Część XI Rozdział XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co za spotkanie, Bugajczyk - parska brunet, który nagle znajduje się obok mnie.

- Co ty tutaj robisz, kurwa? - pytam zaciskując pięści.

- Nic szczególnego - wzrusza ramionami - Wróciłem z małych wakacji.

- Policja cię szuka, do chuja! Jak możesz tak po prostu, bezkarnie siedzieć sobie w knajpie? Jesteś pierdolnięty! - wybucham.

- Radziłbym ci się uspokoić - posyła mi chłodne spojrzenie - Dobrze mnie znasz, wiesz, że jeżeli zaczniesz przeginać, zniszczę ciebie i twoje życie, dogłębnie - dodaje pewny siebie - A Wiktoria? Wie, że prowadzasz się po knajpach z jakąś inną laską? Co prawda niezła jest, sam bym się nią zajął... na pewno Wiktoria byłaby zazdrosna, gdyby się dowiedziała, że z nią tu przyszedłeś.

- Ani słowa więcej - zaciskuję szczękę.

- Bo co? Już zdążyłeś zaliczyć tą małą sukę? Moja siostra zawsze była naiwna.

- Stul.pysk - syczę każdego słowo z przerwami, chwytając go za kołnierz i odpychając w tył.

- Jeszcze większą pizdą jesteś niż myślałem - rozkłada ręce śmiejąc się - Aż tak łatwo cię zranić, Bugajczyk? Od kiedy jesteś taki wrażliwy? - docina zauważając moje łzy w oczach.

- Wiktoria nie żyje - wyjaśniam patrząc na niego - Nie żyje, rozumiesz? Nie waż się mówić o niej cokolwiek złego, bo przysięgam, że cię kurwa zabiję!

Brunet patrzy na mnie i wybucha śmiechem.

- Naprawdę? W sumie, nie jestem zdziwiony. To twoja wina.

- Coś ty powiedział?

- TO TWOJA WINA - powtórzył wyraźnie - Zawsze jej powtarzałem, że ją wykończysz, chciałem ją przed tym uchronić na samym początku, ale była zbyt ślepa... dostała za swoje. Ani trochę mi jej nie szkoda.

- Odszczekaj to - rozkazuję popychając go na ścianę.

- Wiesz co jeszcze ci powiem?

- Zamknij się!

- To ty ją zabiłeś.

W tym momencie nie wytrzymuję i wymierzam mu pięść w twarz. Brunet upada na jeden ze stolików, robiąc w lokalu duży hałas. Stół łamie się pod jego ciężarem. Rzucam się na niego z pięściami, czując jak bardzo jestem na niego wściekły. W ostatniej chwili czuję, jak ktoś odciąga mnie na bok.

- Uspokój się, do cholery, Igor! - słyszę głos Borowskiego, odciągającego mnie od Arka.

Obok pojawia sie także wstrząśnięta Lara.

- Zabiję cię, rozumiesz?! - wrzeszczę w kierunku bruneta, podnoszącego się z ziemi i patrzącego na mnie w tym momencie tak, jakby miało być na odwrót - Módl się kurwa , żebym cię więcej nie zobaczył - zaciskuję pięści, a po moich policzkach spływają łzy - Wynoś się! - wrzeszczę do niego - Wypierdalaj!

Po chwili wychodzi z tym swoim jebanym uśmiechem. Pierdolony kutas!

- Proszę opuścić w tej chwili lokal, albo wezwę policję - słyszę stanowczy głos jakiegoś mężczyzny, jak myślę jest to właściciel.

- Oczywiście - przytakuje Borowski - Już wychodzimy. Chodź - pociąga mnie do wyjścia.

Mam w tej chwili całkowicie wyjebane na to wszystko. Strzącham ze złości wszystko co stoi na barze, nie zwracając uwagi na nic.

- Igor kurwa, wychodzimy!! - do Adriana dołącza Kacper z Dawidem i pomagają mu mnie wyprowadzić z pomieszczenia.

Wyciągają mnie na zewnątrz. Znajdujemy się na parkingu.  Nadal czuję mój mocno przyspieszony oddech i nie zapowiada się, by miało mi szybko przejść.

- Zostawcie go - między chłopakami przeciskuje się Lara.

- To nie najlepszy pomysł, jest w bardzo złym stanie, dawno go takiego nie widziałem - odzywa się Dawid.

- Igor, co się tam stało? Co on tutaj robił? - dopytuje Adrian.

- Odejdźcie - rozkazuje zakładając dłonie na biodra i biorąc kilka głębokich wdechów, a z moich oczu nie przestają wypływać łzy.

- Posłuchaj...

- Zostawcie mnie samego, kurwa!! - wrzeszczę przerywając Kacprowi i odchodzę w stronę domu zostawiając ich wszystkich pod knajpą.

***

Siedzę na podwórku. Konkretnie na schodkach prowadzących do wejścia do domu, analizując w głowie każde słowo Arka. Zaczyna do mnie docierać, że on miał rację.

Obok mnie nagle pojawia się drobna postać. Kątem oka zauważam, że to Lara.

- Igi - zaczyna niepewnie brunetka - Igi, pogadajmy - ciągnie kładąc swoją dłoń na mojej.

- Przepraszam cię, że musiałaś widzieć to wszystko - szepczę przełykając łzy.

- Przestań - odpowiada łagodnie - Wszystko będzie dobrze.

- To był Arek - otwieram się przed nią.

- Wiem, Adrian mi powiedział - przeczesuje moje włosy dłonią - Co sie tam wydarzyło?

- On... powiedział coś, czego nie powinien był mówić - kontynuuje przez zaciśnięte zęby.

- Spokojnie - uspokaja mnie dziewczyna - Co powiedział?

- Powiedział, że to ja zabiłem Wiktorię - gdy wypowiadam to zdanie, po moich policzkach znów spływa dużo łez. Brunetka przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i cmoka w czubek głowy jak małe dziecko - Najgorsze jest to, że on ma rację.

- Nie mów tak, nie ma racji. To nie prawda, Igor.

- Właśnie, że prawda - upieram się prostując swoją sylwetkę.

- Posłuchaj. Byłeś z nią od początku do końca, kochałeś jak nikogo na świecie, chroniłeś ją zawsze, po prostu wszystko dla niej robiłeś. Ona cię cholernie kochała Igor...

- Gdyby nie ta zdrada i nasz rozwód... wtedy przeszła tak wiele stresu. Później wróciłem przez co jeszcze bardziej się denerwowała. Do tego doszła ta upozorowana zdrada, gdy tobie zapłaciłem, abyś przespała się z Dawidem... - szlocham - To ja jej zafundowałem te wszystkie nerwy, przez które zachorowała.

- Przestań, nie pozwalam ci się obwiniać, słyszysz?

- Gdybym wtedy nie wrócił i dał jej spokój, ona dalej by żyła - chowam twarz w dłoniach. Zaczynam cholernie płakać. To co powiedział Arek, rozjebało moją głowę, moją psychikę.

- Dosyć, chodź do domu, proszę - przyciąga mnie do siebie, na co skinam głową.

Lara pomaga mi wstać ze schodków i razem wchodzimy do domu. Siadam na kanapie wpatrując się w ścianę przed sobą.

- Poczekaj tutaj, dam ci coś na uspokojenie - po chwili wraca z tabletką i herbatą - Powinno pomóc.

Przyjmuję od dziewczyny tabletki i łykam je zapijając cieczą.

Teraz jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to ja powinienem umrzeć, nie Wiki...

Ona nie żyje, ale ja tak.

Tego pierwszego nie mogę już zmienić, ale to drugie... nigdy nie jest za późno.

×××

Kochani, zapraszam do mojego nowego projektu, który jest kontynuacją "DAMN" 🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro