Część XI Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niesprawdzony : )

Igor

- Wiktoria Bugajczyk - rzucam do młodej kobiety stojącej za ladą recepcji - Niedawno ją do was przywieźli - dodaję zdyszany.

- Chwileczkę - odpowiada i szuka czegoś w karcie, gdy ja nerwowo stąpam z nogi na nogę. Szybciej, kurwa - Zgadza się. Sala 15, po schodach na górę i na prawo.

Rzucam ciche dziękuję i biegnę przepychając po drodze kilka osób. Po krótkiej chwili znajduję się już pod salą, na której leży Wiktoria.

Chodzę w tę i z powrotem, mijają kolejne minuty, a ja nadal nic nie wiem. Co za jebany kraj.

W końcu z sali wychodzi mężczyzna w średnim wieku. Po jego stroju wnioskuję, że jest lekarzem.

- Co się dzieje? - pytam od razu gdy wychodzi.

- Rozumiem, że to z panem rozmawiałem przez telefon? - pyta, a ja skinam głową.

- Co się w ogóle stało? Jak moja żona tu trafiła? - rzucam na jednym wydechu.

- Pani Wiktoria zasłabła przy jednym z przystanków autobusowych w Piastowie. Starsza kobieta wezwała pomoc. Na razie stan pacjentki jest stabilny, jednak nie wiemy jeszcze co dokładnue wywołało omdlenie. Skarży się jednak na duże bóle brzucha, co mnie niepokoi. Wykonamy jeszcze szereg potrzebnych badań. Pacjentka będzie musiała zostać z nami przez najbliższe kilka dni, potem zobaczymy co dalej.

- Okej, w porządku, ale to nic poważnego? - dopytuję.

- Tego jeszcze nie wiem. Omdlenie może być spowodowane zwykłym przemęczeniem, jednak tutaj mamy dodatkowe bóle żołądka, co trzeba będzie sprawdzić.

- Cholera...

- Proszę się nie martwić, wszystko dokładnie sprawdzimy.

- Mogę do niej wejść?

- Oczywiście - posyła mi lekki uśmiech i odchodzi.

Popycham lekko drzwi, a moim oczom ukazuje się blondynka leżąca w szpitalnym łóżku, podłączona do kroplówki. Przysuwam krzesło bliżej łóżka i siadam na nim, chwytając dłoń dziewczyny.

- Wystraszyłaś mnie - zaczynam przykładając jej dłoń do swoich ust - Cholernie.

- Przepraszam - odpowiada ledwo słyszalnym tonem.

- Co się stało? Czemu nie odbierałaś ode mnie telefonu? Gdzie w ogóle byłaś cały dzień? - zadaje kilka pytań, jedno po drugim.

- Musiałam pobyć sama - przyznaje patrząc za okno.

- Wiktoria - chwytam jej podbródek w swoją dłoń i obracam tak, żeby na mnie spojrzała - Przepraszam, za wszystko, wybacz mi - ściskam mocniej jej dłoń. Blondynka patrzy prosto w moje oczy, a w jej dostrzegam łzy - Nie płacz, proszę. Słyszysz? Wszystko będzie dobrze, obiecuję - skina głową uwalniając łzy. Przyciągam ją bliżej do siebie i zamykam w szczelnym uścisku.

- Gdzie dzieci? - zmienia temat pociągając nosem.

- W domu. Natalia ich pilnuje - wycieram łzy z jej policzków.

- Wracaj do nich, mi nic nie jest, wrócisz jutro.

- Nie ma nawet mowy - zaprzeczam od razu.

- Igi, naprawdę...

- Nigdzie się stąd nie ruszę - przerywam jej.  Blondynka wzdycha patrząc mi w oczy.

- To nic poważnego, lekarz na pewno ci mówił.

- Tak. Mówił też, że jeszcze nie wiadomo co dokładnie ci jest. Coś cię boli?

- Nie, jest okej.

- Na pewno? Lekarz mówił, że boli cię brzuch - marszczę czoło.

- To było chwilowe, już mi przeszło.

- Dzięki bogu - oddycham z ulgą.

- Przyniesiesz mi coś do picia? Wodę najlepiej - zmienia temat.

- Jasne - cmokam ją w czoło i wychodzę z sali. Odnalezienie syfonu z wodą zajmuje mi chwilę. Po kilku minutach wracam do sali blondynki i podaję jej kubek z cieczą - Proszę.

- Dziękuję - odbiera ode mnie plastikowe naczynie i upija łyk cieczy - Kim ona właściwie dla ciebie jest?

- Kto? - marszczę zdziwiony brwi.

- Lara - podnosi wzrok prosto na mnie.

- Musimy teraz o tym rozmawiać? Proszę...

- Odpowiedz - przerywa mi.

- Przyjaciółką - wzdycham - Nikim więcej, przysięgam.

- Dlaczego wynajmujesz jej mieszkanie w takim razie? Nie uważasz, że zatajenie tego przede mną jest conajmniej dziwne?

- Masz rację. Ale nie mogłem ci powiedzieć, bałem się... dopiero co udało mi się ciebie odzyskać. Za dużo ryzykowałem, zrozum.

- Więcej się z nią nie spotkasz, Igor - spuszcza wzrok w kubek z wodą.

- Wiktoria, posłuchaj mnie...

- Nie chcę słyszeć niczego na temat tej szmaty - odpowiada ostro.

- Ona nie jest szmatą - bronię brunetki - Tylko mi pomogła udowodnić ci, że Dawid nie jest ci wierny. Lara jest porządną dziewczyną... trochę pogubiła się w życiu i została przez nie skrzywdzona. Nie ma nikogo, kogo mogłaby prosić o pomoc.

- Ona rozbiła moje małżeństwo, do cholery.

- Żałujesz tego? - moje pytanie ją zaskoczyło. Przenosi wzrok prosto w moje oczy.

- N-nie... - odpowiada po chwili ciszy.

- No właśnie. Naprawdę musimy do tego wracać? Wiki, i tak wam się nie układało... źle zrobiłem wpieprzając się w to wszystko, ale stałaś się znów moją żoną, nie możemy ciągle tego rozpamiętywać.

- Mogłeś mi wcześniej powiedzieć - zauważa.

- Masz rację - przyznaję - Mój błąd. Ale strach ma wielkie oczy. Myślałem, że wtedy ode mnie odejdziesz.

- Bo odeszłabym - odpowiada, co jednak trochę boli.

- Więc... czemu tego nie zrobiłaś? - przełykam głośno ślinę.

- Cały ślub był już gotowy. Goście, wesele, wszystko... a do tego cię kocham jak idiotka i nie wytrzymałabym kolejnego rozstania z tobą.

Do moich oczu napływają łzy. Mrugam kilka razy, by je stłumić. Przyciągam Wiktorię do siebie i mocno przytulam.

- Ja ciebie też bardzo mocno kocham - cmokam czule jej usta - Nie zawiodę cię już nigdy więcej, będę szczery, choćby nie wiem co się działo - opieram swoje czoło o jej.

Do sali wchodzi lekarz, a nasz wzrok skupia się na jego osobie.

- Niestety muszę prosić pana, aby opuścił pan salę. Zabieramy pana żonę na badania krwi.

Skinam głową, po czym posyłam dziewczynie lekki uśmiech ściskając mocniej jej dłoń w swojej. Całuję ją kolejny raz i wychodzę z sali.

Mam nadzieję, że badania wyjdą dobrze. Ona nie może być na nic chora.

Nie może....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro