Część X Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka dni później
Wiktoria

To straszne jak bardzo nie chcę, aby ten wyjazd się kończył, ale niestety... Razem z Igorem zabieramy ostatnie bagaże i pakujemy je do bagażnika, po czym wsiadamy do auta i ruszamy w drogę powrotną.

- Chciałabym jeszcze tutaj zostać - wzdycham patrząc za okno.

- Przyjedziemy tu jeszcze, tym razem wszyscy, zabierzemy też ze sobą dzieciaki - uśmiecha się szatyn patrząc na drogę.

- To świetny pomysł - wtóruję mu.

- Wiki, chciałbym, aby Sara zaczęła przyzwyczajać się coraz bardziej do mojej obecności.

- Nie ma problemu, możesz zacząć spędzać z nią więcej czasu sam na sam.

- Miałem na myśli raczej coś innego.

- Co takiego? - przenoszę na niego wzrok.

- Może zamieszkalibyśmy razem. Co ty na to?

Patrzę na niego chwilę bez słowa. W zasadzie to sama nie wiem co mam zrobić. Zgodzić się?

- Igor, czy to trochę nie za szybko? Dopiero co do siebie wróciliśmy - zauważam, choć bardzo bym chciała znów mieć go na co dzień, jednak nadal pozostaje strach.

- Myślałem, że się ucieszysz - posyła mi krótkie spojrzenie, a z jego ust wyraźnie znika zadowolenie, a pojawia się zrezygnowanie.

- Ehh, oczywiście, że się cieszę - uśmiecham się lekko w jego stronę - Myślisz, że to już ten czas?

- Chciałbym, aby jak najszybciej wszystko wróciło do normy, brakuje mi was - wyznaje szczerze patrząc mi w oczy.

Patrzę na niego głośno wzdychając. W sumie to... nie może to być takie trudne. Tyle lat mieszkaliśmy razem. W końcu go kocham.

- Okej, zgadzam się.

- Słucham? - szatyn unosi brwi do góry, jakby nie wierząc w moje słowa.

-Zgadzam się - powtarzam przez śmiech.

Bugajczyk chwyta mnie za dłoń i całuje w nią, nie spuszczając wzroku z jezdni, a na jego ustach znów gości ten cudowny uśmiech, którego nie jestem w stanie nie odwzajemnić.

###

- Mamo! Tato! - woła Kuba widząc nas i wita się z nami.

Po chwili z domu wybiega Sara i wpada prosto w moje ramiona. Jednak po kilku sekundach znajduje się już na rękach u Igora.

- Jak było nad moziem? - pyta dziewczynka trzymając ręce dookoła szyi szatyna.

- Wspaniale, ale niedługo sama się przekonasz - Igor cmoka blondynkę w nos.

- Jak to?

- W wakacje pojedziemy wszyscy razem - wtrącam się.

- Tato, to prawda? - pyta z uśmiechem Kuba.

- Tak, zabiorę was na ile tylko będziecie chcieli - szatyn posyła chłopcu uśmiech.

- Ale czad! - cieszy się Kuba.

- Siupel! Pielwszy laz zobaczę mozie! - klaszcze w dłonie dziewczynka - Mamusiu, a tatuś teź z nami pojedzie?

Z ust moich i Igora znika uśmiech. Odchrząkuję głośno i przenoszę wzrok na Sarę.

- Um, wiesz co, pójdziemy z wujkiem po wasze rzeczy do dziadka, okej? - proponuję zabierając dziewczynkę z rąk Igora i stawiam ją na ziemi. Po chwili widzę jak razem z Kubą siadają na huśtawki i zaczynają się bujać.

- Przepraszam cię za to - zaczynam patrząc na Bugajczyka - Rozumiesz, że ona po prostu prawie całe życie wychowywała się ze mną i Dawidem, chyba nawet poświęcał jej więcej wolnego czasu niż ja - wzdycham - Coraz częściej o niego pyta, bardzo jest do niego przywiązana, kocha go.

- Staram się to rozumieć, ale to coraz trudniejsze - przyznaje szatyn siadając na krześle przed wejściem do domu - To moja córka. Wyobraź sobie, że Kuba mówi mamo do innej kobiety. To serio boli. Cholernie.

- Wiem - zgadzam się z nim i siadam na jego kolanach, a on obejmuje mnie w talii - Powiemy jej, ale jeszcze nie teraz, jest jeszcze za mała.

- Masz rację - wzdycha - Spróbuję to jeszcze przeboleć, ale jest coraz trudniej.

- Wszystko się ułoży, obiecuję - cmokam jego usta, a on oddaje pocałunek.

Wstaję z jego kolan i mam już wchodzić do mieszkania, gdy wychodzi z niego mój tata.

- Jak dobrze was widzieć - mężczyzna przytula najpierw mnie, a potem wita się z Igorem.

- Wzajemnie - odpowiada Bugajczyk.

- Wejdziecie na herbatę?

- W sumie to czemu nie - wzruszam ramionami.

Igor

Wchodzimy do mieszkania i od razu kierujemy się do jadalni połączonej z salonem, po czym zajmujemy miejsca przy stole, gdy ojciec Wiktorii wstawia wodę i przygotowuje herbatę. Po kilku minutach dołącza do nas przy stole.

- Wy tak na poważnie... znowu razem? - wypala, a my z Wiktorią od razu rzucamy sobie spojrzenie.

- Postanowiliśmy, że damy sobie jeszcze szansę. W końcu mamy dzieci, wiele nas łączy - wtrąca się blondynka,

- Chcemy ponownie razem zamieszkać - dodaję.

- Igor - zaczyna mężczyzna - Dobrze wiesz, że pomimo twojej przeszłości, nigdy cię nie skreśliłem, czy nie patrzyłem na ciebie z góry. Od zawsze darzę cię dużą sympatią... ale nie pozwolę, aby ktoś ranił moją córkę. Dała ci szansę, okej, to jej sprawa, widocznie musiałeś pokazać, że naprawdę żałujesz swojego błędu. Życzę wam jak najlepiej, ale jeśli znów ją zranisz, nasze relację bardzo się zmienią - ostrzega.

- Oczywiście, rozumiem - zgadzam się z nim, bo ma cholerną rację. Sam się chyba zabiję, jeśli znów to zjebię, nie ma takiej opcji - Nigdy więcej nie pozwolę, aby Wiktoria cierpiała.

- Mam taką nadzieję. Potraktuj to jako takie ostrzeżenie.

- Jasne.

- Co z Dawidem? - zmienia temat przenosząc wzrok na Wiktorię.

- Nic - wzdycha - Nie rozmawiajmy o nim.

- Sara mnie o niego wypytywała.

- Jak zwykle, wszystko musi wiedzieć - kiwa z niedowierzaniem głową.

- Dziwisz się? Ma prawie 3 latka, przywiązała się do niego. Nie próbował się z nią zobaczyć?

- Jak widzisz nie - zaciska usta w wąską kreskę.

- A niech go diabli wezmą, w takim razie. Chyba i tak w końcu powiecie jej prawdę. Musi wiedzieć, że Igor jest jej ojcem. Inaczej, gdy dorośnie, będzie miała do was ogromny żal.

- Wiem tato - przytakuje blondynka - Właśnie o tym rozmawialiśmy chwilę temu, powiemy jej niedługo.

Nagle słyszę dźwięk esemesa.

- Przepraszam na chwilę - wtrącam się wyjmuję telefon z kieszeni.

Na ekranie zauważam numer Lary. Treść esemesa natomiast jest bardzo dziwna.

~ Od: Lara
Igor, mamy kłopoty...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro