciągniemy cię stąd, na pewno. Obiecuję. 

- Dziękuję. - mówi szczerze patrząc w moje oczy i gładząc kciukami zewnętrzną stronę moich dłoni - Za to, że tu przyszłaś i za wszystko. - posyłam mu lekki, smutny uśmiech - A jak Kuba?

- Dobrze, jeszcze nic nie wie. - wzdycham - Igor, co ja mam mu powiedzieć?

- Prawdę. Jest już duży, zrozumie.

- A co jeśli nie?

- Kuba bardzo dobrze mnie zna, nie wierzy w głupoty, że jestem winny, choć mam charakter taki, że mógłbym być. Bo kilka lat temu miałem identyczny jak teraz, jeśli chodzi o ciebie. Zabiłbym za ciebie wtedy i zabiłbym za ciebie dziś. Jesteś matką moich dzieci i największą miłością, za ciebie dałbym się pokroić, to się nie zmieniło. I nieważne ile w życiu popełniłem błędów, i ile jeszcze ich  popełnie.

- Igor, proszę. - przerywam mu ściskając jego dłoń - Po co ty mi to mówisz?

- Bo chcę, abyś to wiedziała.

- Wiesz, że to nie wymarze tego co zrobiłeś. To nic nie zmieni między nami. Pomogę ci, bo jesteś ojcem moich dzieci, coś zawsze będzie nas łączyć, ale nigdy już to samo. Nie chcę żebyś cierpiał, chcę, abyś ułożył sobie życie. Mam nadzieję, że jak już stąd wyjdziesz, to w końcu poznasz kogoś normalnego.

- Wiktoria, ja sobie nie wyobrażam siebie z kimś innym niż z tobą. - parska - To niemożliwe. - dodaje poważnie - Te wszystkie inne laski lecą tylko na mój hajs, tylko ty naprawdę mnie kochałaś. Już nie pamiętasz? Jaki byłem wcześniej? Zanim cię poznałem? Nie byłem człowiekiem do związków.

- Ale to się zmieniło. Teraz się nadajesz. Znajdziesz kogoś. Poznasz, zakochasz się... ułoży się wszystko. - wzdycham ciężko.

- Naprawdę tego chcesz? - pyta patrząc mi głęboko w oczy - Chcesz wyjść za Dawida i żebym ja też był z kimś innym? Przecież wiem, że twoje uczucia są tak samo silne jak moje. Wiem, że nie przestałaś mnie kochać. To niemożliwe. Wiem, że prosiłem o to już setki razy, ale wybacz mi ten ostatni raz, błagam.

- Igor, ja ci już wybaczyłam. - odpowiadam szczerze - Ale nie zapomnę. Nie potrafię kolejny raz, rozumiesz? Przykro mi. Pogódź się z tym i naprawdę, proszę cię... pozwól mi ułożyć swoje życie na nowo.

Po tych słowach wstaję i odchodzę. Szatyn nie zatrzymuje mnie. Siedzi w tej samej pozycji, a ja wychodzę z budynku.

Staję przed wejściem i biorę kilka wdechów. Czemu nasza rozmowa zawsze brnie do tego samego? I kończy się na tym samym.

Wyciągam z torebki papierosy i odpalam jednego. Zaciągam się używką, gdy słyszę obok siebie głos Borowskiego.

- Znów palisz?

- Tylko, gdy muszę. - odpowiadam i znów się zaciągam. Brunet patrzy na mnie i też odpala używkę.

- Co się tam wydarzyło? Widzę po tobie.

- Nic szczególnego Adi. To co zwykle. - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Powiedział ci co mamy robić, czy chciał abyś tu przyszła tylko po to, aby setny raz zapewniać cię o swoich uczuciach?

- Powiedział. Mam klucze do jego mieszkania. Muszę znaleźć mu najlepszego adwokata, prosił mnie o to.

- Mogę się tym zająć. Znam jednego. Jest naprawdę świetny.

- Jasne, czemu nie. - posyłam mu spojrzenie.

- Właściwie to... co masz na palcu? - brunet bierze w swoją dłoń moją i patrzy na pierścionek - Czy ja o czymś nie wiem.

- Nie zgrywaj się, dobrze wiesz co to za pierścionek. - uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia mój uśmiech.

- Stara, czemu ani ty, ani Dawid się nie pochwaliliście? - przytula mnie do siebie.

- Bo w sumie nie było kiedy.

- A co Igor na to? Wściekł się? - bardziej stwierdza niż pyta.

- Znasz go. Ale tym razem już nie będzie jak zawsze, Adi. Zaczęłam nowy rozdział, zostawiając za sobą przeszłość.

- Mam nadzieję, że tym razem się uda i, że Igor jakoś to zrozumie.

- Musi się z tym pogodzić. Wracajmy.

Oboje kończymy palić i wracamy do samochodu, po czym kierujemy się do Piastowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro