Część X Rozdział XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 tygodnie później

Dostałem dziś telefon ze szpitala, w którym leży Laura. Muszę pojechać tam i porozmawiać z lekarzem. Jako, że jestem osobą, która wezwała pomoc i jedyną, która interesuje się teraz jej zdrowiem, lekarz chce mnie poinformować o decyzji.

- Gdzie dzieciaki? - pytam wchodząc do salonu i siadając obok blondynki na kanapie.

- Bawią się w pokoju Kuby - odpowiada z uśmiechem.

- Chyba Sara i Kuba strasznie polubili Natana, co?

- Oo tak - śmieje się - Z resztą, nie dziwię im się. Jest uroczy i taki... słodki, i kochany.

- Ej, bo będę zazdrosny, okej? - unoszę ręce w geście niewinności i oboje zaczynamy się śmiać.

- Głupi jesteś Bugajczyk - przewraca oczami.

- Słuchaj, lekarz Laury do mnie dzwonił, muszę pojechać do szpitala. Podjęli już decyzje co z nią dalej zrobią. Poradzisz sobie?

- Jasne - skina głową.

- Dzięki, cudna jesteś - cmokam ją w usta - Załatwię co trzeba i jestem z powrotem. Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Wychodzę z mieszkania i kieruję się do auta. Wsiadam do środka i jadę w kierunku szpitala.

###

Czekam pod gabinetem lekarzy. Jak zawsze, umawiasz się i musisz czekać na takiego spóźnialskiego palanta. Nienawidzę.

- Witam, przepraszam za spóźnienie, miałem pacjenta - mężczyzna ściska moją dłoń.

- Dzień dobry - wzdycham.

- Wejdźmy do środka.

Otwiera drzwi i po chwili siedzimy już przy jego biurku. Wyjmuje z szuflady jakąś teczkę. Widnieje na niej imię i nazwisko Laury, a więc to muszą być jej badania.

- Rozumiem, że jest pan mężem pacjentki?

- Ja? Nie, nie jestem.

- A kim w takim razie pan dla niej jest?

- Um... nie jesteśmy rodziną, ale kiedyś się spotykaliśmy. Byliśmy parą. Ona nie ma nikogo, chyba...

- Ehh, nie powinienem udzielać informacji osobom, które nie są z rodziny pacjentki, ale dobrze, zrobię wyjątek w takim razie - otwiera teczkę - Więc tak... jeśli chodzi o ślady na nadgarstkach, to jest coraz lepiej. Jednak ogólny stan pani Laury nie jest dobry.

- Co ma pan na myśli? - marszczę brwi.

- Próba samobójcza wynika z zaburzeń emocjonalnych pacjentki. Ma bardzo głęboką depresję. Przez wszystkie wizyty z psychiatrą prawie wcale się nie odzywała. Patrzyła tylko ciągle w jedno miejsce. Bardzo rzadko wstaje z łóżka, z nikim nie rozmawia, ignoruje kompletnie co się do niej mówi. Nie chce powiedzieć nikomu o swoich problemach, zdarza jej się histeryzować, krzyczeć i płakać bez powodu. Wiemy też od policji, że była poszukiwana w sprawie porwania dziecka, a pan wspominał, że nazwała pańską córkę swoją i wpadła w histerię. Te objawy wskazują na chorobę.

- Co to za choroba?

- Pani Laura ma zaawansowany stopień zaburzeń urojeniowych.

- Co teraz z nią zrobicie? Zostanie tutaj? - w głowie mam mnóstwo myśli.

- Oczywiście nie. Przetransportujemy ją do szpitala psychiatrycznego.

- Słucham? To będzie konieczne?

- Nie jest w stanie sama się sobą zająć, nie panuje nad sobą. Ktoś musi sprawować nad nią opiekę.

- Rozumiem - przecieram zszokowany twarz dłonią i wzdycham - Przepraszam, po prostu jestem w szoku, zawsze była normalną dziewczyną, zachowywała się jak reszta dziewczyn w jej wieku. Była uśmiechnięta, pracowała, urodziła dziecko, zakochiwała się... to trudne.

- Oczywiście, ma pan rację. Nie codziennie spotyka się osoby z taką chorobą. Ale to dla jej dobra. Tam będą wiedzieli co zrobić, aby przywrócić ją do starego życia.

- Dobrze, jeżeli to jest pana decyzja to... w porządku.

- W takim razie to by było na tyle. Jeszcze dziś przeniesiemy pacjentkę do placówki w Warszawie. To jeden z najlepszych szpitali w województwie. Będzie miała najlepszą opiekę.

- W porządku. Czy mogę jeszcze się z nią zobaczyć?

- Jeśli panu na tym zależy to oczywiście.

- Dziękuję. Do widzenia - ściskam jego dłoń i wychodzę z gabinetu.

Zakładam ręce na biodra i nie mogę uwierzyć. Muszę chwilę odetchnąć.
Wychodzę przed szpital i zaciągam się świeżym powietrzem. Wyciągam paczkę papierosów i odpalam jednego z nich.

Dlaczego? Co takiego musiało się stać do cholery? Nigdy nie zauważyłem, aby się dziwnie zachowywała. Ale w końcu nie miałem z nią kontaktu przez prawie 3 lata. Dużo mogło się zmienić.

Wyciągam telefon i piszę esemesa do Wiktorii.

Do: Wiki 💏💕
Laurę zamykają w szpitalu psychiatrycznym...

Od: Wiki 💏💕
Żartujesz?

Do: Wiki 💏💕
Nie... cierpi na jakieś zaburzenia urojeniowe, czy jakoś tak. Do tego depresja... od chuja tego.

Od: Wiki 💏💕
Co teraz będzie z Natanem? Ojca nie ma, znaczy ma, ale sam wiesz... Laura nie jest w stanie się nim zająć... co mu powiemy?

Do: Wiki 💏💕
Nie wiem... kurwa, nie mam pojęcia. Jest mi go tak żal...

Od: Wiki 💏💕
Mi tak samo...

Do: Wiki 💏💕
Dobra, pomyślę. Za niedługo będę ❤

Od: Wiki 💏💕
Czekam 💕

Gaszę używkę i wracam do szpitala. Odnajduję salę dziewczyny i po cichu otwieram drzwi. Ku mojemu zdziwieniu blondynka siedzi na rogu łóżka i patrzy za otwarte okno. Siadam na krześle obok jej łożka i patrzę na nią. Zauważa mnie, ale nie patrzy na mnie. Za to spuszcza wzrok na swoje dłonie. Jest blada, schudła i ten cholerny brak chęci do życia, który jest widoczny na jej twarzy... wygląda okropnie.

- Jak się czujesz? - pytam z nadzieją, że mi odpowie. Niestety... nie odtrzymuję odpowiedzi - Lekarz mówił, że kiepsko się czujesz - kontynuuję - Przeniosą cię w inne miejsce - dziewczyna chowa twarz w dłoniach, opierając łokcie na kolanach - W porządku? - pytam widząc jej zachowanie.

- Nie - odpowiada ledwo słyszalnym tonem.

- Porozmawiaj ze mną, słyszysz? - przenoszę krzesło bliżej niej. Stawiam je centralnie przed nią i skupiam wzrok na jej twarzy - Laura - chwytam za jej dłonie - Musisz walczyć, Natan cię potrzebuje.

- Nie dam rady się nim zajmować - mówi prawie niesłyszalnym tonem.

- Dasz, poradzisz sobie, kurcze... silna jesteś, wiem to.

- Nie mogę, nie chcę. Zajmij się nim, albo nie wiem... oddaj go gdzieś - pociąga nosem.

- Słucham? - pytam z niedowierzaniem - Jak możesz tak mówić? On cie kocha, to twój syn.

- Nic nie rozumiesz, Igor. Ja umrę. Zabiję się, prędzej czy później... to wszystko nie ma bez niej znaczenia - po jej policzku spływa łza.

- O czym ty mówisz?

- Zaszłam w ciążę, facet jak zwykle się ulotnił, ale to nie jest najważniejsze. Urodziłam córkę. Roksana miała półtora roku, gdy potrącił ją samochód... i zginęła na miejscu - w tym momencie blondynka zaczyna płakać.

Ja pierdolę... nie mogę uwierzyć, nie dociera to do mnie. To jakiś koszmar.

- Jezu... - jest jedynym co mogę powiedzieć w tej chwili. Odruchowo przykładam dłoń do ust.

- Igor, ja przepraszam... - szlocha przez łzy.

- Nie rozumiem - poprawiam kosmyk jej włosów za ucho.

- To był Dawida pomysł, przepraszam...

- Co? - marszczę brwi - Laura co ty mówisz? Co z tym wszystkim wspólnego ma Dawid?

- Chciał odzyskać Wiktorię, wymyślił to porwanie. Ja bardzo tęskniłam za Roksaną, chciałam z powrotem moją córeczkę... zgodziłam się - wyciera łzy - Po kilku dniach miał ją ode mnie zabrać i odwieźć do domu, udać, że niby udało mu się ją znaleźć. W ten sposób chciał na nowo zyskać miłość Wiktorii... ale ja naprawdę pokochałam Sarę. Tak bardzo przypominała mi moją Roksi... nie chciałam jej oddawać. Po jej śmierci nie mogłam sobie poradzić...

- Co za chuj... - mówię pod nosem zaciskując pięści - Nie wierzę, kurwa, nie wierzę.

Co się do cholery stało z moim kumplem?

***

Postanowiłam, że zacznę wymagać 😁 10 komentarzy i 50 🌟 pod tym rozdziałem i dopiero dodaję nowy, buźka 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro