Część XI Rozdział XLI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

#3 i ostatni dzisiaj + niesprawdzony 😁

- Czego tam... - mruczę w poduszkę, gdy rozlega się dźwięk mojego telefonu. Dzwoni i nie przestaje - Niech to szlag - dodaję i wstaję w celu poszukania telefonu.

Znajduję go pod ubraniami i marszczę brwi, gdy wyświetla mi się na ekranie numer Laury. Czemu dzwoni w środku nocy?

- Laura? Czemu dz...

- Igor, błagam przyjedź - przerywa mi drżącym głosem - Natychmiast - słyszę jak płacze.

- Ej, spokojnie - próbuję opanować sytuację - Co się stało?

- Arek stoi pod drzwiami i od kilku minut drze się, żebym go wpuściła. Nie wiem, chyba jest pijany, albo naćpany, cokolwiek... wali i kopie w drzwi, boję się, że tu wejdzie i...

- Dobra, schowaj się z Natanem w pokoju i nie podchodź do tych drzwi, już jadę - rzucam ubierając się najszybciej jak potrafię - Gdyby coś się działo, dzwoń do mnie.

- Pośpiesz się, proszę - błaga przerażonym tonem.

- Daj mi pół godziny. Jadę - rozłączam się i wybiegam z domu zgarniając kluczyki od auta z szafki.

Wsiadam do auta i ruszam z piskiem opon w kierunku Modlina. Pół godziny... jak ja tam kurwa dojadę w trzydzieści minut? Musiałbym chyba umieć latać.

Nie zastanawiam się dłużej i wrzucam najwyższy bieg, po czym znacznie zwiększam prędkość. Ryzykuję, że się rozpierdolę na pierwszym lepszym zakręcie, ale nie mam dużo czasu.

Na miejsce dojeżdżam po lekko ponad trzydziestu minutach. To aż cud, że policja mnie nie zatrzymała i nie zabrała prawa jazdy na stałe. Na szczęście o 3 w nocy jest w miarę pusto na ulicach.

Parkuję auto na podjeździe i wchodzę na posesję. Wbiegam do domu, gdy zauważam, że drzwi są otwarte, a zamek rozwalony.

W mieszkaniu na piętrze słyszę krzyki. Wbiegam po schodach na górę. Otwieram drzwi od sypialni Laury i zauważam jak ten sukinsyn próbuje jej wyrwać Natana.

Podchodzę do niego od tyłu i chwytając za jego kurtkę, odciągam go od dziewczyny i płaczącego chłopca. Popycham go na ścianę i wtedy zauważam jego czarne jak noc oczy, ma bardzo rozszerzone źrenice.

Nie wiem co brał, ale... mógł wziąć więcej i po prostu zdechnąć.

- Oooo - woła z uśmiechem widząc mnie - Z tego co pamiętam miałeś mnie więcej na oczy nie widzieć - parska śmiechem.

- Co ty odpierdalasz?! - wrzeszczę na niego.

- Nie muszę ci kurwa tłumaczyć - warczy w moją stronę i próbuje mnie przepchnąć i znów dostać się do Laury i Natana.

- Nie tak szybko kurwa - popycham go do tyłu - Nie zbliżysz się do nich.

- No Laura,  pięknie - klaszcze w dłonie - Idealna szopka. Chyba mam prawo widzieć się ze swoim synem.

To kurwa pięknie...

- Nie. Masz prawo wypierdalać, co najwyżej. I to już.

W tej chwili czuję jego pięść na swojej twarzy. W moich ustach czuję metaliczny posmak krwi. Wycieram brunatną ciecz z warg i zaciskam pięści.

- Wyjdźcie do innego pokoju - zwracam się do Laury, a ta bez słowa wychodzi.

Nie wytrzymuję i oddaję mu cios w twarz. Nie zostaje mi dłużny i dostaję kolejny raz, tym razem z kolana w brzuch. Niestety, ale po dragach jest jakby dwa razy silniejszy.

Chwytam go za ramiona i podcinam swoją nogą jego nogi, przez co od razu upada na ziemie na brzuch. Siadam na nim nie pozwalając mu się ruszyć.

Od razu wyjmuję telefon z kieszeni i wzywam policję.

***

- Dziękujemy za telefon. Arkadiusz Czajkowski był poszukiwany listem gończym przez ostatnie 5 lat - oznajmia policjant.

- Proszę nam nie dziękować tylko zamknąć tego pojeba do końca życia. Kto normalny daje przepustki takiemu psychopacie? - wyrzucam ręce w powietrze.

- Zadbamy o to, aby był dokładnie pilnowany na każdym kroku - zapewnia - Proszę się uspokoić. Nic już nie grozi pani i pani synkowi - zwraca się do Laury.

Blondynka skina głową. Jest nadal w ogromnym szoku.

- Zabierzcie go już stąd - proszę - Ona musi się uspokoić.

- Oczywiście. Do widzenia - rzuca mężczyzna i wychodzi z domu dziewczyny. Trzech innych wyprowadza Arka w kajdankach. To najlepszy widok od dłuższego czasu.

Na policzkach dziewczyny zauważam kolejne łzy. Podchodzę do niej i mocno ją do siebie przytulam.

- Już dobrze, nie płacz - głaszczę ją po głowie - On już nic wam nie zrobi.

- Nawet nie wiesz jak cholernie się bałam, Igor - szlocha zaciskując pięści na mojej bluzie - Bałam się, że on skrzywdzi Natana.

- Ciii - cmokam czubek jej głowy i mocniej ją przytulam - Zostanę z wami trochę, okej? Przynajmniej aż emocje opadną - proponuję.

- Mógłbyś? - patrzy prosto w moje oczy.

- Jasne - skinam głową - Gdzie właściwie jest Natan?

- Zasnął. Jest w swoim pokoju - odpowiada poprawiając kosmyk swoich włosów za ucho.

- Pójdę sprawdzić, czy wszystko z nim gra.

Blondynka skina głową, a ja udaję sie na górę. Po chwilo znajduję się w pokoju Natana. Siadam na łóżku obok śpiacego bruneta i głośno wzdycham patrząc na chłopca i jego opuchnięte od płaczu policzki.

- Nie zasłużyłeś na to wszystko - szepczę czując, jak kurewsko mi przykro z powodu tego wszystkiego.

To tylko niewinne dziecko. Dlaczego? Dlaczego takie straszne rzeczy spotykają osoby, które zasługują na wszystko co najlepsze? Dlaczego spotykają one takie małe dzieci? Czemu on nie może mieć normalnej rodziny...

Chłopiec kręci się i przez sen naciąga na siebie kołdrę. Uśmiecham się na ten widok. Jest taki kochany.

Szczerze mówiąc, żałuję, że nie jest on moim synem. Jakkolwiek to brzmi. Ale cholernie go kocham i oddałbym wszystko, aby był moim dzieckiem. Niestety nie jest i nigdy nie będzie. Za to ja zawsze będę go tak traktował.

Cmokam delikatnie głowę chłopca i wychodzę z jego pokoju. Dochodzi godzina 7. Wyjmuję telefon i piszę wiadomość do Lary, wiedząc, że dziewczyna lubi wcześnie wstawać.

Do: Lara💕
Mała, jestem w Modlinie. Wytłumaczę ci wszystko jak wrócę. Tylko muszę tutaj trochę posiedzieć z Laurą i Natanem.

Od: Lara💕
Coś się stało? Wszystko w porządku? Przed chwilą wstałam i zobaczyłam, że cię nie ma.

Do: Lara💕
Stało się i to dużo... ale już wszystko okej, nie martw się. Niedługo będę wracał.

Od: Lara💕
W porządku...❤

Uśmiecham się sam do siebie widząc tą czerwoną emotkę w postaci serca. Niby tylko emotka, tylko małe, głupie serce, a potrafi ucieszyć.

Wchodzę do kuchni, gdzie przy blacie siedzi Laura, pijąc coś z kubka.

- Zrobiłam ci kawę - mówi dosyć cicho, gdy mnie zauważa.

- Dzięki - odpowiadam i siadam naprzeciwko niej przy stole.

- To wszystko moja wina - rzuca nagle patrząc w ciecz znajdującą się w kubku.

- Zwariowałaś? Nie mów tak - wpatruję się w nią.

- Ale to prawda. Gdybym się z nim wtedy nie przespała... wszystko byłoby dobrze.

- Dobrze? - marszczę brwi - Natana nie byłoby na świecie - zauważam.

I to jest właśnie paradoks. Katastrofalny. Arek to człowiek, którego drugie imie to problemy. A trzecie pojeb. Laura zrobiła ogromny błąd, gdy się z nim przespała.

Z drugiej strony, dzięki tej przelotnej przygodzie na świecie jest cudowna istotka.

Nadal nie wiem jakim cudem taki sukinsyn spłodził tak wspaniałe dziecko.

- Byłam cholernie głupia, Igor... brakuje mi tych czasów, gdy Natan był mały, a ja nie musiałam być z tym wszystkim sama.

- Do czego ty zmierzasz? - wpatruję sie w nią.

- Żałuję, że się rozstaliśmy. To było najgorsze, co mnie w życiu spotkało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro